piątek, 28 marca 2025

Nieznany dotąd wikariusz choczeński

 W aktach Oficjalatu i Wikariatu Generalnego Krakowskiego, zachowanych w Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie, znajduje się dokument datowany na środę 10 lipca 1697 w którym zapisany został nieznany dotąd wikariusz choczeński. Chodzi o Klemensa Tomańskiego, który wymienionego wyżej dnia stawił się przed podanymi w dokumencie dostojnikami kościelnymi i zażądał umożliwienia mu objęcia parafii w Witanowicach, na co miał poparcie patronów miejscowego kościoła, czyli osób, które dysponowały prawem do przedstawienia biskupowi kandydata na wakujące przy tej parafii beneficjum (urząd i dochody z nim związane). Do rozstrzygnięcia tej sprawy i ustanowienia Klemensa Tomańskiego proboszczem w Witanowicach jednak tego dnia nie doszło, gdyż okazało się, że ma on kontrkandydata do objęcia tej parafii. Był nim Dominik Lgocki, wikariusz w Spytkowicach, który także dysponował poparciem patronów kościoła w Witanowicach.



Podany w dokumencie rok 1697 to jednocześnie data śmierci długoletniego proboszcza choczeńskiego ks. Kacpra Sasina, któremu Klemens Tomański mógł pomagać w posłudze pod koniec jego życia lub zastępować go po jego śmierci w oczekiwaniu na nominacją kolejnego proboszcza. 

Rok później Klemens Tomański nadal starał się o objęcie parafii w Witanowicach, ale już jako wikariusz w Ryczowie. W tym samym roku administratorem parafii w Witanowicach został nowy proboszcz choczeński ks. Wojciech Ciołkowicz. Dalsze (i wcześniejsze) losy ks. Klemensa Tomańskiego wymagają przeprowadzenia kwerendy w dokumentach kościelnych z tego okresu.

wtorek, 25 marca 2025

Znani mężowie chocznianek - Franciszek Żyto

 Józefa Czapik, urodzona w 1906 r. w Choczni, po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego w Wadowicach w 1927 r. rozpoczęła pracę w szkolnictwie na Ziemi Łowickiej. 

Józefa Czapik

Uczyła w szkołach podstawowych w: Chruślinie, Gaju i Włakowie Borowym. W tej ostatniej miejscowości w 1932 r. poślubiła nauczyciela Franciszka Żyto, urodzonego w 1905 r. w Bąkowie koło Łowicza, absolwenta tamtejszego Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego (1928). Później Józefa i Franciszek podjęli pracę w Dąbkowicach Dolnych. Obydwoje kierowali tą szkołą - Franciszek w latach 1936-37, a Józefa w latach  1937-46. 

Józefa Żyto z córką i siostrą
przed drewnianą szkołą w Dąbkowicach (1937)
Zdjęcie z archiwum
Haliny Kowalskiej z domu Żyto

Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej Franciszek Żyto podwyższył swoje kwalifikacje zawodowe kończąc Państwowy Wyższy Kurs Nauczycielski w Warszawie. Uczęszczał także na wykłady z zakresu nauk humanistycznych i matematycznych na Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie.

Franciszek Żyto (1938)
Zdjęcie z archiwum
Haliny Kowalskiej z domu Żyto

We wrześniu 1939 roku Franciszek Żyto jako podporucznik rezerwy został zmobilizowany i objął dowództwo 6. Kompanii Strzeleckiej 2. Batalionu 10. Pułku Piechoty. Dostał się do niemieckiej niewoli, po czym został uwięziony w oflagu VI B Dössel-Wartburg (nr jeńca 1361). Tam spędził lata wojny, aż do 1945 roku. Jego żona Józefa pozostała w Dąbkowicach Dolnych, gdzie prowadziła tajne nauczanie geografii i historii.

Po powrocie do Polski Franciszek przeniósł się z żoną do Łowicza. On rozpoczął pracę jako nauczyciel w Liceum Pedagogicznym w Łowiczu, ona w Szkole Podstawowej nr 2. Franciszek Żyto dał się wtedy poznać jako popularyzator kultury ludowej. Prowadził z sukcesami Młodzieżowy Zespół Pieśni. Jednocześnie studiował na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie w 1952 roku uzyskał stopień magistra filozofii w zakresie pedagogiki.

Źródło - strona LO w Łowiczu


W tym samym roku jako nauczyciel historii w Liceum Ogólnokształcącym w Łowiczu został pełniącym obowiązki dyrektora tej placówki, a w 1958 roku formalnie został mianowany jej dyrektorem. W latach 1958-61 doprowadził do wybudowania nowego gmachu liceum. 

Jego żona Józefa również po wojnie podnosiła swoje wykształcenie - w 1951 roku ukończyła Dział Humanistyki Kursu Nauczycielskiego w Łodzi i podjęła pracę w Liceum Pedagogicznym w Łowiczu.

Obydwoje byli nagradzani za osiągnięcia zawodowe. Franciszek Żyto został odznaczony Srebrną Odznaką Honorową „Zasłużony Popularyzator Wiedzy TWP”, Złotą Odznaką Związku Nauczycielstwa Polskiego i Złotym Krzyżem Zasługi (1956), a Józefa Żyto w 1958 roku otrzymała dyplom i Brązową Odznakę za Długoletnią Pracę,

Oprócz pracy zawodowej Franciszek Żyto udzielał się także w samorządzie jako radny Wojewódzkiej Rady Narodowej w Łodzi (wybierany w 1958 i 1961 roku). 

Zmarł 5 sierpnia 1964 w Łowiczu i spoczął na tamtejszym Cmentarzu Kolegiackim. 2,5 roku później w tym samym grobie została pochowana Józefa Żyto. 

piątek, 21 marca 2025

1799 - Jan Biberstein Starowieyski sprzedaje pastwisko Wawrzyńcowi Bylicy

 W czasach, gdy Chocznia pozostawała w rękach prywatnych właścicieli, sprzedaż ziemi poddanym była rzadkością. Wyjątek stanowiła transakcja z 1799 roku, kiedy Jan Biberstein Starowieyski pozbył się swojego pastwiska na rzecz Wawrzyńca Bylicy. Treść tego aktu kupna-sprzedaży zapisano w choczeńskiej Księdze Sądowej na polecenie samego Starowieyskiego w sposób następujący:

Jan Biberstein Starowieyski Starosta Barwaładzki (...) Dóbr Wsi Choczni Pan Dziedziczny.

Wiadomo czynie komu o tym wiedzieć należy mianowicie Poddanym Choczenskim iż Wawrzyniec Bylica Syn Rozalii Bylicyney  z pod Num 219 supplikował od Zwierzchności Gruntowey aby temusz sprzedać  Morg Gruntu Dworskiego Pastwiska nad Zarębkami po Stronie Inwałdskiey leżącego do którego prozby Podpisany przychylić się ile chcąc iak naywiekszą ludność mieć takowy morg gruntu przy Andrzeiu Sikorze podług miary Wiedeńskiej 1600 Siążni dobrowolnie Zwierzchność Gruntowa spomnianemu Wawrzyńcowi Bylicy sprzedaie y na wieczność Iemu i Iego Sukcesorom oddaie za które Dziedzictwo płaci Dukatów Cztery exnuc y z tych sie kwituie oraz Zwierzchność Gruntowa od Kupiciela Bylicy y Iego Sukcesorów wymaga sobie powinność inwentarską przy czynszach maiącą bydź opłacaną na Św. Marcin coRocznie tynfów 10 y dni robić sześć na Rok oprócz którey ta powinność zadney inney do Gromady czynić nie powinien iako na Gruncie Pańskim ulokowany iedynie numerowe płacić y dni drużnek Który to Przywiley y Prawo Dziedzictwa Wawrzyńcowi Bylicy y iego potomkom na wieczność służące Ratyfikuiąc dla lepszey ważności Ręką własną Pieczęć Herbową przyłożywszy podpisuię. Datt Rudze 27 listopada 1799 Jan Biberstein Starowieyski (...).

Współczesnemu czytelnikowi tego dokumentu jego zrozumienie może utrudnić nie tylko użyte w nim archaiczne słownictwo i ortografia, ale i brak znaków interpunkcyjnych. Z innych źródeł wiadomo, że pastwisko będące przedmiotem transakcji powstało po wycięciu części lasu pańskiego na zboczu wzgórza nad choczeńskimi Zarębkami, przy granicy z Inwałdem. Wymienione w akcie 1600 Siążni Miary Wiedeńskiej to 1600 sążni kwadratowych, czyli dokładnie powierzchnia 1 morgi. Po nabyciu praw do tego pastwiska za 4 dukaty Bylica musiał corocznie w dniu św. Marcina płacić 10 tynfów czynszu i odrabiać fizycznie pańszczyznę przez 6 dni w roku. Ponieważ pastwisko leżało na gruncie pańskim, to powinności Bylicy w stosunku do gromady choczeńskiej ograniczały się do płacenia podatku domowego (numerowego) i odrabiania wyznaczonych przez gromadę prac na drogach przebiegających przez Chocznię (dróżne). Przeprowadzenie transakcji było dla Starowieyskiego okazją do uzyskania dodatkowych korzyści z tej leżącej na peryferiach Choczni parceli. Nie wiadomo, dlaczego nabywca Wawrzyniec Bylica, wówczas 21-letni, podany jest jako syn Rozalii, a nie syn Mikołaja, jak zapisano w metryce jego chrztu. Być może Mikołaj Bylica już wtedy nie żył.

wtorek, 18 marca 2025

Fotografie choczeńskich emigrantów


 Michał Widlarz, urodzony 3 września 1897 w Choczni, jako syn Jana i Anny z domu Pindel. 4 lipca 1923 poślubił w Choczni Bronisławę Kolber. Cztery lata później wyemigrował do Urugwaju. Zmarł 16 września 1981 w Montevideo.


Jan Tomasz Turała, urodzony 5 marca 1895 w Choczni, jako syn Jana i Julii z domu Cap. Emigrant do USA w 1912 roku, gdzie pracował jako rzeźnik. Żołnierz armii amerykańskiej na froncie francuskim podczas I wojny światowej (1918). Mieszkaniec Chicago, naturalizowany w 1921 roku. Członek komitetu polonijnego do spraw zakupu dzwonów kościelnych, który odwiedził Chocznię z zebranymi pieniędzmi w 1927 r. II marszałek Grona Wzajemnej Pomocy Chocznia w „Chicago”. Zmarł 27 sierpnia 1946 w Chicago. Spoczywa na Cmentarzu św. Wojciecha w Niles w stanie Illinois. Na zdjęciu (siedzący mężczyzna) widnieje razem z żoną Mary z domu Stachnik i rodziną.



Franciszek Bandoła, urodzony 5 października 1863 w Choczni, jako syn Piotra i Katarzyny z domu Zawiło. W 1889 roku w Czarnej Sędziszowskiej poślubił Jadwigę Orzech, z którą wyjechał do pracy do Czech. Mieszkał w Lhotce (Marianskie Hory).

piątek, 14 marca 2025

Rodzaje gruntów, sposoby uprawy roli i plony pod koniec lat 80. XVIII wieku

 Przy okazji sporządzania Metryki Józefińskiej dla Choczni (1786-89) dokonano klasyfikacji wszystkich choczeńskich gruntów, podano sposoby ich wykorzystania do celów rolniczych, a nawet oszacowano wysokość plonów na każdym z pól.

Ogólnie rzecz biorąc do celów rolniczych starano używać się wszelkich możliwych niezabudowanych gruntów, w tym także miejsc porosłych krzakami i stawów. Wyjątek stanowiły tylko lasy, drogi i cieki wodne. Choczeńscy rolnicy skupiali się wtedy na uprawie czterech zbóż (żyto, owies, pszenica i jęczmień), znacznie mniejszą wagę przykładając do hodowli zwierząt. Najlepszej jakości grunty znajdowały się najbliżej domostw, a najgorsze przy północnych i południowych granicach wsi. Wynikało to nie tyle z jakości gleb, co z możliwości ich nawożenia - im bliżej domów, tym większa była łatwość dowiezienia nawozu i jego użycia. Oczywiście istniały różnice między poszczególnymi niwami w obrębie Choczni - te położone bliżej granicy z Wadowicami posiadały lepsze gliniaste gleby, a grunty wyżej leżące były częściej kamieniste. Przeważały grunty tak zwane gromadzkie (własność chłopska), ale odnotowano także grunty pańskie (Jana Biberstein Starowieyskiego), sołtysie (Stanisława Michała Dunina), plebańskie oraz poddanych sołtysich i plebańskich.

Wszystkie użyteczne rolniczo grunty w Choczni podzielono wówczas na:

  • pola orne, o różnym stopniu jakości (lepsze, srzednie/średnie, podłe, podlejsze i najpodlejsze),
  • łąki (srzednie/średnie i podłe - nie było w ogóle łąk lepszych),
  • ogrody,
  • pastwiska (lepsze, srzednie/średnie i podłe),
  • krzaki (lepsze i podłe),
  • stawy (lepsze i podlejsze).
Pola orne lepsze położone były najbliżej domów. Częściej je nawożono, przez co dawały lepsze plony. Z reguły były uprawiane przez 3 lata, a w czwartym leżały odłogiem. Jedyny wyjątek stanowiło pole wokół dworskiej austerii (w środkowej części wsi), które z powodu dostatecznej ilości nawozu i dogodnego położenia nie było nigdy ugorowane. Najczęściej siano na nich żyto (w pierwszym roku po nawożeniu), a później przez kolejne dwa lata owies. Zdarzały się jednak także takie pola w obrębie tej kategorii, które obsiewano w pierwszym roku po nawożeniu pszenicą, w kolejnym jęczmieniem, a w następnym owsem (brak takowych w Niwie od Lasu Gorniej, Srzedniej pod Sołtystwem i o Dolnej od Wadowic). Do wysiewu zużywano 1 korzec i 8 garnców ziarna na jedną morgę (w przypadku żyta, pszenicy i jęczmienia) lub 1 korzec i 16 garnców (w przypadku owsa). Średnie plony szacowano na: 2,5 ziarna pszenicy i jęczmienia z każdego jednego wysianego, 3 ziarna żyta z każdego jednego wysianego i 3,5 ziarna owsa z każdego wysianego. 

Pola orne średnie obsiewano wyłącznie żytem (przez pierwszy rok cyklu, w ilości 1 korzec i 8 garnców na jedną morgę) i owsem (przez kolejne dwa lata cyklu, w ilości 1 korzec 16 garnców na jedną morgę). W czwartym roku cyklu te pola leżały odłogiem i służyły jako pastwiska. Dawały średnie plony w wysokości 2,5 ziarna żyta oraz 3 ziarna owsa z każdego jednego wysianego ziarna.

Podobnie wyglądała uprawa pól ornych podłych, ale plony z nich były niższe i wynosiły: 2 ziarna żyta oraz 2,5 ziarna owsa z każdego jednego wysianego ziarna. Wyjątek stanowiły plebańskie pola podłe, na których wysiewano w pierwszym roku pszenicę, a nie żyto (dawała plon 2 ziaren z każdego jednego wysianego).

Pola orne podlejsze wykorzystywano tylko pod uprawę owsa. Nie były one nigdy nawożone, a po dwóch latach siania owsa przez kolejne dwa lata stanowiły ugór, wykorzystywany jako pastwisko. Pola te dawały średni plon 2 ziaren owsa z każdego jednego wysianego.

Najpodlejsze pola orne uprawiano podobnie, jak podlejsze, przy czym plon owsa był z nich jeszcze niższy i wynosił  średnio 1,5 ziarna z każdego jednego wysianego.

Z łąk zbierano dwa razy do roku siano. Z średnich 1,5 wozu z każdej morgi, czyli 6 cetnarów siana tak zwanego słodkiego i 1/4 wozu (2 cetnary) potrawu (drugiego pokosu). Z podłych łąk zbiór siana był odpowiednio niższy i wynosił: 1 wóz = 4 cetnary siana słodkiego oraz 1 cetnar siana kwaśnego z potrawu.

Ogrody były położone najbliżej domostw. Uprawiano w nich jarzyny i wprowadzane jako nowość ziemniaki, rosły tam nieliczne drzewka owocowe, a z pozostałej ich części również zbierano siano, w takich samych ilościach, jak w przypadku łąk średnich.

Na pastwiskach wypasano bydło. Szacowano, że z każdej ich morgi można zebrać cetnar siana kwaśnego (w przypadku lepszych i średnich) lub pół cetnara (50 funtów) w przypadku podłych.

Z krzaków i zarośli pozyskiwano drewno na opał i do wykonywania ogrodzeń/płotów, ale służyły one też do wypasu. Teoretyczne pozyskanie siana szacowano tu podobnie, jak w przypadku pastwisk (cetnar z lepszych i pół cetnara z podłych). Do lepszych krzaków zaliczono również porębę po części lasu dworskiego rosnącego nad dzisiejszymi Zarąbkami. 

Stawy występujące w niektórych niwach wykorzystywano rolniczo na dwa sposoby. Lepsze przez 3 lata pozostawały zalane wodą, a następnie były spuszczane i przez kolejne trzy lata w pokrywający ich powierzchnię muł wysiewano pszenicę (w pierwszym roku), jęczmień (w drugim) i owies (w trzecim). Średni plon wynosił 2,5 ziarna pszenicy i jęczmienia (z każdego jednego wysianego ziarna) i odpowiednio 3 ziarna owsa. Podlejsze stawy miały uszkodzone groble i woda zbierała się w nich tylko okresowo po opadach. Były obsiewane tylko owsem (1 korzec i 16 garnców średnio na morgę) i dawały pożytek (plon) w wysokości 3 ziaren z każdego jednego wysianego.

Pod koniec XVIII wieku najwyższe plony zbóż z choczeńskich pól były znacznie niższe od średnich plonów w XVI stuleciu w innych miejscach Europy. Według danych z książki "Dogonić Europę" A. Wyczańskiego 200 lat wcześniej plony pszenicy w Niderlandach wynosiły nieco ponad 10 ziaren z każdego jednego wysianego, żyta nieco ponad 8, jęczmienia 4, a owsa 7,5. W XVI wieku większe zbiory zbóż, niż w niemal w XIX-wiecznej Choczni, odnotowano także we Francji, w Niemczech, a nawet w ówczesnym Królestwie Polskim.

wtorek, 11 marca 2025

Podania emigracyjne choczeńskich Żydów 1938-40

 W trzeciej co do wielkości społeczności żydowskiej w Europie, która zamieszkiwała międzywojenny Wiedeń, znajdowali się również Żydzi pochodzący z Choczni. W 1938 roku, po przyłączeniu Austrii do nazistowskich Niemiec, by uniknąć prześladowań przedstawiciele tej społeczności starali się opuścić kraj. Śladem ich zabiegów są podania emigracyjne z lat 1938-40 zarejestrowane w Vienna Israelitische Kultusgemeinde. Można wśród nich odnaleźć między innymi podania urodzonych w Choczni członków rodzin: Münz, Silbiger i Bleiberg. W większości pojawili się oni w Wiedniu w 1914 roku, gdy wybuchła I wojna światowa, po czym zapuścili tam trwałe korzenie. Natomiast w jednym przypadku o zamieszkaniu w stolicy Austrii zdecydowało późniejsze zawarcie związku małżeńskiego.

Typowe podanie emigracyjne można przeanalizować na przykładzie tego, które 25 maja 1938 złożyła Henryka Münz, córka choczeńskiego karczmarza:


Zawiera ono podstawowe informacje o imieniu i nazwisku, miejscu zamieszkania (Webgasse 4, III/28), dacie i miejscu urodzenia (14.04.1888 Chocznia), stanie cywilnym (samotna), przynależności państwowej (austriacka), czasu zamieszkania w Wiedniu (od 1.4.1914) i poprzednim miejscu pobytu (Wadowice).

Henryka Münz deklarowała, że ostatnio wykonywała zawód księgowej/sekretarki w branży skórzanej, przez około 25 lat pracowała w handlu detalicznym, potrafi prowadzić gospodarstwo domowe, zna język francuski, włoski i angielski oraz podstawy hiszpańskiego, a jej zarobki wynoszą 130 szylingów miesięcznie netto.


Na drugiej stronie podania Henryka Münz podawała, że może wyemigrować do Australii lub Argentyny, gdzie będzie w stanie się utrzymać prowadząc komuś dom lub pomagając w jego prowadzeniu i że w tym momencie nie posiada żadnych środków na opłacenie kosztów wyjazdu. Powołuje się na referencje od trzech osób o nazwiskach Beck, Silbiger i Glaser.

Ponieważ po pierwszym podaniu nie udało się jej nigdzie wyjechać, to 26 kwietnia 1940 złożyła kolejne, w którym częściowo powtarza dane z poprzedniego wniosku. Uzupełnia dane o swoim wykształceniu (szkoła ludowa i miejska, szkoła handlowa, prywatne kursy) i podaje, że aktualnie pomaga w szpitalu za 60 marek miesięcznie oraz ukończyła ostatnio kursy zorganizowane przez Kultusgemeinde (gotowania i prowadzenia domu). Zna także niemiecki i polski, o czym nie pisała w 1938 roku. Ma też ważny paszport. Powołuje się na siostrę (Irenę Fantl) i szwagra (Paula Fantl), jako krewnych przebywających w miejscu jej potencjalnego wyjazdu (Australia) oraz referencje ze strony p. Bruck z Rotschild Spital.

Także i to drugie podanie nie przyniosło skutku. Henryka Münz została deportowana z Wiednia do obozu koncentracyjnego Theresienstadt. Według przekazów rodzinnych zginęła zamordowana w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem 4 maja 1942.

Ofiarą Holokaustu stała się też inna osoba składające podanie - Dora  Münz (siostra Henryki, ur. 1.11.1895 w Choczni), mistrzyni krawiecka, wyspecjalizowana w szyciu konfekcji damskiej i dziecięcej, która z KL Theresienstadt trafiła do Auschwitz, gdzie zginęła w 23 stycznia 1943.

Tragicznego losu udało się uniknąć:

  • wzmiankowanej już wyżej Irenie Fantl z domu Münz (ur. 20.02.1900 w Choczni), która wyjechała z córką Renee Sarą do Anglii, gdzie pracowała jako pokojówka w hotelu w Manchesterze (jej mąż Paul Fantl, znany naukowiec, znalazł schronienie na wyspie Trynidad - cała rodzina ostatecznie zamieszkała w Australii),
  • Mendlowi Bleibergowi (ur. 5.03.1899 w Choczni) - patrz wcześniejszy artykuł,
  • Stefanii Adler z domu Silbiger (ur. 28.06.1897 w Choczni), urzędniczki i introligatorki, która od 1940 r. przebywała w Genui we Włoszech; internowana w Agliano d’Asti (24.09.1942), w grudniu 1947 r. wyemigrowała do USA.

Już wcześniej do Anglii udało się wydostać prawnikowi Erykowi Aronowi Münzowi, bratu Henryki, Dory i Ireny, dlatego jego osoby brak wśród składających podania emigracyjne, mimo że również zamieszkiwał w Wiedniu.

piątek, 7 marca 2025

Najwięksi prywatni posiadacze lasów około 1787 roku

 Dane o prywatnych lasach chłopskich z lat 80. XVIII wieku zawiera "Extrakt Lasów niedonoszących czterech Morgów, a na naylepsze Pastwiska maiące bydź fasyonowane. Tudziesz Lasów, które cztery Morgi i więcey wynoszą, maiące bydź do Rubryki Lasów wciągane do Dominium Barwałd Dolny ze Wsi Choczni i Stanisławia". Powyższe zestawienie nie jest wprawdzie datowane, ale musiało ono powstać nie później niż w 1787 roku, kiedy to zmarł wymieniony w nim jako właściciel Stanisław Michał Dunin. Prawdopodobnie ów "Extrakt" powstał podczas pomiarów wykonywanych w ramach Metryki Józefińskiej, czyli w 1786 lub 1787 roku.

Największy obszarowo choczeński las prywatny miał wówczas powierzchnię 12 mórg i 1167 sążni i leżał blisko granicy Choczni z Zawadki. Nazywał się Olszowiec i był porośnięty mieszanym lasem jodłowo-olszowym. Jego właścicielem był wymieniony wyżej Stanisław Michał Dunin, posiadacz choczeńskiego majątku sołtysiego. Oprócz Olszowca do Dunina należały także dwa mniejsze lasy w tym samym rejonie i o takim samym drzewostanie, których powierzchnie wynosiły 7 mórg i 44 sążnie oraz 4 morgi i 1174 sążnie. Lasy Dunina przylegały do znacznie większych Lasów Pańskich. 

Tylko jeden las chłopski miał wtedy powierzchnię większą niż cztery morgi - był własnością Jędrzeja oraz Józefa Szczurów i leżał dolinie potoku Babieniec w Niwie VIII (Dolnej od Wadowic), czyli na północ od Zawala, blisko granicy z Frydrychowicami. Jego dokładna powierzchnia to 4 morgi i 206 sążni.

Powierzchnię 2 mórg przekraczały jeszcze następujące lasy chłopskie:

  • w potoku Lisonia w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (3 m 1590 s) własność Jędrzeja Balona,
  • fragment Lasu Barczów za drogą Góralską w Niwie od Wadowic (3 m 1022 s) własność Łukasza Szymonka,
  • w potoku Chrustowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (3 m 732 s) własność Walentego Mierzwy,
  • fragment Lasu Barczów za drogą Góralską w Niwie od Wadowic (3 m 408 s) własność Szymona i Tomasza Komanów,
  •  w potoku Zarośle w Niwie Zasołtysiej (3 m 109 s) własność Ignacego Bryndzy,
  • w potoku porosłym dużym drzewem w Niwie od Wadowic (2  m 1440 s) własność Jakuba Szczura,
  • w dolinie za Sośnią w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 1377) własność Wcisłów (Wojciecha, Łukasza i Walentego).
  • w potoku Krusztowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 1125 s) własność Wojciecha Balona,
  • w potoku Liszy w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 730 s) własność Błażeja Bryndzy,
  • w potoku Foltyniech w Niwie Dolnej od Wadowic (2 m 360 s) własność Sobestyana Balona,
  • między Babim i Wielkim Potokiem w Niwie od Wadowic (2 m 328 s) własność Łukasza Wawrzeńczaka (Widlarza),
  • w potoku w Niwie Zakościelnej (2 m 310 s) własność Kaźmirza Cybora (Cibora),
  • do drogi Góralskiej w Niwie Zakościelnej (2 m 209 s) własność Jana Rokowskiego,
  • w potoku Krusztowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 135 s) własność Urbana Guzdka,
  • w potoku Brzezowiec w Niwie Zasołtysiej (2 m 104 s) własność Kantego Bryndzy,
  • fragment Lasu Barczów na dolinie za ugorem w Niwie od Wadowic (2 m 10 s) własność Tomasza Komana.

Największe lasy chłopskie koncentrowały się więc na obrzeżach wsi, przy granicach z Zawadką i Frydrychowicami. Były porośnięte grabami, sosnami, jodłami i brzozami. Rzadko miały własne nazwy - najczęściej określano je od potoków, w których rosły. Zwraca tu uwagę toponim Las Barczów na określenie lasów chłopskich przylegających do plebańskich (Księżego Lasu). Czyżby Księża Barć, jako alternatywna nazwa lasów plebańskich, nie pochodziła od barci (w znaczeniu komory dla pszczół wewnątrz rosnącego drzewa), lecz od nazwiska Barcz, jakie nosił jeden z wójtów choczeńskich na początku XVII wieku?

Patrz również - "Choczeńskie lasy pod koniec XVIII wieku"

środa, 5 marca 2025

Chocznia w opisie Józefa Kręciocha

 Ciekawy opis Choczni z końca XIX i początków XX wieku, z nawiązaniem do czasów późniejszych, zachował się w zapiskach Józefa Kręciocha (1886-1975), urzędnika kolejowego i literata:

Szeroką doliną, okoloną z południa zalesionymi wzgórzami Beskidów,  jak Łysa, Bliźniaki, Nad Morgami, przedzierała się ze źródeł pod Gancarzem i Leskowcem1 bystra Choczenka, zatracając swój nurt w korycie Skawy, otoczonej wikliną i różnorakim zielskiem, co przy nizinnych dopływach strumieni zazwyczaj wyrastają. Przed kilkudziesięciu latami była bogatym siedliskiem pstrągów i raków, toteż domorośli wędkarze i rakarze (nie identyfikować z hyclem) mieli pole popisu, a zdobycz smażono i gotowano, że zapachy wierciły w nosach łakomców. Dziś atoli dla ochrony przed powodziami liczne zakręty rzeczki wyprostowano, brzegowe urwiska zabetonowano, wartki prąd kilkudziesięciu progami przyhamowano i tak "strumyk" ucywilizowano, że nawet piskorza czy kijanki tam nie znajdziesz. Żywiczny oddech lasów łaskotał nozdrza, rankiem i wieczorami można było przysłuchiwać się do syta wiosenną i letnią porą wielobarwnemu chórowi słowików, drozdów, kosów, wilg i kukułek, nawet żaby w pańskich stawach potrafiły w "trio" rechotać. 

A dziś wszechwładna technika, smród i ubóstwo przyrody, zamiast naturalnego otoczenia, jakie Demiurg Wszechmocny przygotował w raju człowiekowi. Ech, dość, poetycznej euforii, trzeba wrócić do kroniki. Oczywiście że ciągnąca się nieomal siedem kilometrów wieś, posiada po obu stronach rzeki dwie, kiedyś błotniste, dziś większością wyasfaltowane drogi, których pobocze tworzą przeważnie sady, chronione onegdaj płotami lub sztachetami, dziś natomiast drucianymi siatkami i z opatrzoną zamkiem bramą, zaś w głębi ogrodzenia wznosiło się pod koniec XIX wieku około 500 domów i chat z drzewa, krytych przeważnie gontem lub słomą, zamieszkiwanych podówczas przez niespełna trzy tysiące przeważnie małorolnych gospodarzy. Grunty większością ujemnej klasyfikacji, ilaste lub bliżej gór kamieniste, przy dobrym urodzaju dawały zaledwo 16 kwintali pszenicy z hektara lub 14 żyta, a ponieważ środków antykoncepcyjnych nie znano, więc dzieciarni prawie w każdym domu nie brakowało. Ten i ów "rolnik" wędrował z worem na plecach osiem kilometrów do Andrychowa, by tam ćwierć lub pól kwintala kukurydzianej mąki nabyć, by swemu potomstw jakąś odmianę ziemniaków i grochu, względnie fasoli z kapustą zabezpieczyć. Osławiona galicyjska bieda dawała się tu niejednokrotnie gorzko odczuć. Dopiero w ostatniej dekadzie XIX wieku, kiedy zakończono budowę trasy kolejowej z Kalwarii do Bielska, sytuacja ekonomiczna Choczniaków poprawiła się nieco, albowiem ten i ów z parobczaków a nawet co śmielszych dziewuch wyjeżdżali na "Saksy" lub do Ostrawy, zaś sprytniejsi zdobywali jakąś pracę i zarobek bliżej, w uprzemysłowionym już nieco Bielsku lub sezonowo w okolicznych zakładach ceramicznych, ewentualnie wadowickich warsztatach rzemieślniczych.

Ludność, wyjąwszy garstki niedołęgów życiowych była urodna, przeważał typ nordycki nie lapoński, przywiązana do swej wiary, gdyż pomimo skromnej egzystencji nie szczędziła ofiar na zbudowanie okazałego kościoła w gotycko-nadwiślańskim stylu, który wraz krzyżem na wieży sięgał 52 metry wysokości i mógł wewnątrz pomieścić 2.000 wiernych. Zasługa to ówczesnego proboszcza ks. Komorka, natomiast jego następca ks. Józef Dunajecki zaopatrzył świątynię w cztery gotyckie ołtarze, wykonane przez tyrolskich rzeźbiarzy, kosztem 5.000 koron (równowartość 25 ha uprawnego pola), zaś następcy tegoż postarali się o witraże, porządne umeblowanie dla siedzących, powiększenie kubatury wnętrza przez rozszerzenie chóru, gruntownej rekonstrukcji organów, elektryfikacji kościoła i nowoczesnych ulepszeń, że Dom Boży może śmiało rywalizować z niejedną świątynią w bogatym mieście. Nie jest to bynajmniej czczą przechwałką, bo każdy wątpiący może dziś stwierdzić to naocznie, kronikarz pragnie jedynie tym wspomnieniem uczcić zasługi pracującego tutaj duchowieństwa.

W środku wsi, opodal kościoła, zbudowano w miejscu drewnianej na przełomie wieków jednopiętrową murowaną szkołę, z kilku lekcyjnymi salami i mieszkaniem dla zarządu, dla której przewidziano program sześcioklasowej szkoły powszechnej „podstawowej” oraz zimową wieczorówkę rolniczą, więc kierownicy Gajda, Ryłko, Gondek, Nowak przy współudziale kilkuosobowej ekipy (czyt. grona) nauczycielskiej wpajali swoim elewom gorliwie przepisane arkana wiedzy, dbając przy tym o dyscyplinę uczniowską tak dalece, że żaden sztubak nie wyminął starszego człowieka, by Go nie pozdrowić chrześcijańskim trybem lub bodaj "dzień dobry" sloganem. Toteż wadowickie szkoły, m.in. gimnazjum im. Marcina Wadowity pomimo szczupłości miejsca przyjmowały co zdolniejszych kandydatów wiedzy chętnie w swoje progi, jedynie miejscy panicze zazdroszcząc "wsiokom" pilności i talentów, szerzyli pogłoski, że w tutejszych szkołach dla "chłopów" nie ma miejsca. 

Również w Górnej Choczni tuż pod Bliźniakami okoliczni wieśniacy chcąc uchronić, swoich maluchów przed trzykilometrowym taplaniem się w błocie lub zimową anginą, własnym kosztem zbudowali parterową szkółkę z jedna salą lekcyjną i pokojem nauczycielki, gdzie troskliwa Mikolaszkówna za 20 guldenów miesięcznie, dotowanych przez Wydział Krajowy łącznie z subwencją gminy, próbowała podzielonej na cztery oddziały dzieciarni, liczącej około 60-ciu chłopców i dziewcząt, wpoić wiadomości z zakresu czteroletniej szkoły powszechnej i trzeba przyznać, że z dobrym skutkiem.

Nie było w on czas takich środków lokomocji, jak autobusy, czy choć rowery, niedawno  skonstruowane "bicykle" były rzadkością w miastach, cóż dopiero mówić o wsi...? Pierwszy "wóz bez koni” (czyt. samochód), na którego widok starsze kobiety z lękiem się żegnały, zaobserwował kronikarz jako mały brzdąc w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku, a widząc że "ogon mu dymi", co na oddalonej dwa kilometry szosie między Bielskiem i Krakowem wyglądało dość niesamowicie, przypuszczał że pojazd jest parą niczym lokomotywa poruszany.

(…) Wieś w górnej części szczyciła się również na tzw. Sołtystwie posiadaniem parterowego dworku szlacheckiego z mansardą i frontową werandą, wspieraną na kolumienkach o renesansowych kapitelach, do której to posesji należało około 100 ha uprawnego gruntu i niespełna 150 ha lasów, onegdaj własność hr. Duninów2, nabyta z końcem u. w. przez spolszczonego Czecha Bichterle, który jednak wskutek ciężkich warunków ekonomicznych dla rolnictwa zmuszony był około 1904/1905 roku "dwór" rozparcelować, zaś nabywcy chłopi z Krakowskiego powiatu zdewastowali ów zabytek wkrótce, wreszcie rozebrali dla budujących się domostw na własny użytek.


1 w rzeczywistości źródła Choczenki nie znajdują się pod Leskowcem
2 tytuł hrabiowski przysługiwał jedynie Duninom z Głębowic, właścicielom ok. 150 ha lasu; Duninowie z Sołtystwa, choć spokrewnieni z tymi z Głębowic, nie posiadali tytułu hrabiowskiego

sobota, 1 marca 2025

O monografii Andrychowa z choczeńskiego punktu widzenia

 

20 lutego odbyła się promocja książki „Andrychów. Historia wsi, miasta i gminy” – pracy monograficznej pod redakcją Jerzego Rajmana.

Z punktu widzenia czytelnika z Choczni autorzy tej publikacji zastosowali dość dziwny zabieg – w indeksie geograficznym hasło Chocznia jest przekierowane na Kaczynę (dokładny zapis „Chocznia zob. Kaczyna”). Można z tego wnioskować, że Chocznia i Kaczyna stanowią jakąś całość (a są przecież osobnymi miejscowościami, które oprócz sąsiedztwa łączy przynależność do tej samej parafii). Ponadto może to sugerować, że w układzie Chocznia-Kaczyna to właśnie druga z tych miejscowości ma większe znaczenie, skoro przy haśle Kaczyna, a nie Chocznia, znajdują się odnośniki. Tych odnośników dotyczących Kaczyny są zresztą w tekście tylko dwa, a w przypadku Choczni dwukrotnie więcej. To też niewiele, ale chodzi tu przecież o monografię Andrychowa, a nie Choczni.

Wzmianka nr 1

Mateusz Wyżga opisujący Andrychów w XVII-XVIII wieku, powołuje się na dane z księgi pochówków z parafii Wieprz, z których wynika, że w 1737 roku okolicę dotknęła wielka klęska głodu, powiązana następnie z różnymi chorobami. I dalej pisze on tak:

„Już początkiem owego roku zaczęły się pochówki ubogich znajdywanych przy drogach, w tym wałęsających się dzieci i starców z okolicy”, w tym między innymi z Choczni.

Wzmianka nr 2

Ten sam autor jak wyżej w dalszej części tego samego rozdziału analizując testamenty osadników znad Wieprzówki, wyciąga wniosek, że świadczyły one również o zasięgu kontaktów poszczególnych osób z okolicą, który wynosił około 20 km. W związku z tym bezpośrednie interesy mieszkańców Andrychowa dotyczyły szeregu miejscowości położonych nie dalej niż 20 km, w tym także Choczni.

Wzmianka nr 3

Chocznia pojawia się także w rozdziale podsumowującym historię Andrychowa w Okresie międzywojennym autorstwa Michała Jarnota. Na stronie nr 300 podaje on ciekawą informację, że wśród 14 założycieli Pierwszej Małopolskiej Fabryki Sprzączek, Haftek, Guzików i Zatrzasków „Wenus” sp. z o.o., która powstała w Andrychowie w 1922 roku, znajdowała się również osoba z Choczni. Jej personalia uda się zapewne ustalić w oparciu o akta Sądu Okręgowego w Wadowicach, przechowywane w bielskim oddziale Archiwum Państwowego z Katowic.

Wzmianka nr 4

W dalszej części podanego wyżej rozdziału Michał Jarnot wspomina o andrychowskich cechach rzemieślniczych. W jednym z nich, skupiającym stolarzy, ślusarzy, kowali, stelmachów i blacharzy umiejętności niezbędne do pracy w tych zawodach zdobywały osoby nie tylko z samego Andrychowa, ale także innych miejscowości, w tym Choczni.

Oczywiście wyszczególnione powyżej wzmianki nie wyczerpują tematyki choczeńskiej w omawianej monografii. Analizując choćby indeks osobowy znajdziemy tam wiele postaci urodzonych w Choczni lub związanych z Chocznią poprzez pracę.

W tabeli „Handel i usługi w Andrychowie w 1941 roku” pojawiają się na przykład szewc Maksymilian Bryndza (podany błędnie jako M. Bryndze), urodzony w Choczni w 1897 roku, Walenty Buldończyk, jako współwłaściciel składu materiałów opałowych i stolarz Jan Burzej (ur. 1892).

W 1935 roku radnym miejskim został chocznianin Leopold Kobiałka -  komornik Sądu Grodzkiego w Andrychowie (jego zawód nie został podany w tekście). Znacznie wcześniej, bo w 1819 roku, miejskim kontrolerem finansów był Wojciech Kręcioch (w tekście z łacińską wersją imienia), urodzony w Andrychowie syn chocznianina Jana Kręciocha. Synem chocznianina Wawrzyńca Guzdka (andrychowskiego piekarza, o którym brak informacji w tekście) był Wincenty Guzdek (ur. 1822), wymieniony wśród ochotników andrychowskiej Gwardii Narodowej w 1848 roku. Choczeńskie korzenie posiadał również prawnik Jan Czapik z Wadowic (mąż Ludwiki z domu Widlarz z Choczni), który zasiadał w andrychowskiej radzie miejskiej w latach 1904-1906.

Następny chocznianin – lekarz Edward Pędziwiatr (bez podanego imienia) pojawia się na stronie nr 511 we wspomnieniach pacjenta przychodni przy WSW.

Chocznianinem z urodzenia, a andrychowianinem z zamieszkania był Włodzimierz Wcisło, uczestnik walk pod Monte Cassino w czasie II wojny światowej (i zarazem ofiara wojny – zginął niedługo po tej bitwie).

Z osób żyjących wymieniono Marię Biel-Pająk, jako założycielkę Grupy Twórców „My” przy Zakładowym Domu Kultury AZPB i autorkę publikacji: „I doszli. I udał się szturm. Synowie Andrychowskiej Ziemi uczestniczący w bitwie o Monte Cassino” (brak odnośnika w indeksie osobowym) oraz „W wichrze chwały w historię odpłyniesz…”.

Jeżeli chodzi natomiast o osoby, dla których Chocznia na pewnym etapie życia była miejscem pracy, to w monografii pojawiają się nauczyciele: Maria i Tadeusz Kowalczykowie, Stanisław Lenartowicz oraz Maria Wygoda.

Posługę duszpasterską w Choczni sprawowali wymienieni w indeksie osobowym księża: Jan Bogdanik, Aleksy Bocheński, Stanisław Kluska, Teofil Papesch, Wojciech Wciślak i Jakub Urdzeń (jako wikariusze) oraz Bolesław Sarna (jako proboszcz).

Z kolei właścicielami Choczni lub majątków w Choczni, bądź też dzierżawcami takich majątków byli podani w opracowaniu: Stefan i Wincenty Bobrowscy, Krzysztof i Mikołaj Komorowscy oraz Adam Romer.

Karol Korn z Bielska, architekt kościoła w Choczni, pojawia się w tekście monografii na trzech stronach: jako mający udział w budowie murowanej synagogi w Andrychowie, andrychowskiej szkoły i projektant blicharni i poddasza willi dyrektora w Fabryce „Braci Czeczowiczka”.

Oczywiście lista osób związanych z Chocznią i Andrychowem jest znacznie dłuższa. W monografii nie wymieniono kilku księży sprawujących posługę i w parafii choczeńskiej i w andrychowskiej, a także chocznianina Jana Szczurowskiego, andrychowskiego wikariusza. Podobnie w przypadku nauczycieli. Brak jest np. informacji o pochodzącym z Choczni Janie Wciśle, komendancie posterunku policji w Andrychowie, który zginął w Auschwitz, czy stomatologu Kazimierzu Ścigalskim.