czwartek, 30 listopada 2023

Przodek Wisławy Szymborskiej dzierżawcą Choczni

 

Poetka i noblistka Wisława Szymborska urodziła się  w rodzinie Wincentego Szymborskiego i jego żony Anny Marii z domu Rottermund. Przodkowie i krewni matki Szymborskiej byli w przeszłości posiadaczami sąsiadującej z Chocznią Zawadki, a także Kleczy Górnej, Pobiedra (Paszkówki) i folwarku Świnka w Przybradzu, o czym pisze na facebooku Krzysztof Saferna (Historie z GminyWieprz).

Rottermundowie legitymowali się herbem własnym, zwanym czasem Kotwicz lub Karp, ponieważ na ich tarczy herbowej figurował na błękitnym polu karp, a na czerwonym kotwica. Tenże herb otrzymali w 1560 roku od Ferdynanda I Habsburga, cesarza rzymskiego, króla Węgier, Chorwacji i Czech.



Nieznanym dotąd faktem z historii Rottermundów są ich związki z Chocznią, datujące się na połowę XVII wieku. W tym czasie Chocznia była wsią królewską, dzierżawioną wraz z całym starostwem barwałdzkim przez Hieronima Wierzbowskiego, ożenionego z Marianną z Przyłęckich, wdową po poprzednim staroście Krzysztofie Komorowskim. Dzierżawca Wierzbowski oddawał w arendę poszczególne wsie i folwarki starostwa barwałdzkiego i właśnie w ten sposób niejaki Just Rottermund został arendarzem wsi Choczni. Ów Just był synem podstarościego i sędziego oświęcimskiego Jana Rottermunda, właściciela Kleczy Górnej i jego żony Anny. Z pewnością poddzierżawiał Chocznię w latach 1651-52, czyli jeszcze przed tak zwanym Potopem Szwedzkim. Właśnie w tych dwóch latach jest wymieniany w choczeńskiej Księdze Sądowej, jako uczestnik posiedzeń sądu gromadzkiego.

Z kolei w choczeńskich zapisach metrykalnych figuruje jego potomek Aleksander, który jako właściciel Zawadki był w 1763 roku ojcem chrzestnym Anny Kunegundy Dunin, córki dziedziców choczeńskiego majątku sołtysiego.

Synem Aleksandra, a prawnukiem Justa, był Józef Rottermund, na temat którego ciekawą historię przytacza wspomniany wyżej Krzysztof Saferna.

Otóż 6 lipca  1778 roku Józefa Rottermunda, właściciela Świnki, napadli na targu w Wadowicach trzej chłopi z Frydrychowic. Miała to być zemsta za utarczkę Rottermunda z wójtem frydrychowskim, która zakończyła się dla wójta podbitym okiem. Chłopi bili Rottermunda kijami, który osłaniał się jedynie trzcinową laską, wepchnęli go do błota i szarpali za włosy. Z opresji wybawił go dopiero mieszczanin wadowski Mętelski, który z pomocą sług Rottermunda powstrzymał napastników.

Pobity przez chłopów Józef Rottermund był praprapradziadkiem Wisławy Szymborskiej. 

Późniejsi przodkowie noblistki nie posiadali już związków z Chocznią.

poniedziałek, 27 listopada 2023

Władysław Wider - kolejny hallerczyk z Choczni

 

Władysław Wider
zdjęcie z archiwum Macieja Domagały

Władysław Wider urodził się w Choczni 24 maja 1899 roku jako syn Ignacego i Anny z domu Kobiałka, wdowy po Szymonie Płonce.  

Jako niespełna osiemnastoletni chłopak został powołany w marcu 1917 roku do służby w armii austriackiej.  Rozpoczął ją w 16. Pułku Piechoty CK w Nowym Jiczynie, później skierowano go do 4. Pułku Ułanów w Ołomuńcu i przydzielono do batalionu karabinów maszynowych. Następnie trafił na kilkutygodniowy kurs obsługi karabinów maszynowych do Innsbrucka. 

Na przełomie marca i kwietnia 1918 roku jego jednostka została wysłana na front włoski, gdzie w czerwcu wziął udział w walkach nad rzeką Piawą. 

28 października 1918 roku Władysław Wider dostał się do włoskiej niewoli, a 18 listopada „wówczas będąc młodzikiem i czując się Polakiem” , jak sam napisał, zgłosił się na ochotnika do tworzonej z byłych jeńców armii polskiej. Znalazł się w 2 Pułku Strzelców Polskich im. Tadeusza Kościuszki w obozie Santa Maria Capua Vetere. Z tą jednostką wyjechał w lutym 1919 roku do Francji, gdzie dostał umundurowanie, broń i ekwipunek. 

Już jako żołnierz 5 Pułku Strzelców Polskich Błękitnej Armii Generała Józefa Hallera 24 kwietnia 1919 roku wyruszył  pociągiem przez Niemcy do Polski. Czuł się wówczas „pełnego ducha i ochoty do walki z najeźdźcą” , a tymczasem po przyjeździe z kolegami do Hrubieszowa „zamiast bić bolszewików, tośmy się rzucili na Żydów”. Pięć dni później dotarł w rejon walk na froncie ukraińskim. Ponosząc małe straty (2 poległych i 13 rannych) jego  pułk opanował Sokal nad Bugiem i „po godzinie 3-ciej po obiedzie” wkroczył na ulice tego miasta. Po sukcesach na froncie Wider awansował na stopień kaprala. Później 2 batalion 5 Pułku Strzelców Polskich wraz ze służącym w 2 kompanii karabinów maszynowych Widrem zdobył po oddaniu kilku salw Tartaków i kierował się w stronę Brodów „ciesząc się, że za parę dni cała Ukraina aż po Kijów będzie nasza”. Do tego jednak nie doszło. 5 PSP wycofano przez Lwów w rejon Trzebini, Szczakowej i Jaworzna. Jechali tam „smutni, z głowami opuszczonymi do ziemi”. Na pograniczu Małopolski i Górnego Śląska 2 batalion 5 PSP stacjonował przez całe lato.

Natomiast w lutym 1920 roku Wider ze swoją jednostką wyruszył, jak pisał, „na Pomorze” (a właściwie na Warmię). Po przekroczeniu granicy pruskiej w Działdowie posuwali się w kierunku Lidzbarka i dalej na północ w stronę Lubawy. Właśnie z Lubawy odesłano Władysława Widra do szkoły podoficerskiej w Komorowie koło Ostrowi Mazowieckiej. Po ukończeniu kursu i zdaniu egzaminów z obsługi 3 rodzajów karabinów maszynowych został przydzielony do 1 Dywizji Litewsko-Białoruskiej, dowodzonej przez generała Lucjana Żeligowskiego. Po dwóch tygodniach w Słonimie otrzymał awans na stopień plutonowego objął dowództwo nad 28 żołnierzami. Wkrótce z całą dywizją wyruszył do walki z bolszewikami na Polesie. 

20 maja 1920 roku Władysław Wider został ranny w lewą nogę w starciach nad rzeką Berezyną. Mimo dokuczliwego bólu odczołgał się z placu boju i po kilku godzinach został znaleziony przez dwóch sanitariuszy, włożony na nosze i przetransportowany na wozie konnym do miejscowości Parafianowo. Raniona noga bardzo spuchła i sanitariuszom z dużym trudem udało się zdjąć z niej but. W Parafianowie załadowano go na pociąg i przewieziono do szpitala w Wilnie, a po trzech dniach na oddział chirurgiczny do twierdzy Modlin pod Warszawą. 

Po kuracji Wider wrócił na służbę nie do armii gen. Żeligowskiego, lecz w  47 Pułku Strzelców Kresowych stacjonującym w Stryju koło Lwowa. W dalszym ciągu poruszał się wówczas o lasce i w bucie z obciętą cholewką, by nie urażać nie całkiem zagojonej rany. Mimo tego na początku sierpnia musiał wziąć udział w obronie koszar zaatakowanych przez bolszewików. Po trzech miesiącach, jako nadal niepełnosprawny, przesunięty został do kompanii budującej fortyfikacje w rejonie Przemyśla w ramach 51 PP. Został dowódcą plutonu  w składzie 50 żołnierzy. W lutym 1921 roku tę jednostkę zlikwidowano i przydzielono go do 10 Pułku Saperów w Przemyślu. 

29 września 1921 roku Władysław Wider został zwolniony do cywila i powrócił do Choczni. 

19 lutego 1924 roku poślubił w Choczni Elżbietę Brusik. W tym samym roku brał udział jako murarz w renowacji choczeńskiego kościoła parafialnego. Trzy lata później wyemigrował do Montevideo w Urugwaju, a rok później dołączyła do niego żona. 22 marca 1929 roku w Montevideo przyszedł na świat ich syn Roman. Wcześniej jeszcze w Choczni Widrowie mieli dwie córki, które zmarły jednak przed ukończeniem pierwszego roku życia. Władysław Wider pracował w Urugwaju jako ślusarz i  działał w Towarzystwie Byłych Wojskowych i Obrońców Polski, Towarzystwie Polskim im. Kościuszki (w 1928 roku członek Komisji Rewizyjnej) oraz w Towarzystwie im. Józefa Piłsudskiego. 26 listopada 1940 roku urodził mu się drugi syn Alfred Maksymilian (Alfredo Maximiliano). Jako Ladislao Wider  zmarł 7 sierpnia 1946 roku w wieku 47 lat.

Przedstawione powyżej fakty z jego służby wojskowej pochodzą z podania, które złożył w 1937 roku, starając się o odznaczenie Krzyżem Niepodległości (jego prośbę odrzucono w 1938 roku). Władysław Wider był także autorem wspomnień z emigracji (700 stron), które przekazał do Instytutu Gospodarstwa Społecznego (obecnie w ramach SGH w Warszawie).

czwartek, 23 listopada 2023

Z życia choczeńskich emigrantów w Ameryce - część II

 Dom Pogrzebowy Modetz zamieścił nekrolog zmarłej 8 marca tego roku Mirosławy Ewy Zając z domu Romańczyk, która urodziła się 30 lipca 1939 roku w Janowej Dolinie na Wołyniu, ale po powrocie rodziców (Andrzeja Romańczyka i Heleny z domu Koman) do Choczni była mieszkanką tej miejscowości. 24 lipca 1960 roku poślubiła w choczeńskim kościele parafialnym Jana Władysława Zająca, z którym w latach 60. XX wieku wyemigrowała do USA. 


W nekrologu czytamy, że była mieszkanką Rochester w stanie Michigan i "odeszła spokojenie w otoczeniu rodziny i wiernego psa o imieniu Angel (...) była drogą matką Richarda i Andrzeja Zająców, cenioną babcią Kaylee, Kelsee, Katelyn, Zacharego, Elli i Leah oraz siostrą Jadwigi Bator, nieżyjącej już Annety Więckiewicz i Zosi Skszyńskiej."

----

W 1927 roku pochodzący z Choczni Adam Wcisło uzyskał tytuł doktora stomatologii na katolickim Uniwersystecie Ignacego Loyoli w Chicago. Poniższe zdjęcie przedstawia jego fotografię oraz czterech innych absolwentów tego samego kierunku:


----

Kanadyjskie czasopismo "Ontario Sessional Papers" z 1946 roku przynosi opis zabójstwa, dokonanego w Windsor na przybyłym z Choczni Franciszku Ścigalskim, urodzonym w 1889 roku:

8 sierpnia na polu w Windsor na południe od Sandwich Street znaleziono ciało Franka Scigalskiego. Funkcjonariusze policji miasta Windsor odpowiedzieli na wezwanie, a dochodzenie ujawniło kilka ran kłutych na ciele zmarłego. Spodnie zostały odcięte od ciała, najwyraźniej jakimś ostrym narzędziem, a marynarka miała też rozcięcia. Przy ciele nie znaleziono żadnych pieniędzy. Identyfikacji dokonano na podstawie koperty znalezionej w kieszeni koszuli zmarłego. Wiele wskazywało na to, że zmarły został pchnięty nożem, gdy stał w pozycji pionowej, po czym najwyraźniej upadł na twarz i już się nie poruszył.

Było to jedno z trzech podobnych morderstw, do których doszło w Windsor w sierpniu 1945 roku w odstępie zalewie 10 dni. Ofiarami pozostałych dwóch byli sierżant Hugh Blackwood i stróż William Davies. Wspomniany wyżej Franciszek Ścigalski, pracujący w Kanadzie jako krawiec tapicerski, pozostawił w Choczni żonę Justynę oraz czworo dzieci: Irenę, Kazimierza, Elżbietę i Urszulę.

----

Fotografia z 1943 roku Walerii Kręcioch, urodzonej w Chicago 28 sierpnia 1918 roku, jako córka Tomasza Kręciocha, emigranta z Choczni i jego żony Apolonii z domu Sikora. Waleria wraz z koleżanką Wilmą Bowes została uchwycona podczas pracy w zakładach zbrojeniowych West Pullman Works w Chicago, gdzie do jej obowiązków należała kontrola wyprodukowanych tam drobnych metalowych części przed dostarczeniem ich dla amerykańskiej armii. 


Rok później Waleria wyszła za mąż za Jacoba Gotfryda, z którym miała córkę Geraldinę. Zmarła w 2002 roku w wieku 84 lat.


poniedziałek, 20 listopada 2023

Ślady osadnicze na terenie Choczni

 

Według Narodowego Instytutu Dziedzictwa na terenie Choczni znajduje się 15 tak zwanych śladów osadniczych, jedna osada i jeden skarb, które są ujęte w ewidencji zabytków.

To efekt badań archeologicznych, prowadzonych w Choczni w latach 80. XX wieku pod kierownictwem małżeństwa Foltynów (patrz tu), Rydlewskiego i Czyżyka. Badania odbywały się na zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora do spraw Zabytków Archeologicznych i miały charakter powierzchniowy, to znaczy nie prowadzono żadnych prac wykopaliskowych. Metodę badań archeolodzy określili jako penetrację szczegółową pasami o szerokości od 200 do 500 metrów przez przemieszczającą się grupę 5-6 badaczy w obrębie odcinków zakreślonych przez naturalne punkty topograficzne.

Wymienione wyżej ślady osadnicze i osada koncentrują się wzdłuż małych cieków wodnych oraz na stokach i krawędziach dolin w górnej części Choczni, obejmując dość nieliczne znaleziska datowane na okres od epoki kamienia po wczesne średniowieczne i nowożytność, z tym  że poza jednym wyjątkiem brak wśród nich obiektów z epok brązu i żelaza. Ze względu niewielką ilość znalezisk badacze uznali, że górna Chocznia nie była prawdopodobnie zamieszkała na stałe w pradziejach, natomiast mogła stanowić obszar okresowej działalności ludzkiej związanej z polowaniami, zbieractwem lub rybołówstwem. Ten teren nie sprzyjał dawnemu osadnictwu z powodu słabych gleb, zmienności warunków atmosferycznych i ukształtowania.

Wykaz śladów osadniczych:

  • stanowisko na terenie niezabudowanym – łące użytkowanej rolniczo – na którym w 1986 roku odnaleziono pojedynczy fragment rdzenia krzemiennego z epoki kamienia (okres sprzed co najmniej 5.000 lat),
  • stanowisko na terenie niezabudowanym – łące/polu ornym użytkowanych rolniczo (w 1986 roku własność Edwarda Kolbra), na którym znaleziono dwa fragmenty ceramiki z okresu średniowiecza,
  • stanowisko na terenie niezabudowanym – łące/polu ornym użytkowanych rolniczo (w 1986 roku własność Tadeusza Strzeżonia), na którym znaleziono dwa fragmenty ceramiki z okresu wczesnego średniowiecza,
  • stanowisko na terenie niezabudowanym – łące/polu ornym użytkowanych rolniczo (w 1986 roku własność Stanisława Stuglika), na którym znaleziono trzy fragmenty ceramiki z okresu średniowiecza,
  • stanowisko na terenie niezabudowanym, użytkowanym rolniczo (w 1986 roku własność Teresy Łopateckiej), na którym znaleziono dwa fragmenty ceramiki, datowanej na okres od XVI do XVII wieku,
  • stanowisko nr 7 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo (w 1986 roku własność Stanisławy Wiercimak), na którym znaleziono odłamek krzemienny, datowany na przełom neolitu i wczesnej epoki brązu,
  • stanowisko nr 8 w ewidencjina terenie użytkowanym rolniczo (w 1986 roku własność Stanisława i Kazimierza Góry), na którym znaleziono wyrób krzemienny z epoki kamienia,
  • stanowisko nr 9 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo (w 1986 roku własność Balbiny Guzdek), na którym znaleziono grudkę polepy (warstwy izolacyjnej wewnętrznego stropu budynku), która pochodziła z nowożytności,
  • stanowisko nr 10 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo (w 1986 roku własność Józefa Michalika), na którym znaleziono odłamek naturalny ze śladem obróbki (z epoki kamienia) oraz pięć fragmentów ceramiki z wczesnego średniowiecza,
  • stanowisko nr 12 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo, na którym w 1989 roku znaleziono pięć fragmentów średniowiecznej ceramiki,
  • stanowisko nr 13 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo, na którym w 1989 roku znaleziono dwa odłupki i wiór krzemienny z epoki kamienia,
  • stanowisko nr 14 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo, na którym w 1989 roku znaleziono wiór krzemienny z epoki kamienia oraz dwa fragmenty pradziejowej ceramiki, 
  • stanowisko nr 15 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo, na którym w 1989 roku znaleziono rdzeń krzemienny z epoki kamienia oraz cztery fragmenty średniowiecznej ceramiki, 
  • stanowisko nr 16 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo, na którym w 1989 roku znaleziono trzy fragmenty pradziejowej ceramiki,
  • stanowisko nr 17 w ewidencji na terenie użytkowanym rolniczo, na którym w 1989 roku znaleziono dwa fragmenty średniowiecznej ceramiki.

 Natomiast jako osadę (obiekt nr 6 w ewidencji) określono stanowisko, na którym znaleziono: siedem fragmentów ceramiki (brzegu, dna i nóżek różnych naczyń), grudkę polepy i dwa fragmenty masy szklanej, pochodzących z okresu od XV do XVI wieku. Ten teren w 1986 roku był użytkowany rolniczo i stanowił własność Piotra i Mariana Gzelów oraz Henryka Bryndzy.

Z kolei tak zwany skarb (obiekt nr 11 w ewidencji) obejmował zespół srebrnych monet austriackich z okresu panowania Marii Teresy (zmarłej w 1780 roku). Został wciągnięty do ewidencji w 1989 roku, choć znaleziono go na przełomie lat 70. I 80. XX wieku. Na karcie ewidencyjnej skarbu podano, że jego bliższa lokalizacja nie jest znana. Skądinąd jednak wiadomo, że chodzi tu znalezisko w rumowisku po zburzonym piecu jednej z choczeńskich karczm, pozostającej na początku XX wieku w rękach żydowskich (rodziny Goldberger), a później wykupionej przez Franciszka Kręciocha dla córki Marii Fujawa.

Nie prowadzono dotąd badań archeologicznych w dolnej części wsi. Podczas prezentacji prof. Sławomira Dryi w sali OSP w Choczni (link) podano jedynie informację, o przypadkowym wykopaniu tam przez mieszkańca kamiennego toporka powiązanego z miejscem pochówku.

czwartek, 16 listopada 2023

Jan Chrzciciel Biberstein Starowieyski – właściciel Choczni na przełomie XVIII i XIX wieku

 

Herb Biberstein

Jan Chrzciciel Starowieyski herbu Biberstein był synem Jana Kantego Starowieyskiego, kapitana gwardii koronnej, stolnika latyczowskiego, a następnie zatorskiego i oświęcimskiego i Joanny z Wolskich herbu Półkozic. Nie wiadomo, gdzie się urodził, a rok jego przyjścia na świat (1740) można oszacować jedynie z wieku podanego w metryce zgonu. Możliwe, że był nieco młodszy, jeżeli prawdziwa jest dana chrztu jego ojca Jana Kantego (1721). Brak jest również wiadomości o jego wykształceniu. Według biogramu Starowieyskiego, opublikowanego w Polskim Słowniku Biograficznym, był tytułowany czasem królewskim szambelanem, „jednak godność ta nie znalazła potwierdzenia w źródłach, podobnie jak informacja, że w roku 1764 posłował z województwa krakowskiego na koronację Stanisława Augusta. Dnia 17 III 1770 otrzymał nominację na burgrabiego krakowskiego.” 3 grudnia 1782 roku Jan Chrzciciel Starowieyski udowodnił przed oświęcimskim sądem grodzkim swoje szlachectwo i został wpisany do ksiąg szlachty Królestwa Galicji i Lodomerii, wchodzącego w skład Cesarstwa Austrii, ale jeszcze 6 lat później (3 grudnia 1788 roku) został odznaczony przez króla Polski Stanisława Augusta Orderem Św. Stanisława. W tym samym roku zrezygnował z burgrabstwa krakowskiego na rzecz syna Kaspra. Na podstawie uchwały sejmowej z 30 maja 1789 roku oraz uniwersału Komisji Skarbu Koronnego został jednym z komisarzy powiatu proszowickiego w komisji „do wynalezienia ofiary z dóbr ziemskich i duchownych”. Podczas odbywającej się w tym samym roku lustracji województwa krakowskiego potwierdził przysięgą wysokość dochodów (intraty) ze swoich dóbr, natomiast nie wykazał przywileju na ich posiadanie.

Początki związków Jana Chrzciciela Starowieyskiego z Chocznią sięgają 1781 roku, kiedy to nabył ją od Franciszka Ksawerego Branickiego, ostatniego polskiego starosty barwałdzkiego. 16 marca 1781 roku dokonał własnoręcznym podpisem i pieczęcią autoryzacji zachowanych choczeńskich akt sądowych, dotyczących głównie transakcji kupna/sprzedaży i przejęć spadków, po czym ponumerował strony choczeńskiej Księgi Sądowej (od 1 do 464) i by zapobiec dopisywaniu czegokolwiek nowego parafował wszystkie wolne miejsca pod sporządzonymi dokumentami. 



Do czasu sporządzenia nowego spisu powinności pańszczyźnianych, co nastąpiło w 1789 roku, jego choczeńscy poddani odrabiali pańszczyznę lub płacili czynsze pańszczyźniane według subrepartycji z 1775 roku. Ponadto w styczniu 1782 roku Starowieyski wprowadził przejściowo konsensy małżeńskie - zgody dworu na zawieranie małżeństw.

Jego własny majątek w Choczni obejmował według zapisów Metryki Józefińskiej z lat 1785-89 50 morgów 186 i 2/6 sążni kwadratowych gruntów rolnych na który składały się: role uprawne, stawy (sprzedane w 1802 roku plebanowi) i pastwiska oraz 175 morgów 526 sążni kwadratowych lasów (głównie jodłowych).

Rządy Jana Chrzciciela Starowieyskiego w Choczni powodowały wiele konfliktów z jego choczeńskimi poddanymi. Do najgłośniejszych należały:

- bunt rady gromadzkiej z 1783 roku, zakończony wyrokiem sądowym i skazaniem wójta Michała Kręciocha na 15 plag, a radnego Ignacego Bryndzy na 3 dni pracy w kajdanach,

- skazanie wiekowego młynarza (a zarazem wójta) Jakuba Szczura na 25 plag i 5 dni aresztu o chlebie i wodzie za odmowę odrabiania dniówek pańszczyźnianych, co wiązało się z nieuznaniem dawnego przywileju królewskiego dla właścicieli młyna,

- konflikt o wycięcie 35 drzew na cele budowlane (po pożarze chałup w górnej części wsi) z dawnego lasu gromadzkiego, przejętego przez Starowieyskiego, co zakończyło się sprawą sadową w 1788 roku i skazaniem leśniczego Kazimierza Pindla oraz wszystkich pogorzelców pobierających drewno,

- odmowa opłacenia powinności i odrabiania pańszczyzny w naturze z 1795 roku, co skończyło się pismem z cyrkułu myślenickiego do gromady choczeńskiej z groźbami nałożenia kar na nieposłusznych oraz egzekucji wojskowej należytości,

- konflikt o wprowadzenie opłat od posiadanych żaren z 1798 roku.

W księdze grodzkiej oświęcimskiej odnotowano jego sprawy sądowe ze Stanisławem Michałem Duninem, właścicielem choczeńskiego sołtystwa, które dotyczyły między innymi zobowiązań poddanych Dunina wobec Starowieyskiego.

Z kolei niezaprzeczalną zasługą Starowieyskiego dla Choczni było ufundowanie drewnianego kościoła we wsi (poprzednika obecnego) wraz z wieżą dzwonnicy. W swoim testamencie przeznaczył na ten kościół 2.000 złotych polskich, z których odsetki mieli pobierać altarzyści, zobowiązani odprawiać msze św. za jego duszę. Starowieyski postawił również we wsi karczmę przy granicy z Inwałdem i murowany zajazd (austerię) w środkowej części wsi. W okolicy Choczni był znany także jako fundator kościoła w Barwałdzie i honorowy członek cechu piekarskiego w Wadowicach.

 Od 1803 roku właścicielem Choczni był jego siostrzeniec Wincenty Ferrariusz Bobrowski.

 Oprócz Choczni Starowieyski był w różnych okresach czasu właścicielem”:

- Rudz, które 15 czerwca 1774 roku nabył za 85.000 złotych polskich od podstolego kijowskiego Antoniego z Brzezia Russockiego,

- wójtostwa Mikołaj (obecnie część Wadowic),

- Starej Wsi Górnej (obecnie w gminie Wilamowice i powiecie bielskim), którą odziedziczył po śmierci ojca w 1786 roku (od nazwy tej wsi pochodzi nazwisko Starowieyskich),

- Barwałdu, Jaroszowic, Stanisławia, Gołuchowca, Ochodzy, Sułkowej, Gorzenia, Trzebieńczyc, Tomic, Tłuczani, Krzęcina, Facimiecha, Kurzelowa, Lipowej,

- części Piasków Wielkich (obecnie w w obrębie Krakowa),

- Zarzeszyna koło Książa Wielkiego (1790-1791),

- Rzonki w okolicach Bochni (od 1805 roku)

oraz kamienicy nr 456 w Rynku Głównym w Krakowie i kamienicy na Wzgórzu Wawelskim. Wymienione wyżej Barwałd, Ochodzę, Gołuchowiec i Stanisław sprzedał w 1792 roku Antoniemu Ciepielewskiemu za 184.000 złotych polskich i 150 czerwonych złotych porękawicznego (kwoty ofiarowanej przez kupującego żonie sprzedającego).

Jako ciekawostkę można potraktować, że  z inspiracji i ze wsparciem Starowieyskiego pijar Antoni Maksymilian Prokopowicz przełożył z francuskiego i opublikował „Pamiętnik od pokoju Hubertsburskiego R. 1763 aż do podziału [....] Polski R. 1775 pisany od Fryderyka króla pruskiego...”.

We wspomnianym już wyżej testamencie (z 28 stycznia 1806 roku) Starowieyski przeznaczył także znaczne sumy dla krakowskich zakonów: reformatów, kapucynów, franciszkanów, bernardynów i augustianów, a wnukowi Józefowi, synowi Józefa, zapisał wieś Rzonkę.

Zmarł 7 lutego 1806 roku w Piaskach Wielkich.

Jeżeli chodzi o jego życie prywatne, to był żonaty z Krystyną z Ossowskich herbu Gryf (wdową po burgrabim krakowskim Damianie Starowieyskiem i Józefie z Brzezia Russockim, podsędku ziemi oświęcimskiej i zatorskiej). Miał z nią następujące dzieci:

 - Szymona (ur. 1767), właściciela Dobranowic,

- Kaspra (ur. 1769), właściciela Brzegów,

- Melchiora (ur. 1769),

- Józefa (ur. 1770), właściciela Owczar,

- Krystynę (zamężną za Antonim Trzebińskim, Janem Nepomucenem Wiktorem i Ferdynandem Marassim)

oraz być może Apolonię i Karola.

poniedziałek, 13 listopada 2023

Spotkanie w Choczni z autorami monografii Wadowic

 

W ostatni piątek w sali remizy OSP odbyło się spotkanie z autorami monografii Wadowic, na które zapraszał mieszkańców Choczni burmistrz Bartosz Kaliński. Oprócz niego rolę gospodarza spotkania pełnił sołtys Choczni Mariusz Jakubas.

Grono autorów czterotomowej monografii Wadowic reprezentowali profesorowie Tomasz Graff, Sławomir Dryja i Konrad Meus oraz dr Mirosław Płonka. Na wstępie prof. Tomasz Graff przedstawił pozostałych autorów monografii oraz koncepcję jej przygotowania, po czym omówił najdawniejsze znane dzieje Choczni, która w źródłach pisanych pojawia się  już w 1355 roku. Dzięki czternastowiecznym spisom świętopietrza ustalić dziś możemy kwotę wnoszoną przez parafię w Choczni na rzecz papiestwa, ale także na jej podstawie podjąć próbę oszacowania ówczesnej liczby ludności Choczni. Ciekawym dokumentem z zamierzchłych dziejów Choczni jest również spis płatników podatku rogowego (od krów i jałówek) z 1537 roku, w którym wymienione są miana choczeńskich posiadaczy bydła. Te miana w części przypadków stały się później nazwiskami chocznian i to używanymi w Choczni do czasów współczesnych.

Zabierający później głos prof. Sławomir Dryja wyjaśnił zebranym, czym zajmuje się archeologia i jak wyglądały najdawniejsze ślady obecności ludzi w okolicy Wadowic, które związane były głównie z doliną Skawy, pełniącą ważną rolę komunikacyjną na osi północ-południe. Co ciekawe, najwięcej znanych stanowisk archeologicznych, obejmujących okres od epoki kamienia po wczesne średniowiecze, znajduje się w gminie Wadowice właśnie w Choczni (17). Związane jest to z faktem znacznego zurbanizowania samych Wadowic i małą powierzchnią upraw rolnych w obrębie miasta, na których często dochodzi do odkryć artefaktów z przeszłości. Duże badania archeologiczne były prowadzone w okolicy Wadowic w latach 80. XX wieku w związku z budową zapory w Świnnej Porębie i obejmowały również teren Choczni.

Dr Mirosław Płonka ze Stryszowa zajmuje się w monografii Wadowic zagadnieniami związanymi z obiektami dziedzictwa kultury. W odniesieniu do Choczni można mówić o zabytkowych obiektach znajdujących się w rejestrze wojewódzkiego konserwatora zabytków, jak również w gminnej ewidencji zabytków. Dr Płonka omówił wygląd poprzedniego kościoła parafialnego w Choczni, który znamy obecnie jedynie z obrazu namalowanego w 1806 roku. Ołtarz z tego kościoła do dziś oglądać można w kaplicy w Kaczynie. Obecny kościół parafialny znajduje się w tym samym miejscu, co poprzedni, a ponieważ jest znacznie większy, to stary kościół został najpierw obudowany murami nowego, a dopiero później rozebrany. Dr Płonka zwrócił również uwagę na zabytkowe kapliczki z Choczni, czy opisany przez Narodowy Instytut Dziedzictwa drewniany młyn wodny, który obecnie już nie istnieje.

W końcowej części wystąpień autorów monografii Wadowic prof. Konrad Meus opowiadał zebranym o Choczni w okresie galicyjskim na tle istotnych wydarzeń z tego czasu: wojen, epidemii, itp. Źródła do poznania tych wydarzeń znaleźć dziś można często poza granicami naszego kraju w archiwach: wiedeńskich, lwowskich, a nawet izraelskich. W oparciu o wojskowej konskrypcje (spisy do celów poboru) można pokusić się o przedstawienie dokładnych zmian w liczbie ludności Choczni i sąsiednich miejscowości, począwszy od końca XVIII wieku. Ważną rolę w kształtowaniu świadomości narodowej chocznian odegrali dziewiętnastowieczni proboszczowie, a w drugiej połowie XIX wieku także nauczyciele. Instytucje istotne dla życia wsi, jak Kółko Rolnicze, straż pożarna, kasa zapomogowo-pożyczkowa, czy biblioteka powstały pod koniec XIX wieku i na początku wieku XX. Z ciekawostek prof. Meus wspomniał między innymi o oryginale wspomnień Eugeniusza Bielenina, którego treść różni się znacznie od wersji wydrukowanej w książce i może być ciekawym źródłem do poznania historii Choczni w przededniu I wojny światowej, czy rabunkach, zniszczeniach i gwałtach dokonywanych przez węgierskich żołnierzy stacjonujących w Choczni w czasie I wojny  światowej.

Zebrani mieli również okazję obejrzeć krótki film, nakręcony w archiwum lwowskim przez jego obecnych pracowników.

Chocznianie zainteresowani historią swojej miejscowości pytali autorów monografii, burmistrza i sołtysa między innymi o dalsze losy starej zabytkowej szkoły w dolnej części wsi, ewentualną próbę napisania historii samej Choczni oraz o to, czy istniał herb tej miejscowości. W krótkim wystąpieniu burmistrz Kaliński poinformował o planach sporządzenia dokumentacji technicznej remontu dachu starej szkoły i roli, którą w przygotowaniach do remontu odgrywa konserwator zabytków. Sołtys Jakubas zdradził z kolei, że powstała nieformalna grupa inicjatywna, która zajmuje się tematem przyszłego opisania dziejów Choczni. Profesor Meus wyjaśnił natomiast, że można mówić tylko o godle Choczni z pieczęci gminnych, a nie o herbie tej miejscowości. Zaś wspomniany w tym kontekście Łabędź, był po prostu herbem szlacheckiej rodziny Duninów, wieloletnich właścicieli sołtystwa w górnej części wsi. Niektórzy z obecnych przynieśli ze sobą stare fotografie i albumy, ale nie zostały one zaprezentowane pozostałym uczestnikom tego spotkania.

czwartek, 9 listopada 2023

Przysięgi radnych, sług gromadzkich i przysiężnego w 1800 roku

 

1 lutego 1800 roku, „gdy się cała Gromada o godzinie 10 zeszła”, wybrano 12 „mężów” na choczeńskich „plenipotentów” (radnych) i odebrano od nich rotę przysięgi o następującej treści (pisownia oryginalna, dodano jedynie znaki interpunkcyjne):

Ja niżej podpisany przysięgam Panu Bogu wszechmogącemu w Troycy iedynemu na Pleniopotenta obrany:

- sczerze sprawiedliwie dobra Gromadzkiego Choczeńskiego doglądać,

- teyże Gromadzie w układaniu podatkuw podług sumienia mego żadney krzywdy niedopuszczać, ale Regestra1 sprawiedliwie układać,

- tąże Gromadę wszędzie, iak słuszność kazuie, będzie bronić, zastępować2,

- rachunki nie parcyalnie3, ale dostatecznie roztrząsać,

- daremney Expensy4 nie przyjmować,

- urzędowi zaś w powierzonych mnie miejsciech posłusznym bydź,

- a sekretu nikomu aż do Grobu niewyiawiać, przeczem owszem zbrodnie w Gromadzie popełnione Sądowi lub Dominium5 rzetelnie donosić

y teyże Zwierzchności wszystkie Rozkazy dopełniać chcę i nieomieszkam.

Tak mi Panie Boże dopomóż i takem przysięgał.

1spisy podatkowe,

2reprezentować,

3częściowo, pobieżnie,

4kosztów, nakładów,

5właścicielowi dóbr choczeńskich lub jego urzędnikom.

Pod tą rotą przysięgi podpisali się trzema krzyżykami: Augustyn Żak, Jędrzej Zając, Mateusz Ruła, Jędrzej Szczur, Szymon Sikora, Łukasz Guzdek, Kazimierz Twaróg, Jan Ścigalski (mimo że potrafił pisać, o czym świadczą inne dokumenty), Kacper Cibor, Kanty (Jan Kanty) Bylica, Ignacy Gazda i Błażej Sikora.

Następnie odebrano przysięgę od sług gromadzkich Mateusza Łopaty (Grządziela) i Norberta Zająca, o następującej treści:

Przysięgam iż ia na Sługę Gromadzkiego obrany, Zwierzchności y Urzędowi, a całej Gromadzie wiernym, posłusznym bydź, nikogo wrozkazywaniu okułek, czyli forspanów1 krzywdzić, ale porządek utrzymywać, Urzędowi wiernie o wszystkim donosić, sekreta zachować, wszystkie rozkazy wypełniać y do skutku, bez względnie na osoby, Gniew lub obietnice, co przeprowadzić chcę i przyrzekam. Tak mi Panie Boże dopomóż. Tagem przysięgał.

1tu przedpłat, opłat

Po uchwaleniu „solariów” (wynagrodzeń) dla wójta Wojciecha Piątka (100 złotych polskich i zwrot kosztów wyjazdów urzędowych do Myślenic i Białej), sług gromadzkich (60 zł polskich na osobę) oraz „nagrody” dla radnych, zwanych plenipotentami lub deputowanymi „za ich czasu mitrężenie” (12 złotych polskich), przystąpiono do wyboru nowego przysiężnego, pomagającemu wójtowi w rozstrzyganiu spraw sądowych, którym został Leon Woźniak. Trzej pozostali przysiężni, niewymienieni w dokumencie z nazwiska, nadal sprawowali swoje funkcje.

Tenże Leon Woźniak złożył „jurament” (przysięgę) o następującej treści:

Ja Leon przysięgam Panu Bogu, iż ia na przysiężnego obrany, najwyższym rozkazom Majestatu Franciska II1 i iego wysokich Rządów krajowych dyspozycyą, nie mniej przedłożoney Zwierzchności nakazom posłusznym bydź, sprawiedliwości czynić, Gromadę w niczym nieukrzywdzić, Sekreta zachować, dobrą i zdrową Radą Woytowi bydź na pomocy chcę i przyrzekam, tak mi Panie Boże dopomóż. Tak przysięgałem.

1 Franciszka II Habsburga, wówczas  noszącego tytuł cesarza rzymskiego, a później cesarza Austrii oraz króla Czech i Węgier (do 1835 roku).

poniedziałek, 6 listopada 2023

Najdawniejsze dzieje choczeńskich Zająców

 

Dawne dzieje choczeńskich Zająców były już przedstawiane w artykułach „Genealogia choczeńskich Zająców" i „Choczeńskie rody- Zającowie", ale nowe informacje o historii tego rodu odnaleźć można w niedostępnej do niedawna dla badaczy choczeńskiej Księdze Sądowej (Wójtowskiej), obejmującej koniec XVI wieku, cały wiek XVII i pierwszą połowę XVIII wieku.

Według zawartych tam dokumentów kupna-sprzedaży oraz zapisów testamentowych udało się ustalić, że Zającowie używali w XVII wieku nie tylko nazwiska Niemiec, ale również oryginalnego miana Krowi Ogon. Potwierdza to ugoda z 1645 roku między Grzegorzem Matejką a Grzegorzem Niemcem Krowim Ogonem. Tenże Grzegorz Niemiec Krowi Ogon zmarł zapewne około 1671 roku ponieważ właśnie wtedy w dzień św. Bartłomieja (24 sierpnia) jego czterej synowie: Klemens, Grygier (Grzegorz), Marcin i Jan podzielili spadek po nim w ten sposób, że głównym spadkobiercą  został Jan, mąż Jagnieski (Agnieszki), który spłacił pozostałych braci. Ich ojcowizna znajdowała się w dolnej Choczni, blisko granicy Wadowic, pomiędzy rolami Pawlików (później Żaków) i Złych Maćków. 

Początek aktu spadkowego Grzegorza Niemca Krowiego ogona

Jan i Marcin Zającowie (Niemcowie) pojawiają się wcześniej i później jako rodzice dzieci chrzczonych w Choczni oraz płatnicy podatku kościelnego (w spisach taczma). Natomiast zapisy chrztów Grzegorza (z 1640 roku) i Klemensa (z 1643 roku) widnieją w wadowickich księgach metrykalnych. Ich ojciec Grzegorz oraz matka Regina figurują tam jako Niemcowie z Choczni. Ani Grzegorz, ani Klemens nie mieli jednak dzieci w Choczni, choć pierwszy z nich mieszkał w niej jeszcze w 1680 roku, kiedy to sprzedał chałupę Urbanowi Płonce.

W wadowickich księgach metrykalnych odszukać można także chrzest Małgorzaty, córki Grygiera Krowiego Ogona z Choczni i jego żony Anny. Ponieważ ten chrzest odbył się już w 1603 roku, to  ojcem Małgorzaty nie mógł być wymieniany wcześniej Grzegorz Niemiec Krowi Ogon, a jakiś jego przodek, być  może ojciec lub dziadek. Trzy lata później Anna Niemcowa, żona Grzegorza, była matką chrzestną Reginy Cichoń (Czihon), a w 1621 roku Grzegorz Krowi Ogon poręczał za Adama Pytlika, gdy ten sprzedawał dwie role Piotrowi Matejce. Chrzest z 1603 roku można więc przyjąć za najdawniejszy znany zapis świadczący o obecności przodków Zająców w Choczni.

Jak wykazano w „Genealogii choczeńskich Zająców” osoby noszące to nazwisko w Choczni w 1973 roku były potomkami:

- Jana Zająca (Niemca), czyli głównego spadkobiercy Grzegorza Niemca Krowiego Ogona, który był wieloletnim choczeńskim przysiężnym i zmarł w 1704 roku,

- lub Walentego Zająca i Reginy z domu Piaskowicz (vulgo Kułaga - córki młynarza z dolnej Choczni), którzy pobrali się w Choczni w 1722 roku,

- lub Jana Zająca i Agnieszki Kręciochówny, którzy zawarli związek małżeński w 1766 roku,

- lub przodków spoza Choczni.

Ponadto poza Chocznią nadal używali wówczas nazwiska Zając potomkowie kowala Jana Zająca i jego poślubionej w 1758 roku żony Marianny z Balonów.

Dzięki najstarszej choczeńskiej Księdze Sądowej można powiązać w sensie genealogicznym trzy z czterech linii rodowych dawnych Zająców.

Otóż z zapisów testamentowych z 1730 i 1743 roku wynika, że Walenty Zając (przodek II z wymienionych wyżej linii rodowych) był synem Franciszka Zająca i synowcem (bratankiem) Krzysztofa Zająca. Z kolei w choczeńskich księgach metrykalnych wyczytać można, że Franciszek i Krzysztof to synowie Jana i Agnieszki, ochrzczeni odpowiednio w 1671 i 1672 roku. Czyli wiekowy w 1973 roku Stefan Zając z Choczni (nadal mieszkający na dawnej Roli Zająców/Niemców/Krowich ogonów) i jego dzieci wywodzili się również od Jana, syna Grzegorza Niemca Krowiego Ogona, tak jak mieszkający w tym samym czasie w Choczni: Zygmunt Zając spod nr 37, Anna Zając i jej bratanice Janina i Józefa (córki Bolesława) spod nr 46, Józef Jan Zając spod nr 560 oraz bracia Marian Zając (spod nr 172) i Bronisław Zając (spod nr 177a), synowie Ignacego.

Potomkami Jana Zająca (Niemca) i jego ojca Grzegorza Niemca Krowiego ogona byli też przedstawiciele tej linii Zająców, która w 1973 roku już nie mieszkała w Choczni (zachowując nazwisko Zając), a wywodziła się od kowala Jana Zająca i Marianny z domu Balon. W ustaleniu tego faktu istotny był akt spadku po wymienionym wyżej Franciszku Zającu (synu Jana i Agnieszki) z 1743 roku, na mocy którego jego włości przechodziły na synów Walentego (przodka II linii rodowej Zająców) i Józefa. Ów Józef otrzymał w spadku między innymi siedlisko i plac na kuźnię. Później przejął je jego syn Jan (mąż Marianny z Balonów), który został ochrzczony w Wadowicach w 1732 roku (jako syn Józefa, obywatela Wadowic i Agnieszki). Józef i Agnieszka chrzcili pozostałe swoje dzieci (rodzeństwo Jana) w Wadowicach lub w Choczni.

Natomiast otwarta pozostaje kwestia ewentualnych powiązań  żyjącej w Choczni w 1973 roku Marii Zając spod nr 566 (córki Jana) z resztą potomków dawnych choczeńskich Zająców, ponieważ nie wiadomo, czyim synem był jej przodek Jan Zając, notowany po raz pierwszy w 1766 roku.

czwartek, 2 listopada 2023

Gminni oglądacze zwłok

 

Choć oglądacze zwłok działali w Choczni do II wojny światowej, to dziś o ich istnieniu mało kto wie. Były to upoważnione przez władze gminy osoby, które zajmowały się ustalaniem przyczyn zgonów zmarłych chocznian. Przeważnie wyznaczano na tę funkcję osoby doświadczone, często byłych grabarzy, którzy z powodu wieku nie byli już w stanie sprawować swoich zwykłych zadań. Byli opłacani najpierw przez rodziny zmarłych, a później z kasy gminnej, musieli przejść odpowiednie przeszkolenie i złożyć przysięgę, że będą sumiennie spełniać powierzone im obowiązki. W niektórych przypadkach wynagrodzenie oglądacza stanowiło jedyny jego przychód, ale częściej było dodatkiem do dochodów z uprawy roli, rzemiosła, czy drobnych posług kościelnych. W Galicji byli nazywani również pośmiertnikami, ale w starych dokumentach dotyczących Choczni nie natrafiłem na to określenie. W jednym przypadku oglądacza zwłok w Choczni określono natomiast jako rewizora zwłok.

Początków tej profesji można upatrywać w zarządzeniach władz austriackich z 1806 roku, na mocy których wprowadzono obowiązek oglądania zwłok zmarłych, by stwierdzić:

- czy zgon faktycznie nastąpił, co miało wykluczyć przypadki śpiączki lub długotrwałej utraty świadomości,

- jaka jest przyczyna zgonu, z podziałem na zgony naturalne, samobójstwa i takie, do których mogły przyczynić się inne osoby.

Wśród przyczyn naturalnych starano się wykryć zgony spowodowane przez choroby zakaźne (np. tyfus i cholerę), aby zawczasu starać się zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii lub ograniczyć jej zasięg.

Zgony, których przyczyną mogło być pobicie, utopienie, postrzał, otrucie, itp. zgłaszano do starostwa w celu przeprowadzenia dochodzenia policyjnego. Pochówek tych zmarłych był wstrzymany do zakończenia śledztwa, a w pozostałych przypadkach można było bez przeszkód przystąpić do pogrzebu.

Widocznym do dziś efektem działania oglądaczy zwłok są zapisy w choczeńskich Liber Mortuorum (księgach zmarłych), gdzie figuruje rubryka z przyczyną zgonu.

Oglądacze zwłok byli zobligowani, aby godnie obchodzić się z ciałami zmarłych i odsłaniać je w celu stwierdzenia zgonu i jego przyczyny w przyzwoity sposób.

Najdawniejsza informacja o oglądaczach zwłok z Choczni pochodzi z 1867 roku, kiedy to rada gminna postanowiła:

„W każdej części wsi oglądacza zwłok zmarłych obrać, który by także mógł nieść pomoc chorym i przy wyprowadzeniu umarłych pomagał.”

Dziesięć lat później (1877) był w Choczni tylko jeden oglądacz zwłok, co utrudniało legalne pochówki zmarłych w razie jego choroby lub chwilowej nieobecności. Dlatego rada gminna postanowiła wybrać drugiego oglądacza w osobie gospodarza Szymona Bandoły i zgłosić ten fakt do starostwa w celu jego zaprzysiężenia do tych czynności.

27 marca 1878 roku radni zwolnili Szymona Bandołę i Sobestyana Widlarza z obowiązków oglądaczy zwłok i wybrali na ich miejsce Antoniego Bandołę.

Z kolei z uchwały radnych z 25 kwietnia 1880 roku wynika, że oglądacze zwłok byli wynagradzani kwotą 10 centów za każde oględziny pośmiertne. Funkcję oglądacza sprawował wtedy nadal Antoni Bandoła, a na drugiego oglądacza wybrano Wincentego Świętka. Co ciekawe, takie samo wynagrodzenia od każdej czynności otrzymywali oglądacze (taksatorzy) bydła  przeznaczonego na sprzedaż i ubój.

8 grudnia 1887 roku ogłoszono, że na drugiego oglądacza zwłok w Choczni został zaprzysiężony Ludwik Strzeżoń. W lutym następnego roku wójt Czapik zaproponował radnym, aby oglądacze zwłok otrzymywali odtąd stałe wynagrodzenie roczne, a taksy za każde oględziny zwłok wpłacano do kasy gminnej. Tę propozycję przyjęto tylko częściowo – uchwalono by opłaty za każde oględziny zwłok wpływały do kasy gminnej, ale oglądacze mieli nadal otrzymywać wynagrodzenie od każdej czynności, tyle że od gminy (w wysokości 20 centów), a nie stałą pensję roczną.

W 1891 roku oglądaczami zwłok byli Józef Wójcik i Ludwik Strzeżoń, którzy nadal nie otrzymywali stałej pensji, lecz 20 centów za każde wykonane oględziny pośmiertne.

Trzy lata później (1894) opłata od każdych oględzin zwłok nadal wynosiła 20 centów, czyli 40 groszy. Mieli ją zapłacić zarządcy majątku po zmarłym, a jeżeli „taki pomrze, co żadnego majątku nie ma”, to oglądacz miał wydać bezpłatnie kartkę z potwierdzeniem zgonu i jego przyczyny. Za to gmina dostarczała mu za darmo inkaustu (atramentu) do sporządzania poświadczeń zgonu. Z tego wynika, że oglądaczami zwłok musiały być osoby potrafiące pisać (oglądacz Ludwik Strzeżoń był nawet przez pewien czas nauczycielem w górnej części wsi).

Z budżetu gminnego na 1898 rok wynika, że oglądacze zwłok otrzymywali już wtedy stałe wynagrodzenie roczne  w wysokości 18 złotych reńskich. Nie była to duża kwota, biorąc pod uwagę, że np. zegarowy, zajmujący się tylko konserwacją i nakręcaniem zegara na wieży kościelnej otrzymywał 13 złotych reńskich rocznie, a policjant gminny 60 zł.

W 1899 roku oglądacze zwłok dostawali rocznie nadal 18 złotych reńskich, czyli i tak więcej niż np. gminna akuszerka, otrzymująca za pomoc w porodach osób ubogich 15 złotych reńskich (bogatsi płacili jej osobno).

W kolejnym budżecie oglądaczom zwłok przyznano to samo wynagrodzenie, tyle że wyrażone w koronach (36), a w maju 1900 roku przyznano im podwyżkę o 12 koron (czyli po 6 koron na osobę). Oglądaczami byli wtedy nadal grabarz Józef Wójcik i Ludwik Strzeżoń.

26 lutego 1905 roku Franciszek Kręcioch, następca Ludwika Strzeżonia na stanowisku oglądacza zwłok, wniósł zażalenie na drugiego z oglądaczy – Józefa Wójcika – że ten często wyjeżdża z gminny i czasami nie ma go przez kilka miesięcy, wobec czego Kręcioch wykonuje obowiązki oglądacza za siebie i za niego, mimo że obydwaj są tak samo wynagradzani. Radny Piotr Widlarz, zaproponował, by na koniec roku policzyć kartki z poświadczeniami zgonów i który z oglądaczy będzie miał ich więcej, tego wynagrodzenie będzie proporcjonalnie wyższe. W tej sytuacji obrażony Józef Wójcik złożył rezygnację, przyjętą przez radę gminną.

W okresie międzywojennym, już w niepodległej Polsce, profesja oglądacza zwłok nie zanikła w Choczni, choć potwierdzania zgonów i ustalania ich przyczyn mogli dokonywać też oczywiście lekarze, których jednak było zbyt mało. Władze państwowe wydały specjalne instrukcje dla oglądaczy zwłok, w których przeczytać można między innymi, że dla stwierdzenia zgonu mieli oni przetrzymywać pod nosem domniemanego nieboszczyka ostre substancje, jak: chrzan, ocet, czy amoniak, by wychwycić najlżejsze drgnienie powiek lub ust, czy też zbliżać zapaloną świeczkę do ich ust i nozdrzy. Odradzano jednak brutalne metody obchodzenia się z ciałem, jak na przykład wylewanie na niego wrzątku lub roztopionego laku w celu stwierdzenia ewentualnych funkcji życiowych.

W 1939 roku oglądaczem zwłok był były gróbarz (grabarz) Tomasz Góralczyk, a po II wojnie światowej grabarz Antoni Hatłas (od marca 1947 roku) z wynagrodzeniem 50 złotych od każdych oględzin. To ostatni znany oglądacz zwłok z Choczni. Tę profesję zlikwidowano w Polsce ostatecznie w 1959 roku.