poniedziałek, 8 stycznia 2024

„Szopka Republiki Choczeńskiej” Józefa Putka - sceny I i II

Scena I

 

Woźny gminny (bębni)

Podaje się do publicznej wiadomości

Dzisiaj przyjedzie świętować chmara gości

Na witaczkę trza się stawić dobrowolnie

 By was żandarm nie dostawiał poniewolnie!

Kominiarz i strażak że wiec ten zaspali

To już ich żandarmi „siupem”1 tu przygnali

 

bębni

Przychodzą: Marysia, Hulak, Inżynier Dulski, Skoczybruzda, Organista, Dziad z Kalwarii i mnóstwo luda z Choczni, Frydrychowic, Niwołdu, Kaczyny.

Gdzieś we wsi przygrywa kapela

 

Wszyscy

Ale naród, ale ciżba

Tylko trochę ciasna izba!

 

Głosy

Idzie Brusik z Frydrychowic!

Proboszcz ze Zawadki!

Wójt z Gorzenia i z Piotrowic!

Nasz Leśny z Germadki2!

Geometry! Organista!

Kapelmajster i basista!

Nie brak i żandara!

Ale wali ludu chmara!

 

Wszyscy

Ale luda! Jaka ciżba!

Nie pomieści wszystkich izba!

 

Głos

Czy widzisz tego w kącie?

Ten na gębie bujny!

To konfident pieroński

Donosiciel czujny!

 

Głosy

I taka beskurcyja

Też się tu uwija!

 

Dzwony zaczynają bić uroczyście, słychać strzały armatnie – na dachu szopki ukazują się Wicekról Republiki Choczeńskiej Herod Bąk I-szy w towarzystwie kanclerza Kota i ministra aprowizacji Szczura

 

Wszyscy

Dzwony dzwonią – król Bąk jedzie!

Z armat biją – naszej biedzie!

Patrzcie! Patrzcie! Co za zgoda:

Kot Szczurowi łapkę podał!

 

Herod

Obywatele Republikanie!

Otwieram zebranie!

Niech będzie pochwalona

Choczeńska Rzeczpospolita!

 

Wszyscy

Na wieki wieków

Amen ! …i kwita

 

Herod

O ciszę i spokój upraszam…

Porządek obrad ogłaszam

Po wybraniu prezydia

Ma mówić żandarmeria

O wrzącym pokoju

Lodowatej wojnie

Nagrodzić ją oklaskami hojnie!

Potym przemówi strażak

Zalewacz – chłopiątko

I czarnosadzista

Kominiarz Prosiątko.

Gdy śpiewać będzie

Choczeńska mleczarka

Jak by mak siał

Ktoś do garnka

Potym egzortę powie

Ksiądz rektor-patriota

O tym, jak w świętym Korytasie

Kwitnęła niecnota.

Na zakończenie zaś

Dziadek o głos prosił

By wnioski w protokół

Pod uchwałę zgłosił

W tym czasie z grodu, w którym żył

Sławny Marcin Wadowita

Przyjedzie do nas równie sławny

Jego następca – Mieszko Aktywita!

Rycerz z zimnej wojny

Czwartobrygadzista

Od roku powojenny

Orientalista

Z pewnością przywiezie

 Bardzo ważne wieści

Kto wie, czy nie wszystkie

W głowach waszych zmieści

Wzywam wszystkie króle z Choczni

Z Wadowic Królikiewica

Niechaj każdy tupnie nogą

Czy to samiec, czy samica

Niech prosto w górę

Nastawi swe ucha

Gdy w bramy Choczni wjedzie

Wielki rzeźnik -  nie wieprzków

Lecz ducha!

A teraz wybór prezydia…

Na prezesa proponuję

Naszą babcię przekupkę!

 

Na trybunie zasiada Babcia przy stole i koszu jarzyn

 

Ma już stół i ławkę

Nie przeziębi się

Bo ma ciepłą jupkę

Dla wielkiego znaczenia

I wagi zjednoczenia

Selum i Peselum

W prezydium zasiądą na dachu

Kot ze Szczurem

Tam przy babce

Zgodnie w rzędzie

Jak w urzędzie

Na dachówce

 

Wszyscy

Vivat Kot ze Selum!

Vivat Szczur z Peselum!

 

Herod

Za sekretarzem się obzieram…

Niech będzie z Woźnik Kasper Ściera

 

Głosy

Niech będzie Ściera!


Herod

Ołówki, atrament

Do pisania rączek

I latarnię wniesie

Obywatel Brzdącek

 

Latarnia z obejmującym ją Brzdąckiem wchodzi

 

Jak widzę, to Brzdącek

Już latarnię wnosi

Przed porządkiem dziennym

Pierwszy o głos prosi

 

Scena II

 

Brzdącek (śpiewa)

Północ już blisko - psy się pośpiły

A ktoś tam ściska święcionę

Pewnie to jakiś popijbrat miły

Myśli, że pieści swą żonę

Dręczy lud biedny, bimber okrutny

Pociesza knajpa, gdy naród smutny

Bierze w swe szpony demokracyę

Propinacja…

Ospały i gnuśny zgrzybiały pijak

Okowit do gardła wciąż leje

Spod stołu lub z rowu nie dźwiga się rad

Bo ciało i dusza w nim mdleje

Hej bracia szynkarze

Dodajcie mu sił

By wódki zapragnął

By powstał i pił

 

Głosy

Ku uczczenia Brzdącka mowy

Intonujmy hymn karczmowy

(śpiewają)

Już w gruzach leżą karczmy choczeńskie

Żadna nie była z żelaza

Zburzone wszystkie zamki choczeńskie

Bo wiała z twierdz tych zaraza

Bronił się jeszcze, lejąc w puchary

Almanzor z garstką rycerzy

Na karczmie zatknął z wiechy sztandary

Ale w zwycięstwo  nie wierzy

Już w listopadzie zleciały blachy

Rwą się okopy, mur wali

Na minaretach błysnęły flachy

Chocznianie twierdzy dostali

Jeden z rycerzy, widząc swe roty

Zbite w upornej obronie

Przebił się między beczki i szproty

Uciekł i zmylił pogonie

Chocznianie – wołał – w ludowym Domu

Przychodzę czołem uderzyć

I alkoholu po kryjomu

Nikomu i nigdy nie mierzyć

Chocznianie szczerość cenić umieją

Gdy popijbrata poznali

Ten go uścisnął, tamci koleją

Jak trzeźwokratę witali

Lecz on osłabnął, padł na kolana

Wierzgnął nogami drżącymi

Ściskał latarnię aże do rana

Mocno rękami obiemi.

 

1link

2chodzi o Bliźniaki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz