wtorek, 11 marca 2025

Podania emigracyjne choczeńskich Żydów 1938-40

 W trzeciej co do wielkości społeczności żydowskiej w Europie, która zamieszkiwała międzywojenny Wiedeń, znajdowali się również Żydzi pochodzący z Choczni. W 1938 roku, po przyłączeniu Austrii do nazistowskich Niemiec, by uniknąć prześladowań przedstawiciele tej społeczności starali się opuścić kraj. Śladem ich zabiegów są podania emigracyjne z lat 1938-40 zarejestrowane w Vienna Israelitische Kultusgemeinde. Można wśród nich odnaleźć między innymi podania urodzonych w Choczni członków rodzin: Münz, Silbiger i Bleiberg. W większości pojawili się oni w Wiedniu w 1914 roku, gdy wybuchła I wojna światowa, po czym zapuścili tam trwałe korzenie. Natomiast w jednym przypadku o zamieszkaniu w stolicy Austrii zdecydowało późniejsze zawarcie związku małżeńskiego.

Typowe podanie emigracyjne można przeanalizować na przykładzie tego, które 25 maja 1938 złożyła Henryka Münz, córka choczeńskiego karczmarza:


Zawiera ono podstawowe informacje o imieniu i nazwisku, miejscu zamieszkania (Webgasse 4, III/28), dacie i miejscu urodzenia (14.04.1888 Chocznia), stanie cywilnym (samotna), przynależności państwowej (austriacka), czasu zamieszkania w Wiedniu (od 1.4.1914) i poprzednim miejscu pobytu (Wadowice).

Henryka Münz deklarowała, że ostatnio wykonywała zawód księgowej/sekretarki w branży skórzanej, przez około 25 lat pracowała w handlu detalicznym, potrafi prowadzić gospodarstwo domowe, zna język francuski, włoski i angielski oraz podstawy hiszpańskiego, a jej zarobki wynoszą 130 szylingów miesięcznie netto.


Na drugiej stronie podania Henryka Münz podawała, że może wyemigrować do Australii lub Argentyny, gdzie będzie w stanie się utrzymać prowadząc komuś dom lub pomagając w jego prowadzeniu i że w tym momencie nie posiada żadnych środków na opłacenie kosztów wyjazdu. Powołuje się na referencje od trzech osób o nazwiskach Beck, Silbiger i Glaser.

Ponieważ po pierwszym podaniu nie udało się jej nigdzie wyjechać, to 26 kwietnia 1940 złożyła kolejne, w którym częściowo powtarza dane z poprzedniego wniosku. Uzupełnia dane o swoim wykształceniu (szkoła ludowa i miejska, szkoła handlowa, prywatne kursy) i podaje, że aktualnie pomaga w szpitalu za 60 marek miesięcznie oraz ukończyła ostatnio kursy zorganizowane przez Kultusgemeinde (gotowania i prowadzenia domu). Zna także niemiecki i polski, o czym nie pisała w 1938 roku. Ma też ważny paszport. Powołuje się na siostrę (Irenę Fantl) i szwagra (Paula Fantl), jako krewnych przebywających w miejscu jej potencjalnego wyjazdu (Australia) oraz referencje ze strony p. Bruck z Rotschild Spital.

Także i to drugie podanie nie przyniosło skutku. Henryka Münz została deportowana z Wiednia do obozu koncentracyjnego Theresienstadt. Według przekazów rodzinnych zginęła zamordowana w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem 4 maja 1942.

Ofiarą Holokaustu stała się też inna osoba składające podanie - Dora  Münz (siostra Henryki, ur. 1.11.1895 w Choczni), mistrzyni krawiecka, wyspecjalizowana w szyciu konfekcji damskiej i dziecięcej, która z KL Theresienstadt trafiła do Auschwitz, gdzie zginęła w 23 stycznia 1943.

Tragicznego losu udało się uniknąć:

  • wzmiankowanej już wyżej Irenie Fantl z domu Münz (ur. 20.02.1900 w Choczni), która wyjechała z córką Renee Sarą do Anglii, gdzie pracowała jako pokojówka w hotelu w Manchesterze (jej mąż Paul Fantl, znany naukowiec, znalazł schronienie na wyspie Trynidad - cała rodzina ostatecznie zamieszkała w Australii),
  • Mendlowi Bleibergowi (ur. 5.03.1899 w Choczni) - patrz wcześniejszy artykuł,
  • Stefanii Adler z domu Silbiger (ur. 28.06.1897 w Choczni), urzędniczki i introligatorki, która od 1940 r. przebywała w Genui we Włoszech; internowana w Agliano d’Asti (24.09.1942), w grudniu 1947 r. wyemigrowała do USA.

Już wcześniej do Anglii udało się wydostać prawnikowi Erykowi Aronowi Münzowi, bratu Henryki, Dory i Ireny, dlatego jego osoby brak wśród składających podania emigracyjne, mimo że również zamieszkiwał w Wiedniu.

piątek, 7 marca 2025

Najwięksi prywatni posiadacze lasów około 1787 roku

 Dane o prywatnych lasach chłopskich z lat 80. XVIII wieku zawiera "Extrakt Lasów niedonoszących czterech Morgów, a na naylepsze Pastwiska maiące bydź fasyonowane. Tudziesz Lasów, które cztery Morgi i więcey wynoszą, maiące bydź do Rubryki Lasów wciągane do Dominium Barwałd Dolny ze Wsi Choczni i Stanisławia". Powyższe zestawienie nie jest wprawdzie datowane, ale musiało ono powstać nie później niż w 1787 roku, kiedy to zmarł wymieniony w nim jako właściciel Stanisław Michał Dunin. Prawdopodobnie ów "Extrakt" powstał podczas pomiarów wykonywanych w ramach Metryki Józefińskiej, czyli w 1786 lub 1787 roku.

Największy obszarowo choczeński las prywatny miał wówczas powierzchnię 12 mórg i 1167 sążni i leżał blisko granicy Choczni z Zawadki. Nazywał się Olszowiec i był porośnięty mieszanym lasem jodłowo-olszowym. Jego właścicielem był wymieniony wyżej Stanisław Michał Dunin, posiadacz choczeńskiego majątku sołtysiego. Oprócz Olszowca do Dunina należały także dwa mniejsze lasy w tym samym rejonie i o takim samym drzewostanie, których powierzchnie wynosiły 7 mórg i 44 sążnie oraz 4 morgi i 1174 sążnie. Lasy Dunina przylegały do znacznie większych Lasów Pańskich. 

Tylko jeden las chłopski miał wtedy powierzchnię większą niż cztery morgi - był własnością Jędrzeja oraz Józefa Szczurów i leżał dolinie potoku Babieniec w Niwie VIII (Dolnej od Wadowic), czyli na północ od Zawala, blisko granicy z Frydrychowicami. Jego dokładna powierzchnia to 4 morgi i 206 sążni.

Powierzchnię 2 mórg przekraczały jeszcze następujące lasy chłopskie:

  • w potoku Lisonia w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (3 m 1590 s) własność Jędrzeja Balona,
  • fragment Lasu Barczów za drogą Góralską w Niwie od Wadowic (3 m 1022 s) własność Łukasza Szymonka,
  • w potoku Chrustowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (3 m 732 s) własność Walentego Mierzwy,
  • fragment Lasu Barczów za drogą Góralską w Niwie od Wadowic (3 m 408 s) własność Szymona i Tomasza Komanów,
  •  w potoku Zarośle w Niwie Zasołtysiej (3 m 109 s) własność Ignacego Bryndzy,
  • w potoku porosłym dużym drzewem w Niwie od Wadowic (2  m 1440 s) własność Jakuba Szczura,
  • w dolinie za Sośnią w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 1377) własność Wcisłów (Wojciecha, Łukasza i Walentego).
  • w potoku Krusztowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 1125 s) własność Wojciecha Balona,
  • w potoku Liszy w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 730 s) własność Błażeja Bryndzy,
  • w potoku Foltyniech w Niwie Dolnej od Wadowic (2 m 360 s) własność Sobestyana Balona,
  • między Babim i Wielkim Potokiem w Niwie od Wadowic (2 m 328 s) własność Łukasza Wawrzeńczaka (Widlarza),
  • w potoku w Niwie Zakościelnej (2 m 310 s) własność Kaźmirza Cybora (Cibora),
  • do drogi Góralskiej w Niwie Zakościelnej (2 m 209 s) własność Jana Rokowskiego,
  • w potoku Krusztowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 135 s) własność Urbana Guzdka,
  • w potoku Brzezowiec w Niwie Zasołtysiej (2 m 104 s) własność Kantego Bryndzy,
  • fragment Lasu Barczów na dolinie za ugorem w Niwie od Wadowic (2 m 10 s) własność Tomasza Komana.

Największe lasy chłopskie koncentrowały się więc na obrzeżach wsi, przy granicach z Zawadką i Frydrychowicami. Były porośnięte grabami, sosnami, jodłami i brzozami. Rzadko miały własne nazwy - najczęściej określano je od potoków, w których rosły. Zwraca tu uwagę toponim Las Barczów na określenie lasów chłopskich przylegających do plebańskich (Księżego Lasu). Czyżby Księża Barć, jako alternatywna nazwa lasów plebańskich, nie pochodziła od barci (w znaczeniu komory dla pszczół wewnątrz rosnącego drzewa), lecz od nazwiska Barcz, jakie nosił jeden z wójtów choczeńskich na początku XVII wieku?

Patrz również - "Choczeńskie lasy pod koniec XVIII wieku"

środa, 5 marca 2025

Chocznia w opisie Józefa Kręciocha

 Ciekawy opis Choczni z końca XIX i początków XX wieku, z nawiązaniem do czasów późniejszych, zachował się w zapiskach Józefa Kręciocha (1886-1975), urzędnika kolejowego i literata:

Szeroką doliną, okoloną z południa zalesionymi wzgórzami Beskidów,  jak Łysa, Bliźniaki, Nad Morgami, przedzierała się ze źródeł pod Gancarzem i Leskowcem1 bystra Choczenka, zatracając swój nurt w korycie Skawy, otoczonej wikliną i różnorakim zielskiem, co przy nizinnych dopływach strumieni zazwyczaj wyrastają. Przed kilkudziesięciu latami była bogatym siedliskiem pstrągów i raków, toteż domorośli wędkarze i rakarze (nie identyfikować z hyclem) mieli pole popisu, a zdobycz smażono i gotowano, że zapachy wierciły w nosach łakomców. Dziś atoli dla ochrony przed powodziami liczne zakręty rzeczki wyprostowano, brzegowe urwiska zabetonowano, wartki prąd kilkudziesięciu progami przyhamowano i tak "strumyk" ucywilizowano, że nawet piskorza czy kijanki tam nie znajdziesz. Żywiczny oddech lasów łaskotał nozdrza, rankiem i wieczorami można było przysłuchiwać się do syta wiosenną i letnią porą wielobarwnemu chórowi słowików, drozdów, kosów, wilg i kukułek, nawet żaby w pańskich stawach potrafiły w "trio" rechotać. 

A dziś wszechwładna technika, smród i ubóstwo przyrody, zamiast naturalnego otoczenia, jakie Demiurg Wszechmocny przygotował w raju człowiekowi. Ech, dość, poetycznej euforii, trzeba wrócić do kroniki. Oczywiście że ciągnąca się nieomal siedem kilometrów wieś, posiada po obu stronach rzeki dwie, kiedyś błotniste, dziś większością wyasfaltowane drogi, których pobocze tworzą przeważnie sady, chronione onegdaj płotami lub sztachetami, dziś natomiast drucianymi siatkami i z opatrzoną zamkiem bramą, zaś w głębi ogrodzenia wznosiło się pod koniec XIX wieku około 500 domów i chat z drzewa, krytych przeważnie gontem lub słomą, zamieszkiwanych podówczas przez niespełna trzy tysiące przeważnie małorolnych gospodarzy. Grunty większością ujemnej klasyfikacji, ilaste lub bliżej gór kamieniste, przy dobrym urodzaju dawały zaledwo 16 kwintali pszenicy z hektara lub 14 żyta, a ponieważ środków antykoncepcyjnych nie znano, więc dzieciarni prawie w każdym domu nie brakowało. Ten i ów "rolnik" wędrował z worem na plecach osiem kilometrów do Andrychowa, by tam ćwierć lub pól kwintala kukurydzianej mąki nabyć, by swemu potomstw jakąś odmianę ziemniaków i grochu, względnie fasoli z kapustą zabezpieczyć. Osławiona galicyjska bieda dawała się tu niejednokrotnie gorzko odczuć. Dopiero w ostatniej dekadzie XIX wieku, kiedy zakończono budowę trasy kolejowej z Kalwarii do Bielska, sytuacja ekonomiczna Choczniaków poprawiła się nieco, albowiem ten i ów z parobczaków a nawet co śmielszych dziewuch wyjeżdżali na "Saksy" lub do Ostrawy, zaś sprytniejsi zdobywali jakąś pracę i zarobek bliżej, w uprzemysłowionym już nieco Bielsku lub sezonowo w okolicznych zakładach ceramicznych, ewentualnie wadowickich warsztatach rzemieślniczych.

Ludność, wyjąwszy garstki niedołęgów życiowych była urodna, przeważał typ nordycki nie lapoński, przywiązana do swej wiary, gdyż pomimo skromnej egzystencji nie szczędziła ofiar na zbudowanie okazałego kościoła w gotycko-nadwiślańskim stylu, który wraz krzyżem na wieży sięgał 52 metry wysokości i mógł wewnątrz pomieścić 2.000 wiernych. Zasługa to ówczesnego proboszcza ks. Komorka, natomiast jego następca ks. Józef Dunajecki zaopatrzył świątynię w cztery gotyckie ołtarze, wykonane przez tyrolskich rzeźbiarzy, kosztem 5.000 koron (równowartość 25 ha uprawnego pola), zaś następcy tegoż postarali się o witraże, porządne umeblowanie dla siedzących, powiększenie kubatury wnętrza przez rozszerzenie chóru, gruntownej rekonstrukcji organów, elektryfikacji kościoła i nowoczesnych ulepszeń, że Dom Boży może śmiało rywalizować z niejedną świątynią w bogatym mieście. Nie jest to bynajmniej czczą przechwałką, bo każdy wątpiący może dziś stwierdzić to naocznie, kronikarz pragnie jedynie tym wspomnieniem uczcić zasługi pracującego tutaj duchowieństwa.

W środku wsi, opodal kościoła, zbudowano w miejscu drewnianej na przełomie wieków jednopiętrową murowaną szkołę, z kilku lekcyjnymi salami i mieszkaniem dla zarządu, dla której przewidziano program sześcioklasowej szkoły powszechnej „podstawowej” oraz zimową wieczorówkę rolniczą, więc kierownicy Gajda, Ryłko, Gondek, Nowak przy współudziale kilkuosobowej ekipy (czyt. grona) nauczycielskiej wpajali swoim elewom gorliwie przepisane arkana wiedzy, dbając przy tym o dyscyplinę uczniowską tak dalece, że żaden sztubak nie wyminął starszego człowieka, by Go nie pozdrowić chrześcijańskim trybem lub bodaj "dzień dobry" sloganem. Toteż wadowickie szkoły, m.in. gimnazjum im. Marcina Wadowity pomimo szczupłości miejsca przyjmowały co zdolniejszych kandydatów wiedzy chętnie w swoje progi, jedynie miejscy panicze zazdroszcząc "wsiokom" pilności i talentów, szerzyli pogłoski, że w tutejszych szkołach dla "chłopów" nie ma miejsca. 

Również w Górnej Choczni tuż pod Bliźniakami okoliczni wieśniacy chcąc uchronić, swoich maluchów przed trzykilometrowym taplaniem się w błocie lub zimową anginą, własnym kosztem zbudowali parterową szkółkę z jedna salą lekcyjną i pokojem nauczycielki, gdzie troskliwa Mikolaszkówna za 20 guldenów miesięcznie, dotowanych przez Wydział Krajowy łącznie z subwencją gminy, próbowała podzielonej na cztery oddziały dzieciarni, liczącej około 60-ciu chłopców i dziewcząt, wpoić wiadomości z zakresu czteroletniej szkoły powszechnej i trzeba przyznać, że z dobrym skutkiem.

Nie było w on czas takich środków lokomocji, jak autobusy, czy choć rowery, niedawno  skonstruowane "bicykle" były rzadkością w miastach, cóż dopiero mówić o wsi...? Pierwszy "wóz bez koni” (czyt. samochód), na którego widok starsze kobiety z lękiem się żegnały, zaobserwował kronikarz jako mały brzdąc w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku, a widząc że "ogon mu dymi", co na oddalonej dwa kilometry szosie między Bielskiem i Krakowem wyglądało dość niesamowicie, przypuszczał że pojazd jest parą niczym lokomotywa poruszany.

(…) Wieś w górnej części szczyciła się również na tzw. Sołtystwie posiadaniem parterowego dworku szlacheckiego z mansardą i frontową werandą, wspieraną na kolumienkach o renesansowych kapitelach, do której to posesji należało około 100 ha uprawnego gruntu i niespełna 150 ha lasów, onegdaj własność hr. Duninów2, nabyta z końcem u. w. przez spolszczonego Czecha Bichterle, który jednak wskutek ciężkich warunków ekonomicznych dla rolnictwa zmuszony był około 1904/1905 roku "dwór" rozparcelować, zaś nabywcy chłopi z Krakowskiego powiatu zdewastowali ów zabytek wkrótce, wreszcie rozebrali dla budujących się domostw na własny użytek.


1 w rzeczywistości źródła Choczenki nie znajdują się pod Leskowcem
2 tytuł hrabiowski przysługiwał jedynie Duninom z Głębowic, właścicielom ok. 150 ha lasu; Duninowie z Sołtystwa, choć spokrewnieni z tymi z Głębowic, nie posiadali tytułu hrabiowskiego

sobota, 1 marca 2025

O monografii Andrychowa z choczeńskiego punktu widzenia

 

20 lutego odbyła się promocja książki „Andrychów. Historia wsi, miasta i gminy” – pracy monograficznej pod redakcją Jerzego Rajmana.

Z punktu widzenia czytelnika z Choczni autorzy tej publikacji zastosowali dość dziwny zabieg – w indeksie geograficznym hasło Chocznia jest przekierowane na Kaczynę (dokładny zapis „Chocznia zob. Kaczyna”). Można z tego wnioskować, że Chocznia i Kaczyna stanowią jakąś całość (a są przecież osobnymi miejscowościami, które oprócz sąsiedztwa łączy przynależność do tej samej parafii). Ponadto może to sugerować, że w układzie Chocznia-Kaczyna to właśnie druga z tych miejscowości ma większe znaczenie, skoro przy haśle Kaczyna, a nie Chocznia, znajdują się odnośniki. Tych odnośników dotyczących Kaczyny są zresztą w tekście tylko dwa, a w przypadku Choczni dwukrotnie więcej. To też niewiele, ale chodzi tu przecież o monografię Andrychowa, a nie Choczni.

Wzmianka nr 1

Mateusz Wyżga opisujący Andrychów w XVII-XVIII wieku, powołuje się na dane z księgi pochówków z parafii Wieprz, z których wynika, że w 1737 roku okolicę dotknęła wielka klęska głodu, powiązana następnie z różnymi chorobami. I dalej pisze on tak:

„Już początkiem owego roku zaczęły się pochówki ubogich znajdywanych przy drogach, w tym wałęsających się dzieci i starców z okolicy”, w tym między innymi z Choczni.

Wzmianka nr 2

Ten sam autor jak wyżej w dalszej części tego samego rozdziału analizując testamenty osadników znad Wieprzówki, wyciąga wniosek, że świadczyły one również o zasięgu kontaktów poszczególnych osób z okolicą, który wynosił około 20 km. W związku z tym bezpośrednie interesy mieszkańców Andrychowa dotyczyły szeregu miejscowości położonych nie dalej niż 20 km, w tym także Choczni.

Wzmianka nr 3

Chocznia pojawia się także w rozdziale podsumowującym historię Andrychowa w Okresie międzywojennym autorstwa Michała Jarnota. Na stronie nr 300 podaje on ciekawą informację, że wśród 14 założycieli Pierwszej Małopolskiej Fabryki Sprzączek, Haftek, Guzików i Zatrzasków „Wenus” sp. z o.o., która powstała w Andrychowie w 1922 roku, znajdowała się również osoba z Choczni. Jej personalia uda się zapewne ustalić w oparciu o akta Sądu Okręgowego w Wadowicach, przechowywane w bielskim oddziale Archiwum Państwowego z Katowic.

Wzmianka nr 4

W dalszej części podanego wyżej rozdziału Michał Jarnot wspomina o andrychowskich cechach rzemieślniczych. W jednym z nich, skupiającym stolarzy, ślusarzy, kowali, stelmachów i blacharzy umiejętności niezbędne do pracy w tych zawodach zdobywały osoby nie tylko z samego Andrychowa, ale także innych miejscowości, w tym Choczni.

Oczywiście wyszczególnione powyżej wzmianki nie wyczerpują tematyki choczeńskiej w omawianej monografii. Analizując choćby indeks osobowy znajdziemy tam wiele postaci urodzonych w Choczni lub związanych z Chocznią poprzez pracę.

W tabeli „Handel i usługi w Andrychowie w 1941 roku” pojawiają się na przykład szewc Maksymilian Bryndza (podany błędnie jako M. Bryndze), urodzony w Choczni w 1897 roku, Walenty Buldończyk, jako współwłaściciel składu materiałów opałowych i stolarz Jan Burzej (ur. 1892).

W 1935 roku radnym miejskim został chocznianin Leopold Kobiałka -  komornik Sądu Grodzkiego w Andrychowie (jego zawód nie został podany w tekście). Znacznie wcześniej, bo w 1819 roku, miejskim kontrolerem finansów był Wojciech Kręcioch (w tekście z łacińską wersją imienia), urodzony w Andrychowie syn chocznianina Jana Kręciocha. Synem chocznianina Wawrzyńca Guzdka (andrychowskiego piekarza, o którym brak informacji w tekście) był Wincenty Guzdek (ur. 1822), wymieniony wśród ochotników andrychowskiej Gwardii Narodowej w 1848 roku. Choczeńskie korzenie posiadał również prawnik Jan Czapik z Wadowic (mąż Ludwiki z domu Widlarz z Choczni), który zasiadał w andrychowskiej radzie miejskiej w latach 1904-1906.

Następny chocznianin – lekarz Edward Pędziwiatr (bez podanego imienia) pojawia się na stronie nr 511 we wspomnieniach pacjenta przychodni przy WSW.

Chocznianinem z urodzenia, a andrychowianinem z zamieszkania był Włodzimierz Wcisło, uczestnik walk pod Monte Cassino w czasie II wojny światowej (i zarazem ofiara wojny – zginął niedługo po tej bitwie).

Z osób żyjących wymieniono Marię Biel-Pająk, jako założycielkę Grupy Twórców „My” przy Zakładowym Domu Kultury AZPB i autorkę publikacji: „I doszli. I udał się szturm. Synowie Andrychowskiej Ziemi uczestniczący w bitwie o Monte Cassino” (brak odnośnika w indeksie osobowym) oraz „W wichrze chwały w historię odpłyniesz…”.

Jeżeli chodzi natomiast o osoby, dla których Chocznia na pewnym etapie życia była miejscem pracy, to w monografii pojawiają się nauczyciele: Maria i Tadeusz Kowalczykowie, Stanisław Lenartowicz oraz Maria Wygoda.

Posługę duszpasterską w Choczni sprawowali wymienieni w indeksie osobowym księża: Jan Bogdanik, Aleksy Bocheński, Stanisław Kluska, Teofil Papesch, Wojciech Wciślak i Jakub Urdzeń (jako wikariusze) oraz Bolesław Sarna (jako proboszcz).

Z kolei właścicielami Choczni lub majątków w Choczni, bądź też dzierżawcami takich majątków byli podani w opracowaniu: Stefan i Wincenty Bobrowscy, Krzysztof i Mikołaj Komorowscy oraz Adam Romer.

Karol Korn z Bielska, architekt kościoła w Choczni, pojawia się w tekście monografii na trzech stronach: jako mający udział w budowie murowanej synagogi w Andrychowie, andrychowskiej szkoły i projektant blicharni i poddasza willi dyrektora w Fabryce „Braci Czeczowiczka”.

Oczywiście lista osób związanych z Chocznią i Andrychowem jest znacznie dłuższa. W monografii nie wymieniono kilku księży sprawujących posługę i w parafii choczeńskiej i w andrychowskiej, a także chocznianina Jana Szczurowskiego, andrychowskiego wikariusza. Podobnie w przypadku nauczycieli. Brak jest np. informacji o pochodzącym z Choczni Janie Wciśle, komendancie posterunku policji w Andrychowie, który zginął w Auschwitz, czy stomatologu Kazimierzu Ścigalskim.