Dawne piwo było znacznie bardziej
mętne, mniej gazowane i niekoniecznie chmielone, przez co miało inny smak, niż
to, które znamy obecnie. Znacznie niższa zawartość alkoholu w dawnych piwach
sprawiała, że podawano je także dzieciom. Uchodziło ono za znacznie zdrowszy
napój, niż wchodząca przecież w jego skład woda, gdyż w procesie produkcji redukowano
ilość chorobotwórczych bakterii i innych niekorzystnych dla zdrowia zanieczyszczeń.
Było również ważnym źródłem kalorii i składników odżywczych. Stąd spożywano je
powszechnie i w dużych ilościach, także z pewnością w Choczni.
Pierwsza pisemna wzmianka na temat
produkcji piwa w Choczni pochodzi z 1579 roku, a dokładnie z „środy wstępnej” tegoż roku, co oznaczało Środę Popielcową. W choczeńskiej Księdze Sądowej
zanotowano, że Wojciech Kołodziej z synem Urbanem zmówiwszy się, sprzedali wówczas
za 70 złotych w polskiej monecie „swoy statek” Wojciechowi Galamie, a w skład
owego „statku” oprócz roli i różnych sprzętów, czy zwierząt gospodarskich,
wchodziły także „dwa achtelia y dwa polachtelky piwne, kocziel browarny, szesc
kadzi”. Czyli rodzina Kołodziejów oprócz uprawy roli zajmowała się wtedy także
piwowarstwem, do którego używała podanego wyżej kotła browarnego i kadzi, a
także prawdopodobnie wyszynkiem wytworzonego przez siebie piwa, przechowywanego
we wzmiankowanych achtelach i półachtelach – beczułkach o pojemnościach
odpowiednio 16 i 8 litrów.
Kolejnym odnotowanym piwowarem z
Choczni był Stanisław Szymonek (1630), który wytwarzał piwo dla folwarku
Mikołaja Komorowskiego, właściciela majątku wójtowskiego w Wadowicach.
Trzy lata później (1633)
przywilej między innymi prowadzenia własnego browaru dla Adama Szczura,
właściciela majątku sołtysiego w górnej części wsi, potwierdzał król Władysław
IV Waza.
Nie udało mi się potwierdzić w źródłach
ciekawej historii z 1656 roku, kiedy to rzekomo pleban choczeński ks. Kacper
Sasin miał zamówić u krakowskich piwowarów 36 wielkich beczek piwa, by uczcić
ucieczkę wojsk Karola Gustawa z Wadowic. Podczas przeprawy przez Wisłę w
okolicach Łączan transport miał utonąć w rzece i podobno długo jeszcze trwał
spór procesowy, kto powinien zapłacić za niedoszłą dostawę.
Pod koniec życia ks. Sasina (1694)
żołnierze wojsk koronnych pojawiwszy się w Choczni w mięsopusty (koniec
karnawału) wypili na koszt mieszkańców piwa i gorzałki za 6 złotych, a łączna
suma strat wynikłych z ich krótkiego pobytu wyniosła 70 zł. Petycję o zwrot tej
kwoty wnieśli do zamku oświęcimskiego wójt Grzegorz Grządziel i przysiężny Jan
Kumorek.
W zbiorach Archiwum Ziemskiego w
Krakowie Stanisław Szczotka odnalazł w okresie międzywojennym zeznanie złożone w
1736 roku przez najsłynniejszego okolicznego zbójnika Józefa Baczyńskiego alias
Skawickiego, których fragment dotyczy także …browaru w Choczni:
„Stamtąd (to znaczy z
Inwałdu - uwaga moja) poszliśmy do
Choczni, już się dzień robił, na browar do żyda. Tam przyszedszy, związaliśmy
tego żyda, który związany powiedział o pieniądzach na izbie w popiele, któreśmy
sami wybrali. Było tych piniędzy tynfów sto. Wzięliśmy także parę pistoletów i
szpadę, gorzałki baryłkę choćby półgarcową, oprócz tego piliśmiy tam gorzałkę i
piwo, wzięliśmy także korali nitkę tamże w popiele z piniądzmi. Wychodząc rozwiązaliśmy
żyda, aleśmy go nie bili, nie piekli.”
Tradycje browarnictwa
podtrzymywano w Choczni w XIX wieku. W 1817 roku dzierżawcą karczmy dworskiej (Bobrowskiego) wraz
z browarem był Joachim Holcgrin (Holzgrün), a swój własny browar miał nadal majątek
sołtysi (wtedy własność Duninów), w którym w 1827 roku braxatorem (piwowarem)
był trzydziestokilkuletni Szymon Wolski rodem z Podolsza koło Zatora.
O piciu piwa podczas pobytu w
Choczni w 1813 roku wspominał poeta Kazimierz Brodziński:
„Dobrego piwa kilka szklanek
wypiwszy, pożegnałem go (ks. plebana – uwaga moja) i szedłem na przechadzkę
pomiędzy dwoma rzędami wierzb, ciągnących się aż do lasu świerkowego.”
Piwo było powszechnie szynkowane
w choczeńskich karczmach i w przeciwieństwie do gorzałki jego spożycie nie
budziło kontrowersji. Jak wynika z pisemnej relacji chocznianina Kumorka,
zachowanej w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Krakowie, piwo bywało nawet składnikiem
wieczerzy wigilijnej.
W 1901 roku spożycie piwa stało
się przyczyną kryzysu w zarządzie choczeńskiej gminy i rezygnacji wicewójta
Jana Zająca, oskarżonego przez naczelnika gminy Antoniego Sikorę o pijaństwo i
przesiadywanie w karczmach. Jak tłumaczył się Zając:
„Raz ten wypadek mnie się
przytrafił, że wstąpiłem do członka Rady i asesora Malaty, a powodem tego była
sprawa dróg gminnych … a że wypiłem szklankę piwa u Malaty, to przecież każdemu
wolno, a pijanem nie byłem, abym dawał zgorszenie i zasłużył na takie szkalowanie”.
Piwo można było wówczas wypić
także u Maurycego Münza przy granicy z Wadowicami. Pracującemu dla niego
Józefowi Bąkowi w 1902 roku zarzucano w gazecie „Prawda”, że zamiast
zatroszczyć się ratunek dla swojego poparzonego synka, jeździł dla szynkarza po
piwo i staczał przywiezione beczki do piwnicy Münza.
W 1911 roku dzięki staraniom
posła Antoniego Styły choczeńska gmina uzyskała prawo do pobierania opłat od
serwowanych na jej terenie trunków, w tym 2 koron od każdego hektolitra piwa.
W okresie międzywojennym prawa do
szynkowania piwa w Choczni posiadali między innymi: Franciszek Pędziwiatr,
Stanisław Kryjak, Jan Fujawa, Szymon Łapka, czy Kółko Rolnicze. Zabroniła im tego
prohibicja wprowadzona we wsi po plebiscycie antyalkoholowym z 1929 roku i
ponowionym dwa lata później.
Jako ciekawostkę można podać, że
w tym czasie (koniec lat 20. XX wieku) nauczycielką w obu choczeńskich szkołach
była Antonia Rokosz, żona księgowego w żywieckim browarze.
Wątek piwny pojawia się wówczas
także wśród choczeńskich emigrantów. W 1937 roku współwłaścicielem restauracji
z browarem w urugwajskim Montevideo był Jose Tadeo Gurdek, ochrzczony w Choczni
jako Józef Tadeusz, który był wnukiem wymienionego wyżej Antoniego Styły.
W „Kronice wsi Chocznia” Józefa
Turały odnotowano, że w czasie II wojny światowej szwagier autora Franciszek
Romańczyk był przymusowo zatrudniony w lodowni krakowskiego browaru, gdzie nabawił
się astmy.
Piwo w latach 60. XX wieku było w
Choczni uznawane nie za napój alkoholowy, a chłodzący, na równi na przykład z
oranżadą. Nie można go było jednak sprzedawać w choczeńskich sklepach osobom
nietrzeźwym. W 1965 roku w okresie letnich upałów pojawiły się problemy z
dostępnością piwa butelkowego, a sprowadzenie piwa beczkowego nie wchodziło w
grę, gdyż nie było gwarancji sprzedania całej beczki przed skwaśnieniem zawartości.
W 1967 r. Wydział Spraw
Wewnętrznych Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Wadowicach podał do
publicznej wiadomości, iż Ob. W. J. zamieszkały w Choczni powiat Wadowice,
został ukarany przez Kolegium Karno- Administracyjne przy Prezydium PRN w
Wadowicach grzywną w wysokości 500 złotych za to że dnia 18 marca 1967 roku w
Wadowicach jechał rowerem w stanie wskazującym na użycie alkoholu, co stanowi
wykroczenie. Obwiniony przyznał się do zarzucanego mu wykroczenia, że w dniu
krytycznym wypił dwa piwa, a następnie jechał rowerem przez miasto w
Wadowicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz