czwartek, 29 grudnia 2022

Wyniki spisu powszechnego w 1970 roku

 W 1970 roku 34 rachmistrzów spisowych (lista- link) przeprowadziło w Choczni spis powszechny, obejmujący pięć działów:

  • ludność
  • mieszkania
  • budynki zamieszkane
  • indywidualne gospodarstwa rolne
  • budynki gospodarcze w indywidualnych gospodarstwach rolnych.
Spis wykazał istnienie w Choczni 857 budynków mieszkalnych,  w których znajdowało się 959 mieszkań. W tych budynkach było 2718 pomieszczeń mieszkalnych (pokoi + kuchni z oknami) i 204 inne izby. Łączna powierzchnia użytkowa mieszkań wynosiła 52301,3 metrów kwadratowych.
164 mieszkania były podłączone do sieci wodociągowej (17%), żadne do sieci gazowej. Tylko 92 mieszkania posiadały spłukiwany ustęp (niecałe 10%). Tych ostatnich nie było wcale w okręgach spisowych Zarąbki i Chocznia Górna Pod Lasem.
Łatwo więc obliczyć, że przeciętne mieszkanie w Choczni posiadało 3 pomieszczenia, a jego średnia powierzchnia wynosiła 54,5 m2.

W Choczni mieszkało wtedy na stałe 4296 osób, a 14 przebywało w niej czasowo. Jedna ze spisanych osób nie mieszkała w budynku stałym, lecz w obiekcie prowizorycznym. Czyli na jedno mieszkanie przypadało średnio 4,5 osoby (jedna osoba na 12 m2.)
Od końca 1964 roku, czyli przez 6 lat, przybyły w Choczni 154 osoby.

Wśród stałych mieszkańców kobiety (2242) przeważały nad mężczyznami (2054). Tylko dla 118 chocznian głównym źródłem utrzymania była osobiście wykonywana praca w rolnictwie. Doliczając 225 osób będących na ich utrzymaniu, można powiedzieć, że głównie z pracy w rolnictwie żyło wtedy niecałe 8% chocznian. 1448 osób utrzymywało się z własnej pracy poza rolnictwem, a 206 z jak to określono "własnych niezarobkowych źródeł", czyli emerytur, rent, itp.
Ogółem w 1970 roku z własnej pracy oraz własnych emerytur, rent, itp. utrzymywało się nieco ponad 41 % chocznian (1772 osoby).
Mimo tak niewielkiej liczby osób utrzymujących się głównie z rolnictwa pozostawało ono dla chocznian ważnym dodatkowym źródłem dochodów. Spis wykazał istnienie w Choczni aż 832 indywidualnych gospodarstw rolnych o łącznej powierzchni 1839 hektarów (cała powierzchnia Choczni to 2049 ha). Użytki rolne zajmowały 1443 hektary i 86 arów (70% całej powierzchni Choczni). Gospodarstw mniejszych niż 0,5 ha było 130, między 0,5 a 2 ha- 342 i 360 większych niż 2 hektary.
Choczeńscy rolnicy posiadali: 1190 sztuk bydła (w tym 886 krów), 988 sztuk trzody chlewnej, 142 konie i 61 owiec.
Posługując się tymi danymi można wyliczyć, że przeciętne gospodarstwo rolne w Choczni miało wtedy powierzchnię 2,21 ha, w tym 1,74 ha użytków rolnych. Na jedno gospodarstwo przypadała 1 krowa (3 sztuki bydła średnio na 2 gospodarstwa) i 1 świnia. Średnio jedno na 6 gospodarstw posiadało konia, a jedno na 14 owcę. Owiec nie było wcale w okręgach spisowych przylegających do Wadowic (część Zawala i ul. Kościuszki) oraz w okręgu spisowym Rogatka. Z kolei najwięcej koni (12) było w okręgach spisowych Biała Droga i Sołtystwo, krów i świń także na Białej Drodze (odpowiednio 76 i 87).
Liczba budynków, ludności i gospodarstw rolnych w poszczególnych częściach Choczni przedstawiała się następująco:
  • Dział Choczeński 64 budynki mieszkalne, 300 osób, 64 gospodarstwa rolne
  • Zarąbki 22-131-24
  • Morgi 60-273-53
  • Pod Lasem 45-209-45
  • Chocznia Górna 81-492-95
  • Rogatka 34-166-37
  • Pagórek Ramendowski 100-472-101
  • Biała Droga 52-296-62
  • Sołtystwo 35-201-42
  • Góralska Droga 35-172-33
  • Baranciak, Patria, Stawy 40-201-44
  • Pagórek Malatowski i Komani 58-253-55
  • Na Granicy 38-216-42
  • Chocznia Dolna 91-463-105
  • Zawale i Przy Gościńcu 84-477-99

poniedziałek, 26 grudnia 2022

Choczeńskie rody- Bielowie

 

Pierwszy Biel pojawił się w Choczni w 1810 roku. Miał na imię Wojciech, trudnił się tkactwem i pochodził z Tomic. Był synem tamtejszych komorników Andrzeja i Anny, urodzonym około 1789 roku. Powodem osiedlenia się Wojciecha Biela w Choczni było zawarcie związku małżeńskiego z Magdaleną z Wątrobów, co nastąpiło w 1810 roku. W metryce ślubu Wojciech Biel zapisany jest jako mieszkaniec domu nr 58 (przy obecnej Białej Drodze), należącego do Franciszka Dąbrowskiego. Jego późniejsze miejsce zamieszkania nie jest łatwe do ustalenia. Prawdopodobnie wymieniony został pod błędnym imieniem Wawrzyniec w spisie własności z lat 1846-52 jako mieszkaniec Zarąbków i posiadacz niecałych 3 morgów gruntu.

Bielowie doczekali się dziesięciorga dzieci. Ich pierworodny syn Wojciech (ur. w 1812 roku) poślubił w Choczni Wiktorię z domu Odrobina i przed przedwczesnym zgonem w wieku zaledwie 24 lat miał z nią córkę Mariannę. Z kolei najmłodszy Michał (ur. w 1834 roku) ożenił się we Frydrychowicach z Franciszką z domu Ramza i zamieszkał w rodzinnej wsi żony. Jedyną córką Bielów, która założyła własną rodzinę, była Teresa urodzona w 1818 roku. Jej małżeństwo jest o tyle istotne dla genealogii chocznian, że wraz z mężem Marcinem są przodkami licznie występujących później w Choczni Gawrońskich, części Studnickich i ich dalszych rodzin wywodzących się od nich. 

Nazwisko Biel wśród potomków Wojciecha i Magdaleny przetrwało w Choczni dzięki ich synowi Franciszkowi, który w wieku 30 lat (w 1858 roku) zawarł związek małżeński z Marianną Cibor. Wojciech nie doczekał tego ślubu, gdyż zmarł 3 lata wcześniej. Marianna dała Franciszkowi jedną córkę i zmarła pół roku po jej urodzeniu. Owdowiały Franciszek po kolejnych dwóch latach ponownie ożenił się z Marianną Kręcioch, która w ciągu jedenastu lat urodziła mu ośmiu synów. Tylko dwóch z nich przeżyło więcej niż 18 lat, a własną rodzinę udało się założyć jedynie Feliksowi Bielowi, urodzonemu w 1871 roku. W tym samym roku Franciszek Biel powiadamiał choczeńskiego plebana, że podczas okopywania ziemniaków zmarła nagle jego pierwsza teściowa Ewa Ciborka. Po oględzinach zwłok wykluczono jednak nienaturalną przyczynę jej śmierci, wskazano jako jej powód pęknięcie wrzodów i „morzysko”, po czym zaniechano dalszych czynności dochodzeniowych. W 1875 roku Franciszek Biel, mieszkaniec domu 328, znalazł się na liście ofiarodawców na zakup i przeróbkę dzwonów dla kościoła w Choczni. 16 lat później Franciszek ponownie owdowiał, ale niedługo później (1892) znalazł sobie kolejną małżonkę w osobie Magdaleny Kręcioch, 28 lat młodszej od siebie.

Wspomniany wyżej Feliks Biel, sukcesor Franciszka, także był trzykrotnie żonaty i miał w sumie trzynaścioro dzieci: z Julią z domu Łopata córkę Zofię, noszącą później nazwisko Ogiegło, z Marią z domu Leśniak syna Jana (ur. 1900), od 1930 roku mieszkańca Frydrychowic oraz córkę Annę, a z kolejną Marią (z domu Woźniak) sześciu synów i cztery córki. Poza Chocznią przebywał jego syn Antoni Biel (ur. 1915), terminator krawiecki w Wadowicach, jeniec wojenny i robotnik przymusowy w Bechtheim koło Worms w czasie II WŚ i córka Wiktoria (ur. 1920), która w 1951 roku poślubiła w Krakowie Stanisława Nowaka. 

Z grona dzieci Feliksa Biela z jego trzeciego związku własną rodzinę w Choczni założyła tylko córka Helena, działaczka Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żenskiej. Gdy w 1933 roku jako niespełna dwudziestoletnia panna wychodziła za mąż za Wilhelma Smazę z Kaczyny, jej ojciec Feliks spoczywał już od czterech miesięcy na choczeńskim cmentarzu parafialnym. Wilhelm i Helena Smazowie zamieszkali w jej domu rodzinnym w środkowej części Choczni. W 1934 roku urodziła się im córka Janina, która jednak szybko zmarła, w 1937 roku syn Józef, a w 1942 roku córka Genowefa. W tym czasie Smazowie mieszkali kątem u sąsiada, a ich dom zagarnięty przez niemieckiego osadnika został zamieniony na stajnię.  Dodatkowo Wilhelm ukrywał się przed niemiecką żandarmerią, ponieważ uciekł z przymusowych robót. Niestety po zadenuncjowaniu przez jedną z mieszkanek Choczni został aresztowany na w ostatni dzień 1942 roku i zesłany do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie zginął pół roku później. Helenie, jej dwojgu dzieci i jej matce Marii udało się przeżyć okupację i doczekać wyzwolenia. 

W powojennym spisie wyborców z 1946 roku Maria Biel- matka Heleny Smaza i wdowa po zmarłym Feliksie jest jedyną mieszkanką Choczni wciąż noszącą nazwisko Biel. Kilka lat później z Ziem Odzyskanych powróciła jednak do rodzinnej wsi Józefa Tyralik, także przedwojenna działaczka KSMŻ, która w Świdnicy poślubiła Adama Biela, wywodzącego się z Jaszczurowej i niemającego oprócz nazwiska nic wspólnego z Bielami, mieszkającymi w Choczni od 1810 roku. Adam Biel okres II wojny światowej spędził najpierw w obozie jenieckim w Bawarii, do którego trafił jako pojmany przez Niemców żołnierz Wileńskiej Brygady Kawalerii, a później na przymusowych robotach w Niemczech. Po zamieszkaniu z żoną i córką Marią w Choczni pracował jako agronom rejonowy, a później w Biurze Melioracji w Wadowicach. Był między innymi członkiem komisji likwidacyjnej Spółdzielni Produkcyjnej im. Rokossowskiego w Choczni, ławnikiem sądowym w Wadowicach (1956) i wice przewodniczącym Spółki Wodnej w Choczni (1971).

Dużą aktywnością wykazywała się także wymieniana już Helena Smaza z domu Biel, od 1946 roku nosząca po drugim mężu nazwisko Stanaszek. Przewodniczyła przez wiele lat Kołu Gospodyń Wiejskich, kilka razy wybierano ją na radną gromadzką i gminną z ramienia Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, udzielała się w licznych komisjach, Froncie Jedności Narodu i Kółku Rolniczym (jako wiceprzewodnicząca w 1974 roku). W uznaniu jej dokonań została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi.

W spisie wyborczym z 1973 roku nazwisko Biel było wciąż obecne w Choczni za sprawą długowiecznej Marii Biel, matki Heleny Stanaszek (zmarła 10 lat później w wieku prawie 95 lat), rodziny Adama Biela (on sam, jego żona Józefa i córka Maria- później Maria Biel-Pająk, zasłużona dla kultury regionalnej) oraz bliżej mi nieznanej 70. letniej Franciszki Biel, córki Kazimierza spod nr 81.

To dość popularne w Polsce nazwisko (5109 osób w 2002 roku) od 1981 roku nosiła także inna chocznianka z urodzenia- Anastazja, córka Zofii Gawęda, która jako dwudziestotrzyletnia kobieta trafiła w 1943 roku do KL Auschwitz, a następnie była więziona w obozach koncentracyjnych Ravensbrueck i Sachsenhausen, gdzie doczekała oswobodzenia. Według akt IPN w latach 1950-53 służyła w Milicji Obywatelskiej.

Bielowie najliczniej występują obecnie w południowej Polsce. Baza PESEL podaje, że najwięcej z nich zamieszkuje kolejno: powiat nowosądecki, Kraków, powiat brzeski, nowotarski, chrzanowski i wadowicki (119 osób w 2002 roku). Źródłem pochodzenia tego nazwiska jest słowo „biel”, które mogło oznaczać mężczyznę o bardzo jasnych włosach, jakąś jasną rzecz- w szczególności szatę, mąkę pszenną, białą bułkę, grzyb o białym kapeluszu lub słoninę bez skórki.

czwartek, 22 grudnia 2022

Dawne choczeńskie potrawy postne – propozycje na współczesny wigilijny stół

 

W zasadzie potrawy postne spożywane dawniej w Choczni nie różniły się zbytnio od potraw niepostnych. Różnicę stanowiła jedynie omasta ze słoniny, sadła lub masła, używana do sporządzania potraw w dni bez postów. Mięso i tak jadano rzadko, w bogatszych domach w niedziele i święta, a w biedniejszych tylko okazyjnie. Potrawy postne różniły się też składem w zależności od pory roku. W zimie z powodu mniejszej ilości paszy dla bydła (i gorszej jej jakości) było mniej nabiału. W lecie i jesienią używano do przygotowania potraw świeżych warzyw, owoców i grzybów, a zimą i wczesną wiosną przeważnie suszonych lub kiszonych. Dłużej przechowywać i spożywać można było ziemniaki, których uprawa upowszechniła się na początku XIX wieku, brukiew (karpiele), rzepę, marchew, cebulę i czosnek. Do XIX wieku większość potraw postnych opierała się na przetworzonych ziarnach trzech podstawowych zbóż- pszenicy, żyta i owsa, czyli na mące i kaszy.

Przykładem takiej dawnej i tradycyjnej potrawy, jadanej również podczas wieczerzy wigilijnej, był (i nadal jest) żur owsiany. Przygotowywano go w kamiennym garnku z owsianej mąki razowej, wody i czosnku. Należało rozmieszać mąkę w ciepłej wodzie, a następnie odstawić w ciepłe miejsce (najlepiej blisko pieca) na co najmniej 3 dni, by zakisnął. Garnek przykrywano lnianą ścierką dla zabezpieczenia przed muchami i kurzem. Po tym czasie część żuru trzeba było przecedzić przez sito, rozcieńczyć wodą, dodać do rozczynu rozdrobniony czosnek i zagotować, ciągle mieszając, aż zgęstnieje i przybierze konsystencję bliską kisielowi. W wersji bogatszej doprawiano żur śmietaną i podawano z gotowanymi ziemniakami. To, co pozostało w kamiennym garnku, stanowiło bazę (zakwas) do przygotowania następnej porcji.

Inną znaną potrawą sporządzaną z mąki razowej były prażuchy. Nazwa tej potrawy znalazła się nawet w zwrotce choczeńskiej piosenki ludowej:

Chocznianie to zuchy- mają po dwa brzuchy- jeden na kapustę- drugi na prażuchy !

Aby przyrządzić prażuchy, należało wsypać mąkę pszenną lub żytnią do garnka o grubym dnie lub bezpośrednio na blachę pieca i ciągle mieszając drewnianą łyżką prażyć ją na sucho, aż zżółknie, czy zbrunatnieje. Trwało to około pół godziny. Potem tak przygotowaną mąkę zalewano posoloną wodą, cały czas podgrzewając i mieszając, by nie utworzyły się grudy. Po wchłonięciu wody powstawała jednolita masa, z której formowano kluski. Prażuchy zjadano ze świeżym lub kwaśnym mlekiem, ewentualnie z maślanką. W 2006 roku wpisano prażuchy na listę produktów tradycyjnych niedalekiej Żywiecczyzny. W innych częściach Polski pod tą samą nazwą występuje inna potrawa, do której przygotowania używa się dodatkowo rozgotowanych ziemniaków.

Bardzo podobna do prażuchów jest zacierka, przy tym znacznie łatwiejsza do przygotowania. W tym przypadku grubo mieloną mąkę pszenną wystarczy zalać lekko posoloną wodą  i rozkłócić rogalką (mątewką) jednocześnie podgrzewając. Z powstałej masy nie formuje się klusek, jak w przypadku prażuchów, tylko od razu wykłada łyżką na talerze. Całość polewa się mlekiem i gotowe ! Co ciekawe, jedno z określeń na zacierkę, używane w Karpatach rumuńskich, ukraińskich i u Łemków, to „malata”, co nasuwa skojarzenia z nazwiskiem używanym do dziś w Choczni. Rozrzedzona forma zacierki nosiła nazwę breja lub bryja. Zacierka choczeńska to jednak coś innego, niż nazywane tak samo potrawy z innych okolic – na przykład drobne kluseczki szarpane/skubane z ciasta na bazie mąki i jajek.

Oprócz prażuchów i zacierek jadano też często gotowane kasze, zwane dawniej krupami, powstałe z pozbawionych łusek ziaren jęczmienia, owsa, prosa, czy gryki. Dodatkiem do krup postnych mogło być słodkie lub kwaśne mleko, czy kwaśnica (woda odlana z zakwaszonej kapusty).

Spożywanej kiedyś na co dzień zacierki, czy prażuchów nie jada się obecnie zbyt często. Dlatego te tradycyjne, a przy tym postne w charakterze potrawy, spokojnie mogą znaleźć miejsce w wigilijnym menu obok: żuru, zupy grzybowej czy kapusty z grochem. Właśnie dania z kapusty, najczęściej kwaśnej, stanowiły osobną kategorię potraw postnych, przygotowywanych na wiele sposobów.

Natomiast alternatywą dla wigilijnej kukiełki (słodkiej bułki), podawanej z miodem, może być moskolik, czyli placuszek usmażony z mąki owsianej, spojonej białkiem z jajka. To bardziej archaiczna wersja tej potrawy, obecnie przygotowywanej z dodatkiem tłuczonych ziemniaków i maślanki (najczęściej na Podhalu).

Ciekawą potrawą postną był też warmuz- zupa powstała z wygotowania posiekanych liści bylin: pokrzywy, lebiody lub kurnotka (kurdybanka) z różnymi dodatkami dla smaku- na przykład zasmażką z mąki i cebuli. Warmuz podawano z ziemniakami lub kaszą. Najczęściej jadano go wiosną lub wczesnym latem. Z oczywistych względów trudną jednak tę zupę zaserwować w grudniu. Do dziś tradycje gotowania tej potrawy zachowały się na Podhalu. Niewykluczone, że od jej nazwy pochodzi kolejne nazwisko występujące w Choczni.

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Genealogia choczeńskich Wcisłów z 1973 roku

 

W 1973 roku nazwisko Wcisło nosiło 54 choczeńskich wyborców. Mieszkali oni w 21 domach.

Badając ich genealogię, można wysnuć wniosek, że choczeńscy Wcisłowie z 1973 roku byli potomkami Wojciecha i Agaty Wcisłów, urodzonych prawdopodobnie na początku XVIII wieku lub Szymona Wcisły i jego żony Reginy z domu Dziadek, którzy musieli przyjść na świat jeszcze w I połowie XVII wieku.

Szymon i Wojciech Wcisłowie byli zapewne ze sobą spokrewnieni, ale ich wzajemnych powiązań rodzinnych nie da się ustalić na podstawie zapisów metrykalnych.

W 1973 roku liczniejsza była „młodsza” linia Wcisłów, czyli wywodząca się od Wojciecha i Agaty. Należało do niej 31 wyborców zamieszkałych w 12 domach. Łatwo więc obliczyć, że ci głosujący Wcisłowie, którzy powiązani byli z Szymonem i Reginą, w 1973 roku mieszkali w 9 domach (razem 23 wyborców).

----



Potomkowie Szymona i Reginy Wcisłów z 1973 roku wywodzili się od ich syna Macieja, wnuka Walentego, prawnuka Ignacego i dalej od Antoniego syna Ignacego oraz Jana, wnuka Ignacego. W 1973 roku głosowali w Choczni potomkowie czterech synów tegoż Jana Wcisło, to znaczy: Józefa Wcisło (ur. około 1858), Antoniego Wcisło (ur. 1860),  Tomasza Wcisło (ur. 1862) i Franciszka Wcisło (ur. 1866).

Główną linię rodową stanowili potomkowie Józefa Wcisło, najstarszego z nich. W 1973 roku byli to:

- jego syn Józef Wcisło (ur. 1903) spod nr 614 z żoną Stefanią,

- jego wnuk Józef Wcisło (ur. 1924, syn Franciszka) spod nr 732, z żoną Anielą, córką Marią i matką Ludwiką,

- jego wnuk Władysław Wcisło (ur. 1931, syn Franciszka) spod nr 761 z żoną Marią,

- jego wnuk Kazimierz Wcisło (ur. 1935, syn Franciszka) spod nr 731, z żoną Bronisława i córką Kazimierą.

Potomkowie Antoniego Wcisło, młodszego brata Józefa, byli w 1973 roku reprezentowani przez:

- jego syna Jana Wcisło (ur. 1912) spod nr 619 z żoną Marią i synem Stanisławem (ur. 1949),

- jego wnuka Henryka (ur. 1936, syna Władysława) spod nr 91) wraz z matką Marią, bratem Tadeuszem (ur. 1945) i jego żoną Barbarą.

Z kolei do potomków Tomasza Wcisło, zaliczali się:

- jego wnuk Kazimierz Wcisło (ur. 1928, syn Franciszka) spod nr 154 wraz z żoną Józefą,

- jego wnuk Ryszard Wcisło (ur. 1937, syn Franciszka) spod nr 144 wraz z  żoną Heleną.

Na liście wyborców z 1973 roku umieszczona była również Maria Wcisło spod nr 660, wdowa po Janie, który był synem Franciszka Wcisło, najmłodszego brata: Józefa, Antoniego i Tomasza.

Wszyscy potomkowie Szymona i Reginy Wcisło byli w 1973 roku dość blisko ze sobą spokrewnieni- jako kuzyni w pokoleniu synów Józefa, Antoniego, Tomasza i Franciszka (Jan spod 619 i Józef spod 614) lub kuzyni drugiego stopnia (wnukowie Józefa, Antoniego i Tomasza).

----

Bardziej podzielona była w 1973 roku ta linia Wcisłów, która wywodziła się od Wojciecha i Agaty.



Co prawda wszyscy oni byli jeszcze potomkami ich syna Walentego i wnuka Stanisława (ur. 1782), ale ich dalszymi przodkami był jeden z dwóch synów Stanisława- Walenty Wcisło (ur. 1818) lub Jan Wcisło (ur. 1820). Następne podziały na osobne linie nastąpiły w pokoleniu synów Walentego (na linie Jana i Franciszka) oraz w pokoleniu wnuków Jana (na linie Wincentego, Władysława i Antoniego).

Wcisłowie związani z Walentym Wcisło, synem Stanisława, byli na liście wyborczej z 1973 roku reprezentowani przez:

- jego prawnuka Stanisława Wcisło (ur. 1926, syna Wojciecha i wnuka Jana) spod nr 595, z żoną Stanisławą, córką Małgorzatą i matką Salomeą,

- jego prawnuka Wincentego Wcisło (ur. 1919, syna Karola i wnuka Jana) spod nr 596, z żoną Anną, synem Aleksandrem (ur. 1946) i jego żoną Jadwigą,

- jego prawnuka Albina Adolfa Wcisło (ur. 1910, syna Aleksego i wnuka Franciszka) spod nr 440 z żoną Genowefą i synem Józefem Władysławem (ur. 1942 spod nr 86) oraz jego żoną Jadwigą.

Z jego bratem Janem Wcisło (1820-1869) powiązani byli z kolei:

- jego prawnuk Roman Wcisło (ur. 1924, syn Wincentego i wnuk Aleksandra) spod nr 730, jego żona Irena, ich synowie: Stanisław (ur. 1951) z żoną Michaliną i Andrzej (ur. 1955) oraz córka Maria,

- jego prawnuk Władysław Wcisło (ur. 1934, syn Wincentego i wnuk Aleksandra) spod nr 416 z żoną Barbarą,

- jego wnuk Władysław Wcisło (ur. 1904, syn Aleksandra) spod nr 206, z żoną Heleną, synem Czesławem (ur. 1935, spod nr 606a) i jego żoną Ireną oraz synem Wincentym (ur. 1940, spod nr 606) z jego żoną Józefą,

- jego prawnuk Władysław Wcisło (ur. 1924, syn Antoniego i wnuk Aleksandra) spod nr 622a, wraz z żoną Marią, synem Czesławem (ur. 1954) i córką Stanisławą (spod nr 140).

Ponieważ wśród potomków Wojciecha i Agaty podział na kolejne linie rodowe zaczął się dość wcześnie, to wywodzący się od nich Wcisłowie z 1973 roku mogli być ze sobą spokrewnieni w odległy sposób. Przedstawiciele siódmej generacji po Wojciechu i Agacie – bracia Stanisław (ur. 1951) i Andrzej (ur. 1955) oraz ich II kuzyn Czesław (ur. 1954) byli na przykład kuzynami czwartego stopnia w stosunku do Aleksandra (ur. 1946) i Józefa Władysława (ur. 1942), a ci dwaj ostatni byli w stosunku do siebie kuzynami III stopnia.

czwartek, 15 grudnia 2022

Choczeńska kronika sądowa - odcinek VII

Dziennik "Naprzód" z 23 kwietnia 1931 roku podał obszerną relację ze sprawy sądowej przed Sądem Grodzkim w Wadowicach, w której oskarżonych było aż 67 mieszkańców Choczni:

Niezwykle charakterystyczna dła naszych teraźniejszych stosunków politycznych rozprawa sądowa, będąca echem Brześcia, odbyła się onegdaj przed sądem grodzkim w Wadowicach. Rozpatrywał ją sędzia sądu okręgowego dr. Zembaty. Na ławie oskarżonych zasiadło 67 obywateli gminy Choczni, między nimi były poseł i b. więzień brzeski dr. Putek. Wszyscy oni oskarżeni zostali przez prokuratora o przestępstwo z § 283 ustawy karnej, popełniony przez to, że w dniu 14 grudnia 1930 r„ gdy dr. Putek po wypuszczeniu z więzienia brzeskiego, tłumnie, w pochodzie odprowadzili go do domu, nie usłuchawszy wezwania komendanta posterunku policji państwowej do rozejścia się, przez co mieli się stać winnymi występku zbiegowiska.
Nadto dr. Putek oskarżony został także o występek z § 284 austr. ustawy karnej, polegający na tem, że z okazji tego zbiegowiska prowadził sprzeczkę z policjantem, nadto oskarżono go jeszcze o przekroczenie przepisów austr. ustawy o zgromadzeniach, popełnione wygłoszeniem do tłumu przemówienia pod gołem niebem bez posiadania na takie zgromadzenie konsensu starosty.

Rozprawa sądowa wykazała, że doniesienie sfabrykowano w sposób lekkomyślny, albowiem spośród 67 oskarżonych, czwarta część nawet krytycznym momencie nie wiedziała o przyjeździe dra Putka i przebywała bądź w domu, bądź też nawet poza gminą Chocznią.

W obronie swojej, a pośrednio w obronie wszystkich oskarżonych przemówił na rozpraw ie dr. Putek i wykazał, że oskarżenie jest sztuczką policyjną i próbą wciągania sądów do sankcjonowania terroru policyjnego, zapoczątkowanego w czasiewyborów. Policja w ostatnich czasach zajmuje się polityką, tylko nie tem, co do niej należy. W gminie Choczni nieznani sprawcy dwa razy włamali się do sklepu Kółka rolniczego, raz zaś do Kasy Stefczyka, żadnego z nich policja nie umie wykryć, natomiast gdy oskarżony wracał z więzienia brzeskiego do domu, przybył do Choczni cały posterunek policyjny z Wadowic z komisarzem na czele, to też tymczasem złodzieje mogli bezkarnie okraść kościół wadowicki, położony obok posterunku policyjnego. Powrót oskarżonego do domu dał sposobność wadowickiemu staroście Wąsowi i komisarzowi policji Stankiewiczowi. do obmyślenia „pociągnięć", mających na celu sprowokowanie zwady i sprzeczek ludności z policją, by następnie był temat do oskarżenia ludności i użycia sądów za narzędzie zemsty policyjnej. Po wypuszczeniu z więzienia w Grójcu oskarżony przez dwa tygodnie w celach wypoczynkowych pozostał w Warszawie. Przez cały ten czas starosta i komisarz policyjny prowadzili stałą inwigilację wszystkich pociągów na stacji w Choczni, równocześnie zaś ludność masowo wychodziła ku każdemu pociągowi, spodziewając się powrotu oskarżonego. Nikt wówczas ludności nie ostrzegał, że tłumne wychodzenie na stację i przywitanie oskarżonego będzie jakimś czynem przestępnym. Oskarżony stawia dowód ze świadków starosty i komisarza na stwierdzenie, że wydali oni tajny rozkaz policjantom rozpędzania siłą ludności na wypadek manifestacyjnego witania się z oskarżonym w czasie przyjazdu do domu. Umyślnie ten rozkaz zatajony został przed ludnością, aby prowokacja lepiej się udała. W Choczni miało się stać to samo, co stało się w czasie przyjazdu więźnia brzeskiego b. posła Mastka do Krakowa. Te rosyjskie metody urzędowania spaliły jednak Choczni na panewce. Niespodziewany przyjazd okarżonego i to do stacji Inwałd, wydarł policjantom sposobność do zamanifestowania „silnej ręki" sanacyjnego systemu. Zanim policjanci spostrzegli, że oskarżony jest w Choczni, już tłumy ludności witały go w domu b. posła Styły, skąd następnie odprowadziły go do jego własnego domu. Komendant posterunku spostrzegłszy zdała pochód ludności, puścił się naprzełaj pędem przez pola kierunku tłumu, przewracając się po rowach. Gdy dobiegł, tłum już był przed domem oskarżonego. Tu rozpoczęło się wzywanie do rozejścia się, rozkaz zaś pozorowano uzasadnieniem, że na drodze ruchu tamować nie wolno. Słysząc to oskarżony zaprosił uczestników powitania do swego domu, podwórza i ogrodu, a gdy tam weszli, ze schodów domu podziękował uczestnikom za dobre serce, a na liczne zapytania o powodzenie w Brześciu, opowiedział w krótkości, jak skatowano jego kolegów Liebermana, Popiela i jak obchodzono się z resztą więźniów brzeskich. W toku przemówienia wtrącił się komendant posterunku, do którego w tej chwili zwrócił się oskarżony z oświadczeniem,  ludzie skarżyli mu się, że w Choczni skradziono 276 „siódemek", w całym zaś okręgu wyborczym sfałszowano na korzyść jedynki 26 tysięcy głosów, wobec czego winien cały ten meldunek 
przyjąć do wiadomości, udać się do starosty celem uzyskania pozwolenia na wyszukanie złodziejów i oszustów wyborczych, w czem mu zresztą oskarżony dopomoże. I to jest owa „sprzeczka", skwalifikowana jako występek z § 284 ust. karnej! Treść przemówienia oskarżonego, dotycząca Brześcia, pojawiła się w gazetach warszawskich, stamtąd przedrukowało ją wychodzące w Białej socjalistyczne „Wyzwolenie Społeczne". Tu już artykuł dosięgła ręka cenzora w osobie starosty bialskiego. Prokurator wadowicki postawił wniosek o utrzymanie konfiskaty w mocy, a Sąd okręgowy w Wadowicach jako prasowy konfiskatę zatwierdził. Wobec tego oskarżony dr. Putek zapytuje zastępcę prokuratora, dlaczego nie oskarża go o treść przemówienia, wygłoszonego o Brześciu w Choczni, skoro w postępowaniu konfiskacyjnem uznał treść tę za występną, oskarżono go zaś o sprawy nieistotne, jak zbiegowisko lub też nielegalny wiec. Oskarżony stawia wniosek o odesłanie protokołu, zawierającego przyznanie wygłoszenia takiego przemówienia do prokuratora, aby mógł swój akt oskarżenia i o to „przestępstwo" rozszerzyć. Następnie oskarżony analizując § 283 u. k„ będący spuścizną pojmowania zbiegowiska przez policyjną Austrię, przypomina, że mamy obecnie polską konstytucję, w świetle której policyjne pojęcia austriackiego „polizeistaatu" utrzymać się nie mogą. Sąd nie może być traktowany przez policję jako maszynka do zasądzania w każdej zameldowanej przez policję sprawie, wynikającej z nieposłuszeństwa dla policyjnych organów. Policjant czy starosta może być praworządnym urzędnikiem, może też być despotycznym gwałcicielem prawa, może być człowiekiem drym, albo głupim, trzeźwym lub pijanym i odpowiednio do tych stanów mogą wyglądać też jego rozkazy. Obowiązkiem sądu jest zbadać, czy rozkaz rozejścia się tłumu był aktem prawnym, czy też był samowolnym wybrykiem policyjnym, gdyż jeżeli każdemu rozkazowi policyjnemu miałoby towarzyszyć domniemanie prawności, nieszczęśliwymi byliby ci obywatele, którzy mieliby żyć pod taką „opieką" policji. Starosta Wąs i komisarz Stankiewicz gotowiby byli żądać, aby już nie tylko przywitanie, czy pożegnanie obywatela przez przyjaciół, sąsiadów, znajomych, dokonywane było jedynie na podstawie konsensu policyjnego, ale każdy objaw życia społecznego, rodzinnego, towarzyskiego podporządkowywaliby pod swoje nie wiedzieć gdzie pisane „prawo policyjne". Gotowi jeszcze żądać, aby pogrzeby czy pochody weselne, procesje i pielgrzymki, mowy starostów weselnych czy kaznodziejów pogrzebowych, gromadne siedzenie w kawiarni czy restauracji było od ich aprobaty zależne! Niedawno odbył się w Wadowicach bankiet pożegnalny ku uczczeniu od chodzącego na inną posadę prokuratora. Oskarżony dr. Putek zapytuje, ozy urządzający ten bankiet mieli zezwolenie od komisarza Stankiewicza i jak zabezpieczyli się przed uznaniem bankietu tego za zbiegowisko? Sprawa to niebagatelna. W Paryżu w r. 1848 nieporozumienia między policją a ludem paryskim na punkcie tak zwanej „akcji bankietowej", zastępującej publiczne wiece ludowe, doprowadziły do rewolucji i napędzenia z tronu Ludwika Filipa. Oskarżony przytoczył dalej cytaty z komentarza prawnego prof. Makowskiego, z których wynika, że nawet antyrządowe manifestacje nie mogą być traktowane jako przestępne zbiegowiska, bo dopiero zbiegowisko zagrażające spokojowi i porządkowi publicznemu mogłoby być uznane za przestępstwo. Przyjęcie oskarżonego przez ludność w niczem ani ładu, ani porządku nie naruszyło, a jedyny zarzut, że tamuje przechód na drodze, został przez tłum uwzględniony, gdyż ustąpił on z drogi na realność oskarżonego. Raczej zachowanie się policji, prowokującej spokojną ludność, było w stanie wywołać reakcję ludności, to też miejsce na ławie oskarżonych winien zająć starosta i komisarz policyjny, a nie 67 niewinnych obywateli. Witający oskarżonego ludzie, to wszystko obywatele nieskazitelni, niekarani, uświadomieni. W tłumie witającym oskarżonego żadnych przestępców nie było, gdyż ci powołani zostali do innych obowiązków. Z mocy dekretu krakowskiego wojewody tworzą sanatorzy radę przyboczną rządowego komisarza gminnego w Choczni. Wobec tego oskarżony dr. Putek stawia wniosek o uwolnienie od winy i kary.

Reszta oskarżonych tłumaczyła się w ten sam sposób. W postępowaniu dowodowem przesłuchał sędzia dwóch świadków Jaroszka i Dąbrowskiego, konfidentów policyjnych. Oskarżeni sprzeciwili się zaprzysiężeniu tych świadków, dowodząc, że skoro ci świadkowie brali udział w manifestacji, powinni też siedzieć na ławie oskarżonych, albowiem konfidentom z amatorstwa nie przysługuje przywilej nieodpowiedzialności. Sąd odebrał jednak przysięgę od obu tych świadków. Obaj zeznali, że mało co pamiętają i że między oskarżonymi poznają dwie lub trzy osoby, które brały udział w pochodzie. Następnie słuchani byli świadkowie komendant posterunku PP Kremer i posterunkowy Pach. Obaj zeznali, że tłum zachowywał się spokojnie i poprawnie i że oni dopatrywali się w przywitaniu dra Putka tylko manifestacji antyrządowej. Na pytanie jakie mieli rozkazy zachowania się w stosunku do ludności w czasie manifestacji z okazji przyjazdu dra Putka, obaj policjanci odmówili zeznań, zasłaniając się tajemnicą urzędową.
Po przeprowadzeniu tych dowodów sędzia dr. J. Zembaty wyłączył sprawę dra Putka, jako niepodlegającą właściwości sądu wadowickiego z uwagi na czynności sędziego dla spraw wyjątkowego znaczenia w Warszawie i przepis procedury karnej nakazujący przekazywanie spraw temuż sędziemu, następnie odmówił wnioskowi dra Putka o odesłanie protokołu prokuratorowi celem rozszerzenia oskarżenia przeciw wnioskodawcy treść przemówienia w sprawie zachowania się władz więziennych w Brześciu, odmowę zaś uzasadnił okolicznością, iż zastępca prokuratorabył przez cały czas obecny na rozprawie i wniosek słyszał, skoro zaś nie korzysta z praw oskarżyciela, bezcelowem byłoby odsyłanie aktów prokuratorowi, wreszcie resztę oskarżonych w liczbie 66 od winy i kary uwolnił, uzasadniając wyrok tem, że w tłumnem przyjęciu dra Putka po powrocie z więzienia brzeskiego nie można dopatrywać się znamion czynu przestępnego, albowiem przyjęcie to w niczem porządku j spokoju publicznego nie naruszyło. Wyrok powyższy stał się prawomocny.

----

Wydawany przez Niemców polskojęzyczny "Dziennik Poranny" z 9 marca 1941 roku informował o dwóch  wyrokach sądowych dotyczących mieszkanek Choczni:

- w stosunku do Bronisławy Michałek z domu Kaletka spod nr 351, urodzonej w Jaszczurowej w 1897 roku, Amtsgericht w Wadowicach orzekł karę miesiąca więzienia, 100 marek grzywny i 54 marek odszkodowania z tytułu pominięcia uiszczenia opłat za ubój i wykroczeniu "przeciw uregulowanej konsumpcji", "rozporządzeniu o publicznem zarządzaniu produktami rolniczemi" oraz ustawy o badaniu mięsa.

- w stosunku do: Anieli Wolas z domu Bryndza spod nr 461, urodzonej w 1901 roku we Frydrychowicach, Marii Trzaska z domu Balon spod nr 293, urodzonej w 1906 roku w Inwałdzie oraz Józefie Strzeżoń (w oryginale Szczerzon) z domu Kleszcz spod nr 132, urodzonej w 1888 roku w Barwałdzie Średnim ten sam Amtsgericht orzekł karę 6 tygodni więzienia i 50 marek grzywny z tytułu  naruszenia "rozporządzenia o publicznem zarządzaniu produktami rolniczemi" i "ustawy o gospodarce jajami (!)".

----

W 1962 roku niecodziennym "wyczynem" mógł pochwalić się 25-letni I. R. z Choczni, w ciągu trzech miesięcy dwukrotnie ukarany przez Kolegium ds. Wykroczeń.

Najpierw 8 marca grzywną w wysokości 2.000 zł z zamianą na 50 dni aresztu, za to, że zakłócał porządek publiczny podczas zabawy w Domu Ludowym, odbywającej się z 4 na 5 lutego. Będąc w stanie nietrzeźwym, używał słów wulgarnych, nawoływał do pobicia orkiestry, a wychodzących jej członków zaczepił pod budynkiem, wywijając trzymaną w ręku butelką piwa, którą następnie rzucił w ich kierunku.

7 czerwca Kolegium ukarało go ponownie  grzywną w wysokości 2.000 zł z zamianą na 50 dni aresztu, tym razem za to, że 29 kwietnia będąc w stanie nietrzeźwym, na ulicy 29 Stycznia w Wadowicach załatwiał potrzebę fizjologiczną wobec przechodniów, a następnie na Placu Armii Czerwonej (dzisiejszym Rynku) głośno śpiewał, używał słów wulgarnych oraz zaczepiał przechodniów.