poniedziałek, 15 maja 2023

Zaopatrzenie choczeńskich sklepów w latach 1939-1966

 

Najstarsza znana mi informacja o tym, co można było kupić w sklepie w Choczni (i za ile) pochodzi z 1945 roku, ale dotyczy sytuacji z okresu przedwojennego.  W sporządzanych wtedy zestawieniach szkód i strat spowodowanych przez wojnę i niemiecką okupację znalazł się również kwestionariusz wypełniony przez Marię Świętek, wdowę po przedwojennym sklepikarzu Józefie Świętku, w którym podaje ona spis towarów z magazynu sklepu jej męża, częściowo przejętych przez Niemców w 1942 roku oraz utraconych w styczniu 1945 roku podczas przejścia frontu przez Chocznię.

Według tego kwestionariusza w Sklepie Towarów Mieszanych Świętka (Chocznia nr 103) można było kupić między innymi:

- cukier  w cenie 1 zł za kg (cena z 1939 roku),

- owsiankę  - 0,96 zł za kg,

- mąkę pszenną - 0,5 zł za kg,

- mąkę żytnią - 0,3 zł za kg,

- grysik - 0,5 zł za kg,

- kaszę jęczmienną -  0,45 zł za kg,

- kawę mieszaną - 0,8 zł za kg,

- „kawę” z palonego korzenia cykorii - 0,7 zł za kg,

- naftę - 0,4 zł za litr,

- proszek do prania - 0,2 zł za kg,

- proszek do szorowania - 0,2 zł za kg,

- proszek do mycia rąk - 0,15 zł za kg,

- farbę - 5 zł za l,

- mydło piaskowe - 0,10 zł za sztukę,

- mydło zwykłe - 0,15 zł za sztukę,

- bibułę marszczoną - 0,20 zł za arkusz,

- bibułę gładką - 0,05 zł za arkusz,

- zeszyt szkolny po 0,10 zł za sztukę,

- masło - 3,6 zł za kg,

- margarynę - 2 zł za kg.

W tym samym 1945 roku doszło do napadu na sklep Kółka Rolniczego ulokowany w budynku choczeńskiego Sokoła, w wyniku którego prowadzący ten sklep Józef Malata stracił między innymi towary, które można było kupić wtedy tylko na przydziały kartkowe:

- kawę paloną (3 kg),

- mąkę żytnią (25 kg),

- konserwy mięsne (6 sztuk),

- kiszki krwawe (4 sztuki),

- śledzie (20,5 kg),

- mydło do prania (5 l i 2 kawałki),

- mydło toaletowe (20 kawałków),l

- mleko (7 puszek),

- cukierki (2 kg),

- sok pomidorowy (6 puszek),

- herbatę (2,5 kg).

W 1955 roku Tadeusz Nowak, kierownik szkoły w Choczni Dolnej, interweniował w Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej w sprawie zaopatrzenia miejscowych sklepów w pieczywo, ponieważ chleb dostarczany przez wadowicką Gminną Spółdzielnię często nie nadawał się do jedzenia. Na posiedzeniu GRN w dniu 15 lipca przedstawicielka GS uznała, że zaopatrzenie w napoje chłodzące jest wystarczające, odczuwa się tylko brak wyrobów emaliowych i innych metalowych.

W czasie akcji żniwnej w 1960 roku zwracano uwagę, że pilną sprawą jest zaopatrywanie w tym czasie sklepów w chleb, ponieważ zapracowani rolnicy nie mają wtedy czasu na wypiek chleba w domu i muszą go kupić, nie odrywając się na dłużej od pracy. Ważne było również zapewnienie odpowiednich dostaw napojów chłodzących, koniecznie we flaszkach, a nie w beczkach. Sklepy w tym okresie pracowały w godzinach przedpołudniowych i wieczorem między 16.00 a 21.00.

Na posiedzeniu władz gromadzkich w dniu 30 października 1962 roku Helena Studnicka ze sklepu w Choczni Dolnej zaopatrzenie uznała za dobre, ale nieregularne, przez co czas oczekiwania np. na chleb bardzo się wydłuża. Brakowało towarów kolonialnych (np. pieprzu), których dostawy były rzadkie i niewielkie. Inne sklepowe wypowiadały się podobnie, twierdząc, że towaru brakuje jedynie w chwilach, gdy na skutek plotek i nieuzasadnionego popłochu ludność masowo wykupuje wszystkie dostępne produkty, a przede wszystkim cukier, mąkę i ryż.

27 sierpnia 1963 roku przedstawiciel GS zapewniał zebranych radnych gromadzkich, że sytuacja z zaopatrywaniem sklepów jest w miarę dobra, nie brakuje podstawowych produktów, jak: chleb, mąka, sól, czy cukier oraz napojów chłodzących: piwa, oranżady i napojów płynnych (!) – to znaczy soków. Gorzej jest natomiast z dostawami mięsa i wędlin i tu sytuacja nie ulegnie szybkiej poprawie.

Rok później GS wystosował pismo do GRN w Choczni, zapewniając że: jakość pieczywa uda się polepszyć, podobnie jak terminowość dostaw. Upomniano kierowników sklepów, by w dni świąteczne nie sprzedawać wina, a osobom nietrzeźwym nawet piwa.

19 maja 1965 roku stan zaopatrzenia choczeńskich sklepów oceniała na swoim posiedzeniu Gromadzka Rada Narodowa w Choczni. Halina Widlarz, kierowniczka sklepu w Choczni Dolnej oceniła, że zaopatrzenie tej placówki jest dobre, oprócz takich towarów, jak pieprz, czy cytryny, które są dostarczane w niewystarczającej ilości. W okresie zwiększonego zapotrzebowania podczas upałów brakuje również napojów chłodzących: piwa i oranżady. Problem ten można rozwiązać, sprowadzając piwo beczkowe, ale nie ma z kolei gwarancji, że po otwarciu beczki udałoby się sprzedać ją całą przed zepsuciem zawartości. Helena Moskała, kierowniczka sklepu masarskiego stwierdziła, że brakuje wędlin i mięsa wołowego – po zaopatrzeniu przedszkola w Choczni niewiele tego rodzaju mięsa pozostaje do sprzedaży rynkowej. Lepsza sytuacja jest z mięsem wieprzowym, ale i tu występują braki w zaopatrzeniu. Klemens Guzdek, przewodniczący GRN, zwrócił uwagę, że te niewystarczające dostawy towarów deficytowych powinny być dzielone tak, by jak największa ilość obywateli miała możliwość je kupić oraz by nie sprzedawać wina osobom nietrzeźwym. Zdaniem Haliny Widlarz ten przepis był przestrzegany, ale nietrzeźwi pijący nie kupowali sami, lecz posługiwali się znajomymi przechodniami. 

Nad sprawą zaopatrzenia sklepów ponownie obradowano 25 sierpnia 1965 roku w obecności: Heleny Moskały (kierowniczki sklepu masarskiego), Haliny Widlarz (kierowniczki sklepu w Choczni Środkowej), Anny Guzdek (kierowniczki sklepu w Choczni Dolnej) oraz Kazimiery Gazdy (ze sklepu w Choczni Górnej). Nie przybył żaden przedstawiciel Gminnej Spółdzielni zaopatrującej te sklepy, ponieważ trwała tam właśnie kontrola związana z nadużyciami, których dopuścił się jeden z zaopatrzeniowców, zatrzymany w areszcie do wyjaśnienia sprawy. Zabierająca glos Anna Guzdek uznała, że zaopatrzenie jest ogólnie rzecz biorąc lepsze, niż w latach poprzednich i ludność jest zadowolona. Podobnie oceniły sytuację zaopatrzenia Halina Widlarz i Kazimiera Gazda. Natomiast Helena Moskała przyznała, że brakuje wędlin, ale udało się przywrócić należyte dostawy tłuszczów – słoniny i smalcu. W soboty, gdy zapotrzebowanie jest większe, brakuje też kotletów, czy karczku. Zaś braki mięsa wołowego są spowodowanie koniecznością zaopatrzenia kolonistów spędzających w Choczni ferie letnie. Bolączką były też nieregularne dostawy mięsa, wędlin i tłuszczów.

Coroczne ocenianie sytuacji zaopatrzeniowej przez choczeńską gromadę w 1966 roku odbyło się w dniu 19 maja. Wymienione już wcześniej Halina Widlarz i Helena Moskała oraz Leokadia Giełdoń złożyły pisemne sprawozdania z działalności podległych im sklepów. Sklep nr 2 prowadzony przez Halinę Widlarz był według niej wystarczająco zaopatrzony, chleb dowożony był codziennie między 10.00 a 11.00, w bieżącej sprzedaży były m.in.: konserwy, oleje, masło, śmietana, czy margaryna. Niewystarczające były dostawy piwa, nie brakowało za to soków, oranżad, wody sodowej  i lemoniad. Roczny obrót sklepu wynosił około 2 mln złotych. Sklep masarski kierowany przez Helenę Moskała był otwarty od wtorku do soboty w godzinach od 8.00 do 17.00. Poniedziałek był dniem bezmięsnym i sprzedaży wtedy nie prowadzono. Towar przywożono dwa razy w tygodniu w ilościach niezaspokajających zapotrzebowaniu. Brakowało szczególnie mięsa wołowego i żeberek wieprzowych, bez problemu można było kupić nóżki wieprzowe, ogony, uszy świńskie, czy kości. Leokadia Giełdoń z Punktu Sprzedaży Pomocniczej w Choczni Górnej przyznała w sprawozdaniu, że dostawy chleba są co drugi dzień. W bieżącej sprzedaży były tłuszcze roślinne i zwierzęce. Pani Giełdoń prowadziła sprzedaż za prowizję w wysokości 3,5%, pokrywając z tego podatki, koszty ogrzewania i oświetlenia. Nie była objęta ubezpieczeniem zdrowotnym, czy emerytalnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz