czwartek, 15 grudnia 2022

Choczeńska kronika sądowa - odcinek VII

Dziennik "Naprzód" z 23 kwietnia 1931 roku podał obszerną relację ze sprawy sądowej przed Sądem Grodzkim w Wadowicach, w której oskarżonych było aż 67 mieszkańców Choczni:

Niezwykle charakterystyczna dła naszych teraźniejszych stosunków politycznych rozprawa sądowa, będąca echem Brześcia, odbyła się onegdaj przed sądem grodzkim w Wadowicach. Rozpatrywał ją sędzia sądu okręgowego dr. Zembaty. Na ławie oskarżonych zasiadło 67 obywateli gminy Choczni, między nimi były poseł i b. więzień brzeski dr. Putek. Wszyscy oni oskarżeni zostali przez prokuratora o przestępstwo z § 283 ustawy karnej, popełniony przez to, że w dniu 14 grudnia 1930 r„ gdy dr. Putek po wypuszczeniu z więzienia brzeskiego, tłumnie, w pochodzie odprowadzili go do domu, nie usłuchawszy wezwania komendanta posterunku policji państwowej do rozejścia się, przez co mieli się stać winnymi występku zbiegowiska.
Nadto dr. Putek oskarżony został także o występek z § 284 austr. ustawy karnej, polegający na tem, że z okazji tego zbiegowiska prowadził sprzeczkę z policjantem, nadto oskarżono go jeszcze o przekroczenie przepisów austr. ustawy o zgromadzeniach, popełnione wygłoszeniem do tłumu przemówienia pod gołem niebem bez posiadania na takie zgromadzenie konsensu starosty.

Rozprawa sądowa wykazała, że doniesienie sfabrykowano w sposób lekkomyślny, albowiem spośród 67 oskarżonych, czwarta część nawet krytycznym momencie nie wiedziała o przyjeździe dra Putka i przebywała bądź w domu, bądź też nawet poza gminą Chocznią.

W obronie swojej, a pośrednio w obronie wszystkich oskarżonych przemówił na rozpraw ie dr. Putek i wykazał, że oskarżenie jest sztuczką policyjną i próbą wciągania sądów do sankcjonowania terroru policyjnego, zapoczątkowanego w czasiewyborów. Policja w ostatnich czasach zajmuje się polityką, tylko nie tem, co do niej należy. W gminie Choczni nieznani sprawcy dwa razy włamali się do sklepu Kółka rolniczego, raz zaś do Kasy Stefczyka, żadnego z nich policja nie umie wykryć, natomiast gdy oskarżony wracał z więzienia brzeskiego do domu, przybył do Choczni cały posterunek policyjny z Wadowic z komisarzem na czele, to też tymczasem złodzieje mogli bezkarnie okraść kościół wadowicki, położony obok posterunku policyjnego. Powrót oskarżonego do domu dał sposobność wadowickiemu staroście Wąsowi i komisarzowi policji Stankiewiczowi. do obmyślenia „pociągnięć", mających na celu sprowokowanie zwady i sprzeczek ludności z policją, by następnie był temat do oskarżenia ludności i użycia sądów za narzędzie zemsty policyjnej. Po wypuszczeniu z więzienia w Grójcu oskarżony przez dwa tygodnie w celach wypoczynkowych pozostał w Warszawie. Przez cały ten czas starosta i komisarz policyjny prowadzili stałą inwigilację wszystkich pociągów na stacji w Choczni, równocześnie zaś ludność masowo wychodziła ku każdemu pociągowi, spodziewając się powrotu oskarżonego. Nikt wówczas ludności nie ostrzegał, że tłumne wychodzenie na stację i przywitanie oskarżonego będzie jakimś czynem przestępnym. Oskarżony stawia dowód ze świadków starosty i komisarza na stwierdzenie, że wydali oni tajny rozkaz policjantom rozpędzania siłą ludności na wypadek manifestacyjnego witania się z oskarżonym w czasie przyjazdu do domu. Umyślnie ten rozkaz zatajony został przed ludnością, aby prowokacja lepiej się udała. W Choczni miało się stać to samo, co stało się w czasie przyjazdu więźnia brzeskiego b. posła Mastka do Krakowa. Te rosyjskie metody urzędowania spaliły jednak Choczni na panewce. Niespodziewany przyjazd okarżonego i to do stacji Inwałd, wydarł policjantom sposobność do zamanifestowania „silnej ręki" sanacyjnego systemu. Zanim policjanci spostrzegli, że oskarżony jest w Choczni, już tłumy ludności witały go w domu b. posła Styły, skąd następnie odprowadziły go do jego własnego domu. Komendant posterunku spostrzegłszy zdała pochód ludności, puścił się naprzełaj pędem przez pola kierunku tłumu, przewracając się po rowach. Gdy dobiegł, tłum już był przed domem oskarżonego. Tu rozpoczęło się wzywanie do rozejścia się, rozkaz zaś pozorowano uzasadnieniem, że na drodze ruchu tamować nie wolno. Słysząc to oskarżony zaprosił uczestników powitania do swego domu, podwórza i ogrodu, a gdy tam weszli, ze schodów domu podziękował uczestnikom za dobre serce, a na liczne zapytania o powodzenie w Brześciu, opowiedział w krótkości, jak skatowano jego kolegów Liebermana, Popiela i jak obchodzono się z resztą więźniów brzeskich. W toku przemówienia wtrącił się komendant posterunku, do którego w tej chwili zwrócił się oskarżony z oświadczeniem,  ludzie skarżyli mu się, że w Choczni skradziono 276 „siódemek", w całym zaś okręgu wyborczym sfałszowano na korzyść jedynki 26 tysięcy głosów, wobec czego winien cały ten meldunek 
przyjąć do wiadomości, udać się do starosty celem uzyskania pozwolenia na wyszukanie złodziejów i oszustów wyborczych, w czem mu zresztą oskarżony dopomoże. I to jest owa „sprzeczka", skwalifikowana jako występek z § 284 ust. karnej! Treść przemówienia oskarżonego, dotycząca Brześcia, pojawiła się w gazetach warszawskich, stamtąd przedrukowało ją wychodzące w Białej socjalistyczne „Wyzwolenie Społeczne". Tu już artykuł dosięgła ręka cenzora w osobie starosty bialskiego. Prokurator wadowicki postawił wniosek o utrzymanie konfiskaty w mocy, a Sąd okręgowy w Wadowicach jako prasowy konfiskatę zatwierdził. Wobec tego oskarżony dr. Putek zapytuje zastępcę prokuratora, dlaczego nie oskarża go o treść przemówienia, wygłoszonego o Brześciu w Choczni, skoro w postępowaniu konfiskacyjnem uznał treść tę za występną, oskarżono go zaś o sprawy nieistotne, jak zbiegowisko lub też nielegalny wiec. Oskarżony stawia wniosek o odesłanie protokołu, zawierającego przyznanie wygłoszenia takiego przemówienia do prokuratora, aby mógł swój akt oskarżenia i o to „przestępstwo" rozszerzyć. Następnie oskarżony analizując § 283 u. k„ będący spuścizną pojmowania zbiegowiska przez policyjną Austrię, przypomina, że mamy obecnie polską konstytucję, w świetle której policyjne pojęcia austriackiego „polizeistaatu" utrzymać się nie mogą. Sąd nie może być traktowany przez policję jako maszynka do zasądzania w każdej zameldowanej przez policję sprawie, wynikającej z nieposłuszeństwa dla policyjnych organów. Policjant czy starosta może być praworządnym urzędnikiem, może też być despotycznym gwałcicielem prawa, może być człowiekiem drym, albo głupim, trzeźwym lub pijanym i odpowiednio do tych stanów mogą wyglądać też jego rozkazy. Obowiązkiem sądu jest zbadać, czy rozkaz rozejścia się tłumu był aktem prawnym, czy też był samowolnym wybrykiem policyjnym, gdyż jeżeli każdemu rozkazowi policyjnemu miałoby towarzyszyć domniemanie prawności, nieszczęśliwymi byliby ci obywatele, którzy mieliby żyć pod taką „opieką" policji. Starosta Wąs i komisarz Stankiewicz gotowiby byli żądać, aby już nie tylko przywitanie, czy pożegnanie obywatela przez przyjaciół, sąsiadów, znajomych, dokonywane było jedynie na podstawie konsensu policyjnego, ale każdy objaw życia społecznego, rodzinnego, towarzyskiego podporządkowywaliby pod swoje nie wiedzieć gdzie pisane „prawo policyjne". Gotowi jeszcze żądać, aby pogrzeby czy pochody weselne, procesje i pielgrzymki, mowy starostów weselnych czy kaznodziejów pogrzebowych, gromadne siedzenie w kawiarni czy restauracji było od ich aprobaty zależne! Niedawno odbył się w Wadowicach bankiet pożegnalny ku uczczeniu od chodzącego na inną posadę prokuratora. Oskarżony dr. Putek zapytuje, ozy urządzający ten bankiet mieli zezwolenie od komisarza Stankiewicza i jak zabezpieczyli się przed uznaniem bankietu tego za zbiegowisko? Sprawa to niebagatelna. W Paryżu w r. 1848 nieporozumienia między policją a ludem paryskim na punkcie tak zwanej „akcji bankietowej", zastępującej publiczne wiece ludowe, doprowadziły do rewolucji i napędzenia z tronu Ludwika Filipa. Oskarżony przytoczył dalej cytaty z komentarza prawnego prof. Makowskiego, z których wynika, że nawet antyrządowe manifestacje nie mogą być traktowane jako przestępne zbiegowiska, bo dopiero zbiegowisko zagrażające spokojowi i porządkowi publicznemu mogłoby być uznane za przestępstwo. Przyjęcie oskarżonego przez ludność w niczem ani ładu, ani porządku nie naruszyło, a jedyny zarzut, że tamuje przechód na drodze, został przez tłum uwzględniony, gdyż ustąpił on z drogi na realność oskarżonego. Raczej zachowanie się policji, prowokującej spokojną ludność, było w stanie wywołać reakcję ludności, to też miejsce na ławie oskarżonych winien zająć starosta i komisarz policyjny, a nie 67 niewinnych obywateli. Witający oskarżonego ludzie, to wszystko obywatele nieskazitelni, niekarani, uświadomieni. W tłumie witającym oskarżonego żadnych przestępców nie było, gdyż ci powołani zostali do innych obowiązków. Z mocy dekretu krakowskiego wojewody tworzą sanatorzy radę przyboczną rządowego komisarza gminnego w Choczni. Wobec tego oskarżony dr. Putek stawia wniosek o uwolnienie od winy i kary.

Reszta oskarżonych tłumaczyła się w ten sam sposób. W postępowaniu dowodowem przesłuchał sędzia dwóch świadków Jaroszka i Dąbrowskiego, konfidentów policyjnych. Oskarżeni sprzeciwili się zaprzysiężeniu tych świadków, dowodząc, że skoro ci świadkowie brali udział w manifestacji, powinni też siedzieć na ławie oskarżonych, albowiem konfidentom z amatorstwa nie przysługuje przywilej nieodpowiedzialności. Sąd odebrał jednak przysięgę od obu tych świadków. Obaj zeznali, że mało co pamiętają i że między oskarżonymi poznają dwie lub trzy osoby, które brały udział w pochodzie. Następnie słuchani byli świadkowie komendant posterunku PP Kremer i posterunkowy Pach. Obaj zeznali, że tłum zachowywał się spokojnie i poprawnie i że oni dopatrywali się w przywitaniu dra Putka tylko manifestacji antyrządowej. Na pytanie jakie mieli rozkazy zachowania się w stosunku do ludności w czasie manifestacji z okazji przyjazdu dra Putka, obaj policjanci odmówili zeznań, zasłaniając się tajemnicą urzędową.
Po przeprowadzeniu tych dowodów sędzia dr. J. Zembaty wyłączył sprawę dra Putka, jako niepodlegającą właściwości sądu wadowickiego z uwagi na czynności sędziego dla spraw wyjątkowego znaczenia w Warszawie i przepis procedury karnej nakazujący przekazywanie spraw temuż sędziemu, następnie odmówił wnioskowi dra Putka o odesłanie protokołu prokuratorowi celem rozszerzenia oskarżenia przeciw wnioskodawcy treść przemówienia w sprawie zachowania się władz więziennych w Brześciu, odmowę zaś uzasadnił okolicznością, iż zastępca prokuratorabył przez cały czas obecny na rozprawie i wniosek słyszał, skoro zaś nie korzysta z praw oskarżyciela, bezcelowem byłoby odsyłanie aktów prokuratorowi, wreszcie resztę oskarżonych w liczbie 66 od winy i kary uwolnił, uzasadniając wyrok tem, że w tłumnem przyjęciu dra Putka po powrocie z więzienia brzeskiego nie można dopatrywać się znamion czynu przestępnego, albowiem przyjęcie to w niczem porządku j spokoju publicznego nie naruszyło. Wyrok powyższy stał się prawomocny.

----

Wydawany przez Niemców polskojęzyczny "Dziennik Poranny" z 9 marca 1941 roku informował o dwóch  wyrokach sądowych dotyczących mieszkanek Choczni:

- w stosunku do Bronisławy Michałek z domu Kaletka spod nr 351, urodzonej w Jaszczurowej w 1897 roku, Amtsgericht w Wadowicach orzekł karę miesiąca więzienia, 100 marek grzywny i 54 marek odszkodowania z tytułu pominięcia uiszczenia opłat za ubój i wykroczeniu "przeciw uregulowanej konsumpcji", "rozporządzeniu o publicznem zarządzaniu produktami rolniczemi" oraz ustawy o badaniu mięsa.

- w stosunku do: Anieli Wolas z domu Bryndza spod nr 461, urodzonej w 1901 roku we Frydrychowicach, Marii Trzaska z domu Balon spod nr 293, urodzonej w 1906 roku w Inwałdzie oraz Józefie Strzeżoń (w oryginale Szczerzon) z domu Kleszcz spod nr 132, urodzonej w 1888 roku w Barwałdzie Średnim ten sam Amtsgericht orzekł karę 6 tygodni więzienia i 50 marek grzywny z tytułu  naruszenia "rozporządzenia o publicznem zarządzaniu produktami rolniczemi" i "ustawy o gospodarce jajami (!)".

----

W 1962 roku niecodziennym "wyczynem" mógł pochwalić się 25-letni I. R. z Choczni, w ciągu trzech miesięcy dwukrotnie ukarany przez Kolegium ds. Wykroczeń.

Najpierw 8 marca grzywną w wysokości 2.000 zł z zamianą na 50 dni aresztu, za to, że zakłócał porządek publiczny podczas zabawy w Domu Ludowym, odbywającej się z 4 na 5 lutego. Będąc w stanie nietrzeźwym, używał słów wulgarnych, nawoływał do pobicia orkiestry, a wychodzących jej członków zaczepił pod budynkiem, wywijając trzymaną w ręku butelką piwa, którą następnie rzucił w ich kierunku.

7 czerwca Kolegium ukarało go ponownie  grzywną w wysokości 2.000 zł z zamianą na 50 dni aresztu, tym razem za to, że 29 kwietnia będąc w stanie nietrzeźwym, na ulicy 29 Stycznia w Wadowicach załatwiał potrzebę fizjologiczną wobec przechodniów, a następnie na Placu Armii Czerwonej (dzisiejszym Rynku) głośno śpiewał, używał słów wulgarnych oraz zaczepiał przechodniów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz