poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Choczeński wątek w próbie porwania samolotu w 1970 roku

 

W okresie PRL doszło w Polsce do kilkudziesięciu prób porwań samolotów. Ich sprawcy na ogół nie stawiali żądań finansowych, czy politycznych – chcieli się w ten ekstremalny sposób po prostu wydostać z kraju, by wylądować na którymś z zachodnioeuropejskich lotnisk, czyli w praktyce najczęściej na terenie Niemiec.

Nie inaczej było w przypadku próby porwania, do której doszło 7 sierpnia 1970 roku. Gdy samolot Polskich Linii Lotniczych Lot wystartował o 19.20 ze Szczecina w stronę Katowic, jeden z pasażerów zagroził załodze użyciem granatu i zażądał, by AN-24 zmienił kierunek lotu i wylądował na lotnisku w Hamburgu. Kapitan samolotu Kwiatek pozornie zgodził się na żądanie terrorysty, ale po nawiązaniu kontaktu z ośrodkiem lotów w Niemieckiej Republice Demokratycznej i uzyskaniu zgody wylądował we wschodnim Berlinie na lotnisku Schönefeld. Tam polski samolot został otoczony kordonem przez wojsko. Brutalna prawda dotarła do porywacza w momencie, gdy jeden z żołnierzy odezwał się po rosyjsku. Wtedy próbował odpalić trzymany w ręce granat, ale do wybuchu nie doszło. Jednocześnie gorączkowo ewakuowano z pokładu pozostałych 38 pasażerów. Na szczęście nikt z nich nie ucierpiał. Porywacz został obezwładniony i zatrzymany, a po pewnym czasie przekazano go stronie polskiej.

Całe zajście tak relacjonowała jedna z pasażerek:

To był elegancki, dobrze ubrany i przystojny mężczyzna w płaszczu. Siedział przede mną w piątym rzędzie. Po pół godzinie spokojnego lotu ten elegancki pan wstał i wyjął z kieszeni granat. Powiedział, że samolot jest porwany i że on chce lecieć do Hamburga. Zrobiło się zamieszanie, ale stewardesy nas uspokajały. Prosiły, żeby spokojnie siedzieć. Kapitan powiedział przez mikrofon, że lecimy do Hamburga, a porywacz do końca lotu stał z tym granatem w przejściu. Akurat koło mnie, bo przecież siedziałam za nim. Kiedy samolot wylądował, było już ciemno. Kapitan wyszedł z kabiny i powiedział, że jesteśmy w Hamburgu(za „Do Rzeczy Historia”)

Terrorystą okazał się 27-letni Waldemar Jakub Frey z Imbramowic na Dolnym Śląsku, który pracował jako kierownik warsztatów szkolnych PKP we Wrocławiu.

16 września 1970 roku przed Wrocławskim Sądem Wojewódzkim rozpoczęła się rozprawa, w której na ławie oskarżonych obok Freya zasiedli jego dwaj znajomi z Imbramowic, oskarżeni o pomoc w przygotowaniach do porwania. Byli to 29-letni Witold Ścierko i 19-letni Stanisław Kręcioch, przedstawiany jako przyrodni brat Freya. Ojciec tego drugiego – Ludwik Kręcioch – był rolnikiem z Choczni, który po II wojnie światowej mieszkał ze swoją żoną Marią w Mrowinach niedaleko Imbramowic.

W trakcie procesu okazało się, że cała trójka oskarżonych była dobrze znana miejscowym organom ścigania. Frey uchodził za przywódcę grupy młodych ludzi, dokonujących rozbojów i pobić na festynach i zabawach miejskich. Sam Frey był także sprawcą brutalnego gwałtu na przypadkowo poznanej dziewczynie, uchylał się od płacenia alimentów dwóm byłym żonom i przywłaszczył sobie pieniądze ze zbiórki na komitet rodzicielski. Planując porwanie samolotu banda Freya usiłowała bezskutecznie zaszantażować miejscowego proboszcza księdza Józefa Galka, wysyłając do niego anonim z żądaniem przekazania 100.000 złotych, 100 dolarów i biżuterii o wartości 20.000 złotych pod groźbą utraty życia. Podobno zamierzali porwać także jednego z okolicznych milicjantów i zabrać mu broń.

Frey tłumaczył się, że próbował dokonać porwania samolotu, ponieważ odmówiono mu wydania paszportu i tym samym nie miał szans na legalny wyjazd za granicę.

W trakcie trzydniowej rozprawy przesłuchano 35 świadków. Ostatecznie sąd uznał winę wszystkich trzech oskarżonych za udowodnioną i wymierzył Freyowi karę 13 lat więzienia i pozbawienia praw obywatelskich na 5 lat oraz zobowiązał go do zwrotu prawie 6.000 złotych zagarniętych na szkodę komitetu rodzicielskiego. Była to łączna kara za porwanie, gwałt i przywłaszczenie mienia społecznego. Sąd wziął przy tym pod uwagę, że Frey nie okazał podczas rozprawy żadnej skruchy, próbując jedynie wykrętnymi zeznaniami złagodzić swoją winę (za „Trybuną Robotniczą” nr 224 z 1970 roku).

Natomiast Kręcioch usłyszał wyrok 5 lat więzienia i 2 lat utraty praw obywatelskich, a Ścierko 4 lat więzienia.

Po serii prób porwań samolotów, jakie miały miejsce w latach 70. XX wieku władze państwowe wprowadziły dodatkowe środki ostrożności – na przykład poprzez obowiązek obecności uzbrojonego funkcjonariusza na pokładzie. Złapanych sprawców skazywano na długoletnie kary więzienia, co jednak wcale nie zniechęcało kolejnych porywaczy.

czwartek, 25 kwietnia 2024

Lekarze z Choczni - Bogdan Kałuża



 



Bogdan (lub Bohdan) Mieczysław Kałuża był synem Ignacego Kałuży i pochodzącej z Choczni nauczycielki Balbiny Czapik. Ze strony matki był praprawnukiem Józefa Czapika, wieloletniego choczeńskiego wójta, nauczyciela i organisty z XIX wieku. Urodził się w Choczni 10 kwietnia 1928 roku.

W 1948 roku zdał egzamin maturalny w Liceum Ogólnokształcącym w Wadowicach, a jego kolegą z równoległęj klasy był inny przyszły choczeński lekarz Tadeusz Drapa.  Po wakacjach 1948 roku Kałuża rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej we Wrocławiu, które ukończył pomyślnie w 1953 roku.

Właściwie całe swoje zawodowe życie był związany z północną częścią obecnego województwa śląskiego. Mieszkał w Myszkowie i już od 1954 roku kierował tamtejszą Pracownią Anatomopatologiczną Szpitala Miejskiego. Później był także pracownikeim Przychodni Rejonowej w Myszkowie, którą kierował w latach 1976-1981 i Wydziału Zdrowia w Myszkowie (jako kierownik w latach 1962-1964 i 1972-1985). Wykonywał również sekcje w prosektorium szpitala miejskiego w Blachowni (1976-1982), w prosektorium w Lublińcu (1976-1982 i 1991-1993) oraz w ramach zastępstw w szpitalu w Zawierciu i w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Częstochowie (1963-1997). Był biegłym sądowym w Myszkowie z zakresu medycyny sądowej od 1956 roku, oraz  członkiem oddzialu śląskiego PTAP od 1958 roku - w latach 1973-76 zasiadał w komisji rewizyjnej tego stowarzyszenia.

Zmarł 20 sierpnia 2004 roku. Spoczywa na cmentarzu w Myszkowie - w tym samym grobie złożono doczesne szczątki jego żony Adolfiny, którą poślubił w Jaźwinie w 1952 roku, czyli jeszcze przed ukończeniem studiów oraz syna Mariana.

Źródło - grobonet


W notatce wykorzystano zdjęcie i fakty zawarte w książce "Zarys rozwoju patomorfologii w regionie działania Śląskiej Akademii Medycznej" pod redakcją Daniela Sabata.

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Kaplica Widlarzów na cmentarzu parafialnym

 

Źródło - "Wadowice koło Choczni"

W 1911 roku Ignacy Widlarz (ur. 1853), syn byłego wójta Wojciecha Widlarza i jego żona Magdalena z Widrów (ur. 1855) ufundowali murowaną kaplicę na cmentarzu w Choczni. Była to jak na warunki choczeńskie dość zamożna rodzina, zamieszkała na tak zwanej Lecierówce w środkowej części wsi. Widlarzowie doczekali się jedenaściorga dzieci - kilkoro z nich zmarło, dwoje kolejnych wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych Ameryki, a tylko troje założyło własne rodziny w Choczni. Dodatkowo pod opieką Ignacego i Magdaleny znajdowała się Aleksandra Woźniak, siostrzenica Ignacego, która później po mężach nosiła nazwiska Kręcioch i Klisiak. Oprócz ufundowania opisywanej kaplicy Ignacy Widlarz przeznaczył także środki na budowę Domu Ludowego w Choczni, pierwszej drewnianej remizy strażackiej i mleczarni oraz Klasztor Karmelitów w Wadowicach. W jego domu odbyło się spotkanie założycielskie choczeńskiego gniazda „Sokoła” (w 1911 roku), a przez kilka lat służył on również na potrzeby szkolne, wobec szczupłości miejsca w starej szkole. Z kolei w ogrodzie Widlarzów odbywały się festyny, zabawy ludowe i dożynki.

Fundatorzy kaplicy na cmentarzu pragnęli zostać pochowani w jej wnętrzu,  a gdy oboje zmarli tego samego dnia – 31 maja 1920 roku, uszanowano ich wolę i trumny z ich doczesnymi szczątkami złożono „w niskim parterze tej kaplicy”, jak pisze Józef Turała w „Kronice wsi Chocznia”.

Budowla ma kształt prostokątny i jest pokryta dwuspadowym daszkiem. Ołtarz w kaplicy został złożony z fragmentów starego, rokokowego ołtarza, który pochodził jeszcze z drewnianego kościoła parafialnego, rozebranego na przełomie XVIII I XIX wieku. Umieszczono w nim Obraz Trójcy św. o cechach barokowych i antypodium klasycystyczne.

Niestety ten obraz nie dotrwał w kaplicy do dziś, ponieważ w październiku 1993 roku został wykradziony przez nieznanych sprawców. Obecnie jak podaje strona it.wadowice.pl znajduje się tam obraz „Jezu Ufam Tobie” i figura Matki Bożej Niepokalanej, a sam obiekt sakralny jest określany jako Kaplica Chrystusa Miłosiernego.

czwartek, 18 kwietnia 2024

Karol Guzdek - niedoceniony talent

 "Nowa Reforma" w numerze 139 z 19 czerwca 1896 roku zamieściła notatkę o nieodkrytym i niedocenianym talencie artystycznym z Choczni pod tytułem:

Kotlarz i Portrecista

"W Biały (obecnie część Bielska-Białej - uwaga moja) pracuje w warsztacie kotlarskim Ochsnera niejaki Karol Guzdek, pochodzący ze wsi Choczni pod Wadowicami, który posiada niezaprzeczalny talent rysowniczy. W wolnych chwilach od pracy rysuje on podług fotografj portrety, które odznaczają się więcej niż rutyną odtwórczą, samorodny artysta uwydatnia wszystkie cechy charakterystyczne fotografowanych, nie posługując się siatką, lecz rysuje z wolnej ręki i dorabia nawet fryzury modne, jeżeli fotografje zdjęte są w dawniejszych latach. 

Pan Guzdek liczy lat 29 i chce uczęszczać do szkoły rysowniczej, na ten cel rysuje portrety, aby zaoszczędzić pewną sumę na dalsze kształcenie. Dodać należy, że p. Guzdek rysuje także z natury, a chociaż nie słyszał nigdy o prawach perspektywy, jego utwory świadczą o artystycznym talencie.

Możeby który z naszych mecenasów sztuki zwrócił uwagę na tego samorodnego artystę, którego ulica bialska nazywa drugim Defreggerem (Franz von Defregger to austriacki malarz akademicki chłopskiego pochodzenia - uwaga moja) i ułatwił mu dalsze kształcenie, przysparzając naszej sztuce jednego więcej z artystów, dokumentujących żywotność narodu polskiego."

----

Niestety apel dziewiętnastowiecznego dziennikarza nie spotkał się z odzewem mecenasów sztuki i talent Guzdka nie został wykorzystany, a on sam jest dziś postacią kompletnie anonimową. Kilkadziesiąt lat później poświęcił mu kilka akapitów Józef Turała w swojej "Kronice wsi Chocznia". O talencie Guzdka wspomina on tylko w tym kontekście, że Karol zwany "Kinkesem" znany był mu jako malarz wnętrz i elewacji kościelnych. I nie chodziło tu tylko o świątynie chrześcijańskie, ale również meczety w Turcji i w Egipcie.

Talenty artystyczne w dziedzinie malarstwa i rzeźby przejawiał także brat Karola Guzdka - ksiądz Jan Guzdek, ale jego dzieła były znane tylko osobom, które odwiedzały go na plebanii w Browerville w amerykańskim stanie Minnesota, gdzie przez wiele lat sprawował posługe kapłańską.

Wspomniany Karol Guzdek był synem Wojciecha Guzdka z Choczni i pochodzącej z Kaczyny Marii Sordyl. Przyszedł na świat 25 października 1866 roku. Gdy powstawał cytowany wyżej artykuł w "Nowej Reformie" był już od roku mężem Katarzyny Dudek rodem z Czańca. Na początku XX wieku ich pięcioro dzieci: Karol, Rozalia, Emilian, Władysław i Józefa zostało ochrzczonych w kościele w Kętach. Po śmierci żony Karol Guzdek pwrócił do Choczni. W 1909 roku odwiedził swojego młodszego brata Jana w Ameryce. Zmarł w 1922 roku w czasie szalejącej w Choczni epidemii czerwonki. Spośród jego dzieci najbardziej znany był Władysław Guzdek (ur. 1907), bielski restauraor, którego drugą żoną była chocznianka Elżbieta ze Ścigalskich. Ich ślub w 1937 roku był głośnym wydarzeniem w przedwojennej Choczni.



poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Wilczkowie czyli Rokowscy czyli Dziadkowie

 

Gdy 27 lutego 1693 roku Marcin Dziadek sprzedawał młyn w górnej Choczni Pietrowi Capowi, to w opisie tej transakcji zostało wspomniane, że tenże Marcin Dziadek wcześniej sprawował urząd choczeńskiego wójta. Co ciekawe, osoby o tym imieniu i nazwisku próżno jest jednak szukać wśród siedemnastowiecznych wójtów Choczni. Ich dane znamy z najstarszej choczeńskiej Księgi Sądowej, w której żaden wójt Marcin Dziadek nie występuje.

Znaleźć w niej można za to innego Marcina, nazywanego Wilczkiem, wójta z początku lat 80. XVII wieku. Tenże Marcin Wilczek figuruje także w zapisach kilku transakcji handlowych z II połowy XVII wieku:

- w 1671 roku, gdy w raz z żoną Anną kupił za 40 zł zarębek od Krzysztofa Proroka,

- w 1685 roku, gdy wraz z synami: Józefem, Jackiem i Sebastianem sprzedał za 30 zł wymieniony wyżej zarębek Jackowi Balończykowi,

- w 1688 roku, gdy był świadkiem przy sprzedaży zarębka przez Reginę, wdowę po Majcherze (Melchiorze) Wilczku).

W ostatnim z wymienionych zapisów Marcin Wilczek określany jest jako dziewierz w stosunku Reginy Wilczkowej, co oznacza, że był bratem jest zmarłego męża Majchra.

Z kolei poszukując w choczeńskich księgach metrykalnych Marcina Wilczka, męża Anny, dowiadujemy się, że w 1663 roku rzeczywiście takiej parze małżeńskiej urodził się syn Józef, a ponadto córki:  Zofia i Krystyna. Nie ma żadnego Jacka, syna Marcina, a jedyny pasujący Sebastian był wprawdzie synem Marcina, ale… Rokowskiego i jego żony, której błędnie przypisano imię Regina. Natomiast tenże Sebastian biorąc w 1681 roku za żonę Felicję Burzejonkę, został zapisany pod nazwiskiem Dziadek i tak samo był określany w metrykach chrztów swoich dzieci. Co więcej, w 1661 roku Marcin, mąż Anny, skądinąd znany jako Wilczek, ochrzcił swoją córkę Urszulę jako Marcin Dziadek.

Mamy więc tu do czynienia z częstym w ówczesnej Choczni zjawiskiem, że te same osoby w różnych dokumentach występowały pod różnymi nazwiskami. Marcin, mąż Anny, jest w kilku zapisach Księgi Sądowej podawany jako Wilczek, a w jednym z zapisów metrykalnych chrztu jako Dziadek. Również jako Marcin Dziadek określony został w metryce swojego zgonu (w 1703 roku), w dokumencie z Księgi Sądowej, w którym zawarto informację, że niegdyś był wójtem oraz w transakcji z 1673 roku, gdy sprzedawał ziemię swojemu bratu Majchrowi. Z kolei jako Rokowski zapisany jest w metryce chrztu swojego syna Sebastiana oraz w transakcji sprzedaży półroli Stanisławowi Czai w 1673 roku.

Z kolei jego syn Sebastian przy urodzeniu nazwany jest Rokowskim, a we wszystkich kolejnych dokumentach jako Dziadek. Jego brat Jacek Wilczek, którego metryki chrztu nie ma w choczeńskich księgach parafialnych, na początku XVIII wieku także podawany jest jako Dziadek.

Natomiast Majcher Wilczek, brat Marcina i stryj Sebastiana, konsekwentnie zapisywany jest we wszystkich źródłach jako Wilczek. Najprawdopodobniej jego synami byli Jan i Maciej Rokowscy, wymieniani w Księdze Sądowej jako bratankowie Marcina Wilczka/Dziadka/Rokowskiego.

Na związek Wilczków z Rokowskimi wskazuje również wprost adnotacja w Księdze Sądowej z 1652 roku, w której przysiężny choczeński o imieniu Marcyn jest określany jako Wilczek zwany Rokowskim, co może wskazywać na jakieś jego związki z Rokowem koło Wadowic. Ów Marcyn nie był jednak tożsamy z późniejszym i wymienianym wyżej Marcinem Wilczkiem/Rokowskim/Dziadkiem. Wiadomo, że jego żona miała na imię Regina (stąd wzięło się błędne imię matki wspomnianego wyżej Sebastiana), ochrzcił w Choczni syna Wojciecha i córkę Teresę oraz że zmarł w 1663 roku. W pierwszym znanym spisie płatników taczma (podatku kościelnego) z 1663 roku występuje już tylko wdowa po nim, określana jako Marcinowa Wilkowa. Jej gospodarstwo znajdowało się na prawym brzegu Choczenki, w okolicach dzisiejszej remizy OSP. W tym samym spisie ujęto jeszcze Jadama Wilków, gospodarującego w sąsiedztwie Styłów i Balonów, w dolnej części obecnej ulicy Głównej oraz wspomnianego już wyżej Majchera Wilczka, zarębnika z górnej części wsi (powyżej Sołtystwa).

W 1664 roku Jadam Wilk przejął spadek po Marcynie Wilczku zwanym Rokowskim, co świadczy o tym, że musiał być z nim blisko rodzinnie powiązany. W Księdze Metrykalnej odnotowano chrzty trojga jego dzieci zapisanych pod nazwiskiem Wilczek. W tym samym roku bezimienny Dziadek był jednym z choczeńskich zagrodników, utrzymującym się głównie z rzemiosła, a nie z uprawy roli.

Natomiast w spisie płatników taczma z 1670 roku pojawia się po raz pierwszy nazwisko Rokowski, w odniesieniu do sąsiada Dziadka z rejonu obecnej remizy OSP. Ponieważ podano także jego imię (Marcin), to możemy utożsamiać go z wielokrotnie już tu omawianym Marcinem Wilczkiem/Rokowskim/Dziadkiem. Dziadkiem zaś musiał tam zostać nazwany Jadam Wilków/Wilczek, spadkobierca Marcyna Wilczka zwanego Rokowskim. W latach 70. XVII wieku wśród płatników taczma ujmowano również niejakiego Janka Wilków, czyli znanego z Księgi Metrykalnej Jana Rokowskiego, bratanka Marcina.

Najwcześniej z trzech omawianych tu nazwisk tego samego rodu odnotowano miano Dziadek. Już w 1537 roku, czyli niemal 500 lat temu, jeden z choczeńskich kmieci był nazywany w spisie podatku rogowego (od ilości bydła) jako Dyadowicz/Dziadowicz. Z kolei pod koniec XVI wieku i w  I połowie XVII duże znaczenie osiągnął ten ród pod nazwiskiem Wilczek. Jan i Grzegorz Wilczkowie byli „urzędnikami” starostów barwałdzkich Komorowskich i reprezentowali ich interesy w Choczni, zaś Józef, Jakub i Wawrzyn Wilczkowie posiadali funkcje przysięgłych choczeńskich, sprawujących wraz z wójtami władze sądowe we wsi. Bliżej połowy XVII wieku przysiężnymi byli również Błażej i Marcyn Wilczkowie zwani Rokowskimi, a jak już wspomniano w latach 80. stanowisko wójta objął Marcin, używający wszystkich trzech nazwisk przypisanych do tego rodu.

Nazwisko Wilczek stopniowo wychodziło z użycia i od XVIII wieku w tym rodzie posługiwano się już tylko nazwiskami Rokowski i Dziadek, które w przypadku Dziadków było przenoszone przez kolejnych męskich potomków aż do czasów współczesnych. Współcześni choczeńscy Dziadkowie wywodzą się więc od Marcina Dziadka/Wilczka/Rokowskiego, jego syna Sebastiana i wnuka Jerzego. Do czasów współczesnych dotrwali także potomkowie Rokowskich z I połowy XVIII wieku, ale o ich związkach z Dziadkami i Wilczkami możemy jedynie domniemywać, ponieważ na podstawie zachowanych zapisów metrykalnych nie da się ich jednoznacznie potwierdzić.

czwartek, 11 kwietnia 2024

Choczeńska kronika policyjna - część XII

 W numerze 41 "Gazety Podhalańskiej" z 1921 roku znalazł się komunikat Policji Państwowej, dotyczący oszusta z Choczni:

Dnia 24 września b. r. doszło do wiadomości tut. Komendy Policji Państwowej, iż w gminach: Maruszyna i Stare Bystre powiat Nowy Targ, jawił się nieznany mężczyzna w ubraniu cywilnem, w towarzystwie Marji Trybuś, kąpielowej od p. Markockiego i legitymując się jako Kazimierz Zawadziński, Komisarz Policji Śledczej, wyłudził oraz wymusił przy pomocy rewolweru i kajdanków większą kwotę pieniężną (ok. 50.000 marek) na tamtejszych gospodarzach Zarzyckim, Bukowskim, Ciszku, Zarębie i Wróblu.

Ponieważ aresztowana przez Posterunek P. P. Marja Trybuś wzbraniała się podać bliższych danych, odnoszących się do osoby sprawcy, zarządziła tut. Komenda Powiatowa natychmiast za zbiegłym energiczny pościg w powiatach Nowy Targ i Spisz Orawa, zawiadamiając równoczesnie wszystkie sąsiednie powiaty.

Wynikiem pościgu było ujęcie sprawcy, operującego już na na terenie Okręgu Sądowego Krościenka, pod nazwiskiem Wojciecha Źróbka fnia 28 września b. r. przez Komendanta Posterunku P. P. Krościenko starszego przodownika Korabiewskiego. 

Z dokumentów przy aresztowanym znalezionych wynikałoby, że sprawca nazywa się Wojciech (Adalbert) Źróbek, rodzony w r. 1891 w Choczni pow. Wadowice z zawodu ślusarz (syn Jana Źróbka z Woźnik i Elżbiety z domu Bąk - uwaga moja). 

Wszelkie informacje i wyjaśnienia, tyczące się osoby aresztowanego sprawcy, a któreby mogły służyć jako uzupełnienie posiadanego dotychczas materjału dowodowego, uprasza się skierować do Powiatowej Komendy P. P. , Nowy Targ, ul. Jana Kazimierza lokal 4.

O dalszych losach Źróbka można dowiedzieć się z pisma "Naprzód", które w numerze 73 z 29 marca 1931 roku informowało:

Z aresztów tutejszego Sądu Powiatowego zbiegł Józef Wojciech Źróbek, rodem z Choczni, powiat Wadowice, karany juz 6-cioletniem więzieniem za zbrodnie oszustwa. Zbiega przytrzymano ostatnio mpod zarzutem nowego oszustwa i odstawiono do Sądu Powiatowego w Jordanowie. Za zbiegiem zarządzono pościg.

----

"Kattowitzer Zeitung" w wydaniu 29 lipca 1934 roku zamieścił następujaca notatkę:

Na terenie Dziedzic i Żebracza (obecnie części Czechowic-Dziedzic; uwaga moja) od kilku miesięcy trwała aktywność powodującego znaczne szkody złodzieja ubrań. Ostatnio udało się go zatrzymać, gdy wynosił z pewnego mieszkania w Żebraczu ubrania o wartości 700 złotych. Okazał się nim być poszukiwany Władysław Gzyla (właściwie Gzela - uwaga moja) z Chocznicy (prawidłowo z Choczni - uwaga moja). Po zatrzymaniu został on doprowadzony do sądu.

----

"Głos Ziemi Cieszyńskiej" z 7 września 1969 roku podawał:

Czesław J. z Choczni na mocy amnestii zwolniony został z reszty kary, którą miał do od­bycia, na mocy wyroku, za popeł­nioną kradzież. Dnia 19 sierpnia br. przyjechał do Cieszyna i po ura­czeniu się alkoholem w jednej z knajp udał się na plac budowy obok Cieszyńskiej Drukarni Wydawniczej. Tu jednemu z robotników skradł płaszcz ortalionowy wartości 1.400 złotych. W porę jednak został zauważony i zatrzymany przez współtowarzyszy pracy poszkodowanego. Złodzieja przekazano w ręce MO, zaś prokurator wydał nakaz osadzenia recydywisty w areszcie.


poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Prominenci z okresu PRL - Marian Rudzicki

 

Marian Rudzicki w 1980 roku
Źródło- Tygodnik Słupski "Zbliżenia"

2 stycznia 1937 roku urodził się w Choczni Marian Rudzicki, syn Jana i Wiktorii z domu Ruła, prominentny działacz samorządowy, społeczny i polityczny, najbardziej aktywny w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W Choczni, a nawet szerzej w Małopolsce był postacią zupełnie nieznaną, w przeciwieństwie do pomorskiego Człuchowa.

W tymże Człuchowie, należącym wówczas do województwa koszalińskiego, był przewodniczącym Gromadzkiej Rady Narodowej w latach 1965-1972, a później kierownikiem Sekretariatu Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Człuchowie (1972-1974) i sekretarzem Biura Urzędu Gminy. W 1978 roku został wybrany radnym Gminej Rady Narodowej.

Już w 1955 roku wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ukończył także Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu-Leninizmu. Jako członek PZPR był w 1984 roku I Sekretarzem Komitetu Gminnego w Człuchowie, w 1988 roku sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR do spraw regionu oraz członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Słupsku (1986).

Oprócz działalności w politycznej i samorządowej dał się poznać jako działacz: Polskiego Czerwonego Krzyża (prezes lokalnego oddziału Zarządu PCK - propagator krwiodawstwa), Ligi Obrony Kraju, Miejsko-Gminnego Koła Stowarzyszenia Diabetyków, członek: Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej i miejscowego koło łowieckiego oraz prezes: Ochotniczej Straży Pożarnej w Rychnowach i Rady Rejonowej Ludowych Zespołów Sportowych. W ramach LZS nie tylko organizował liczne zawody sportowe, ale także brał w nich udział jako sędzia.

Za swoje dokonania otzrymał odznakę Zasłużony dla Miasta Człuchowa i Odznakę Honorową "Za zasługi w rozwoju województwa koszalińskiego" (1970).

Od 1954 roku mieszkał we wsi Rychnowy, położonej na wschód od Człuchowa.

Zmarł 9 lutego 2018 roku, spoczywa na Cmentarzu Komunalnym w Człuchowie.

Grobonet



czwartek, 4 kwietnia 2024

Żołnierze z Choczni w dokumentach kadrowych 56. Pułku Piechoty w latach 1820-1868

 


Dokumenty kadrowe żołnierzy służących w armii  Monarchii Habsburgów, czyli po niemiecku Grundbuchblättern, wprowadzono w 1820 roku. Początkowo zawierały one następujące dane: imię i nazwisko żołnierza, miejsce jego urodzenia, wiek, wyznanie, stan cywilny, zawód, przydział do konkretnej jednostki i jego data oraz przebieg kariery wojskowej, uwzględniający ewentualne awanse, przesunięcia, dezercje i okoliczności zakończenia służby lub śmierci. W późniejszym czasie na arkuszu personalnym każdego żołnierza pojawił się także opis jego cech fizycznych, o czym bardziej szczegółowo traktuje wcześniejsza notatka (link) oraz dane dotyczące znajomości języków i szczepień.

W 1820 roku pobór do armii austriackiej nie był powszechny, ale przymusowy. Opierał się na dość skomplikowanych zasadach. Spośród wszystkich mężczyzn potencjalnie podlegających służbie wojskowej (na podstawie spisu/konskrypcji) faktycznie rekrutowano do stałych jednostek wojskowych tylko 10%. Czas trwania służby wynosił 14 lat, a później obniżono go do 8 lat.

Z lat 1820 - 1868 roku, czyli od wprowadzenia Grundbuchblättern do ustanowienia poboru powszechnego, udało mi się odszukać karty ewidencyjne 171 żołnierzy z Choczni, służących w 56. Pułku Piechoty. 

12 z nich urodziło się jeszcze w XVIII wieku, a najwcześniej, bo w 1782 roku, przyszedł na świat Antoni Bryndza. Z kolei najpóźniej urodzili się: Jan Guzdek, Józef Ramza i Józef Romańczyk (w 1846 roku). Biorąc zaś pod uwagę poszczególne dekady, najwięcej choczeńskich żołnierzy 56. Pułku Piechoty pochodziło z lat 20. XIX wieku (62). Trzech żołnierzy rozpoczęło służbę jeszcze w 1813 roku (Antoni Bryndza, Leon Ruła i Franciszek Burzej), to znaczy 7 lat przed wprowadzeniem Grundbuchblätter, a dla dwóch (Wojciecha Szczura i Jana Guzdka) służba rozpoczęła się tuż przed wprowadzeniem poboru powszechnego (w 1868 roku). Najwięcej poborowych z Choczni zaczęło służyć w 56. Pułku Piechoty w 1848 roku (19), a w latach 1822-26, 1836-37 i w 1855 roku nie pojawił się w tej jednostce żaden nowy rekrut z Choczni.

Średni wiek choczeńskiego rekruta 56 PP wynosił nieco ponad 22 lata, najmłodszy był 17-letni Jan Nowak zwany Nosal, a najstarszy 31-letni wspomniany już wyżej Antoni Bryndza.

Dla dwóch chocznian służba w 56 PP skończyła się już w 1820 roku (Józefa Bąka i Franciszka Zająca), czyli w tym samym, w którym się rozpoczęła. Ogólnie takich przypadków rozpoczęcia i zakończenia służby w 56 PP  w tym samym roku było 10 ( w latach 1820-1868).

Średni czas służby poborowego z Choczni wynosił w tym czasie prawie 8 lat, przy czym należy pamiętać, że jego wpływ na długość tej służby był ograniczony przepisami.

Biorąc pod uwagę rok rozpoczęcia i zakończenia służby, rekordzistą był Maciej Woźniak, który został wcielony do 56 PP w 1814 roku, a zwolniony do rezerwy w 1836 roku, czyli aż po 22 latach. W rzeczywistości Woźniak odsłużył swoje przepisowe 14 lat, ponieważ krótko po poborze w 1814 roku zdezerterował i ukrywał się przez 3 lata, a po ponownym zgłoszeniu się do wojska wcielono go ponownie do służby liniowej dopiero po 5 latach.

Prawdziwym rekordzistą pod względem długości służby był więc Szymon Graboń (16 lat), który o rok wyprzedził Jakuba Haczka. Równe 14 lat w szeregach 56 PP spędziło 12 chocznian.

Jakikolwiek awans udało się osiągnąć 27 żołnierzom z Choczni, to znaczy 16% z wszystkich służących w 56 PP. Sześciu osiągnęło stopień gefrajtra (starszego szeregowego), z tym że dwóch z nich po pewnym czasie zostało zdegradowanych. Do korpusu podoficerów awansowało:

- 17 kaprali,

- 3 plutonowych (Karol Kondak, Sebastian Wcisło i Józef Kloss),

- 1 sierżant (Stanisław Mortek).

Można uzupełnić, że niepełnoletni w czasie rekrutacji Jan Nowak vel Nosal został pułkowym trębaczem, a Józef Bylica i Jakub Dąbrowski ordynansami oficerskimi.

24 żołnierzy z Choczni zmarło lub zginęło w trakcie służby (14% z wszystkich), a 8 kolejnych zmarło w kilka lat po ukończeniu służby. Po zwolnieniu ze służby liniowej wróciło do Choczni z różnych względów zaledwie niespełna 44% z tych, którzy wcześniej rozpoczynali służbę w 56 PP. Nie dziwi więc fakt, że żołnierzy służących w jednostkach liniowych nie uwzględniano wówczas na przykład w sprawach spadkowych, z góry uważając , że ich szanse powrotu do wsi nie są zbyt duże. Doliczając inwalidów i skierowanych do szpitali uszczerbek na życiu i zdrowiu poniosło ogółem 38 choczeńskich żołnierzy 56 PP (ponad 22% z wszystkich).

Pod względem wyznania 170 na 171 choczeńskich rekrutów 56 PP podawało, że są katolikami. Jedynym wyjątkiem był Żyd Mendel Silbiger (niestereotypowo jasnowłosy i niebieskooki), który był też jedynym, który zgłosił się do służby na ochotnika. W omawianym okresie w 56 PP służył również inny Żyd – Majer Huppert – który w Choczni zamieszkał dopiero po zwolnieniu go do rezerwy.

Znajomość języka niemieckiego stwierdzono u 7 rekrutów z Choczni (Jakuba Dąbrowskiego, Józefa Guzdka, Jakuba Leśniaka, Jana Łopaty, Mendla Silbigera, Jana Twaroga i Ignacego Wójcika), przy czym tylko Wójcik i Silbiger potrafili pisać po niemiecku. Znajomość języka węgierskiego wykazano u Wojciecha Kamińskiego, a pisać po polsku potrafiło 9 ówczesnych rekrutów z Choczni.

Na 171 żołnierzy z Choczni 8% (14) miało żony, poślubione przed pobraniem do armii lub w trakcie służby. 12 rekrutów z Choczni deklarowało, że są zaszczepieni, ale tę rubrykę wprowadzono na stałe w latach 40. XIX wieku, więc nie wiadomo, jak wyglądało do w przypadku dużej części pozostałych.

Zaledwie 13 na 171 choczeńskich rekrutów 56 PP posiadało konkretny (nierolniczy) zawód. Byli to: Józef Dąbrowski (kowal), Jan Kręcioch (krawiec), Michał Kumorek (stolarz), Ignacy Widlarz (krawiec), Wojciech Kamiński (krawiec), Jan Pietruszka (krawiec), Szymon Pietruszka (krawiec), Józef Romańczyk (krawiec), Wojciech Szczur (stolarz), Andrzej Ścigalski (krawiec), Tomasz Woźniak (krawiec), Stanisław Wójcik (szewc) i Jan Żak (krawiec). Ponadto Stanisław Mortek i Ignacy Wójcik byli studentami/uczniami szkół średnich, a Józef Smolarski organistą.

Spośród tych choczeńskich żołnierzy, którzy przedterminowo skończyli służbę w 56 PP:

- 11 zostało przeniesionych do innych liniowych jednostek wojskowych: 20. Pułku Piechoty (Kazimierz Banaś, Tomasz Buldończyk, Karol Kondak, Jan Turala i Wawrzyniec Zając), 1. Pułku Ułanów (Józef Bąk i Antoni Wójcik), 7. Pułku Piechoty (Franciszek Zając), 10. Pułku Piechoty (Jakub Graboń), 2. Batalionu Jegrów (Jan Ramenda i Szymon Strzeżoń),

- 6 trafiło do nieliniowych jednostek wojskowych: 4. Pułku Żandarmerii (Maciej Gancarczyk), Putz Commando (Franciszek Kręcioch), korpusu pionierów (Wojciech Romańczyk i Józef Majkut), Wojskowej Komisji Mundurowej (Wojciech Kamiński),

- 3 przesunięto do Milicji Krakowskiej (Antoni Bąk, Sebastian Szczur i Jan Trzaska),

- 10 skierowano do Domów dla Inwalidów (Invalidenhaus), w tym większość do Tyrnauer Ivalidenhaus (Jana Capa, Jana Dąbrowskiego, Piotra Hanusiaka, Antoniego Leśniaka, Jana Łopatę, Mikołaja Wątrobę i Józefa Widra); Józefa Dąbrowskiego do Peszter Invalidenhaus, a Antoniego Glondysa i Jakuba Turałę do niepodanej lokalizacji,

- 2 oddano do szpitali wojskowych (Wawrzyńca Drapę i Franciszka Pietruszkę).

Jeżeli chodzi o dalsze losy byłych choczeńskich żołnierzy 56 PP, to kształtowały się one rozmaicie. Spośród tych, którzy nie powrócili do Choczni:

- Ignacy Wójcik został księdzem i kapelanam wojskowym,

- Józef Kloss był leśniczym w Brennej,

- Ignacy Bandoła górnikiem w Zagłębiu Śląsko-Morawskim,

- Antoni Kręcioch krawcem w Cieszynie,

- Stanisław Mortek woźnym sądowym w Cieszynie,

- Szymon Pietruszka krawcem w Andrychowie,

- Józef Romańczyk krawcem w Białej,

- Józef Smolarski drobnym urzędnikiem dworskim w okolicach Krakowa, 

- Jan Smolarski mieszkańcem Temesvar w Siedmiogrodzie (dziś Timisoara w Rumunii),

- Wojciech Szczur stolarzem kolejowym w Krakowie,

- Andrzej Ścigalski krawcem w Bieczu lub w jego okolicach,

- Jan Żak krawcem w Andrychowie,

- Antoni Zając mieszkańcem Frydrychowic.

Natomiast spośród tych, którzy ponownie zamieszkali w Choczni 16 odgrywało ważną rolę w choczeńskim samorządzie lub dla niego pracowało (czyli prawie ¼), Mendel Silbiger był karczmarzem, a Józef Dąbrowski kowalem. Należy wyróżnić z ich grona:

- Antoniego Piątka, twórcę fundacji, z  której środków rozpoczęto budowę aktualnego kościoła parafialnego,

- Błażeja Szczepaniaka, wieloletniego kościelnego i nauczyciela w Choczni Dolnej,

- Ludwika Strzeżonia, pisarza gminnego, zastępczego nauczyciela i oglądacza zwłok,

- Jana Świętka, współtwórcę Kółka Rolniczego, sklepikarza, przewodniczącego Rady Szkolnej Miejscowej.

Warto także wspomnieć o okolicznościach rekrutacji dwóch chocznian:

- Wawrzyniec Kumorek, uczestnik Powstania Styczniowego, został schwytany przez Rosjan i wydany władzom austriackim 12 grudnia 1866 roku, po czym odstawiono go do urzędu powiatowego w Jaworznie, a już następnego dnia trafił w szeregi 56 PP,

- Józef Wider w 1867 roku został oskarżony o kradzież trawnika z lasu pańskiego i stanął przed Sądem Powiatowym w Wadowicach oskarżony o współudział w pobiciu Wojciecha Gracy, po czym wcielono go do 56 PP roku i jeszcze w tym samym roku zwolniono, jako inwalidę.

Jako ciekawostę można podać fakt, że służący w tym okresie w 56 PP Jan i Piotr Nowakowie byli bliźniakami. Pobrano ich jednak do armii nie wtym samym czasie, lecz w odstępie kilku lat.

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Powsinoga swatem - satyra z udziałem Józefa Putka

Krakowski tygodnik ilustrowany "Lud Katolicki" w numerze z 15 lutego 1931 roku zamieścił satyrę polityczną "Powsiniga swatem", której bohaterem był Józef Putek z Choczni:

Dwa są kawaliry nałogowe w naszej Polsce. Jeden to niewyczytający ja, a drugi pon Putek z Choczni. Ja, to jak ja, moje kawalerstwo osładzam se śmiechem, ale gorzej z moim kolegą. W przezposelskim i kawalerskim stanie do cna skwaśniał i jacy śliną na ludzi za przeproszeniem pluje, nic mu się nie podoba, ani rząd, ani nijaka niewiasta do stanu małżeńskiego sposobna. Siedliśmy se kiesi to w choczniańskiej karczmie i popłakali się nad naszem kawalerskiem sieroctwem.

— Syćka twoja Józuś złość — rzekę mu — to z onej żółci, co ci się po wnątrzu rozlała, od tej samotności. Mięsopust teraz — mówię — to się żeń bracie — i tak nic lepszego do roboty nimos i jacy bąki zbijasz i papier gazetowy psujesz na swoje „Wyzwolenie"1. Ożeń się bracie, to cie złość ominie! Jak ręką odjął. Być może, że ci cyrwona łepetyna wtej osiwieje, ale to będzie fajniej i honorniej, niż tak byki i indory choczniańskie straszyć2.

— Nie chcom mnie — mruknął Józuś — nie chcom, bo ja ślubu ani księdza nie uznaję, a głupich bab teraz mało.

— Sam jesteś se winien, kiej tak — rzekę mu — ale się nie trap! I gorszym wisieluchom dały baby radę to i ciebie z onego strapienia wyratujom. Tak zwykle dzieje się, że kiej kto ze mną dłużej gwarzy to musowo na końcu musi się popłakać. Płakał już na mojej piersi Wicuś3, płakał Jantoś z Bugaja4 i do tej pory z onego płakania nie uspokoił się, nie dziwota więc, że i Józuś zmięknął, jako ten wiośniany śnieg i ślozy mu z ocu i z noska na mój kabat jęły kapać!

— Nie płac — mówię mu — bo mi samemu miętko na sumieniu, nie płac i siedź se jesce ze dwie niedziele w Choczni, a już moja w tem głowa, żeby cie jaka zefciała.

— Ja — mówię dalej — mam do bab wielgie szczęście, co na chtórą spojrzę, to mi się uwidzi i zobacys, że ci taką babę wybiorę, jak Madera.

Ucałował mię Józuś w gębę z obu stron, chciał i gdzieindziej, alem go zmitygował, że to jacy Dziadka godzi się tak całować, a nie mnie śmiertelnika i tak rozstaliśmy się.

A teraz mam kłopot. Post niedaleko a baby dla Józusia jesce nimom. Niechcom i basta.

Za ciebie się Powsinogo wydom — mówi kużda — a za niego nie!

Z tego syćkiego to ja jesce ożenię się, a on ostanie w kawalerskim stanie, na strapienie całej Polski. Ratujcie więc mnię ludzie dobre, nie dajcie zginąć skrony pana Putka i wynajdzie mu jakowąś niewiastę odpowiedzialną, coby wygoniła zeń syćkie humory i złości i coby kole niej odpokutował za syćkie zbereźeństwa. Lepiej przecie na tym niż na tamtym świecie! Prawda?

Nolepiej kiej będzie gdowa po trzech chłopach i czytelniczka „Wyzwolenia”, to jej ani jancykryst rady nieda, a duszę Putkową pewnikiem zbawi przez cierpienie.

Ino się bracia pośpieszcie, zróbcie to dla mnie, proszę was pieknie, bo post za pasem, a nie chciałbym robić z gęby cholewę, niechże choć jeden zazna scęścia z mojej ręki.

1- czasopismo redagowane przez Józefa Putka, organ PSL Wyzwolenie,
2- nawiązanie do koloru włosów Józefa Putka,
3- Wicuś to Wincenty Witos, polityk ludowy,
4- Jantoś z Bugaja, właściwie Antoni Kucharczyk, ludowiec, autor wierszy, satyr, felietonów