poniedziałek, 2 września 2024

Historie (nie)zapomniane, czyli rodzinne opowieści z wysiedlenia na Lubelszczyznę

 W ubiegłym roku w trzecim numerze krakowskiego kwartalnika "Zdanie" ukazał się artykuł Pauli Polak pod tytułem "Historie (nie)zapomniane, czyli rodzinne opowieści z wysiedlenia na Lubelszczyznę". 

Przedstawia on wojenne losy choczeńskiej rodziny autorki ze strony jej babki Marii. W 1940 roku Maria Balon (później po mężu Drożdż) miała 18 lat. Została wysiedlona z niemal całą rodziną na Lubelszczyznę, a konkretnie do miejscowości Cynków pod Nałęczowem. W Cynkowie oprócz Marii znaleźli się także jej rodzice Franciszek Balon i Elżbieta Balon z domu Świętek oraz dwoje jej rodzeństwa: brat Szczepan i siostra Weronika. Natomiast dwaj starsi bracia - Władysław i Józef Balonowie już wcześniej zostali skierowani przez Niemców na przymusowe roboty w głębi III Rzeszy.

Balonowie zamieszkali w domu rodziny Zielonków, gdzie skierował ich ówczesny sołtys Cynkowa Józef Jaruga. Tam spędzili kolejne pięć lat życia, starając się dostosować do nowej rzeczywistości. By zapewnić sobie byt, musieli znaleźć jakąkolwiek dostępną na miejscu pracę. Franciszek Balon pracował jako robotnik, a jego żona Elżbieta została gospodynią u księdza Antoniego Korgola, proboszcza z Nałęczowa. Z kolei Maria służyła u miejscowego lekarza dr. Albina Kapuścińskiego, który dobrze zapisał się w pamięci miejscowej ludności, jako ten, który leczył ich z tyfusu zupełnie za darmo. Młodszy brat Marii - Szczepan Balon - znalazł zatrudnienie jako sprzedawca gazet na stacji kolejowej w Nałęczowie i w okolicznych wioskach, a najmłodsza z rodzeństwa Weronika Balon opiekowała się dzieckiem, a później podjęła pracę w sklepie.

Życie Balonów na wysiedleniu, choć na pozór normalne, nie było pozbawione niebezpieczeństw, elementów bolesnych i tragicznych. Szczepan Balon został aresztowany przez Niemców i przeznaczony do wywózki do obozu koncentracyjnego. Gdy do Cynkowa dotarła informacja, że został więźniem KL Majdanek, jego ojciec Franciszek miał zamiar wyruszyć do Lublina i zaoferować siebie na wymianę za syna. Na szczęście okazało się, że Szczepan wykorzystał moment zmiany warty i zbiegł z aresztu, po czym ukrywał się w kościelnej wieży. Do Cynkowa powrócił dopiero wtedy, gdy niemiecka żandarmeria zaprzestała jego poszukiwań. 

Mniej szczęścia miał partyzant Józef Dados, który potajemnie odwiedzał dom, w którym mieszkali Balonowie, by skrycie spotykać się z jedną z córek Zielonków. Niestety w marcu 1943 roku nie zdążył uciec do lasu przed niemieckim patrolem, który niespodziewanie wjechał do wsi. Zginął zastrzelony niezbyt daleko od domu ukochanej, w tym miejscu znajduje się obecnie pamiątkowy obelisk, upamiętniający jego śmierć.

W pamięci Balonów zapisała się również pewna Żydówka, która prawie przez całą wojnę ukrywała się w pobliskich lasach. Zbierała chrust i leśne owoce, które wymieniała na żywność i ubrania. Przeżyła w ten sposób prawie 5 lat, ale w 1944 roku znaleziono jej rozstrzelane zwłoki na skraju lasu.

Niebezpieczne sytuacje dla rodziny Balonów nie skończyły się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej. Jak pisze Paula Polak: "Rosjanie kradli praktycznie wszystko, co się dało, a w szczególności złoto. Potrafili strzelać do pozłacanych filiżanek, aby zyskać cenny kruszec. Strzelali także do budzików, nie rozumiejąc, do czego one mają służyć. Zabierali nie tylko co lepsze ubrania, ale nawet zdzierali z kobiet koszule nocne - biorąc je za suknie wieczorowe". Maria Balon pechowo wpadła w oko jednemu z wyzwolicieli, który nie przyjmował do wiadomości, że dziewczyna może go nie chcieć. Kiedy nie chciała do niego wyjść, zaczął ostrzeliwać dom Zielonków. Maria przez trzy dni chroniła się w lesie, dopiero po interwencji swojego pracodawcy dr. Kapuścińskiego u dowódcy natrętnego wojaka mogła powrócić do domu. 

Autorka artykułu opisuje także losy Anny z domu Świętek - siostry swojej prababki i jej męża Józefa Bylicy, którzy również znaleźli się na wysiedleniu w okolicach Nałęczowa. Anna nie zważając na grożącą jej śmierć pomagała Żydom z transportów kolejowych, które zatrzymywały się na stacji kolejowej w Nałęczowie. Ci rewanżowali się jej hojnie za przynoszoną żywność. To co udało się jej zgromadzić, Anna chowała w rynnach i w skrytkach pod mostami. Pewnego wiosennego dnia wszystkie jej "łupy" spłynęły wraz z wezbraną w wyniku roztopów wodą. Jej mąż Józef nie dożył końca wojny. Zmarł 15 czerwca 1944 w wieku 71 lat. Paula Polak przytacza krążące w Choczni opowieści, jakoby jego duch w noc po śmierci miał nawiedzić rodzinny dom: "Nikt jeszcze bowiem we wsi nie wiedział o zgonie murarza Bylicy, kiedy bauer zamieszkujący jego dom wypytywał sąsiadów, jak wyglądał mieszkający tu kiedyś Polak. Opowiadał potem, że przez całą noc po izbach przechadzała się mara wysokiego, wyprostowanego mężczyzny o ciemnych włosach i bujnym wąsie..."

Pięć lat pobytu w Cynkowie spowodowało, że Balonowie nawiązali tam liczne serdeczne kontakty i przyjaźnie. Maria, Szczepan i Weronika (później po mężu Guzdek) niejednokrotnie odwiedzali tę miejscowość i życzliwych ludzi, dzięki którym mogli przeżyć wojenne wypędzenie.

Okres wysiedlenia na trwale zapisał się w ich pamięci rodzinnej i powracał w licznych opowieściach, ukazujących osobiste oblicze II wojny światowej. Teraz, gdy żadne z nich już nie żyje, historie z tamtych lat spisała przedstawicielka kolejnego pokolenia, urodzona ponad pół wieku po zakończeniu wojny.

1 komentarz:

  1. Moją prababcię też wysiedlili, pojechała do mojego dziadka a jej syna do Łukowa.

    OdpowiedzUsuń