piątek, 12 czerwca 2020

"Gazeta Krakowska" z 1966 roku o kłótliwości chocznian

"Gazeta Krakowska" w numerze z 12 października zamieściła relację z Choczni pod tytułem "Byle nie zakończyło się na zabraniu", którego autor podpisał się inicjałami ZG:

List był adresowany do Komitetu Powiatowego Partii w Wadowicach. Jego autorem —Bolesław Zając z Choczni, rolnik. „Gdy byłem jeszcze małym dzieckiem — pisał o swej sąsiadce — ob. L. prowadziła długoletni spór sądowy z moim zmarłym ojcem o sprawy graniczne zaorania miedzy. Odziedziczając po ojcu gospodarstwo rolne odziedziczyłem również spory z ob. L., których było już kilka i często z odwołaniem się od wyroków Sądu Powiatowego do Sądu Wojewódzkiego w Krakowie za urojone wyrządzanie jej szkód rolnych, zaorywanie miedzy, obrazy słowne itp." Tu następował opis sześciu „poważniejszych" spraw — cywilnych i karnych — jakie miały miejsce od roku 1960, o co postarali się L. i inny sąsiad TM. Zdesperowany autor listu prosił o zapobieżenie podobnym incydentom, konkludując „tracimy niepotrzebnie czas i pieniądze na adwokatów, różne komisje i rozprawy sądowe. Zamiast pracować na gospodarstwie, dopilnować gospodarki, wychowywać dzieci i ułożyć w końcu życie, my wzajemnie się niszczymy." 
Spór L. — Zając nie jest bynajmniej przypadkiem odosobnionym. Chocznia cieszy się pod tym względem nie najlepszą sławą. Sąsiedzkie waśnie i zatargi występują tu częściej, niż w innych wsiach. W tej sytuacji towarzysze z Komitetu Powiatowego — po zasięgnięciu opinii miejscowych członków partii — zaproponowali zwołanie otwartego zebrania podstawowej organizacji partyjnej i omówienie na jego forum zagadnienia stosunków międzyludzkich. 
Przyszli. Przynajmniej setka osób. Wśród nich i tacy, którzy swych pretensji wobec sąsiadów próbowali dochodzić w sądzie. Sporo kobiet. Nie dla wszystkich starczyło miejsc w szkolnej klasie. Tłoczyli się w drzwiach. Referat wygłoszony przez sekretarza POP Jana Świerkosza był krótki, rzeczowy. — Gromada Chocznia — powiedział m. in. — liczy 4590 mieszkańców. W tym około 150 należy zaliczyć do grupy ludzi skłóconych zwaśnionych wzajemnie. Jest to statystyka bolesna i o tej właśnie grupie mieszkańców chcemy mówić. Do najbardziej skłóconych sąsiadów i rodzin należą niektórzy mieszkańcy Malatowskiego Pagórka a mianowicie: L. —Zając, TM, G., JM. Na drugim — Pagórku Ramendowskim — SK, AW, M., w Choczni Dolnej BW i JW, FW - AS, JS, SW... 
W sumie wymienionych zostało trzydzieści pięć nazwisk. — W większości przypadków —kontynuował tow. Świerkosz —są to zatargi o miedze, zniesławienia, pobicia itp. Są zatargi, które ciągną się od lat międzywojennych. Można do nich zaliczyć spór ciągnący się w nieskończoność między rodziną M, Zają-ców i L. Inna bolesna sprawa. WZ urodziła i wychowała dwie córki, obecnie matka przez własne córki została pozbawiona dachu nad głową i musi przebywać u obcych ludzi, mimo że dom, w którym mieszka jedna z córek, stanowi własność matki... 
Do wypowiadania się nie trzeba było zebranych namawiać. Przewodniczący GRN Klemens Guzdek pierwszy wpisał się na listę dyskutantów i ośmielił innych. Mówił o złośliwości i zawiści, będących przyczyną większości zatargów. Największa zawziętość charakteryzuje tych, którzy racji nie mają. Przykładem kobieta, która przyszła do gromadzkiej rady ze skargą na sąsiadkę. Okazało się, że pretensje były niesłuszne. Następnego dnia ta sama niewiasta ponownie przyszła do GRN, aby oznajmić, iż wnuczka jej sąsiadki, zatrudniona w gospodzie GS nie ma świadectwa 7 klasy. 
— Co się dziwić chłopom, że do zgody nieskorzy — zaczął jeden z mężczyzn. — Nauczycielka z naszej szkoły wcale nie lepsza. Jak może innym życie zatruwa — drogę zaorała spuściła psa — pogryzł dziec-ko. Podchwyciła ten ton Stanisława Zając, żaląc się, że nauczycielka dopuściła się nawet pobicia jej matki staruszki. — Byłem w Komisji Porozumiewawczej, trafiłem do Partii w Waclowicach i wciąż nie mam życia z sąsiadem. Wychodzi na to, że on człowiek partyjny i ma większe prawa. Musiałbym co drugi dzień chodzić do sądu, a te sprawy i tak już kosztowały mnie jedną krowę — wyrzekał Widlarz z Zawala. Mówili o tym, co ich dręczy. A jednak wyczuwało się, że wymienienie w referacie nazwisk „bohaterów" wielu sporów, ukazanie problemu w sposób bardzo konkretny niejednego przyprawiło o pewne zażenowanie. Stąd ton samousprawiedliwiania się w niektórych wypowiedziach i tłumaczenia, iż z konieczności absorbują sąd swymi sprawami, chociaż procesy, płacenie adwokatom nikomu nie sprawią satysfakcji. Nie brakło i propozycji. Prezes kółka rolniczego Guzdek, Gzela i kilku innych podnosili wielką rolę Komisji Porozumiewawczej przy GRN w łagodzeniu sporów, pod warunkiem przyznania jej większych uprawnień. — Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy ile mamy spornych spraw w gromadzie — powiedział tow.  Ścigalski. —Komisja Porozumiewawcza niejednej może zaradzić. Jej członkowie lepiej znają stosunki i warunki w gromadzie niż sędzia, czy biegły. Ranga Komisji na pewno wzrośnie —również w oczach rolników —jeśli z jej opinią zdaniem będzie się liczył sąd... 
Nie należy oczekiwać, że po tym zebraniu w Choczni zapanuje idealna zgoda. To może być jedynie początek pewnych zmian na lepsze. Pierwsza publiczna dyskusja o sprawach drażliwych, nieobojętnych dla wielu mieszkańców gromady, w trakcie której imiennie wskazywało się zwaśnione strony powinna być wykorzystana dla kształtowania atmosfery dezaprobaty wobec wszelkich pieniaczy, osobników, wyżywających się w kłótniach i zwadach, zatruwających życie innym. (...) Byle nie skończyło się na... zebraniu. (ZG) 

Mimo że, od opisanych wydarzeń minęło ponad 50 lat i wymienieni w tekście "kłótnicy" już nie żyją, to wspomnienia o niektórych z tych sporów są wciąż żywe i budzą emocje. Dlatego nie zdecydowałem się na opublikowanie pełnych nazwisk części osób wymienionych w tekście, a jedynie pierwsze litery ich imienia i nazwiska lub tylko nazwiska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz