środa, 13 listopada 2024

Druga wojna światowa w życiorysach choczeńskich milicjantów - część I

 Ciekawym źródłem wiedzy o tym, jak II wojna światowa zapisała się w pamięci mieszkańców Choczni, są życiorysy urodzonych w tej miejscowości osób, które składane były przez nie przed przyjęciem do Milicji Obywatelskiej, czy Urzędu Bezpieczeństwa. Podobnie jak inni chocznianie, przyszli funkcjonariusze organów bezpieczeństwa doznawali w czasie wojny poniewierki i prześladowań. Starsi z nich brali udział w wojnie obronnej 1939 roku, młodsi zasilali szeregi konspiracji. Wielu było więzionych, wysiedlonych i skierowanych na przymusowe roboty. Cytowane poniżej fragmenty wojennych życiorysów mają mniej lub bardziej rozbudowaną formę, zależną też od wykształcenia ich autorów. Należy również pamiętać, że część niewygodnych faktów była tam przemilczana lub przeinaczana, tak by nie przeszkadzała w przyjęciu do służby, co szczególnie rzuca się w oczy w tym, co napisał Rudolf Wcisło.

Albin Studnicki:

„W miesiącu sierpniu (1939 – uwaga moja) przyjechałem do domu na urlop (z Warszawy do Choczni – uwaga moja), gdzie mnie wojna zastała. Od tego czasu przebywałem w domu. W roku 1940 wstąpiłem w związek małżeński i byłem do dnia 12.08.1940 w domu, skąd mnie zabrali Niemcy do pracy w Odertalu, gdzie pracowałem do dnia 12.12.1941 i zostałem przeniesiony do Krapitz i tam pracowałem do dnia 8.01.1945, skąd przyjechałem do domu.”

Aleksander Bryndza:

„Przebywałem do 1940 r. w Choczni, w roku 1940 wyjechałem na przymusowe prace do Wrocławia, skąd powróciłem w lipcu 1940 roku, następnie do końca 1940 r. przebywałem w Choczni. 1941 w lutym zostałem wywieziony do Lüben na prace rolne. Powróciłem w styczniu 1942 r., następnie 10 stycznia 1942 do 15 lipca 1944 r. pracowałem w Bytomiu w firmie „Sychy” do wyzwolenia Polski.”

Aleksander Chruszcz:

„W roku 1941 zostałem wywieziony do Niemiec, na prace przymusowe, miejscowość Wottersdorf wo. Szprotawa, gdzie przebywałem do 1944 roku.”

Anastazja Gawęda:

„2.03.1941 wyjechałam do Niemiec na pracę do miejscowości Schizkwitz koło Trebnitz koło Wrocławia do baora, tam pracowałam do 24.11.1942 r. Zostałam aresztowana przez Gestapo Niemieckie za należenie do tajnego koła młodzieży polskiej, wyjeżdżanie w teren do Polaków bez przepustki i dowożenie jeńcom francuskim żywności. Wywieziona zostałam do Obozu Koncentracyjnego Oświęcim (Brzezinka) blok 7-my. Tam chodziłam w pole do pracy, w Oświęcimiu przebywałam od 28.11.1942 r. do końca wojny.”

Antoni Bryndza:

„Do 1941 r. przebywałem przy rodzicach, jako niepodlegający pod szkołę, od 1941 r. poczołem  uczęszczać do szkoły stopnia podstawowego. W 1941 r. musiałem naukę przerwać i pracowałem u niemieckiego gospodarza w pw. Wadowice aż do chwili wyzwolenia w 1945 r.”

Franciszek Dąbrowski:

„Naukę przerwała mi ostatnia wojna. (…) W czasie okupacji pracowałem u niemieckiego gospodarza, żeby mogła wyżyć rodzina składająca się z 8-miu osób.”

Jan Jończyk:

„Po wybuchu wojny w 1939 roku nadal przebywałem przy matce na gospodarstwie, ojciec natomiast przymusowo wyjechał do Niemiec na roboty. W roku 1940 dnia 10 grudnia wraz z rodziną zostałem wysiedlony z naszego gospodarstwa, gdyż to zajął Niemiec. Rodzinę wysiedlono do wsi Frydrychowice pow. Wadowice, ja natomiast przez Arbeitsamt zostałem przydzielony do pracy u baora niemieckiego w Choczni nazwiskiem Forster Edward. U baora tego pracowałem przez jeden rok to jest do stycznia 1942 roku. Po roku pracy u baora starałem się być bliżej rodziny. Z powodu tego, że w Frydrychowicach, gdzie mieszkała moja rodzina (oprócz ojca, gdyż ten w tym czasie pracował w Niemczech koło Keln przy Francuskiej granicy) znajdował się dwór, majątek który zajmował Niemiec, tam to zostałem przez Arbeitsamt przeniesiony do pracy, a z rodziną zamieszkałem u ob. Nowaka na „Lędwaku”. Ponieważ pracowałem jako fornal przy koniach, Niemiec nazwiskiem Wilner dał mi w dworze jedno mieszkanie, gdzie to się z rodziną przeprowadziłem. Za fornala przy koniach pracowałem od roku 1942 m-ca lutego do 1944 roku m-ca sierpnia. W m-cu sierpniu 1944 roku wraz z tutejszym pracownikiem ob. Kolbrem Adamem powołany zostałem do kopania okopów. Przy kopaniu okopów i rowów przeciw-czołgowych pracowałem w okolicach Częstochowy, jak sobie przypominam w Jastrowie itp., przez cały m-c sierpień 1944 roku. W m-cu wrześniu z okopów zostałem zwolniony i spowrotem powróciłem do pracy we dworze, ale już nie jako fornal, tylko jako robotnik dniówkowy. W związku z tym, że z dworu zostałem z rodziną wyrzucony, zamieszkałem z rodziną u jednej wdowy, która również pracowała w tym dworze (nazwiska jej nie pamiętam). Koleżeńskie stosunki utrzymywałem z w/w ob. Kolber Adamem i z nim to pracę we dworze w niektórych miejscach sabotowaliśmy. Niemiec to zauważył i oddał nas w ręce policji niemieckiej w Frydrychowicach. Jakim sposobem policja mnie zwolniła nie mogę określić, lecz za to Niemiec ten wystarał się w Arbeitsamcie, że do pracy zostałem przeniesiony od IG Werku we Dworach k. Oświęcimia. Tam to razem z Kolber Adamem pracowałem od 1 grudnia 1944 roku w fabryce sztucznej gumy do 20 stycznia 1945 roku przypuszczalnie, gdyż w tym czasie nastąpiła wielka ofensywa Armii Czerwonej i do pracy więcej nie pojechałem, ponieważ pociągi nie jeździły. W dniu 27 stycznia 1945 roku do naszej wioski wkroczyła Armia Czerwona, która mię z rodziną wyzwoliła.”

Jan Romański:

„W 1939 roku na froncie przeciwko Niemcom brałem udział w obronie Warszawy, aż do kapitulacji. Podczas okupacji pracowałem jako malarz w Wadowicach i Wielkich Strzelcach.”

Jan Świerkosz:

„Pełniłem służbę w 5 Dywizji Żandarmerii, a później w plutonie 21 w Bielsku, aż do napadu Niemców na nasze granice. Na wskutek działań wojennych wraz z swoim oddziałem macierzystym dostałem się w ręce nieprzyjaciela dnia 17 września 1939 r. w miejscowości Dzików i od tego dnia rozpoczęły się ciężki i twarde dni niewoli, które trwały przez 6 lat. Oswobodzony zostałem dnia 19 kwietnia 1945 r. przez oddziały Armii Francuskiej”.

Józef Widlarz:

„W roku 1939 wydano wojne Rzeczypospolitej. Ja nie byłem powołany do szeregów, ale uciekałem z rodziną, zrabowano mię częściowo. Powruciłem z powrotem, na mawiano mię do przyjęcia narodowości niemieckiej. Gdysz ja nie przyjąłem wysłano mię do Brocławia naroboty. Pojechałem byłem 7 tygodni przyjechałem z powrotem do Bielska. Kupiłem zaraz Radio aparat kturem czerpał wiadomości zagraniczne i rosserzał między Polakami i czymał ich na duchu. Pod wielką obawą co groziła kara śmierci całej rodzinie jam żonaty mam troigo dzieci i syna nieślubnego (…) mimo wszystko pracowałem dla Ojczyzny asz do zwycięsztwa.”

Rudolf Wcisło:

„Zdałem egzamin wstępny do liceum, w skończeniu którego przeszkodził mi wybuch wojny 1939 r. Wojna polsko-niemiecka zagnała mnie w wir uciekających ludzi. Porzuciłem moje miasteczko (Wadowice – uwaga moja), by przez miesiąc w ucieczce przed Niemcami tułać się aż do wschodnuch granic Polski. Był to bardzo ciężki okres, wychowany w polskim duchu nie mogłem się pogodzić ze smutnem stanem rzeczy, że tak tragiczny był przebieg tej wojny. Po skończonej wojnie wróciłem spowrotem do domu, by zupełnie poddać się bezlitosnej niewoli niemieckiej, która już zaczęła rozwijać swoje sposoby znęcania się. W roku 1940 zostaję wywieziony do Niemiec na przymusowe roboty do Niklasdorf w Sudetach. Ciężka i smutna była ta praca, nie mogła pogodzić się ma polska dusza, gdy kaci niemieccy nie przebierając w środkach różnymi metodami zmuszali robotników polskich do długiej i ciężkiej pracy, przy bardzo skromnem wynagrodzeniu. W roku 1941 uciekam z Niemiec do domu, gdzie blisko rok pozostaję w ukryciu. Prześladująca mnie jednak policja niemiecka zmusza mnie do ponownego wyjazdu do Niemiec. Tym razem wyjeżdżam sam, mając znajomych kolegów do Austrii, gdzie zostaję zatrudniony jako robotnik transportowy w Firmie Vianova. Po kilku miesiącach pracy w Austrii zostaję schwytany przez policję i oddany do dyspozycji gestapo. Po długich przesłuchaniach i po pięciu tygodniach więzienia zostaję odesłany na stare miejsce pracy do Niklasdorf, gdzie znowu zostaję przymuszony do ciężkiej fizycznej pracy. W krytycznym tem czasie jedna tylko myśl była mi drogą, żeby tylko doczekać tego czasu, gdy będzie można zapłacić za wszystkie te krzywdy, jakie musieliśmy znieść i te wszystkie upokorzenia, jakie Polacy doznali od Niemców. Moje pragnienia zostały szybko ziszczone. W roku 1944 dowiedziałem się o licznych działaniach naszych armii podziemnych, od tej chwili mojem pragnieniem było znaleźć się pomiędzy niemi, by móc wziąć czynny udział. W lipcu 1944 roku uciekam z Niemiec z wiarą, że jest to już ostatni raz, że godzina działania wybiła dla mnie. Przyjeżdżając w swoje strony rodzinne nawiązuję łączność z znajomym mi obywatelem Radwanem Arturem, który po powrocie z miechowskiego dostał rozkaz stworzenia działalności dywersyjnej na terenach śląskich. Kol. Radwan Artur „Pantera” stwarza oddział armii ludowej, którego zadaniem było pokazać Niemcom, że teren śląski, tak długo niemczony, nie stracił jednak swojej polskości. Byłem jednym z pierwszych ochotników, którzy się zaciągnęli do oddziału. Jakaż była moja radość, gdy po tak długiej niewoli i po jarzmie niemieckim, mogłem doczekać się tej chwili, by z bronią w ręku stanąć do walki z nienawidzonem wrogiem, broniąc niemczony naród polski i pokazując, że Polska żyje i walczy. Piękny był to okres, choć i ciężki. Śmierć zabrała dużo naszych kolegów, zginął nasz dowódca, lecz pozostali stali niezmiennie na swych stanowiskach, walcząc do ostatniej kropli krwi. W roku 1945 przyszedł pamiętny czas, gdy z chukiem armat i warkotem motorów przyszły do nas wojska rosyjskie, niosąc radość i wyzwolenie i dając nam zupełną wolność.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz