poniedziałek, 24 stycznia 2022

Przekroczenia norm obyczajowych w galicyjskiej Choczni

Choć większość chocznian od końca XVIII do początków XX wieku starała się przestrzegać obowiązujących norm obyczajowych, opartych na przykazaniach kościelnych, to oczywiście zdarzały się zachowania, które nie były społecznie akceptowane i podlegały napiętnowaniu, nie tylko przez kolejnych proboszczów parafii Chocznia, ale także ze strony miejscowych władz gminnych, czy powiatowych.

Pierwszy przykład, jaki można tu podać, to opisana przez Józefa Putka sprawa separacji małżeńskiej Szymona Sikory i jego żony Marianny z Byliców. Do rozpadu ich związku doszło w ciągu pierwszych dwóch lat po ślubie. Ale w 1790 roku mediacja proboszcza i przedstawicieli gminy doprowadziła do porozumienia odseparowanych małżonków i powrotu do życia w związku sakramentalnym. Obydwoje potwierdzili to, kładąc znak Krzyża św. na specjalnie sporządzonym dokumencie, tak zwanym akcie komplanacji. Przyrzekali w nim, że „wszelkie dawne nieczułości sobie zobopólnie daruyą, a co Bóg przykazał y ludzka przyiaźń, do tego obie strony dążyć będą”.  W razie niedotrzymania postanowień aktu zgody mieli podlegać karze cielesnej i wypędzeniu ze wsi. Nieco podobną sytuację opisano w Liber Gestionis parafii choczeńskiej w 1851 roku, kiedy to Franciszek Łopata prosił o odesłanie swojej żony z Czańca, gdzie odeszła z nim poróżniona.

Do znacznie poważniejszego gorszenia chocznian dochodziło w drugiej, trzeciej i czwartej dekadzie XIX wieku, gdy specyficzną działalność w Choczni prowadziła niejaka Carolina Lacombe, która mimo francusko brzmiącego nazwiska (pseudonimu zawodowego?) miała pochodzić aż z Konstantynopola. Panna Lacombe w jednym z choczeńskich młynów (własność Kacpra Dąbrowskiego recte Balona, później należącym do rodziny Warmuzów) uprzyjemniała życie przedstawicielom miejscowego ziemiaństwa i warstwy urzędniczej, prowadząc coś na kształt współczesnej agencji towarzyskiej. Procederu tego nie przerwała, gdy w 1818 roku jako „virgo deflorata” (panna rozdziewiczona) urodziła w Choczni syna Adama Józefa, którego ojcem był ekonom z Inwałdu Józef Karaśkiewicz. Ostatnim śladem jej pobytu w Choczni jest zapis w metryce zgonów jej dwuletniego syna Antoniego (1835), którego ojcem był Jan Zolich. Co ciekawe, w tym akcie podano, że Carolina pochodziła z …Cieszyna, a nie z Konstantynopola. Była wówczas mieszkanką domu nr 242 na dzisiejszym Osiedlu Ramendowskim, należącego do Jakuba Cibora.

Z Ciborami związany jest kolejny występek przeciw obyczajności, którego przez szereg lat dopuszczał się Dominik Cibor (1809-1875). Osoba tego Cibora była przedmiotem szczególnej „troski” proboszcza księdza Józefa Komorka i urzędu gromadzkiego, którzy wysyłali na niego liczne, aczkolwiek bezskuteczne skargi do władz zwierzchnich,  z tytułu „zgorszenia, polegającego na życiu w niemoralnym związku” ze swoją pasierbicą Katarzyną Warmuz. Formalnie Dominik Cibor był mężem starszej od niego o 20 lat Agnieszki Warmuz, ale kolejne siedmioro dzieci spłodził nie z nią, a z jej córką z pierwszego małżeństwa. Pierwsze czworo za życia formalnej małżonki, a kolejne troje już po jej śmierci w 1847 roku.

Możemy się tylko domyślać, dlaczego w maju 1853 roku ksiądz proboszcz Józef Komorek zwrócił się do władz gminnych o odesłanie niemoralnej kumornicy Reginy Lachędrzonki do Zagórnika, czyli do miejsca jej urodzenia, co też niezwłocznie uczyniono. Natomiast 17 stycznia 1865 roku urząd parafialny donosił ck Urzędowi Powiatowemu w Wadowicach, że w Choczni pod nr 30 u wdowy Zuzanny Klosinej (Kloss) dwie obce osoby “na wiarę” ze sobą mieszkają, a zarazem prosił o usunięcie tego zgorszenia, to jest wydalenie tych osób z tutejszej parafii. Wskutek tego doniesienia Urząd Powiatowy pociągnął do odpowiedzialności wójta Choczni i Zuzannę Kloss, nakładając na nich karę pieniężną. Nakazał także niemoralnym lokatorom Klosiny opuszczenie Choczni do 26 stycznia.

W 1907 roku 40-letni Teodor Gancarz jako pierwszy chocznianin wystąpił oficjalnie z kościoła katolickiego i deklarował się odtąd jako bezwyznaniowiec. Do aktu apostazji doszło na terenie Czech, gdzie Gancarz był zatrudniony w górnictwie.

Z kolei dzięki spisowi mieszkańców Krakowa z 1910 roku, dowiadujemy się o choczniance trudniącej się najstarszym zawodem świata. Spis obejmował także sposoby zarobkowania i przynależność religijną zamieszkałych w Krakowie osób, stąd pod adresem św. Łazarza 9 znajdujemy prostytutkę Franciszkę Firczykową, wyznania rzymsko- katolickiego,  urodzoną w 1881 roku w Choczni. Dzieliła ona pokój z trzy lata starszą koleżanką po fachu Amalią Szprung, która deklarowała, że jest wyznania mojżeszowego. Franciszka Firczykowa, córka Józefa Góry i Anny z domu Gazda, była także pierwszą znaną rozwódką z Choczni, a właściwie jak to ujęto w wyżej wymienionym spisie osobą “sądownie rozłączoną”.

 

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz