poniedziałek, 22 marca 2021

Chocznianin w bitwie pod Kockiem w 1939 roku

Bitwa pod Kockiem w dniach od 2 do 6 października 1939 roku to ostatnie starcie kampanii wrześniowej, w którym przeciw niemieckim agresorom walczyły regularne oddziały Wojska Polskiego.

Jej uczestnikiem był urodzony w Choczni w 1911 roku Stanisław Lipowski, syn Jana i Agnieszki z domu Widlarz. Lipowski był inżynierem leśnikiem, absolwentem gimnazjum w Rawiczu i Uniwersytetu Poznańskiego. 31 sierpnia 1939 roku jako podporucznik rezerwy 55 pułku piechoty zgłosił się do wojskowego punktu mobilizacyjnego w Lesznie i został skierowany do ośrodka zapasowego 14 Dywizji Piechoty w Kutnie, gdzie dotarł pociągiem już po wybuchu wojny. Ośrodek rezerwowy 55 pułku piechoty stacjonował w majątku Sójki odległym o kilka kilometrów od Kutna. Liczył 52 oficerów, 10 podchorążych rezerwy, 185 podoficerów i 1397 szeregowców. Z miejsca postoju Lipowski miał możliwości obserwowania bombardowania Kutna przez niemieckie samoloty. Jedna z bomb trafiła w pełen uchodźców budynek dworca kolejowego. Bezsilny batalion rezerwowy 55 pp musiał czekać bezczynnie na dozbrojenie i wysłanie do walczących oddziałów. 5 września wieczorem nastąpił wymarsz nieuzbrojonych rezerwistów w kierunku Warszawy. W ciągu nocy przebyli około 40 kilometrów, mijając płonące zabudowania. Po odpoczynku w ciągu dnia kolejnej nocy posunęli się znów o 40 km, a w ciągu następnej o około 60. Do Warszawy było już niedaleko, ale równocześnie z nimi pojawiły się tam niemieckie czołgi, które rozpoczęły ostrzał w kierunku miasta. Batalion rezerwowy wraz z Lipowskim rozproszył się z zamiarem zgromadzenia się w okolicach Garwolina. Po dotarciu na miejsce skierowano ich w stronę Mińska Mazowieckiego. W rejonie Łukowa dołączyła do nich spora grupa już uzbrojonych rezerwistów. Dalsza ich wojenna trasa przebiegała przez rzekę Bug, którą sforsowali pod Włodawą. 17 września Lipowski był już w Kowlu na Wołyniu. Tam część żołnierzy i oficerów batalionu rezerwowego postanowiła udać się w kierunku granicy rumuńskiej, by dołączyć do wojsk walczących we Francji. Lipowski i pozostali pobrali uzbrojenie, wyposażenie i żywność z magazynów w Kowlu. Okazało się, że we wsi Maciejów, 18 kilometrów od Kowla znajduje się inna duża grupa rezerwistów 55 pułku piechoty. Połączone grupy utworzyły Kompanię „Rawicz” pod dowództwem porucznika Antoniego Macioła, wchodzącą w skład batalionu dowodzonego przez majora artylerii Ojrzanowskiego. Podporucznik Stanisław Lipowski został dowódcą 1 plutonu Kompanii „Rawicz”. Celem tej formacji było dołączenie do większej jednostki wojskowej i wejście do akcji bojowej przeciwko Niemcom. Spod Kowla rozpoczął się wymarsz na zachód. Przez nienaruszony most w Chełmie pokonali rzekę Bug i kierowali się na Lublin. Do pierwszego starcia z Niemcami doszło koło wsi Sobianowice. Kompania „Rawicz” otrzymała zadanie zajęcia stanowisk na południe od wsi, by odciąć Niemców od Lublina. Na komendę por. Macioła oddział rozsypał się w tyralierę i rzucił się biegiem w kierunku skraju zabudowań Sobianowic, po czym sforsował rzekę Bystrzycę i oczekiwał na Niemców, wycofujących się z północnej części wsi. Pluton Lipowskiego zajmował pozycje z prawej strony drogi. Zbliżający się Niemcy nie spodziewali się, że czeka na nich 250 dobrze uzbrojonych polskich żołnierzy, którzy otworzyli ogień do znajdujących się na przedzie niemieckich motocykli i samochodu ciężarowego z piechotą. Kierowca niemieckiej ciężarówki został zabity, a  pojazd uderzył w przydrożną skarpę, blokując dojazd. Doszło do walki wręcz na bagnety i ścigania Niemców wśród zabudowań wioski. Walki stanowiące chrzest bojowy Kompanii „Rawicz” i podporucznika Lipowskiego szybko się zakończyły. Polskie straty okazały się nieznaczne, w przeciwieństwie do niemieckich. Po walce żołnierze mieli okazję wysuszyć przemoczone przy forsowaniu Bystrzycy rzeczy i po raz pierwszy od dłuższego czasu wyspać się w normalnych łóżkach, u bardzo życzliwych mieszkańców Sobianowic. Odpoczynek był krótki- już przed świtem kompania „Rawicz” została poderwana na nogi i wyruszyła w kierunku Lublina. Po dotarciu na przedmieścia cały batalion podjął próbę odbicia Lublina z rąk niemieckich. Niestety natarcie prowadzone z północnego wschodu przez zupełnie odkryty teren załamało się pod naporem ostrzału artyleryjskiego. Polscy żołnierze musieli wycofywać się w kierunku odległych o 3-4 km lasów, ponosząc duże, bo prawie 50% straty. Pod osłoną drzew liczni ranni zostali opatrzeni i wszyscy żołnierze otrzymali prowiant. Pluton podporucznika Lipowskiego wyposażony w 3 ręczne karabiny maszynowe poszedł na ubezpieczenie, zajmując szeroko stanowiska wśród zarośli 200 m od skraju lasu. Po godzinie pod las podjechały ciężarówki, z których wysiedli niemieccy piechurzy, zachowujący się dość głośno i swobodnie, ponieważ nie spodziewali się tu Polaków. Podporucznik Lipowski nakazał swoim żołnierzom, by się nie ujawniali, aż Niemcy podejdą bliżej. Komenda - Ognia ! -  padła, gdy Niemcy zbliżyli się na około 10 kroków do polskich żołnierzy. Początkowo byli bardzo zaskoczeni, ale ponieważ dysponowali znacznie większymi siłami, to stopniowo zaczęli przejmować inicjatywę w tym starciu, otwierając silny ogień. Polakom udało się jednak oderwać od sił niemieckich, zabierając ze sobą rannych. Posuwali się w kierunku północnym, a po przejściu kilkunastu kilometrów zatrzymali się na nocleg w niewielkiej wsi nad Wieprzem. Z pozostałych żołnierzy utworzono dwa plutony, dowództwo pierwszego objął Lipowski, a  drugiego podporucznik Józef Hubert. Ciężej ranni musieli pozostać na miejscu a pozostali posuwali się marszem wzdłuż rzeki Wieprz. Ostatecznie 1 października dotarli w rejon Kocka, gdzie zostali włączeni do Batalionu „Wilk” w ramach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, dowodzonej przez generała Franciszka Kleeberga. Następnego dnia rozpoczęło się natarcie zmotoryzowanych oddziałów niemieckich z XIV Korpusu pod dowództwem generała Gustava von Wietersheima. Batalion „Wilk” z Kompanią „Rawicz” wycofały się z Kocka i zajęły pozycje w pobliskich lasach. Niemcy uderzali na Kock kilka razy, ale żołnierze polscy stawiali zaciekły opór. Lipowski z żołnierzami został ostrzelany przez artylerię, pociski niemieckie zniszczyły ich kuchnię polową i tabory. Po przenocowaniu w lesie Batalion „Wilk” został 3 października przesunięty w rejon wsi Serokomla z zadaniem jej utrzymania. Lipowski i jego pluton zajął stanowisko przy wysadzanej topolami drodze, prowadzącej w stronę starego lasu, zajętego przez nieprzyjaciela. Byli ostrzeliwani przez artylerię i granatniki, ale na szczęście niecelnie. Polska artyleria odpowiadała rzadko z uwagi na brak amunicji. Podporucznikowi Hubertowi udało się odzyskać z rozbitego niemieckiego pojazdu granatnik, dwie skrzynie amunicji i mapy wojskowe okolicy. Wieczorem przyszedł rozkaz, że kompania Rawicz ma przesunąć się na zachód w rejon wsi Czarna i Konorzatka. Tam zastał ich świt 4 października. Tego dnia trafili znów pod silny niemiecki ostrzał artyleryjski i Batalion „Wilk” poszedł w rozsypkę. Z Kompanii „Rawicz” pozostało 50 ludzi z trzema ręcznymi karabinami maszynowymi, którzy schronili się w małej osadzie Grabina w Lasach Gułowskich, położonej na niewielkim wzniesieniu. Porucznik Macioł przydzielił Lipowskiemu 20 ludzi i jeden rkm i rozkazał im zająć stanowiska między zabudowaniami osady i na prawo od nich. W okolicznych lasach ciągle było słychać strzały, ale w Grabinie było spokojnie, mieszkańcy poczęstowali żołnierzy kwaśnym mlekiem i ziemniakami. Po południu pod Grabinę podeszły wojska niemieckie i rozpoczęły ostrzał polskich pozycji. Rkm oddziału Lipowskiego silnie odpowiadał ogniem, a z pobliskiego wzniesienia wspierał go rkm oddziału dowodzonego przez ppor. Huberta. Pierwsze niemieckie natarcie rozpoznawcze zostało odparte. Wkrótce jednak rozpoczęła się kanonada artyleryjska, skierowana głównie na zabudowania Grabiny, gdzie bronił się Lipowski ze swoimi żołnierzami. Chaty osady zaczęły płonąć. Porucznik Macioł wydał gestem rozkaz wycofania się. Właśnie wtedy według relacji ppor. Huberta Lipowski miał wychylić się zza płonącej chaty, a tuż obok niego wybuchł nieprzyjacielski pocisk, wznosząc w górę pióropusz ziemi i kamieni. Postać Lipowskiego zwiotczała, runęła na ziemię i już się nie podniosła. Po tym ostrzał zelżał i resztki Kompanii „Rawicz” wycofały się do dworu w Gułowie. Zdaniem Huberta Lipowski wraz z ponad 10 poległymi żołnierzami został pochowany w Grabinie. Po wojnie zabitych w Grabinie ekshumowano i złożono ich szczątki na cmentarzu w Woli Gułowskiej. Tymczasem według „Księgi pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej” podporucznik Stanisław Lipowski spoczywa w kwaterze wojskowej na cmentarzu w Kozienicach, położonych około 40 km od Grabiny, a jego datę śmierci określono na 15 października 1939 roku, czyli o dziesięć dni później, niż wynika to ze wspomnień Józefa Huberta.

Drugim znanym chocznianinem, który uczestniczył w bitwie pod Kockiem, był Józef Kręcioch (1915-2002), który został tam ranny w prawą łopatkę.

 

1 komentarz:

  1. Witam , prosiłbym o kontakt autora bloga , ponieważ jestem potomkiem , rodziny Lipowskich i od zawsze chciałem poznać dokładne losy moich przodków . Posiadam również wiele zdjęć . Mój email to karollipowski904@gmail.com .
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń