czwartek, 28 marca 2024

Napady rabunkowe na kościół i plebanię na przełomie 1922 i 1923 roku

 

W grudniu 1922 roku, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, doszło do włamania do kościoła parafialnego w Choczni oraz kradzieży z zakrystii: dwóch srebrnych kielichów pozłacanych z patenami, pozłacanego naczyńka na oleje święte (krzyżmo), pięciu alb (białych strojów liturgicznych), jednej stuły i kilku drobniejszych elementów bielizny kościelnej. Starty z tego tytułu wyceniono na około 2 miliony marek polskich (waluty obowiązującej w II RP w latach 1920-24).

Niedługo później, bo 7 stycznia 1923 roku, nastąpił napad rabunkowy na choczeńską plebanię. Sprawcy sterroryzowali rewolwerami gospodynię Bronisławę Zielińską i zabrali ze sobą przedmioty należące do ks. wikariusza Edwarda Wręźlewicza: złoty zegarek, srebrny łańcuszek, garderobę i strzelbę o łącznej wartości około 2,5 miliona marek polskich. Tenże wikary, widząc napastników, otworzył okno i zaczął do nich strzelać z rewolweru, jednocześnie głośno wołając o pomoc. Rabusie odpowiedzieli ogniem, ale zaraz potem zbiegli. Na ich trop wpadli jednak wadowiccy policjanci: Antoni Hutny i Stanisław Stęcel, którzy wyśledzili kryjówkę złodziei i dokonali ich aresztowania. Część zrabowanych przedmiotów znaleziono i umieszczono w depozycie sądowym. Obydwóch policjantów nagrodzono premiami po 50.000 marek, a Okręgowa Komenda Policji w Krakowie udzieliła im specjalnej pochwały.

Ostatecznie przed Okręgowym Sądem Karnym w Wadowicach stanęło osiem osób zamieszanych w te kradzieże. Wśród nich był pochodzący z Choczni 23-letni Władysław Krystyan, z zawodu malarz pokojowy, absolwent dwóch klas szkoły ludowej. Resztę szajki stanowili mieszkańcy śląskich Lipin (dziś dzielnica Świętochłowic). Krystyan poznał ich zapewne podczas bytności u swojej siostry Antoniny Niewiadomskiej, która po wyjściu za mąż mieszkała właśnie w Lipinach.

O kradzieży w Choczni informowała ówczesna prasa – między innymi „Goniec Krakowski” i „Głos Narodu”.

Okazało się, że dla Władysława Krystyana nie był to ani pierwszy, ani ostatni kontakt z wymiarem sprawiedliwości. Gdy w 1934 roku ujęto go na kradzieży w Berlinie, to przyznał się, że  do tej pory był ośmiokrotnie karany. Swoje zeznania składał po niemiecku, gdyż jak twierdził, poznał ten język podczas praktyki u malarza w Wiedniu. Wobec przepełnienia berlińskiego więzienia w Moabicie, gdzie rozpoczął odbywanie kary, przeniesiono go do Sonnenburga, a po kilku latach do położonego na brzegu rzeki Hawela więzienia Brandenburg-Görden. Krystyan kilka razy składał podania o zwolnienie, ale władze bezpieczeństwa III Rzeszy odrzucały je, wskazując, że jest recydywistą nierokującym poprawy, który do 1938 roku aż 17 lat swojego życia spędził w różnych więzieniach i aresztach, karany w sumie za kilkanaście kradzieży i rabunków.

Ostatecznie nigdy już nie wyszedł na wolność - zmarł na dyzenterię 20 marca 1943 roku, jako więzień kryminalny obozu koncentracyjnego Sachsenhausen pod Oranieburgiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz