czwartek, 21 listopada 2024

Irena Słysz - "Babka na 102"

 


30 czerwca tego roku swoje 102. urodziny obchodziła urodzona w Choczni Irena Słysz. Niestety nieco ponad dwa miesiące później zmarła (9 września) i spoczęła obok męża Stefana na cmentarzu komunalnym w Krakowie Grębałowie. Tylko pięć osób urodzonych w Choczni żyło od niej dłużej. Doczekała się 5 dzieci, 10 wnucząt, 20 prawnucząt  i 1 praprawnuka.

Irena Słysz córką rzeźnika Ludwika Porębskiego i Balbiny z domu Zając, córki zasłużonego dla Choczni restauratora Teodora Zająca. Na chrzcie otrzymała imiona Irena i Małgorzata. Szczęśliwe dzieciństwo spędziła w dolnej części Choczni, wędrując po wsi, zbierając kwiaty, plotąc wianki, bawiąc się z rówieśnikami i brodząc w Choczence, jak zanotowano w jej wspomnieniach. Z powodzeniem ukończyła siedmioklasową szkołę podstawową w Wadowicach, ale z powodów finansowych nie została posłana przez rodziców do prywatnego liceum żeńskiego, w którym miesięczny czynsz wynosił 40 zł (dobre buty można było kupić wtedy za 5 zł, a początkujący nauczyciel zarabiał 60 zł). Na bezpłatną edukację w wadowickim gimnazjum publicznym mogli wtedy liczyć tylko chłopcy. 

W czasie drugiej wojny światowej została wysiedlona wraz z matką i młodszym rodzeństwem do Kaczyny. Ojciec - Ludwik Porębski – od 1942 roku był więziony w Auschwitz, a straszy brat przebywał na przymusowych robotach w Niemczech.

Tuż po wojnie poznała swojego przyszłego męża Stefana Słysza. On sam tak wspominał ich poznanie:

(…) Już w mundurze Dywizji Kościuszkowskiej długimi drogami wojny, jako inny człowiek wracałem do kraju... ... I tam w kraju na jednej z takich dróg, w Wadowicach, wybiegła mi naprzeciw młoda dziewczyna a jasnych, rozwianych włosach z wiązanką kwiatów w ręce. Drugi raz spotkałem ją przypadkowo 2 września, w dniu moich imienin. A po dwóch tygodniach byliśmy już małżeństwem.(…) („Wieś” nr 20 z 1953 roku). Ich związek został zawarty w choczeńskim kościele parafialnym 21 października 1945 roku. W kolejnym roku Słyszowie ochrzcili w Choczni córkę, w następnym syna, a w 1949 roku w Wadowicach drugiego syna.

Porębscy na swoich polach w Choczni tuż po wojnie.
Irena stoi jako trzecia z lewej strony.

Dalsze losy Ireny Słysz tak przedstawiono w cytowanej już wsi:

Droga Ireny Słysz stanowi przykład tego, co nazywamy „awansem kobiety w Polsce Ludowej". Od funkcji ekspedientki w prywatnym sklepie w Wadowicach, droga tu wiodła poprzez namioty na płaskich jak stół połach. w których mieszkali pierwsi budowniczowie Nowej Huty, aż... — Przybyliśmy tutaj w 1949, już z trojgiem małych dzieci. Tutaj nauczyłam się zawodu. Pracuję dziś w kombinacie przy obsłudze dźwigu. (…) Irena Słysz przez te 8 lat zewnętrznie zmieniła się niewiele. Ma takie same jasne, rozwiane włosy, urodę młodej dziewczyny, po której nikt nie domyśliłby się matki 5 drobnych dzieci,. A jednak tamta dziewczyna, wręczająca kwiaty oficerowi wyzwoleńczej armii i ta kobieta rozmawiająca z nami w małym pokoiku nowego mieszkania —to dwie różne osoby.(…)

Jako suwnicowa Irena Słysz pracowała w systemie trzyzmianowym przez kilka lat. Działa również w Lidze Kobiet, wstąpiła do PZPR. Na początku lat 50. przyszło na świat dwoje jej następnych dzieci, a w opiece nad nimi pomagała młodsza siostra Urszula.  

Irena z mężem i dziećmi na początku lat 50.
Źródło - "Głos" z 01.11.2024

Niestety niekorzystne warunki pracy spowodowały u Ireny Słysz poważne kłopoty zdrowotne i konieczność półrocznego pobytu w szpitalu. Po powrocie do domu nie wróciła już do kombinatu, ale podjęła pracę jako sprzedawczyni w sklepie spożywczym, a później w Zakładach Tytoniowych.

Jak pisze Agnieszka Łoś w „Tygodniku Nowohuckim Głos” z 1 listopada tego roku:

(…) Praca na suwnicy przynosi pani Irenie dodatkową korzyść w postaci działki ROD Wanda. To miejsce, które otrzymała jako suwnicowa za wzorowa pracę, jej córka Ewa wskazuje jako ulubione miejsce w Nowej Hucie naszej bohaterki. - Mama kochała ziemię i możliwość uprawiania swojego ogródka była dla niej ogromną radością. Na działce było wszystko - od kwiatów, przez owoce i warzywa aż po drzewka. Mama jako osoba zaradna, załatwiła sobie - po atrakcyjnych cenach, stare okna ze Szpitala Żeromskiego, z których zbudowała sobie, jak to nazywała „przyspieszalnik” czyli taka małą szklarnię. Na działce hodowała również kury i króliki. Co tu dużo mówić, w tamtych czasach nie było łatwo wychować piątkę dzieci w Nowej Hucie.(…)

W 1982 roku zmarł jej mąż, dzieci już wcześniej usamodzielniły się i Irena Słysz została sama w 58-metrowym mieszkaniu na nowohuckim osiedlu Willowym. Przez pewien wynajmowała pokoje studentom, a gdy podupadła na zdrowiu opiekę nad nią przejęła najstarsza córka. W 2012 roku, czyli w wieku 92 lat, wraz z córką przeprowadziła się do domu na wsi, położonego na Suwalszczyźnie. Tam spędziła ostatnie 10 lat swojego życia.

Na jej setnych urodzinach było około 200 gości, a ostatnie 102 urodziny spędziła również otoczona najbliższymi, zdmuchując świeczki z tortu z napisem „Babka na 102”. (Głos z 1.11.2024)

Setne urodziny Ireny Słysz.
Źródło - "Głos" z 01.11.2024


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz