piątek, 13 grudnia 2024

Piwo i browarnictwo w dawnej Choczni

 

Dawne piwo było znacznie bardziej mętne, mniej gazowane i niekoniecznie chmielone, przez co miało inny smak, niż to, które znamy obecnie. Znacznie niższa zawartość alkoholu w dawnych piwach sprawiała, że podawano je także dzieciom. Uchodziło ono za znacznie zdrowszy napój, niż wchodząca przecież w jego skład woda, gdyż w procesie produkcji redukowano ilość chorobotwórczych bakterii i innych niekorzystnych dla zdrowia zanieczyszczeń. Było również ważnym źródłem kalorii i składników odżywczych. Stąd spożywano je powszechnie i w dużych ilościach, także z pewnością w Choczni.

Pierwsza pisemna wzmianka na temat produkcji piwa w Choczni pochodzi z 1579 roku, a dokładnie z „środy wstępnej” tegoż roku, co oznaczało Środę Popielcową. W choczeńskiej Księdze Sądowej zanotowano, że Wojciech Kołodziej z synem Urbanem zmówiwszy się, sprzedali wówczas za 70 złotych w polskiej monecie „swoy statek” Wojciechowi Galamie, a w skład owego „statku” oprócz roli i różnych sprzętów, czy zwierząt gospodarskich, wchodziły także „dwa achtelia y dwa polachtelky piwne, kocziel browarny, szesc kadzi”. Czyli rodzina Kołodziejów oprócz uprawy roli zajmowała się wtedy także piwowarstwem, do którego używała podanego wyżej kotła browarnego i kadzi, a także prawdopodobnie wyszynkiem wytworzonego przez siebie piwa, przechowywanego we wzmiankowanych achtelach i półachtelach – beczułkach o pojemnościach odpowiednio 16 i 8 litrów.

Kolejnym odnotowanym piwowarem z Choczni był Stanisław Szymonek (1630), który wytwarzał piwo dla folwarku Mikołaja Komorowskiego, właściciela majątku wójtowskiego w Wadowicach.

Trzy lata później (1633) przywilej między innymi prowadzenia własnego browaru dla Adama Szczura, właściciela majątku sołtysiego w górnej części wsi, potwierdzał król Władysław IV Waza.

Nie udało mi się potwierdzić w źródłach ciekawej historii z 1656 roku, kiedy to rzekomo pleban choczeński ks. Kacper Sasin miał zamówić u krakowskich piwowarów 36 wielkich beczek piwa, by uczcić ucieczkę wojsk Karola Gustawa z Wadowic. Podczas przeprawy przez Wisłę w okolicach Łączan transport miał utonąć w rzece i podobno długo jeszcze trwał spór procesowy, kto powinien zapłacić za niedoszłą dostawę.

Pod koniec życia ks. Sasina (1694) żołnierze wojsk koronnych pojawiwszy się w Choczni w mięsopusty (koniec karnawału) wypili na koszt mieszkańców piwa i gorzałki za 6 złotych, a łączna suma strat wynikłych z ich krótkiego pobytu wyniosła 70 zł. Petycję o zwrot tej kwoty wnieśli do zamku oświęcimskiego wójt Grzegorz Grządziel i przysiężny Jan Kumorek.

W zbiorach Archiwum Ziemskiego w Krakowie Stanisław Szczotka odnalazł w okresie międzywojennym zeznanie złożone w 1736 roku przez najsłynniejszego okolicznego zbójnika Józefa Baczyńskiego alias Skawickiego, których fragment dotyczy także …browaru w Choczni:

„Stamtąd (to znaczy z Inwałdu  - uwaga moja) poszliśmy do Choczni, już się dzień robił, na browar do żyda. Tam przyszedszy, związaliśmy tego żyda, który związany powiedział o pieniądzach na izbie w popiele, któreśmy sami wybrali. Było tych piniędzy tynfów sto. Wzięliśmy także parę pistoletów i szpadę, gorzałki baryłkę choćby półgarcową, oprócz tego piliśmiy tam gorzałkę i piwo, wzięliśmy także korali nitkę tamże w popiele z piniądzmi. Wychodząc rozwiązaliśmy żyda, aleśmy go nie bili, nie piekli.”

Tradycje browarnictwa podtrzymywano w Choczni w XIX wieku. W 1817 roku  dzierżawcą karczmy dworskiej (Bobrowskiego) wraz z browarem był Joachim Holcgrin (Holzgrün), a swój własny browar miał nadal majątek sołtysi (wtedy własność Duninów), w którym w 1827 roku braxatorem (piwowarem) był trzydziestokilkuletni Szymon Wolski rodem z Podolsza koło Zatora.

O piciu piwa podczas pobytu w Choczni w 1813 roku wspominał poeta Kazimierz Brodziński:

„Dobrego piwa kilka szklanek wypiwszy, pożegnałem go (ks. plebana – uwaga moja) i szedłem na przechadzkę pomiędzy dwoma rzędami wierzb, ciągnących się aż do lasu świerkowego.”

Piwo było powszechnie szynkowane w choczeńskich karczmach i w przeciwieństwie do gorzałki jego spożycie nie budziło kontrowersji. Jak wynika z pisemnej relacji chocznianina Kumorka, zachowanej w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Krakowie, piwo bywało nawet składnikiem wieczerzy wigilijnej.

W 1901 roku spożycie piwa stało się przyczyną kryzysu w zarządzie choczeńskiej gminy i rezygnacji wicewójta Jana Zająca, oskarżonego przez naczelnika gminy Antoniego Sikorę o pijaństwo i przesiadywanie w karczmach. Jak tłumaczył się Zając:

„Raz ten wypadek mnie się przytrafił, że wstąpiłem do członka Rady i asesora Malaty, a powodem tego była sprawa dróg gminnych … a że wypiłem szklankę piwa u Malaty, to przecież każdemu wolno, a pijanem nie byłem, abym dawał zgorszenie i zasłużył na takie szkalowanie”.

Piwo można było wówczas wypić także u Maurycego Münza przy granicy z Wadowicami. Pracującemu dla niego Józefowi Bąkowi w 1902 roku zarzucano w gazecie „Prawda”, że zamiast zatroszczyć się ratunek dla swojego poparzonego synka, jeździł dla szynkarza po piwo i staczał przywiezione beczki do piwnicy Münza.

W 1911 roku dzięki staraniom posła Antoniego Styły choczeńska gmina uzyskała prawo do pobierania opłat od serwowanych na jej terenie trunków, w tym 2 koron od każdego hektolitra piwa.

W okresie międzywojennym prawa do szynkowania piwa w Choczni posiadali między innymi: Franciszek Pędziwiatr, Stanisław Kryjak, Jan Fujawa, Szymon Łapka, czy Kółko Rolnicze. Zabroniła im tego prohibicja wprowadzona we wsi po plebiscycie antyalkoholowym z 1929 roku i ponowionym dwa lata później.

Jako ciekawostkę można podać, że w tym czasie (koniec lat 20. XX wieku) nauczycielką w obu choczeńskich szkołach była Antonia Rokosz, żona księgowego w żywieckim browarze.

Wątek piwny pojawia się wówczas także wśród choczeńskich emigrantów. W 1937 roku współwłaścicielem restauracji z browarem w urugwajskim Montevideo był Jose Tadeo Gurdek, ochrzczony w Choczni jako Józef Tadeusz, który był wnukiem wymienionego wyżej Antoniego Styły.

W „Kronice wsi Chocznia” Józefa Turały odnotowano, że w czasie II wojny światowej szwagier autora Franciszek Romańczyk był przymusowo zatrudniony w lodowni krakowskiego browaru, gdzie nabawił się astmy.

Piwo w latach 60. XX wieku było w Choczni uznawane nie za napój alkoholowy, a chłodzący, na równi na przykład z oranżadą. Nie można go było jednak sprzedawać w choczeńskich sklepach osobom nietrzeźwym. W 1965 roku w okresie letnich upałów pojawiły się problemy z dostępnością piwa butelkowego, a sprowadzenie piwa beczkowego nie wchodziło w grę, gdyż nie było gwarancji sprzedania całej beczki przed skwaśnieniem zawartości.

W 1967 r. Wydział Spraw Wewnętrznych Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Wadowicach podał do publicznej wiadomości, iż Ob. W. J. zamieszkały w Choczni powiat Wadowice, został ukarany przez Kolegium Karno- Administracyjne przy Prezydium PRN w Wadowicach grzywną w wysokości 500 złotych za to że dnia 18 marca 1967 roku w Wadowicach jechał rowerem w stanie wskazującym na użycie alkoholu, co stanowi wykroczenie. Obwiniony przyznał się do zarzucanego mu wykroczenia, że w dniu krytycznym wypił dwa piwa, a następnie jechał rowerem przez miasto w Wadowicach.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz