czwartek, 30 marca 2023

Darczyńcy i ofiarodawcy na rzecz choczeńskiego kościoła i plebanii w latach 1850-1886

 

Informacje o darowiznach i ofiarach na choczeński kościół oraz plebanię w latach 1850-1886 zostały spisane przez ówczesnego proboszcza ks. Józefa Komorka w Kronice Parafialnej.  Ogólnie rzecz biorąc, ofiarodawców i darczyńców można  podzielić na tych, którzy:

  1. łożyli na kościół i plebanię niejako z urzędu albo dobrowolnie,
  2. składali ofiary pieniężne albo dary materialne,
  3. wnosili ofiary za życia lub czynili zapisy w swoich testamentach,
  4. oddawali swoje pieniądze lub długi, których wierzyciele zapisali je na kościół,
  5. przeznaczali ofiary na konkretny cel lub ogólnie na upiększenie kościoła,
  6. podawali przy tym jakąś przyczynę/powód/intencję lub nie podawali.

Ad 1

„Z urzędu” łożyli na kościół ci, do których należało tak zwane prawo patronatu nad choczeńską parafią, związane między innymi  z wpływem na wybór proboszczów.  W omawianym okresie czasu patronem był  najpierw Tytus Dunin (do śmierci w 1859 roku), a następnie jego  żona Albina Dunin z Bobrowskich. Kronika Parafialna wspomina jedynie o darowiznach Tytusa, który w 1850 roku dostarczył gonty i gwoździe na podbicie dachu plebani, a  w 1854 roku materiał na wykonanie budynków plebańskich: wozowni, stajni, komórki na sprzęt gospodarski i drewutni.

Natomiast dobrowolnymi ofiarodawcami byli indywidualni mieszkańcy Choczni lub osoby z Choczni pochodzące, grupy osób oraz ogół choczeńskich parafian, gdy w 1875 roku ogłoszono zbiórkę na zakup nowych dzwonów kościelnych w ludwisarni w Laibach (dziś Lublana – stolica Słowenii).

Ad 2

Ponieważ dobrodzieje kościoła i plebanii ofiarowywali zarówno konkretne kwoty pieniędzy, jak i dary materialne o nieokreślonej wartości, to trudno je ze sobą porównywać, by ustalić na przykład, kto oddał na te zbożne cele najwięcej. Trudno też porównywać nawet te same kwoty darowizn, jeżeli pochodziły one z jednej strony od bogatszych rolników, czy młynarzy, a z drugiej od biednych wyrobników, czy komorników, dla których stanowiły one niekiedy całość ich majątku.

Jeżeli chodzi o darowizny pieniężne, to pułap 50 złotych przekraczały łączne kwoty ofiarowane przez: piekarkę Mariannę Balon primo voto Szczur, Walentego Balona, Franciszka Cibora, organistę i wójta Józefa Czapika, Piotra Dunina – właściciela majątku sołtysiego, szewca Jędrzeja Guzdka, Ewę Kłaputkę, Tomasza Łuszczyńskiego, Jana Pateraka, Antoniego Piątka, Mikołaja Pietruszkę, Józefa Pindela, Wojciecha Szczura, Jana Ścigalskiego, Kazimierza Widra, Ludwika Widlarza i Antoniego Wróblowskiego. Na szczególną uwagę zasługuje darowizna wymienionej Ewy Kłaputki z domu Michalik, trzykrotnie zamężnej (była żoną Bryndzy, Brandysa i Kłaputa), która wywodziła się z rodziny ubogich poddanych sołtysich i nie miała zamożnych mężów, wobec czego zgromadzenie dla niej tak dużej kwoty musiało być okupione latami oszczędności i wyrzeczeń.

Natomiast do większych darowizn materialnych zaliczały się:

-  nieruchomości: 6 mórg pola oraz grunt na powiększenie cmentarza podarowane przez Franciszka Cibora i zagroda z przyległą działką podarowana przez Antoniego Wróblowskiego, na której stoi obecnie szkoła w Choczni Dolnej,

- dzwony na wieżę kościelną: średni (ufundowany przez wójta Józefa Czapika) i mały (od Franciszka Cibora)

- materiały budowlane (dębina na ganki plebanii od Piotra Dunina).

Ad 3

Specjalne zapisy testamentowe na kościół uczynili między innymi: Walenty Balon, Apolonia Bandoła, Franciszek Cibor, Felicjanna Honorata Czapik (13-letnia!), Ewa Kłaputka, Franciszek Kręcioch, Tomasz Łuszczyński, Antoni Piątek, Mikołaj Pietruszka, Urban Turała, Ludwik Widlarz i Antoni Wróblowski. Niektóre z tych osób czyniły także darowizny jeszcze za swojego życia.

Ad 4

Niektóre z zapisów testamentowych nakładały na dłużników autora ostatniej woli obowiązek zwrotu pożyczonych pieniędzy nie jego spadkobiercom, lecz przeznaczenie ich na rzecz kościoła, czy plebanii. Tak sformułowali swoje legaty na przykład: Apolonia Bandoła, Franciszek Kręcioch, Mikołaj Pietruszka i Urban Turała.

Ad 5

Wśród celów, na jakie darczyńcy przeznaczali swoje ofiary, były przede wszystkim elementy wyposażenia kościoła (figury Ewangelistów, umbrakulum, obrazy kościelne, lichtarze, kanony i antypodium Wielkiego Ołtarza) i zakrystii (baldachy, sztandary, ornaty, kielichy, kapy, srebrna puszka) oraz odnowienie/poprawa jakości dotychczas używanych sprzętów kościelnych i elementów wyposażenia  (pozłocenie kielicha, monstrancji, odnowienie lichtarzy, relikwiarza, puryfikatu, renowacja ambony i organów) oraz malowanie wnętrza kościoła.

Na bardziej ambitne cele swoje darowizny ofiarowali: Mikołaj Pietruszka (budowa ołtarza) i Antoni Piątek (budowa nowej kaplicy) oraz Franciszek Cibor, który ustanowił legat na rzecz uposażenia organistów choczeńskich (z 1876 roku), z którego co roku powinni wypłacać równowartość 150 kg żyta na stypendium dla najlepszego ucznia szkoły w Choczni. Inna darowizna Franciszka Cibora była przeznaczona z kolei na powiększenie cmentarza parafialnego.

Część z ofiarodawców ustanawiała też fundacje mszalno-wypominkowe, z których miały być odprawiane msze za ich dusze i w intencji członków ich rodzin.

Niektórzy zaś ograniczali się do formuły, że przeznaczają darowiznę na upiększenie czy ozdobienie kościoła lub po prostu na kościół.

Ad 6

Niektórzy darczyńcy podawali powód, z jakiego wnoszą swoją ofiarę lub jakiś komentarz do darowizny. Tak było na przykład w przypadku:

  • Zofii Malata, dziękującej za powrót do zdrowia syna Szczepana, który wcześniej zachorował na cholerę,
  • Dominika Cibora, chcącego odpokutować w ten sposób za życie w niemoralnym związku z pasierbicą,
  • Szymona Capa i Jana Ścigalskiego, którzy postanowili podzielić się z plebanią tym, co zarobili, wożąc zaopatrzenie dla wojska,
  • Kazimierza Widra i Bartłomieja Widlarza, którzy wnieśli ofiarę od wożących kamień na gościniec.

Lista większych darczyńców:

  • Apolonia Bandoła – 20 zł na kapę,
  • Marianna Balon z domu Piątek primo voto Szczur – 15 zł na wyzłocenie kielicha i 40 zł na figury Ewangelistów do bocznych ołtarzy,
  • Walenty Balon – 100 zł na zakup dużego dzwonu,
  • Szymon Cap (+ Jan Ścigalski)  – 16 zł na umbrakulum,
  • Franciszek Cibor – 5 zł na baldach, 91 zł na ozłocenie monstrancji, 5 zł na duży dzwon, mały dzwon, pole pod cmentarz i 6 mórg na rzecz organistów,
  • Józef Czapik - średni dzwon za 600 zł, 30 zł na 4 lichtarze + 90 zł z legatu córki Honoraty na zakup srebrnej puszki,
  • Tomasz Drożdż - 5 zł na zakup obrazu N. Serca Pana Jezusa na ambonę,
  • Piotr Dunin – 50 zł na odnowienie 6 lichtarzy + drewno dębowe na ganki plebani,
  • Tytus Dunin – patrz punkt 1,
  • Katarzyna Góra, gospodyni plebańska – 2 obrazy na płótnie do bocznych ołtarzy,
  • Wojciech Graca - 7,5 zł na kanony do Wielkiego Ołtarza,
  • Jędrzej Guzdek  - 100 zł na dzwony,
  • Ewa Kłaputka – 166 zł na chorągiew adamaszkową i ornat wyszywany złotem,
  • Franciszek Kręcioch - 5 zł na sztandar, 6 zł na kościół, 20 zł na kościół,
  • Tomasz Łuszczyński – 139 zł na upiększenie kościoła,
  • Zofia Malata – 10 zł na kościół,
  • Jan Paterak z żoną Marianną - 160 zł na zakup srebrnego kielicha,
  • Antoni Piątek – 200 zł na wybudowanie kaplicy i fundację wspominkową,
  • Mikołaj Pietruszka  - 61 zł na budowę ołtarza i fundację wspominkową,
  • Józef Pindel - 100 zł na antypodium do Wielkiego Ołtarza,
  • Antoni Ramenda - 10 zł na baldach kościelny,
  • Jan Błażej Smolarski – 10 zł na dzwony,
  • Wojciech Styła – 15 zł na dzwony + 10 zł robocizny,
  • Jan Nepomucen Szczur – 20 zł na upiększenie kościoła,
  • Wojciech Szczur – 8 zł na malowidła, 70 zł na naprawę ambony,
  • Jan Ścigalski (+ Antoni Warmuz)  - 15 zł na odnowienie puryfikatu i relikwiarza, 5 zł na dzwony, nieokreślone duże darowizny na kościół,
  • Urban Turała – 40 zl na potrzeby kościelne
  • Kazimierz Wider – 52 zł na kościół, 10 zł (+ Bartłomiej Widlarz) na kościół,
  • Ludwik Widlarz – 40 zł na umbrakulum (z legatu – zmarł wcześniej),
  • Antoni Wróblowski – 30 zł na odnowienie organów, 265 zł na upiększenie kościoła + zagroda z przyległą parcelą,
  • Marianna Wróblowska – 30 zł na malowanie kościoła.

Do dziś chocznianie mogą korzystać z powiększonego dzięki Ciborowi cmentarza i kościoła, do którego budowy przyczyniły się między innymi pieniądze wpłacone przez Antoniego Piątka, Józefa Czapika i Jana Ścigalskiego. Fundacja organistowska Cibora wraz ze stypendium funkcjonowała jeszcze po II wojnie światowej. Przepadły niestety dzwony, zarekwirowane przez Austriaków w czasie I wojny  światowej. W obecnym kościele znajduje się też ambona, odnawiana dzięki darowiźnie Szczura i zapewne część z wymienionych sprzętów kościelnych.

poniedziałek, 27 marca 2023

Były mieszkaniec Choczni szefem wywiadu AK w Krakowie

 




31 października 1893 roku urodził się w Skawinie Stanisław Kostka Czapkiewicz syn Czesława i Melanii z domu Haessel. W 1904 roku ukończył szkołę powszechną w Skawinie i podjął naukę w szkole wydziałowej, przerwaną ze względu na stan zdrowia. Trzy lata później odbył praktykę w sklepie w Kalwarii i uzupełniał edukację. W 1909 roku rozpoczął praktykę kancelisty w sądzie w Skawinie, w latach 1911-1912 roku pracował w Sądzie Powiatowym w Krościenku, a od 1913 roku w sądzie w Zatorze. Tam zastał go wybuch I wojny światowej. Już w sierpniu 1914 roku młody Czapkiewicz wyruszył z krakowskich Oleandrów walczyć o niepodległość w Legionach Polskich. Brał udział w kilkunastu bitwach i potyczkach, dosłużył się stopnia plutonowego. W 1918 roku po przebytej chorobie został uznany za niezdolnego do służby wojskowej i wrócił do pracy w sądzie w Zatorze. Był tam też sekretarzem Okręgu Zatorskiego Związku Strzeleckiego i członkiem zarządu Obwodu Chrzanowskiego ZS. Od 1924 roku pracował w Sądzie Okręgowym w Wadowicach. Nie wiadomo, czy już wtedy zamieszkał w Choczni, czy stało się to nieco później. Irena Słysz w swoich wspomnieniach pisze, że Czapkiewiczowie, z których córkami się przyjaźniła:

mieli piękny dom nad Choczenką, piękny sad z klombem od strony frontowej (…) z tyłu była furteczka, którą wychodziło się nad Choczenkę.

Dom Czapkiewiczów usytuowany był w dolnej części Choczni, między dzisiejszą ulicą Kościuszki a Choczenką.  Oprócz wspomnień pani Słysz z domu Porębskiej, jedynym dowodem na zamieszkiwanie Czapkiewiczów w Choczni, jaki udało mi się znaleźć, to wpis w księdze członków choczeńskiej Kasy Stefczyka, w którym podano numer ich domu- 342.

W 1933 roku po ukończeniu kursu Czapkiewicz objął stanowisko komornika Sądu Grodzkiego w Wadowicach. Należał do „Sokoła”, „Strzelca”, BBWR i OSP.

Trzy lata później opuścił Chocznię, ponieważ został przeniesiony na posadę komornika w Brzesku. Edward Brożek w „Gazecie Wyborczej” pisał, że Czapkiewicz:

był urodzonym społecznikiem, pomagał młodzieży studenckiej, organizował obozy letniskowe w górach i nad morzem dla biednej młodzieży wiejskiej. W życiu prywatnym był człowiekiem z dużym poczuciem humoru, towarzyskim i lubianym. Miał jeszcze jedną cechę: bezbłędnie poznawał się na ludziach, umiał ich słuchać, a z każdej rozmowy potrafił wyciągać praktyczne wnioski.

We wrześniu 1939 roku został ewakuowany do Hrubieszowa i nie wziął czynnego udziału w wojnie obronnej. Po powrocie do Brzeska założył organizację konspiracyjną „Salomea-Buty” wcieloną do Związku Walki Zbrojnej. Pod pseudonimami „Sprężyna”, „Józef Gołda” i innymi  był zastępcą komendanta ZWZ w Brzesku. Zagrożony aresztowaniem od 1941 roku ukrywał się w Bochni, Wadowicach, Krakowie (jako listonosz) i w Warszawie. Od 1942 roku prowadził w Krakowie kolportaż konspiracyjnych wydawnictw oraz organizował struktury kontrwywiadu i wywiadu Stronnictwa Demokratycznego, a później Armii Krajowej. W 1943 roku został szefem kontrwywiadu AK „Żelbet” w stopniu sierżanta podchorążego.

W mundurze listonosza
Z archiwum rodziny Zoll

Według Michała Chlipały, autora opracowania „Konspiratorzy w policji polskiej i polskiej policji Kryminalnej w Krakowie w latach 1939-45”  Czapkiewicz mający dobre rozeznanie w regułach pracy śledczej oraz zasadach obiegu dokumentów, a także posiadający wielu znajomych wśród czynnych zawodowo policjantów zbierał informacje o Niemcach i ich współpracownikach, ze szczególnym uwzględnieniem Gestapo, Kripo oraz innych organów policyjno--wywiadowczych.

Z kolei cytowany już Brożek podawał, że:

Kierowane przez "Sprężynę" siatki wywiadowcze miały swoich ludzi prawie wszędzie: w niemieckiej policji gospodarczej "Kripo", w policji granatowej, w niemieckich urzędach, niemieckich firmach, na poczcie w dziale listów, jak i w łączności telefonicznej. Do podstawowych zadań, jakie stawiał przed nim dowódca Żelbetu Dominik Ździebło "Kordian", było rozpracowanie konfidentów i donosicieli, zbieranie dowodów ich działań i przekazywanie ich sądom podziemnym, ostrzeganie ludzi zagrożonych aresztowaniem, zaopatrywanie ich w "lewe" dokumenty. (…) Na przełomie lat 1943/1944 udało się Czapkiewiczowi odtworzyć skład personalny całego urzędu gestapo przy ul. Pomorskiej. Dokument zawierał wykaz urzędników, pracowników i konfidentów gestapo. Rejestr nazwisk liczył setki nazwisk wraz ze zdjęciami, czasem były tam data urodzenia, miejsce zamieszkania.

Raporty „Sprężyny” stanowiły też podstawę do rozstrzygnięć sądów specjalnych państwa podziemnego w sprawach dotyczących konfidentów

Pod koniec wojny, jak pisał Edward Brożek:

Opracowywane przez Niemców plany wysadzenia Wawelu, mostów na Wiśle czy innych obiektów kultury, szybko były znane "Sprężynie". Dlatego też pełnym sukcesem zakończyła się akcja przejęcia tych obiektów w chwili ucieczki Niemców z Krakowa w styczniu 1945 r.

W działalności wywiadowczej po wyjściu z więzienia wspierała go żona Genowefa z Byrskich pseudonim „Juna”.

Ceniony za swoją skuteczność Czapkiewicz 1 stycznia 1945 roku został mianowany podporucznikiem, a 27 września 1945 roku zweryfikowano go przed Komisją Likwidacyjną AK w stopniu porucznika.

Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Krakowa Czapkiewicz zaprzestał działalności konspiracyjnej, a część ze zgromadzonych w czasie wojny dokumentów wywiózł do swoich teściów w okolice Wadowic (Chobot) i zakopał w 15-kilogramowej puszce po niemieckiej marmoladzie.

Już 5 lutego 1945 roku został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w asyście NKWD. Z jego mieszkania przy Starowiślnej zabrano tę część archiwum wywiadowczego, którą nie zdążył ukryć. Podczas przesłuchań nakłaniano go do współpracy, a szczególnie do występowania jako świadek przed krakowskimi sądami przeciwko funkcjonariuszom niemieckim, konfidentom i kolaborantom. Czapkiewicz był świadomy, że musiałby wtedy zdekonspirować także tych konfidentów i zdrajców, którzy podjęli służbę w organach bezpieczeństwa, więc odmówił mimo szykan i gróźb.

Został zwolniony, podjął pracę komornika w Sądzie Grodzkim w Krakowie i działalność w Stronnictwie Demokratycznym, ale ciągle spotykały go kolejne szykany ze strony UB. W 1946 roku odznaczono go wprawdzie wraz z żoną Genowefą Złotym Krzyżem Zasługi za walkę z okupantem i udział w konspiracji, ale w październiku 1950 roku ponownie trafił do aresztu, tym razem na warszawskim Mokotowie. Był bity i torturowany, a rok później stanał przed sadem, oskarżony o to:

że w okresie od września 1942 r. do stycznia 1945 r., na terenie województwa krakowskiego idąc na rękę władzy hitlerowskiego państwa niemieckiego działał na szkodę Narodu Polskiego przez to że: początkowo jako kierownik zorganizowanej przez siebie siatki wywiadowczej pod kryptonimem "Prostokąt", a następnie jako szef komórki wywiadowczej "Szerszeń" późniejszego Wywiadu Centralnego "Żelbet" AK Kraków - Zachód oraz p.o. szef kontrwywiadu Inspektoratu Krakowskiego AK rozpracował osobiście i poprzez swoich informatorów rekrutujących się z funkcjonariuszy Policji Kryminalnej, lewicowe organizacje niepodległościowe jak PPR, GL a potem AL oraz poszczególnych aktywnych działaczy antyfaszystowskich, a uzyskane drogą wywiadu materiały przekazywał swoim władzom przełożonym, celem zwalczania i spowodowania likwidacji lewicowych organizacji podziemnych.

Został skazany na 10 lat więzienia, utratę praw publicznych na 5 lat i przepadek mienia. Odbywał karę we Wronkach, Rawiczu i w Sztumie. W 1955 roku udzielono mu przerwy w odbywaniu kary dla podratowania zdrowia, a do więzienia już nie wrócił z powodu ogłoszonej amnestii.

Rok później został zrehabilitowany, ale podlegał ciągłemu dozorowi i inwigilacji aparatu bezpieczeństwa PRL.

Na fali odwilży politycznej apelował do byłych żołnierzy AK, by włączali się w działalności organizacji kombatanckiej ZBOWiD (Gazeta Krakowska z 30 grudnia 1956 roku) i wzięli udział w wyborach do sejmu, głosując na kandydatów wysuniętych przez Front Jedności Narodu (Echo Krakowa z 20 stycznia 1957 roku).

Zmarł 29 marca 1961 roku. Spoczywa na krakowskim Cmentarzu Podgórskim.

Oprócz Złotego Krzyża Zasługi otrzymał również Krzyż Walecznych, Krzyż Partyzancki oraz Medal Zwycięstwa i Wolności.

Według powszechnej opinii historyków uchodził za jednego z najlepszych oficerów wywiadu i kontrwywiadu Wojska Polskiego w czasach II wojny światowej.

Jako ciekawostkę można podać także, że jedna z córek Stanisława Czapkiewicza została żoną znanego krakowskiego prawnika prof. Andrzeja Zolla, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego.


czwartek, 23 marca 2023

Choczeńska kronika wypadków - część XIX


"Nowy Dziennik" z 22 maja 1930 roku informował:

Onegdaj znalazł Jan Wider z Choczni zwłoki mężczyzny na torze kolejowym w Inwałdzie, pow. wadowickiego, przejechane przez pociąg. Przeprowadzone dochodzenia ustaliły, że są to zwłoki Ludwika Rusinka z Inwałdu, który był umysłowo chory i od dłuższego czasu zdradzał zamiary samobójcze.

"Echo Krakowa" w numerze z 16 maja 1963 roku podawało:

W Choczni (pow. wadowicki) zginął pod kołami pociągu 46-letni Jan Guzdek, zamieszkały w Andrychowie.

 To samo "Echo Krakowa", ale w wydaniu z 1 października 1973 roku donosiło:

W Choczni (pow. Wadowice) samochód osobowy potrącił 7-letniego Bogdana Grucę (prawidłowo Gracę- uwaga moja), który trakcie zabawy wybiegł nagle na jezdnię. Ciężko ranny chłopiec zmarł w szpitalu.

"Kronika Beskidzka" w 1985 roku zamieściła krótką wzmiankę następującej treści:

Czwartek, 7 marca. Po zejściu lodów z rzeki Frydrychówki we Frydrychowicach znaleziono tu zwłoki Stanisława N. (45) z Choczni, poszukiwanego od 16 listopada 1984 roku. Lekarz nie potrafił ustalić ani przyczyny ani daty zgonu.

Wychodzące w śląskiej gminie Pawłowice "Gminne Racje" w nr 23 z 1999 roku opisały następujące zdarzenie: 

21 listopada, około 15.40, skrzyżowanie ul. Zjednoczenia z ul. Pszczyńską w Pawłowicach forsowała Fiatem 126p pewna pani, mieszkanka miejscowości Chocznia. Pani, jak to dama, uznała, że zawsze się jej należy pierwszeństwo, więc zajechała drogę mieszkańcowi Jastrzębia, jadącemu Fordem Transit. Nastąpiło zderzenie czołowe, z kolei fiat tej pani zjechał na lewy pas ul. Zjednoczenia i uderzył w prawidłowo posuwający się Daewoo Matiz, którym kierował mieszkaniec Żor. Mieliśmy więc w Pawłowicach konflikt aż trzech miejscowości, co świadczy jakim jesteśmy węzłem drogowym. Dama nie dama - mandat opiewał na 100 złotych.


poniedziałek, 20 marca 2023

Stare karty pocztowe

 W artykule dotyczącym Jana Latochy (link) zamieściłem pocztówkę z 1918 roku, związaną z Chocznią osobami nadawcy i odbiorcy- jej późniejszych mieszkańców.

Tym razem przedstawiam dwie kolejne stare karty pocztowe wysyłane przez mieszkanki Choczni w zbliżonym czasie, co kartka od Jana Latochy.

Pierwsza nie ma daty i zachowała się tylko połowicznie- strona z widoczkiem na Lago di Como niestety odkleiła się i przepadła. Z pieczątki austriackiej cenzury wojskowej i austriackiego znaczka można się domyślić, że została napisana w czasie I wojny światowej.

Adresatką kartki jest Maria Kumalanka, dwudziestokilkuletnia nauczycielka w Rzykach, która jak się okazuje, przebywała wtedy w Wiedniu. Pozdrowienia i miłe słowa wysyłała jej młodsza o sześć lat siostra Anna, która również przygotowywała się do pracy w zawodzie nauczycielskim, a właściwie do służby w tym zawodzie.

Ich dom rodzinny znajdował się przy dzisiejszej ulicy Kościuszki, jako drugi z prawej strony, idąc od strony Wadowic. 

Kartka dotrwała do dziś u wnuczki Anny, noszącej to samo imię.


Drugą kartkę wypatrzyłem kiedyś na Allegro. Została wysłana z Choczni 8 lipca 1919 roku, czyli już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Adresatką była Wielmożna Hela Łodzińska z Klikowej w powiecie tarnowskim, dziś wchodzącej w skład tego miasta. 

Ciekawa jest osoba nadawczyni, którą była Bronisława Tałasiewicz, uchodźczyni wojenna z Tarnowa, która wraz z rodziną znalazła schronienie w Choczni. Mimo że I wojna światowa już się zakończyła, to jak widać Bronisława pozostała nadal w Choczni. Najprawdopodobniej aż do 1922 roku, kiedy to Talasiewiczowie przeprowadzili się do Kielc.W tym właśnie roku Bronisława Wanda Tałasiewicz poślubiła w kieleckiej katedrze 24-letniego chocznianina Wojciecha Widlarza, późniejszego oficera Wojska Polskiego. 






czwartek, 16 marca 2023

Migawki z czasów niemieckiej okupacji

 

Okupanci niemieccy zamierzali zmienić nazwę Choczni na lepiej brzmiącą w ich języku. Wysunięta przez nich propozycja nowej nazwy w postaci Hotzenwald nigdy jednak nie weszła w życie.

Jako ciekawostkę można podać proponowane nazwy dla innych okolicznych miejscowości:

  • Frydrychowice: Teichenfriedrichsdorf (pierwszy człon nazwy od stawów),
  • Gorzeń Dolny: Schauenbrand (dosłownie wyglądający na oparzenie- Gorzeń skojarzył się twórcom propozycji ze słowem gorze/ogień- po  niemiecku Brand),
  • Kaczyna: Entenbach (dosłownie Kaczy Potok),
  • Radocza: Freudenhöhe (gdzie człon Freuden oznacza radość, co może kojarzyć się z początkiem nazwy polskiej Rado-)
  • Tomice: Thomsrode,
  • Wadowice: Frauenstadt,
  • Zawadka: Wenigenmauthen.
----

Wśród obostrzeń, które dotknęły chocznian w czasie okupacji niemieckiej, znalazły się też takie, które ograniczały ich życie religijne.

Już 31 października 1939 roku wydano zarządzenie zezwalające na odprawianie nabożeństw tylko od godziny 9 do 11 przed południem, a od 1940 roku wolno było odprawiać msze tylko w  niedziele i najważniejsze święta kościelne. Polakom nie wolno było też chodzić na nabożeństwa niemieckie. Zgodnie z niemiecką tendencją do regulowania wszystkiego przepisami, spowiedź dorosłych była dozwolona tylko w soboty między 14.00 a 18.00. Wprowadzono również zakaz zawierania małżeństw dla Polaków poniżej określonego wieku- 28 lat dla mężczyzn i 25 lat dla kobiet. Zdarzało się, że pary, które nie spełniały tego warunku, w porozumieniu z miejscowymi proboszczami zawierały małżeństwa potajemne. Jednym z nich był związek Marii Kręcioch i Bolesława Tomiczka z Targanic, który został zawarty w 1944 roku w prywatnym mieszkaniu w Andrychowie tylko w obecności świadków, a bez asysty księdza, któremu po ewentualnym ujawnieniu takiego faktu groziłaby surowa odpowiedzialność karna. Przebieg ceremonii był konsultowany wcześniej z dziekanem wadowickim ks. Prochownikiem. Po wojnie pojawił się problem z ważnością tego małżeństwa, ponieważ strony nie wyraziły na nie zgody słownej, lecz tylko zaakceptowały związek przez podpisanie umowy. To stało się dla Tomiczka jednym z pretekstów do próby podważenia ważności jego małżeństwa, ale Trybunał Kościelny nie podzielił tej opinii i nie wyraził zgody na unieważnienie związku.

----

24 marca 1943 roku Izba Cywilna Sądu Krajowego w Bielsku orzekła o rozwodzie i podziale majątku:

- Józefa Wołka, zamieszkałego Bielitz Ost, Radomerstrasse 19

i

- Marii Wołek z domu Ruła, zamieszkałej Bielitz Ost, Hettwerstarsse 90

którzy zawarli małżeństwo 25 listopada 1936 roku w Choczni w miejscowym kościele katolickim.

Fragment nagłówka pisma z decyzją

To jedno z pierwszych orzeczeń o rozwodzie osób związanych z Chocznią.

Maria Ruła urodziła się w Choczni w 1912 roku, jako córka Marcina i Ludwiki z domu Widlarz.

W 1960 roku wyszła ponownie za mąż w Bielsku za Ignacego Byrskiego.

Zmarła w 1982 roku.

----

Według Józefa Turały autora „Kroniki wsi Chocznia” niemiecki kierownik szkoły w Choczni zarządził zniszczenie polskich książek z biblioteki szkolnej i pomocy naukowych, które spalono na szkolnym podwórzu. W podobny sposób zniszczono część archiwum Jozefa Putka

Osobą odpowiedzialną za ten akt wandalizmu był  Alwin Adolf Ruppelt, który pochodził z Wielkopolski. Urodził się w 1890 roku w Krzywinie, jako syn Paula i Idy Werner. Przed wojną był nauczycielem w Otorowie koło Szamotuł i w Niederröblingen w Saksonii-Anhalt. Ruppelt uniknął jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje decyzje.

Żył jeszcze długo po wojnie- zmarł 12 września 1971 roku we wsi  Bexhövede w Dolnej Saksonii.

A oto jego fotografia:

----

2 marca 1943 roku niemieccy żandarmi zabili w Choczni uciekiniera z transportu do KL Auschwitz 23-letniego Józefa Lecha z Krakowa. Według niektórych źródeł Lech zbiegł już 20 lutego, czyli 10 dni przed tym, zanim został wytropiony i zabity.

poniedziałek, 13 marca 2023

Jadwiga Czapik- choczeńska nauczycielka


 

Jadwiga Teresa Czapik

   Córka Jana i Marii z Warmuzów, urodziła się 2 października 1959 roku w Suchej Beskidzkiej. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Choczni kontynuowała naukę w wadowickim Liceum Ogólnokształcącym (profil biologiczno-chemiczny, matura 1978), a następnie w szkole pomaturalnej (profil ekonomiczno-administracyjny). 

1 września 1981 rozpoczęła pracę nauczycielki (nauczanie początkowe) w Szkole Podstawowej nr 2 w Choczni górnej, gdzie pracowała do 31 sierpnia 1999. Od 1991 uczyła historii i jednocześnie rozpoczęła studia zaoczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie, uzyskując w 1996 dyplom magistra historii (z wynikiem bardzo dobrym). 

1 września 1999 została przeniesiona do Szkoły Podstawowej nr 1 w Choczni dolnej, przy czym przez rok szkolny 2000/01 oraz od 1 września 2004 do 13 lutego 2011 uczyła jednocześnie w obu szkołach. Była także absolwentką studiów podyplomowych w WSP w Krakowie: Dziedzictwo Kulturowe w Regionie Małopolska (2001) i Wiedza o Społeczeństwie (2002). 7 lipca 2009 uzyskała stopień nauczyciela dyplomowanego.

   Zmarła 24 lutego 2013 po ciężkiej chorobie nowotworowej, spoczywa na cmentarzu choczeńskim, obok swego ojca Jana, z zawodu stomatologa (23.04.1930 – 23.12. 1968).


Autorką biogramu jest Maria Biel-Pająk

sobota, 11 marca 2023

Z życia choczeńskich emigrantów w Ameryce

 Jedna z kanadyjskich gazet zamieściła w 1974 roku fotoreportaż z budowy Bak Market w Bradford w prowincji Ontario- sklepu należącego do pochodzącej z Choczni rodziny Bąków. W tym samym roku zmarła głowa rodziny Bąków- niespełna 73-letni Władysław, zwany w Kanadzie Walterem, który prowadził przez wiele lat rodzinną farmę ogrodniczą, sprzedając własne produkty na stoisku handlowym.

Na zdjęciach utrwalono montaż charakterystycznego wiatraka na dachu budowanego sklepu.




----

Dziennik Chicagowski w numerze z 26 maja 1910 roku podał krótką informację, o umieszczeniu w domu poprawczym w Taunton mieszkanki sąsiedniego Fall River Marianny Kręcioch, która uciekła z rodzinnego domu. Jednak gdy okazało się, że powodem tej ucieczki było przymuszanie jej przez rodziców do niechcianego małżeństwa, to została natychmiast zwolniona.
Chodzi tu o urodzoną w Choczni w 1891 roku Mariannę Kręcioch, córkę Wojciecha i Marianny Drabek, która pochodziła z Jawiszowic. W czasie opisywanych wydarzeń miała niespełna 19 lat. 
Z amerykańskich źródeł publicznych wiadomo, że Marianna została później żoną Jana (Johna) Jablonskiego, miała z nim troje dzieci i zmarła w wieku 86 lat w Toledo w stanie Ohio.

----

Wychodzący w stanie Indiana "South Bend News - Times" w wydaniu z 5 maja 1922 roku informował, że:
Radiowóz policyjny został wezwany krótko po 8 rano na zbieg ulic Olive i Sample, gdzie 10-letnia Anna Kręcioch, córka Michała Kręciocha, zaniemogła w drodze do szkoły. Została przewieziona do jej domu (2201 Praire Avenue). Później zgłoszono, że jej stan się poprawił.

To zajście nie miało przykrych konsekwencji, ale zastanawiające jest, że Anna żyła krótko, bo tylko 30 lat. Zdążyła poślubić Josepha Kolaczyka, z krórym miała syna Edwarda, żyjącego do dziś inżyniera- absolwenta Illinois Institute of Technology, który utrzymuje się z pisania romansów pod kobiecym pseudonimem.

----

Kolejna notka także dotyczy Kręciochów, a konkretnie urodzonego w 1930 roku w Chicago Tadeusza Szymona Kręciocha, syna emigranta z Choczni Tomasza Kręciocha i pochodzącej z Dębicy Apolonii z domu Sikora.
Wychodzące w Chicago Bridgeport News w dniu 29 października 1958 roku zamieściło informację o jego ślubie z Dolores Ann Baranowski, do którego doszło ponad dwa miesiące wcześniej (16 sierpnia) w kościele St. Richmond. Gazeta podała z detalami, kto był świadkami ślubu i drużbami/druhnami, ale także kto przyniósł im obrączki na poduszce do ołtarza, czyli sprawował funkcję tak zwanego po angielsku ring bearera i nazwisko dziewczyny od kwiatów. Poinformował także, że Dolores miała na sobie suknię z nylonowego tiulu i koronki, a jej bukiet skomponowany był z róż i stefanotisów. Przyjęcie ślubne miało odbyć się w Domu Polonijnym, a po nim młodzi małżonkowie mieli zamiar wybrać się w podróż do Denver. Podano także, gdzie zamierzali zamieszkać po powrocie.






poniedziałek, 6 marca 2023

Przedwojenny zeszyt szkolny



 Stary zeszyt szkolny, który przeleżał w regale w choczeńskiej piwnicy przez wiele lat, został niedawno przypadkowo odnaleziony i wczoraj trafił w moje ręce.

Podpisany jest jako "Zeszyt domowy" Bąkówny Janiny z klasy IV. Po pieczątce na okładce "Spółdzielnia Uczniowska" w Choczni można się zorientować, że Janina uczęszczała do szkoły w tej właśnie miejscowości, a że działo się to jeszcze przed II wojną światową, wynika z daty 18 października 1938 roku, zamieszczonej na jego pierwszej stronie.

W tym czasie żyła w Choczni tylko jedna Janina Bąk, córka stolarza Leona i jego żony Marii z domu Balon, urodzona 6 maja 1928 roku. W 1938 roku miałaby więc 10 lat, co pasuje wiekowo na uczennicę czwartej klasy. Ponieważ zeszyt Janiny nie został znaleziony w domu, którego właściciele w jakiś sposób byliby powiązani z Leonem Bąkiem, to można się zastanawiać, w jaki sposób tam trafił. Być może wpadł przypadkowo między ścianki regału wykonywanego przez Leona Bąka i wraz z meblem trafił do rodziny jego późniejszych znalazców. 

Lektura zeszytu dostarcza ciekawych refleksji na temat programu nauczania w przedwojennej choczeńskiej szkole, pełnego treści patriotyczno- historycznych i politycznych.

Trudno sobie dziś na przykład wyobrazić, że jakiś 10-letni uczeń zna miejsce urodzenia aktualnego prezydenta państwa lub któregoś z jego poprzedników, czy szczegóły ich życiorysów. A tak było w przypadku Janiny Bąkówny i jej znajomości faktów o prezydencie Ignacym Mościckim, które zawarła w wypracowaniu z 2 lutego "Co wiem o pracy Pana Prezydenta".  

24 listopada dzieci pisały z kolei o uroczystości 20-lecia odzyskania niepodległości. Dowiadujemy się, że Janina z kolegami i koleżankami wykonała wcześniej biało-czerwone chorągiewki i wieńce z choiny. W dniu 11 listopada jej klasa udała się na nabożeństwo do kościoła, a później do Domu Katolickiego na specjalny poranek, którego program, jak pisze, był piękny i obszerny.

Jedno z następnych zadań miało tytuł "Co dowiedziałam się o powstaniu styczniowym?". Janina napisała, że Moskale bardzo źle obchodzili się z Polakami i dlatego doszło do wybuchu powstania, ale trwało ono krótko, bo Polacy nie mieli broni i wojska. Złapanych powstańców Rosjanie wywozili na Sybir w kibitkach i tam musieli oni ciężko pracować.

W omówieniu czytanki o małym Włochu Pepe, której akcja dzieje się w wybudowanym w okresie międzywojennym porcie w Gdyni, znalazły się informacje o pomalowanym na stalowy kolor okręcie wojennym "Wicher", który strzegł wraz z łodziami podwodnymi polskiego morza i statku pasażerskim "Piłsudski", który pływał stale między Gdynią i Ameryką Północną.

Nawet tekst ćwiczenia z ortografii w dniu 21 listopada nawiązuje do aktualnych w tym czasie wydarzeń i niedawnej historii. Pojawia się w nim na przykład Komendant Piłsudski w szarym płaszczu i maciejówce, którego przemówienie do Legionów Polskich, stanowiło treść ćwiczenia do napisania ze słuchu.

Widać ponadto, że dzieci były zachęcane do oszczędzania, o czym świadczy zadanie klasowe z 4 listopada, w którym Janina pisze, że:

O ile będę miała pieniądze, to zamiast kupić słodyczy, złożę je do szkolnej kasy na książeczkę oszczędnościową. Ubranie, buty i przybory szkolne nie niszczyć, żeby rodzice nie wydywali tyle pieniędzy. Zawsze będę pamiętała, że z drobnych groszy zbierze się złotówka.

Dla miłośników sportów zimowych interesująca jest relacja z zawodów narciarskich w Zakopanem, napisana przez Janinę 11 marca 1939 roku. Na te zawody pod patronatem FIS przyjechali Francuzi, Włosi, Niemcy, Rumuni, Anglicy, Węgrzy i mistrzowie z Norwegii, Szwecji i Finlandii. Współzawodnictwo otworzył Pan Prezydent, a pierwszą konkurencją był bieg zjazdowy. W biegu na 18 km wystartowało aż 120 zawodników, a najlepszy z Polaków Matuszny był dopiero na 29. miejscu. Większe szczęście mieli Polacy w skokach , gdzie Andrzej (?) Marusarz zajął 4 miejsce, a mistrzem został Niemiec Bradl. Organizatorzy mieli z powodu ciepłej pogody problemy ze  śniegiem i aby go zwieźć, ponieśli wiele trudu.

19 kwietnia 1939 roku Janina pisała o obchodzeniu Wielkanocy w Choczni. Dzieci stroiły Boże groby, przyozdabiały je kwiatami, zielonymi jodełkami, bibułkami i  świeczkami. Dorośli myli się w rzece. Drzewa w sadach okadzano, by dobrze rodziły i kropiono wodą święconą. W zagony pól wkładano krzyżyki, które przybijano też nad drzwiami domostw. Wspomina o święceniu potraw i pokarmów, uroczystej rezurekcji, odwiedzaniu krewnych i znajomych, dzieleniu się jajkiem, życzeniach i  śmigusie oraz barwnych kobiecych strojach ludowych, zdobionych koralikami i wstążkami.

Większość prac Janiny Bąk oceniono na bardzo dobrze.

Co dalszych losów Janiny, to z akt metrykalnych wynika, że 6 kwietnia 1953 roku poślubiła w Choczni o trzy lata młodszego Stanisława Drapę. W kościele w Choczni ochrzczeni zostali dwaj jej synowie: Krzysztof Stanisław Drapa i Ryszard Janusz Drapa.


czwartek, 2 marca 2023

Choczeńscy Banasiowie

 

W przypadku choczeńskich Banasiów możemy mówić nie o jednym rodzie, wywodzącym się od wspólnego przodka i zamieszkującym stale Chocznię przez kilka wieków, ale o całej grupie rodzin noszącej wprawdzie to samo nazwisko, ale o pokrewieństwie trudnym do udowodnienia, które pojawiały się w tej wsi co najmniej od II połowy XVII wieku i przeważnie stopniowo wygasały.

Już w 1689 roku niejaki Bartłomiej Banaś, zwany też Kocurem, poślubił w Choczni Dorotę Włodarzonkę i miał z nią syna Urbana (1692) oraz  córkę Barbarę (1695). Od 1711 roku w zapisach metrykalnych pojawia się Jan Banaś, mąż Katarzyny, który pełnił funkcję wytrykusa, czyli zakrystiana w choczeńskim kościele parafialnym. Kolejnymi Banasiami chrzczącymi dzieci w Choczni byli Andrzej i Antoni, ale i ich danych próżno szukać w zestawieniach choczeńskich kmieci- subrepartycji z 1775 i 1789 roku, czy Metryce Józefińskiej, także ukończonej w 1789 roku. Ówcześni Banasiowe musieli więc być komornikami lub zagrodnikami, pracującymi na rzecz plebana, właścicieli majątku sołtysiego lub bogatszych sąsiadów i dorabiającymi sobie uprawianiem rzemiosła.. Dopiero w 1803 roku w spisie płatników podatku kościelnego figurują jako samodzielni rolnicy Antoni Banaś spod nr 174 i Wojciech Banaś spod nr 70. Warto też zauważyć, że pod koniec XVIII wieku Anna Banaś, wywodząca się z rozrosłego rodu Banasiów z Jaroszowic, zwanych Juzami, wyszła za mąż za Kazimierza Widra, syna bogatego choczeńskiego gospodarza i z ich związku pochodzą wszyscy następni choczeńscy Widrowie, także ci współcześni. Z kolei w 1818 roku zamieszkał w Choczni bratanek owej Anny Wider z domu Banaś, noszący imię Józef. Powodem sprowadzenia się Józefa z Jaroszowic do Choczni było małżeństwo z Katarzyną Pindel, zawarte w 1818 roku. Józef i Katarzyna doczekali się pięciorga dzieci, z których własną rodzinę założył w Choczni tylko syn Kazimierz Banaś (1829-1907), mąż Reginy Twarożanki. Po śmierci pierwszej żony Józef Banaś powtórnie ożenił się z Reginą Guzdek i miał z nią jeszcze pięcioro dzieci, w tym Mariannę (1843-1926), która została żoną Józefa Buldończyka i Jakuba (1845-1918), o którym będzie mowa w dalszej części artykułu. W czasie, gdy na świat przychodziły dzieci Józefa i Reginy Banasiów, w Choczni sporządzano kolejny spis własności, w którym oni sami się nie znaleźli. Jedynym Banasiem, a właściwie Banasikiem, obecnym w tym zestawieniu był Sebastian, właściciel gospodarstwa w Niwie Zakościelnej (obecne Osiedle Ramendowskie i Biała Droga) o wielkości i dochodach zbliżonych do choczeńskiej średniej. Sebastian Banasik był spadkobiercą Antoniego Banasia ze spisu w 1803 roku i zamieszkiwał w jego byłym domu (nr 174). Po renumeracji dom ten otrzymał numer 96 i Sebastian podawany jest jako jego współwłaściciel jeszcze w 1875 roku. Drugim współwłaścicielem był jego syn Jan Banasik (1849-1900), którego matką była Magdalena z Dąbrowskich. Obok Sebastiana i Jana Banasików, właścicielem domu w Choczni w 1875 roku był również Kazimierz Banaś, syn Józefa (nr 213- przy obecnej ulicy Głównej). Samodzielnego „numeru” nie posiadał natomiast jego przyrodni brat Jakub, wówczas mąż Franciszki z domu Graboń. Po jej śmierci (1892) przeprowadził się do Kleczy Dolnej, skąd pochodziły jego kolejne dwie żony: Rozalia Wydra i Aniela Pomietło. Właśnie w Kleczy przyszła na świat jego córka Ludwika (w 1896 roku), najbardziej znana nie tylko z jego dziesięciorga dzieci, ale z wszystkich Banasiów powiązanych z Chocznią. Ludwika po śmierci swojej matki Rozalii (1905) zamieszkała w górnej Choczni u swojej znacznie starszej kuzynki Franciszki Wider z domu Buldończyk, a w czasie I wojny światowej (1917) wstąpiła do postulatu sióstr nazaretanek w Krakowie, gdzie wcześniej przebywała jej starsza siostra Anna Banaś. W 1918 roku Ludwika Banaś rozpoczęła nowicjat- wraz z habitem i białym welonem otrzymała imię zakonne Maria Małgorzata. I wojna światowa oznaczała dla choczeńskich Banasiów walkę w szeregach armii austro-węgierskiej. Jeden z nich- Kacper Banaś, wnuk Sebastiana Banasika, został ranny już w początkowej fazie wojennych zmagań.

W czasie II wojny światowej siostra Banaś przebywała w klasztorze w Nowogródku. Jako jedyna z tamtejszych nazaretanek przeżyła okupację hitlerowską i sowiecką. Po wojnie pozostała w Nowogródku, wtedy należącym do Białoruskiej Republiki Socjalistycznej w ramach ZSRR. Z braku księdza do 1956 roku samotnie organizowała tajne nauczanie katechizmu, przygotowywała narzeczonych do sakramentu małżeństwa, organizowała chrzty i pogrzeby. W 2003 roku rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny. Tymczasem w powojennej Choczni (1946) jedynymi dorosłymi osobami o nazwisku Banaś była Anna (z domu Bryndza) spod nr 153, żona Andrzeja Banasia z Kleczy oraz Jan Banaś (1911-1968) z żoną Heleną z domu Maj, którego ojciec Józef przeprowadził się do Choczni z Jaroszowic, po poślubieniu Wiktorii z domu Gawęda. Jako ciekawostkę można tu podać, że jedną z prababek Jana (ze strony Banasiów) była Agnieszka Szczur z Choczni. Czyli w 1946 roku nie mieszkali już w Choczni Banasiowie będący potomkami wymienionych wyżej Sebastiana Banasika i Kazimierza oraz Jakuba Banasiów. Ich geny przekazane po liniach żeńskich były jednak dalej obecne. Od Sebastiana Banasika wywodzą się na przykład: Adolf Gregorczyk, kierownik szkoły w Choczni Górnej, siostra zakonna Sylweria Widlarz, czy choczeńscy Sarlejowie, a od Jakuba Banasia- choczeńscy Szotowie. Nazwisko Banaś nosiła też po wojnie chocznianka Stefania Drożdż, która poślubiła Michała Banasia z Jaszczurowej. Wspomniany wyżej Jan Banaś (ur. 1911) działał w Komisji Rewizyjnej reaktywowanego Kółka Rolniczego (1958) i w gromadzkiej komisji drogowej. Jego syn Czesław Banaś (1936-2004) był sekretarzem OSP w Choczni, a od 1987 roku wiceprezesem tej organizacji. Można go znaleźć wśród choczeńskich wyborców z 1973 roku wraz z matką Heleną Banaś z domu Maj i braćmi Zdzisławem oraz Stanisławem. Na tej liście są także Andrzej i Anna Banasiowie. Natomiast na choczeńskim cmentarzu istnieje nagrobek Jerzego Banasia z Wadowic, byłego nauczyciela w szkole w Choczni Górnej.

Według Kazimierza Rymuta i innych językoznawców nazwisko Banaś może pochodzić od prasłowiańskiego słowa „banati” oznaczającego myć lub kąpać się, słowa „bania”, tureckiego „bana” czyli namiestnika, węgierskiego „banyasza”, czyli górnika lub imienia Benedykt.

W 2002 roku było to 271 nazwisko pod względem częstości występowania w Polsce. Najwięcej z 13674 Banasiów mieszkało w Krakowie (587), a procentowo w sąsiadujących ze sobą powiatach buskim (świętokrzyskie) i dąbrowskim (małopolskie).