środa, 27 listopada 2019

"Przyjaciel Ludu" o volksdeutschach w Choczni

Tygodnik społeczno- polityczny "Przyjaciel Ludu" z 24 maja 1947 roku zamieścił korespondencję z Choczni, dotyczącą tych chocznian, którzy w czasie II wojny światowej podpisali tak zwaną volkslistę, czyli niemiecką listę narodowościową. 
Podstawą prawną do utworzenia volkslisty było zarządzenie z 4 marca 1941 roku, podpisane przez ministra spraw wewnętrznych Fricka oraz Hessa i Himmlera.
Celem tego zarządzenia było odseparowanie ludności uznanej za niemiecką od mniej wartościowej reszty mieszkańców terenów anektowanych przez III Rzeszę w czasie II wojny światowej.
We wcielonej bezpośrednio do III Rzeszy Choczni volksdeutsche/folksdojcze cieszyli się przywilejami, dostępnymi tylko dla Niemców- otrzymywali większe przydziały reglamentowanych towarów, wyższe wynagrodzenia, czy też świadczenia z tytułu ubezpieczeń społecznych.
W przeciwieństwie do pozostałych chocznian nie podlegali także wysiedleniom i choć mogli być wysyłani na roboty do Niemiec, to na zasadach wolnościowych. 
W zamian podlegali oczywiście obowiązkowej służbie wojskowej w niemieckiej armii, co w jednym przypadku skończyło się śmiercią na froncie wschodnim, a w innym amputacją nogi i trwałym kalectwem.
Przyczyny wpisywania się chocznian na volkslistę były oczywiście różne. Niekiedy decydowały o tym jawne sympatie do Niemiec i ideologii nazistowskiej, okazywane już przed wojną lub niemieckie pochodzenie małżonków chocznian. Wpływ na taką decyzję nielicznych chocznian miała też chęć uchronienia ich niepełnosprawnych krewnych przed wywózką do obozów koncentracyjnych. Częściej jednak decydowały o tym względy koniunkturalne i chęć poprawy swojego bytu.
Co ciekawe, jeden z mieszkańców Choczni wpisał się w czasie okupacji nie na niemiecką, lecz ukraińską listę narodową, co wynikało zresztą z jego faktycznego pochodzenia.
Po zakończeniu wojny wszyscy volksdeutsche/folksdojcze podlegali internowaniu i poddaniu przymusowej pracy, niezależnie od ich odpowiedzialności karnej.
Przejściowy obóz internowania utworzono również w Wadowicach, a jego komendantem był chocznianin Edward Bąk.
Taka polityka ówczesnych władz cieszyła się powszechnym poparciem w społeczeństwie, czego przykładem jest korespondencja w "Przyjacielu Ludu":

Do wiadomości Obywatela Prokuratora w Wadowicach 

Z Choczni piszą nam: Na walnym zgromadzeniu Stronnictwa Ludowego wybraliśmy nowy zarząd i omówiliśmy sprawę elektryfikacji. Potem ob. Borek poruszył sprawę tutejszych szpiclów niemieckich T. Guzdka i Płonki. Cała sala poparła jego przemówienie oklaskami i okrzykami: „precz z nimi!" 
Żona Guzdka przepisała się na volksdeutscherkę i teraz z gminy uciekła. Zaś Guzdek dostąpił łaski od Niemców, bo go nie wysiedlili i jeszcze mu gruntu przyczynili. Ten Guzdek taki był bezczelny, że na każdym kroku ,,heilował" na cześć zbrodniarza Hitlera i przez policję straszył ludzi. Był w łaskach u Niemców, bo żonie dał jako volksdeutscherce koncesję, aby z żandarmami niemieckimi germańską „rasę poprawiała". 
Zaś młody Płonka oskarżył nauczycielkę, że w Suchej do harcerzy wygłosiła mowę antyniemiecką. Gdyby była nie uciekła z Choczni, poszłaby do Oświęcimia. Zbrodniarzom niemieckim Płonka honory czynił, bo chodził do kościoła tylko na niemieckie nabożeństwa, był tam za kościelnego i wybierał ofiary dla niemieckiego księdza, z nabożeństw polskich uciekał i tak okazywał „rasową wyższość swoją" i wzgardę dla Polaków. Guzdek i Płonka procesują się z Polakami, ale dziwne to jest, że w sądowych papierach są spisane wszystkie ich sprawki i zeznania świadków, ale jakoś że tego nikt nie pokazuje obywatelowi Prokuratorowi, aby zrobił z tego użytek i obu tych rasowych szpiclów niemieckich wsadził do kryminału. Nijak tego wyrozumieć nie możemy. 

Korespondencja podpisana jest inicjałami L. B.- zapewne jej autorem był wymieniony w treści Ludwik Borek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz