30 czerwca tego roku swoje 102. urodziny
obchodziła urodzona w Choczni Irena Słysz. Niestety nieco ponad dwa miesiące
później zmarła (9 września) i spoczęła obok męża Stefana na cmentarzu
komunalnym w Krakowie Grębałowie. Tylko pięć osób urodzonych w Choczni żyło od niej dłużej. Doczekała się 5 dzieci, 10 wnucząt, 20
prawnucząt i 1 praprawnuka.
Irena Słysz córką rzeźnika Ludwika Porębskiego i Balbiny z domu Zając, córki zasłużonego dla Choczni restauratora Teodora Zająca. Na chrzcie otrzymała imiona Irena i Małgorzata. Szczęśliwe dzieciństwo spędziła w dolnej części Choczni, wędrując po wsi, zbierając kwiaty, plotąc wianki, bawiąc się z rówieśnikami i brodząc w Choczence, jak zanotowano w jej wspomnieniach. Z powodzeniem ukończyła siedmioklasową szkołę podstawową w Wadowicach, ale z powodów finansowych nie została posłana przez rodziców do prywatnego liceum żeńskiego, w którym miesięczny czynsz wynosił 40 zł (dobre buty można było kupić wtedy za 5 zł, a początkujący nauczyciel zarabiał 60 zł). Na bezpłatną edukację w wadowickim gimnazjum publicznym mogli wtedy liczyć tylko chłopcy.
W czasie
drugiej wojny światowej została wysiedlona wraz z matką i młodszym rodzeństwem
do Kaczyny. Ojciec - Ludwik Porębski – od 1942 roku był więziony w Auschwitz, a
straszy brat przebywał na przymusowych robotach w Niemczech.
Tuż po wojnie poznała swojego
przyszłego męża Stefana Słysza. On sam tak wspominał ich poznanie:
(…) Już w mundurze Dywizji
Kościuszkowskiej długimi drogami wojny, jako inny człowiek wracałem do kraju...
... I tam w kraju na jednej z takich dróg, w Wadowicach, wybiegła mi naprzeciw
młoda dziewczyna a jasnych, rozwianych włosach z wiązanką kwiatów w ręce. Drugi
raz spotkałem ją przypadkowo 2 września, w dniu moich imienin. A po dwóch
tygodniach byliśmy już małżeństwem.(…) („Wieś” nr 20 z 1953 roku). Ich związek
został zawarty w choczeńskim kościele parafialnym 21 października 1945 roku. W
kolejnym roku Słyszowie ochrzcili w Choczni córkę, w następnym syna, a w 1949
roku w Wadowicach drugiego syna.
Porębscy na swoich polach w Choczni tuż po wojnie. Irena stoi jako trzecia z lewej strony. |
Dalsze losy Ireny Słysz tak przedstawiono w cytowanej już wsi:
Droga Ireny Słysz stanowi przykład
tego, co nazywamy „awansem kobiety w Polsce Ludowej". Od funkcji
ekspedientki w prywatnym sklepie w Wadowicach, droga tu wiodła poprzez namioty
na płaskich jak stół połach. w których mieszkali pierwsi budowniczowie Nowej
Huty, aż... — Przybyliśmy tutaj w 1949, już z trojgiem małych dzieci. Tutaj nauczyłam
się zawodu. Pracuję dziś w kombinacie przy obsłudze dźwigu. (…) Irena Słysz
przez te 8 lat zewnętrznie zmieniła się niewiele. Ma takie same jasne, rozwiane
włosy, urodę młodej dziewczyny, po której nikt nie domyśliłby się matki 5
drobnych dzieci,. A jednak tamta dziewczyna, wręczająca kwiaty oficerowi
wyzwoleńczej armii i ta kobieta rozmawiająca z nami w małym pokoiku nowego
mieszkania —to dwie różne osoby.(…)
Jako suwnicowa Irena Słysz
pracowała w systemie trzyzmianowym przez kilka lat. Działa również w Lidze Kobiet,
wstąpiła do PZPR. Na początku lat 50. przyszło na świat dwoje jej następnych
dzieci, a w opiece nad nimi pomagała młodsza siostra Urszula.
Irena z mężem i dziećmi na początku lat 50. Źródło - "Głos" z 01.11.2024 |
Niestety niekorzystne warunki pracy spowodowały u Ireny Słysz poważne kłopoty zdrowotne i konieczność półrocznego pobytu w szpitalu. Po powrocie do domu nie wróciła już do kombinatu, ale podjęła pracę jako sprzedawczyni w sklepie spożywczym, a później w Zakładach Tytoniowych.
Jak pisze Agnieszka Łoś w „Tygodniku
Nowohuckim Głos” z 1 listopada tego roku:
(…) Praca na suwnicy przynosi
pani Irenie dodatkową korzyść w postaci działki ROD Wanda. To miejsce, które
otrzymała jako suwnicowa za wzorowa pracę, jej córka Ewa wskazuje jako ulubione
miejsce w Nowej Hucie naszej bohaterki. - Mama kochała ziemię i możliwość
uprawiania swojego ogródka była dla niej ogromną radością. Na działce było
wszystko - od kwiatów, przez owoce i warzywa aż po drzewka. Mama jako osoba
zaradna, załatwiła sobie - po atrakcyjnych cenach, stare okna ze Szpitala Żeromskiego,
z których zbudowała sobie, jak to nazywała „przyspieszalnik” czyli taka małą
szklarnię. Na działce hodowała również kury i króliki. Co tu dużo mówić, w tamtych
czasach nie było łatwo wychować piątkę dzieci w Nowej Hucie.(…)
W 1982 roku zmarł jej mąż, dzieci
już wcześniej usamodzielniły się i Irena Słysz została sama w 58-metrowym
mieszkaniu na nowohuckim osiedlu Willowym. Przez pewien wynajmowała pokoje
studentom, a gdy podupadła na zdrowiu opiekę nad nią przejęła najstarsza córka.
W 2012 roku, czyli w wieku 92 lat, wraz z córką przeprowadziła się do domu na
wsi, położonego na Suwalszczyźnie. Tam spędziła ostatnie 10 lat swojego życia.
Na jej setnych urodzinach było
około 200 gości, a ostatnie 102 urodziny spędziła również otoczona najbliższymi,
zdmuchując świeczki z tortu z napisem „Babka na 102”. (Głos z 1.11.2024)
Setne urodziny Ireny Słysz. Źródło - "Głos" z 01.11.2024 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz