Ciekawym źródłem wiedzy o tym, jak II wojna światowa zapisała się w pamięci mieszkańców Choczni, są życiorysy urodzonych w tej miejscowości osób, które składane były przez nie przed przyjęciem do Milicji Obywatelskiej, czy Urzędu Bezpieczeństwa. Podobnie jak inni chocznianie, przyszli funkcjonariusze organów bezpieczeństwa doznawali w czasie wojny poniewierki i prześladowań. Starsi z nich brali udział w wojnie obronnej 1939 roku, młodsi zasilali szeregi konspiracji. Wielu było więzionych, wysiedlonych i skierowanych na przymusowe roboty. Cytowane poniżej fragmenty wojennych życiorysów mają mniej lub bardziej rozbudowaną formę, zależną też od wykształcenia ich autorów. Należy również pamiętać, że część niewygodnych faktów była tam przemilczana lub przeinaczana, tak by nie przeszkadzała w przyjęciu do służby, co szczególnie rzuca się w oczy w tym, co napisał Rudolf Wcisło.
Albin Studnicki:
„W miesiącu sierpniu (1939 –
uwaga moja) przyjechałem do domu na urlop (z Warszawy do Choczni – uwaga moja),
gdzie mnie wojna zastała. Od tego czasu przebywałem w domu. W roku 1940
wstąpiłem w związek małżeński i byłem do dnia 12.08.1940 w domu, skąd mnie
zabrali Niemcy do pracy w Odertalu, gdzie pracowałem do dnia 12.12.1941 i
zostałem przeniesiony do Krapitz i tam pracowałem do dnia 8.01.1945, skąd
przyjechałem do domu.”
Aleksander Bryndza:
„Przebywałem do 1940 r. w
Choczni, w roku 1940 wyjechałem na przymusowe prace do Wrocławia, skąd
powróciłem w lipcu 1940 roku, następnie do końca 1940 r. przebywałem w Choczni.
1941 w lutym zostałem wywieziony do Lüben na prace rolne. Powróciłem w
styczniu 1942 r., następnie 10 stycznia 1942 do 15 lipca 1944 r. pracowałem w
Bytomiu w firmie „Sychy” do wyzwolenia Polski.”
Aleksander Chruszcz:
„W roku 1941 zostałem wywieziony
do Niemiec, na prace przymusowe, miejscowość Wottersdorf wo. Szprotawa, gdzie
przebywałem do 1944 roku.”
Anastazja Gawęda:
„2.03.1941 wyjechałam do Niemiec
na pracę do miejscowości Schizkwitz koło Trebnitz koło Wrocławia do baora, tam
pracowałam do 24.11.1942 r. Zostałam aresztowana przez Gestapo Niemieckie za
należenie do tajnego koła młodzieży polskiej, wyjeżdżanie w teren do Polaków
bez przepustki i dowożenie jeńcom francuskim żywności. Wywieziona zostałam do
Obozu Koncentracyjnego Oświęcim (Brzezinka) blok 7-my. Tam chodziłam w pole do
pracy, w Oświęcimiu przebywałam od 28.11.1942 r. do końca wojny.”
Antoni Bryndza:
„Do 1941 r. przebywałem przy
rodzicach, jako niepodlegający pod szkołę, od 1941 r. poczołem uczęszczać do szkoły stopnia podstawowego. W
1941 r. musiałem naukę przerwać i pracowałem u niemieckiego gospodarza w pw.
Wadowice aż do chwili wyzwolenia w 1945 r.”
Franciszek Dąbrowski:
„Naukę przerwała mi ostatnia
wojna. (…) W czasie okupacji pracowałem u niemieckiego gospodarza, żeby mogła
wyżyć rodzina składająca się z 8-miu osób.”
Jan Jończyk:
„Po wybuchu wojny w 1939 roku
nadal przebywałem przy matce na gospodarstwie, ojciec natomiast przymusowo
wyjechał do Niemiec na roboty. W roku 1940 dnia 10 grudnia wraz z rodziną zostałem
wysiedlony z naszego gospodarstwa, gdyż to zajął Niemiec. Rodzinę wysiedlono do
wsi Frydrychowice pow. Wadowice, ja natomiast przez Arbeitsamt zostałem
przydzielony do pracy u baora niemieckiego w Choczni nazwiskiem Forster Edward.
U baora tego pracowałem przez jeden rok to jest do stycznia 1942 roku. Po roku
pracy u baora starałem się być bliżej rodziny. Z powodu tego, że w Frydrychowicach,
gdzie mieszkała moja rodzina (oprócz ojca, gdyż ten w tym czasie pracował w
Niemczech koło Keln przy Francuskiej granicy) znajdował się dwór, majątek który
zajmował Niemiec, tam to zostałem przez Arbeitsamt przeniesiony do pracy, a z
rodziną zamieszkałem u ob. Nowaka na „Lędwaku”. Ponieważ pracowałem jako fornal
przy koniach, Niemiec nazwiskiem Wilner dał mi w dworze jedno mieszkanie, gdzie
to się z rodziną przeprowadziłem. Za fornala przy koniach pracowałem od roku
1942 m-ca lutego do 1944 roku m-ca sierpnia. W m-cu sierpniu 1944 roku wraz z
tutejszym pracownikiem ob. Kolbrem Adamem powołany zostałem do kopania okopów.
Przy kopaniu okopów i rowów przeciw-czołgowych pracowałem w okolicach
Częstochowy, jak sobie przypominam w Jastrowie itp., przez cały m-c sierpień
1944 roku. W m-cu wrześniu z okopów zostałem zwolniony i spowrotem powróciłem
do pracy we dworze, ale już nie jako fornal, tylko jako robotnik dniówkowy. W
związku z tym, że z dworu zostałem z rodziną wyrzucony, zamieszkałem z rodziną
u jednej wdowy, która również pracowała w tym dworze (nazwiska jej nie
pamiętam). Koleżeńskie stosunki utrzymywałem z w/w ob. Kolber Adamem i z nim to
pracę we dworze w niektórych miejscach sabotowaliśmy. Niemiec to zauważył i
oddał nas w ręce policji niemieckiej w Frydrychowicach. Jakim sposobem policja
mnie zwolniła nie mogę określić, lecz za to Niemiec ten wystarał się w
Arbeitsamcie, że do pracy zostałem przeniesiony od IG Werku we Dworach k.
Oświęcimia. Tam to razem z Kolber Adamem pracowałem od 1 grudnia 1944 roku w
fabryce sztucznej gumy do 20 stycznia 1945 roku przypuszczalnie, gdyż w tym
czasie nastąpiła wielka ofensywa Armii Czerwonej i do pracy więcej nie
pojechałem, ponieważ pociągi nie jeździły. W dniu 27 stycznia 1945 roku do
naszej wioski wkroczyła Armia Czerwona, która mię z rodziną wyzwoliła.”
Jan Romański:
„W 1939 roku na froncie przeciwko
Niemcom brałem udział w obronie Warszawy, aż do kapitulacji. Podczas okupacji
pracowałem jako malarz w Wadowicach i Wielkich Strzelcach.”
Jan Świerkosz:
„Pełniłem służbę w 5 Dywizji
Żandarmerii, a później w plutonie 21 w Bielsku, aż do napadu Niemców na nasze
granice. Na wskutek działań wojennych wraz z swoim oddziałem macierzystym
dostałem się w ręce nieprzyjaciela dnia 17 września 1939 r. w miejscowości
Dzików i od tego dnia rozpoczęły się ciężki i twarde dni niewoli, które trwały
przez 6 lat. Oswobodzony zostałem dnia 19 kwietnia 1945 r. przez oddziały Armii
Francuskiej”.
Józef Widlarz:
„W roku 1939 wydano wojne
Rzeczypospolitej. Ja nie byłem powołany do szeregów, ale uciekałem z rodziną,
zrabowano mię częściowo. Powruciłem z powrotem, na mawiano mię do przyjęcia
narodowości niemieckiej. Gdysz ja nie przyjąłem wysłano mię do Brocławia
naroboty. Pojechałem byłem 7 tygodni przyjechałem z powrotem do Bielska. Kupiłem
zaraz Radio aparat kturem czerpał wiadomości zagraniczne i rosserzał między
Polakami i czymał ich na duchu. Pod wielką obawą co groziła kara śmierci całej
rodzinie jam żonaty mam troigo dzieci i syna nieślubnego (…) mimo wszystko
pracowałem dla Ojczyzny asz do zwycięsztwa.”
Rudolf Wcisło:
„Zdałem egzamin wstępny do
liceum, w skończeniu którego przeszkodził mi wybuch wojny 1939 r. Wojna
polsko-niemiecka zagnała mnie w wir uciekających ludzi. Porzuciłem moje
miasteczko (Wadowice – uwaga moja), by przez miesiąc w ucieczce przed Niemcami
tułać się aż do wschodnuch granic Polski. Był to bardzo ciężki okres, wychowany
w polskim duchu nie mogłem się pogodzić ze smutnem stanem rzeczy, że tak
tragiczny był przebieg tej wojny. Po skończonej wojnie wróciłem spowrotem do
domu, by zupełnie poddać się bezlitosnej niewoli niemieckiej, która już zaczęła
rozwijać swoje sposoby znęcania się. W roku 1940 zostaję wywieziony do Niemiec
na przymusowe roboty do Niklasdorf w Sudetach. Ciężka i smutna była ta praca,
nie mogła pogodzić się ma polska dusza, gdy kaci niemieccy nie przebierając w
środkach różnymi metodami zmuszali robotników polskich do długiej i ciężkiej
pracy, przy bardzo skromnem wynagrodzeniu. W roku 1941 uciekam z Niemiec do
domu, gdzie blisko rok pozostaję w ukryciu. Prześladująca mnie jednak policja niemiecka
zmusza mnie do ponownego wyjazdu do Niemiec. Tym razem wyjeżdżam sam, mając
znajomych kolegów do Austrii, gdzie zostaję zatrudniony jako robotnik
transportowy w Firmie Vianova. Po kilku miesiącach pracy w Austrii zostaję schwytany
przez policję i oddany do dyspozycji gestapo. Po długich przesłuchaniach i po
pięciu tygodniach więzienia zostaję odesłany na stare miejsce pracy do
Niklasdorf, gdzie znowu zostaję przymuszony do ciężkiej fizycznej pracy. W
krytycznym tem czasie jedna tylko myśl była mi drogą, żeby tylko doczekać tego
czasu, gdy będzie można zapłacić za wszystkie te krzywdy, jakie musieliśmy
znieść i te wszystkie upokorzenia, jakie Polacy doznali od Niemców. Moje
pragnienia zostały szybko ziszczone. W roku 1944 dowiedziałem się o licznych
działaniach naszych armii podziemnych, od tej chwili mojem pragnieniem było
znaleźć się pomiędzy niemi, by móc wziąć czynny udział. W lipcu 1944 roku
uciekam z Niemiec z wiarą, że jest to już ostatni raz, że godzina działania wybiła
dla mnie. Przyjeżdżając w swoje strony rodzinne nawiązuję łączność z znajomym
mi obywatelem Radwanem Arturem, który po powrocie z miechowskiego dostał rozkaz
stworzenia działalności dywersyjnej na terenach śląskich. Kol. Radwan Artur „Pantera”
stwarza oddział armii ludowej, którego zadaniem było pokazać Niemcom, że teren
śląski, tak długo niemczony, nie stracił jednak swojej polskości. Byłem jednym
z pierwszych ochotników, którzy się zaciągnęli do oddziału. Jakaż była moja radość,
gdy po tak długiej niewoli i po jarzmie niemieckim, mogłem doczekać się tej
chwili, by z bronią w ręku stanąć do walki z nienawidzonem wrogiem, broniąc
niemczony naród polski i pokazując, że Polska żyje i walczy. Piękny był to
okres, choć i ciężki. Śmierć zabrała dużo naszych kolegów, zginął nasz dowódca,
lecz pozostali stali niezmiennie na swych stanowiskach, walcząc do ostatniej
kropli krwi. W roku 1945 przyszedł pamiętny czas, gdy z chukiem armat i
warkotem motorów przyszły do nas wojska rosyjskie, niosąc radość i wyzwolenie i
dając nam zupełną wolność.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz