wtorek, 28 października 2025

Chocznianie we francuskim spisie powszechnym z 1931 roku

 We francuskim spisie powszechnym z 1931 roku ujęto 28 osób urodzonych w Choczni. Z pewnością nie jest to kompletna lista chocznian przebywających wówczas we Francji, o czym wiadomo z innych źródeł. 

Posługując się danymi z poniższej tabeli można określić średni wiek choczeńskiego emigranta na 26 lat. Przeważali mężczyźni (prawie 2/3), zatrudnieni najczęściej w górnictwie. 

75% choczeńskich emigrantów było skupionych w dwóch przemysłowych departamentach (Pas-de-Calais i Meurthe-et-Moselle) w północno-wschodniej Francji, blisko granicy z Belgią.

13 z 28 spisanych osób posiadało żony lub mężów, wśród nich było pięć małżeństw zawartych w Choczni, w tym cztery związki między chocznianami z urodzenia (Bandoła-Skirło, Pietruszka-Bryndza, Burzej-Pietruszka i Kręcioch-Kręcioch).

Część ze spisanych osób pozostała do końca życia we Francji, inne powróciły później do Polski - na przykład: Józef Bandoła z dziećmi do Choczni: Ireną (później Jończyk) i urodzonym we Francji Józefem, czy Piotr Guzdek (do Wadowic). Natomiast Bronisława Kręcioch po II wojnie światowej przeprowadziła się do męża i zamieszkała w Stanach Zjednoczonych Ameryki.

Nazwisko-imię Data urodzenia Mąż lub żona Miejsce Zawód
Bandoła Irena 1922 Billy-Montigny, Pas-de-Calais
Bandoła Józef 1893 Tekla Skirło Billy-Montigny, Pas-de-Calais górnik
Bryndza Jan 1902 Marles-les-Mines, Pas-de-Calais górnik
Bryndza Mikołaj 1899 Anna Krzaczek Calonne-Ricouart, Pas-de-Calais górnik
Bryndza Stefania 1908 Jan Pietruszka Couvrot, Marne
Burzej Józef 1902 Franciszka Pietruszka Joudreville, Meurthe-et-Moselle monter
Dąbrowski Franciszek 1897 Ydes, Cantal górnik
Dąbrowski Michał 1891 Vitre, Ille-et-Villaine szofer
Guzdek Józef 1905 Vendin-le-Vieil, Pas-de-Calais
Guzdek Piotr 1903 Zofia Nowak Vendin-le-Vieil, Pas-de-Calais górnik
Jamróz Balbina 1913 Noyelles-sous-Lens, Pas-de-Calais
Jamróz Maria 1918 Noyelles-sous-Lens, Pas-de-Calais
Jura Maria 1903 Aulnay-sous-Bois, Seine-Saint-Denis sortowaczka
Koman Agnieszka 1897 Argenteuil, Val-d'Oise
Kręcioch Bronisława 1924 Homécourt, Meurthe-et-Moselle
Kręcioch Jan 1893 Maria Kręcioch Homécourt, Meurthe-et-Moselle górnik
Kręcioch Ludwik 1922 Homécourt, Meurthe-et-Moselle
Kręcioch Maria 1897 Jan Kręcioch Homécourt, Meurthe-et-Moselle
Kręcioch Mieczysław 1926 Homécourt, Meurthe-et-Moselle górnik
Kręcioch Władysław 1920 Homécourt, Meurthe-et-Moselle
Paterak Michał 1901 Béthune, Pas-de-Calais górnik
Pietruszka Franciszka 1905 Józef Burzej Joudreville, Meurthe-et-Moselle
Pietruszka Jan 1907 Stefania Bryndza Couvrot, Marne
Skirło Tekla 1899 Józef Bandoła Billy-Montigny, Pas-de-Calais
Wojtala Józef 1901 Anna Bartmińska Carvin, Pas-de-Calais
Woźniak Janina 1891 Adam Jamróz Noyelles-sous-Lens, Pas-de-Calais
Świętek Maria 1907 Tomasz Zając Bouligny, Meuse
Żak Stanisław 1906 Béthune, Pas-de-Calais górnik

Miejsca zamieszkania spisanych chocznian



środa, 22 października 2025

Śp. Bogumiła Malata

 Na stronie wadowickiego Liceum Ogólnokształcącego ukazała się informacja o śmierci długoletniej sekretarki i księgowej tej placówki Bogumiły Zofii Malata - link.



Śp. Bogumiła Malata, mimo że urodziła się w Wadowicach i tam spędziła dzieciństwo oraz wczesną młodość, to posiadała silne związki z Chocznią, poprzez osoby jej ojca Jana Widra, męża Stanisława i 56-letni okres zamieszkiwania w domu na Zawalu.

Bogumiła Malata urodziła się jeszcze przed II wojną światową (26 lutego 1937), ale jej pierwsze wspomnienie dotyczyło obserwacji przez piwniczne okienko przelatujących niemieckich samolotów we wrześniu 1939. Po śmierci ojca Jana utrzymaniem bytu siedmioosobowej rodziny w trudnych warunkach powojennych zajmowała się matka Albina Wider z domu Nowak i starsza siostra Maria - nauczycielka. W powojennym zamieszaniu zaginął jej najstarszy brat Bronisław, którego losy do dziś nie zostały wyjaśnione.

W 1950 roku Bogumiła Wider ukończyła wadowicką Szkołę Podstawową nr 2, a cztery lata później (w wieku 17 lat) zdała maturę w Liceum Ogólnokształcącym im. Marcina Wadowity. W tym samym 1954 roku podjęła pracę w szkolnictwie. Pracowała jako sekretarka SP nr 2 w Wadowicach, urzędniczka Wydziału Oświaty Powiatowej Rady Narodowej, instruktorka oświaty dorosłych na rejon Kalwaria-Stryszów-Stronie i zastępcza nauczycielka fizyki w szkole podstawowej. W 1962 roku przez kilka miesięcy była główną księgową w Powiatowym Domu Kultury, by od września przejść do pracy w tym samym LO, którego była absolwentką. 

W 1963 roku uczestniczyła w kursach organizowanych w Lublinie przez Wyższy Instytut Kultury Religijnej przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, co wiązało się ze związkami jej rodziny z wadowickim Karmelem. Zakonnikami tego zgromadzenia było dwóch jej braci, a wcześniej stryj i jeden z kuzynów ojca. Ona sama realizowała się jako osoba świecka – w pracy i w domu, jako żona Stanisława (od 1966 roku) i oddana matka trzech synów.

W 1969 roku zamieszkała w Choczni. Kontynuowała pracę w liceum aż do emerytury w 1996 roku. W 1990 roku została odznaczona przez Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi.

Po śmierci męża, ostatnie 17 lat swojego życia mieszkała sama, zajmując się domem, ogrodem, kwiatami i zwierzętami domowymi. Regularnie spotykała się z coraz mniej licznym gronem swoich licealnych kolegów i koleżanek. W stosunkowo dobrym zdrowiu udało jej się przeżyć ponad 88 lat - zmarła 19 października po krótkim pobycie w wadowickim szpitalu.





wtorek, 21 października 2025

Choczeński Żyd w Boliwii i Kalifornii

 

Z żydowskiej społeczności związanej z Chocznią okres drugiej wojny światowej udało się przeżyć głównie tym, którzy nieco wcześniej zdecydowali się na emigrację za ocean. Wśród nich znalazł się Zygmunt Feiler, który w większości dokumentów podawał, że urodził się w Choczni w 1908 roku. Natomiast jako alternatywne miejsce jego urodzenia pojawia się niekiedy Chrzanów. Niewątpliwie mieszkanką Choczni była jego matka wywodząca się z rodziny Rosenbergów. Najprawdopodobniej Zygmunt Feiler rzeczywiście urodził się w Choczni, a  później zamieszkał z rodzicami w Chrzanowie, stąd w jego danych pojawiają się obie te miejscowości. 

W latach 30. XX wieku 24-letni Zygmunt poślubił w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf o trzy lata starszą Hildegard Hertzig, która w 1935 roku urodziła mu córkę Ewelinę. W 1939 roku rodzinie Feilerów udało się opuścić Berlin i hitlerowskie Niemcy. Kierunek ich emigracji był nietypowy, udali się bowiem do Boliwii w Ameryce Południowej, gdzie dotarli na początku czerwca. W przeciwieństwie do Urugwaju, Argentyny, czy Brazylii, to jedyny znany mi przypadek, by chocznianin został mieszkańcem tego kraju. 

Zygmunt Feiler 1942

W 1942 roku, w przeprowadzonym spisie cudzoziemców, Zygmunt Feiler podawał, że jest mieszkańcem stołecznego La Paz i prowadzi własną firmę kuśnierską. Deklarował jednocześnie znajomość aż sześciu języków: polskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, francuskiego, angielskiego i holenderskiego. Jego biznes nie był początkowo chyba zbyt dochodowy, skoro udało mu się zgromadzić zaledwie 3.000 boliviano, czyli nieco ponad 60 amerykańskich dolarów. 


Hildegard i Evelyn Feiler

Ale w kolejnym spisie, datowanym na 1949 rok, jego majątek był już 20 razy większy. W 1950 roku Feilerowie otrzymali boliwijskie obywatelstwo, podając jako narodowość „polacos”, a trzy lata później zdecydowali się na kolejną emigrację – tym razem statkiem do Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Zygmunt Feiler 1949

Zamieszkali w San Francisco w Kalifornii i po pewnym czasie otrzymali amerykańskie obywatelstwo. Zygmunt pracował jako kierownik hotelowej sali restauracyjnej, a jego córka Evelyn Ruth Feiler w 1957 roku poślubiła uchodźcę z Węgier Toma Szelenyi’ego. W 1984 roku Zygmunt Feiler zmarł i został pochowany w Salem Memorial Park w Colma w hrabstwie San Mateo. Szesnaście lat później w tym samy grobie spoczęła jego żona Hildegard, wówczas już prababcia.





piątek, 17 października 2025

Szacunkowa populacja Choczni w latach 1660-1810 w oparciu o liczbę urodzeń

Próbę oszacowania populacji Choczni w latach 1660-1810 można podjąć w oparciu o liczbę urodzeń w poszczególnych latach i średni współczynnik dzietności przypadający na 1000 mieszkańców.

W przypadku Choczni, wsi jednorodnej etnicznie i wyznaniowo, można przyjąć, że liczba urodzeń w ciągu roku była w przybliżeniu taka sama, jak liczba chrztów zapisanych w księgach metrykalnych parafii Chocznia, ponieważ liczba chrztów choczeńskich dzieci w sąsiednich parafiach była w tym czasie statystycznie pomijalna.

Oczywiście należy uwzględnić tylko chrzty z Choczni, a nie z całej parafii, do której należała też Kaczyna. Do lat 80. XVIII wieku chrzty z Choczni i Kaczyny zapisywano wprawdzie do tych samych ksiąg, ale z zaznaczeniem, skąd pochodzili rodzice chrzczonych dzieci. Stąd po analizie zapisów łatwo wyliczyć, że w Choczni:

- w latach 1660-69 zostało ochrzczonych/urodziło się średnio 20 dzieci rocznie,

- w latach 1670-79 26 dzieci,

- w latach 1710-19 24 dzieci,

- w latach 1720-29 44 dzieci,

- w latach 1750-59 47 dzieci,

- w latach 1760-69 52 dzieci,

- w latach 1770-79 52 dzieci,

- w 1790 roku ochrzczono 83 dzieci,

- w 1800 roku ochrzczono 80 dzieci,

- w 1810 roku ochrzczono 86 dzieci.

Zwraca uwagę skokowy wzrost liczby urodzeń między drugą, a trzecią dekadą XVIII wieku (o 83%), przy stabilizacji na wyższym poziomie w kolejnych latach, czego nie można wyjaśnić w oparciu o znane fakty historyczne dotyczące Choczni.

Prawdopodobnie niezależnie od zwiększonej dzietności przed 1720 rokiem zapisy chrztów były mniej skrupulatne i nie obejmowały wszystkich ochrzczonych/urodzonych, a szczególnie dzieci zmarłych krótko po urodzeniu. Z wysokim wzrostem liczby urodzeń mamy także do czynienia między 1779 a 1790 rokiem (o 60%).

Począwszy od połowy lat 20. XIX wieku liczba ludności Choczni jest znana z corocznie publikowanych danych w szematyzmach kościelnych diecezji tarnowskiej (z uwzględnieniem także innowierców). Znając ponadto liczbę chrztów choczeńskich dzieci w latach 1826-35 w prosty sposób można wyliczyć średni współczynnik dzietności, czyli liczbę urodzeń na 1000 mieszkańców. W wymienionych wyżej latach współczynnik ten był w Choczni bardzo wysoki i wynosił aż 48, przy szacunkowej średniej w Galicji na poziomie między 35 a 40 urodzeń na 1000 mieszkańców. Przyjmując założenie, że współczynnik dzietności z lat 1826-39 był zbliżony również we wcześniejszych latach, liczbę ludności Choczni między 1660,a 1810 rokiem można zgrubnie oszacować według wzoru:

Populacja = (liczba urodzeń/współczynnik dzietności) x 1000

Otrzymane wyniki są następujące:

- w latach 1660-69 populacja wsi wynosiła nieco ponad 400 osób,

- w latach 1670-79 około 550 osób,

- w latach 1710-19 około 500 osób,

- w latach 1720-29 44 około 900 osób,

- w latach 1750-59 około 980 osób,

- w latach 1760-69 około 1080 osób,

- w latach 1770-79 52 około 1080 osób,

- w 1790 roku około 1729 osób,

- w 1800 roku około 1680 osób,

- w 1810 roku niemal 1800 osób.

Te szacunki wskazują na wahania populacji: niską w połowie XVII wieku, wzrost w pierwszej połowie XVIII wieku i dynamiczny skok pod koniec stulecia.

Oczywiście oszacowania oparte na wyżej wymienionych założeniach niosą pewne niepewności. Część z nich podano już wcześniej. Ponadto współczynnik dzietności mógł być niższy w pewnych okresach czasu, na przykład z powodu wojen i epidemii, co dałoby wyższe szacunki populacji (np. dla 1770–1779: ok. 1300–1733 osób). Po drugie, nie uwzględniamy migracji i wysokiej śmiertelności (umierało 20-30% niemowląt).

Ponieważ w 1782 roku przeprowadzono w Choczni spis ludności, to jego wyniki można porównać do wyliczonych danych szacunkowych w celu weryfikacji metody obliczeń.

Okazuje się, że cała populacja Choczni liczyła wtedy 1212 osób, które mieszkały w 205 domach (na jeden dom przypadało średnio niecałe 6 osób). Czyli dane szacunkowe przy założeniu dzietności na poziomie 48 urodzeń na 1000 mieszkańców dały wartość o około 12% mniejszą. Aby otrzymać rzeczywistą liczbę mieszkańców (1212) dzietność w 1782 roku musiałaby być nieco niższa od założonej i wynosić 43 urodzenia na 1000 mieszkańców, co i tak jest wartością bardzo wysoką. W podobny sposób będzie można sprawdzić wiarygodność szacunków dla innych roczników z przełomu XVIII i XIX wieku, gdy poznamy zachowane w archiwach austriackich spisy konskrypcyjne (spisy ludności dla celów wojskowych).

Próby szacowania populacji dawnej Choczni w oparciu o wyżej wymienioną metodę podjął się także w 1949 roku Józef Putek. Do swoich obliczeń przyjął on jednak dużo niższą przeciętną dzietność – 32 urodzenia na 1000 mieszkańców, w związku z czym wyliczona przez niego wielkość populacji Choczni w poszczególnych latach była wyższa (o 50%), niż wyszczególniona wyżej.

Co ciekawe, w identyczny sposób oszacować można także populację Choczni w latach 1600-1604, gdy z powodu wakatu na stanowisku proboszcza chocznianie chrzcili swoje dzieci w parafii wadowickiej, w której już wówczas prowadzono księgę metrykalną ochrzczonych. W tym pięcioleciu na początku XVII wieku rodziło się w Choczni średnio 20 dzieci na rok, czyli liczba jej mieszkańców wynosiła od 400 do 600 osób, w zależności od przyjętego wskaźnika dzietności i była taka sama, jak 70 lat później. Wpływ na to miała z pewnością depopulacja Choczni w czasach najazdu szwedzkiego (potopu).

Oczywiście liczbę mieszkańców dawnej Choczni można szacować również w oparciu o inne metody, na przykład w oparciu o wysokość podatków pogłównych (przypadających na jednego mieszkańca, czyli „głowę”), czy liczbę domów. Te dane znane są jednak tylko z nielicznych lat, w przeciwieństwie do liczby urodzeń/chrztów zapisywanych od 1655 roku do współczesności (nie zachowały się jedynie zapisy z okresu między lutym 1697, a końcem lipca 1706). Alternatywne szacunki pozwalają jednak sięgnąć do samych początków udokumentowanego istnienia Choczni (1355), z których nie mamy żadnych danych o liczbie urodzeń.

Szacunkowa populacja Choczni w latach 1660–1810

Okres Średnia liczba urodzeń rocznie Szacowana populacja (48/1000) Korygowana populacja (43/1000) Uwagi historyczne
1660–1669 20 417 465 Niska po potopie szwedzkim (depopulacja, migracje).
1670–1679 26 542 605 Lekki wzrost, ale nadal kryzys XVII w.
1710–1719 24 500 558 Wpływ Wielkiej Wojny Północnej (1700–1721).
1720–1729 44 917 1023 Skok +83% (lepsze rejestry? Stabilizacja?).
1750–1759 47 979 1093 Okres Augusta III; lustracja 1765: ok. 1000 dusz.
1760–1769 52 1083 1209 Stabilny wzrost agrarny.
1770–1779 52 1083 1209 Blisko spisu 1782 (1212 osób).
1790 83 1729 1930 Skok +60% po rozbiorach (reformy austriackie).
1800 80 1667 1860 Stabilizacja w Galicji.
1810 86 1792 2000 Wysoka dzietność

Trend populacji Choczni 1660–1810 (wykres liniowy)

wtorek, 7 października 2025

Zadłużenie gospodarstw w Choczni na początku XX wieku

 

Według danych statystycznych opublikowanych w 1901 roku 220 choczeńskich gospodarstw posiadało dług hipoteczny, czyli zobowiązanie do spłaty pożyczki zabezpieczone zapisem do księgi wieczystej nieruchomości. Ponieważ w Choczni istniało wtedy 426 gospodarstw, to łatwo wyliczyć, że zadłużonych w tej formie było prawie 52% z nich. Łączna wielkość zadłużenia hipotecznego (131.684 złote reńskie) stanowiła 48% całkowitej wartości obciążonych długiem gospodarstw. Na jedno zadłużone gospodarstwo przypadało więc średnio niemal 600 zł reńskich długu hipotecznego, przede wszystkim w stosunku do ówczesnych banków (68%).

Przyczyny takie stanu rzeczy były złożone. Niewątpliwie wpływ na tak znaczne zadłużenie miały czynniki ekonomiczne, społeczne, środowiskowe i instytucjonalne. Po uwłaszczeniu w 1848 r. i zniesieniu zakazu dzielenia ziemi w 1868 r., gospodarstwa w Choczni uległy silnemu rozdrobnieniu, co uniemożliwiało efektywne prowadzenie gospodarki rolnej. Powstały liczne "karłowate" zagrody (poniżej 2 ha), niezdolne do wyżywienia rodziny, zwłaszcza przy wysokim przyroście naturalnym ludności. Chłopi musieli zaciągać długi na zakup nasion, narzędzi, nawozów, czy dodatkowych parceli, co pogłębiało spiralę zadłużenia. Rolnictwo w Choczni opierało się na prymitywnych metodach, wąskich "paskach" ziemi w układzie szachownicowym i braku nawozów czy maszyn. Niska kultura rolna, połączona z brakiem kapitału na inwestycje, powodowała chroniczne straty, skłaniając do zadłużania się na bieżące potrzeby. Zadłużeniu sprzyjały też epidemie, pożary, susze, gradobicia i powodzie nawiedzające Chocznię, czyli czynniki środowiskowe. Te zdarzenia niszczyły plony i inwentarz, zmuszając do pożyczek na przetrwanie zimy lub przednówka (okres niedoborów żywności). Przy braku państwowego wsparcia i możliwości uzyskania niskooprocentowanego kredytu (Kasa Raiffeisena powstała w Choczni dopiero w 1909 roku) chłopi pożyczali najczęściej u lichwiarzy, gdzie oprocentowanie sięgało ekstremalnych poziomów. Przyczyną zubożenia był także alkoholizm i życie ponad stan – zaciągając długi na wódkę, czy wystawne wesela łatwo było stracić ziemię na rzecz bardziej zaradnych sąsiadów.

Ponieważ dane statystyczne z 1901 roku podają również zadłużenie w wybranych 31 sąsiednich miejscowościach obecnego powiatu wadowickiego i suskiego, to można pokusić się o dokonanie pewnych porównań i oceny sytuacji długów hipotecznych w Choczni na szerszym tle. Ponieważ Chocznia była największą wsią z wymienionych w zestawieniu, to choczeńskie gospodarstwa posiadały największe łączne zadłużenie – odpowiednio o 86% i 259% wyższe, niż kolejne Lgota i Łękawica. W stosunku do najmniej zadłużonych gospodarstw ze Skawiec łączny dług hipoteczny z Choczni był 67 razy większy. Łączna liczba zadłużonych gospodarstw także była największa w Choczni (220), a w następnych w kolejności wynosiła:

- 154 (Zembrzyce),

- 139 (Ponikiew i Koziniec),

- 128 (Tarnawa Dolna i Górna),

- 123 (Łękawica).

Natomiast procent zadłużenia w stosunku do wartości gospodarstwa najwyższy był w Lgocie (138%), Jaszczurowej (76 %) i w Tomicach (71%), a najniższy w Skawcach (7%), w Jaroszowicach (14%) i w Brzeźnicy (15%). Przeciętnie było to 42%, więc Chocznia (52%) plasowała się nieco powyżej średniej, w pobliżu Tarnawy Górnej (53%) i Marcówki (51%).

W przeliczeniu na jedno zadłużone gospodarstwo średnia wartość długu hipotecznego z Choczni (599 złotych reńskich) była druga z kolei po Lgocie (972 złr) i znacznie przekraczała wartość przeciętną wyliczoną dla okolicznych miejscowości (o 54%).

Konkretne przykłady zadłużenia choczeńskich gospodarstw na początku XX wieku można znaleźć w zachowanych aktach spraw spadkowych chocznian. I tak z rozliczenia testamentu Jana Zająca, zmarłego w 1897 roku, wynika, że jego długi wobec Kasy Oszczędnościowej i osób prywatnych oraz zapis hipoteczny na gruncie wynosiły 899 złotych reńskich, a łączna wartość spuścizny po zmarłym 1.117 złr. Dla wdowy po Janie Zającu i jej czworga dzieci pozostało po odjęciu opłaty na czynności sądowo-notarialne 218 złr.

W 1898 roku Kasa Oszczędności usiłowała odzyskać dług i wystawiła nieruchomości po Janie Zającu na licytację, jednak nie doszła ona do skutku, ponieważ nie zgłosił się żaden chętny. By spłacić pożyczkę wdowa i opiekun sądowy nieletnich dzieci wystąpili do sądu o umożliwienie zaciągnięcia nowego długu w wysokości 800 złr. Miał on pokryć najpilniejsze zobowiązania, a reszta miała być przeznaczona na remont domu, który znajdował się w bardzo złym stanie i groził zawaleniem. Konieczna była wymiana dziurawego dachu, belek ścian i futryn okien. Wnioskodawcy podawali również, że należałoby zakupić też nawozy, ponieważ grunt po Janie Zającu jest wyjałowiony i daje marne plony. Ponieważ Jan Zając stale borykał się z brakiem gotówki, to nie inwestował w nawozy, wobec czego osiągane przez niego plony wystarczały właściwie tylko na wyżywienie rodziny, nie miał więc co sprzedać, by uzyskać gotówkę, nie miał gotówki, więc nie spłacał długów i tak koło się zamykało.

W 1899 roku sąd wyraził zgodę na sprzedaż części masy spadkowej, ponieważ spadkobiercy Jana Zająca nie byli w stanie spłacać wysokich procentów od pożyczek i groziła im przymusowa sprzedaż nieruchomości przez licytację.

piątek, 3 października 2025

Brońkowie w Choczni

 W latach 20. XX wieku pojawiło się w Choczni dwóch braci Brońków pochodzących z Głębowic, którzy byli synami Antoniego i Katarzyny z domu Szymik. Franciszek, starszy z nich (urodzony w 1888 roku), przed zamieszkaniem w Choczni przebywał przez kilkanaście lat w Stanach Zjednoczonych Ameryki. W 1912 roku poślubił w Detroit o cztery lata starszą od siebie Krystynę Lekacz, także wywodzącą się z Głębowic. W spisie mieszkańców USA z 1920 roku Brońkowie zostali zapisani wraz z czworgiem urodzonych w Detroit dzieci: Kate (Katarzyną), Geneve (Genowefą), Delvinią (Delfiną) i najmłodszym Walterem (Władysławem). Według danych tego spisu Franciszek Brońka pracował w fabryce amortyzatorów dla przemysłu samochodowego. 

Franciszek Brońka z rodziną

Dwa lata później Franciszek i jego rodzina mieszkali już w Choczni. Świadczy o tym zapis w choczeńskiej księdze metrykalnej, w której pod datą 16 kwietnia odnotowano chrzest Stanisława Mariana Brońki, syna Franciszka i Krystyny, mieszkańców domu nr 271, położonego w środkowej części wsi. W tej samej księdze, ale pod datą 22 października, zapisano chrzest Tadeusza Mariana Brońki, urodzonego 29 czerwca, którego rodzicami byli Bolesław Brońka, młodszy brat Franciszka (ur. w 1894 roku) i Stefania z Sandeckich, mieszkający blisko granicy z Wadowicami (przy obecnej ul. Kościuszki) i posiadający ponad 4 ha gruntów rolnych.

W okresie międzywojennym Franciszek Brońka był prominentnym członkiem lokalnej społeczności: właścicielem fermy kurzej, kierownikiem mleczarni przy Domu Ludowym, radnym gminnym z listy Józefa Putka (1927), członkiem komisji kontrolującej Stowarzyszenie „Wyzwolenie” (1932) oraz radnym gromady Chocznia (1935–1939). Jego syn Władysław Brońka (ur. w 1919 roku) działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej, w ramach którego w 1937 roku ukończył w Krakowie kurs przewodników gier sportowych. Z kolei w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Żeńskiej udzielały się jego starsze siostry: Katarzyna Brońka (ur. w 1912 roku) i  Genowefa Brońka (ur. w 1915 roku), którą w 1939 roku wybrano na kierowniczkę kółka śpiewaczego. Genowefa ćwiczyła także z sukcesami gimnastykę w wadowickim Sokole. W 1935 roku Katarzyna Brońka wyszła za mąż za ślusarza Stanisława Turałę, z którym miała troje dzieci, w tym dwoje przedwcześnie zmarłych. Natomiast w 1939 roku związek małżeński zawarła Genowefa Brońka (ur. w 1915 roku), która poślubiła Eugeniusza Okrutę.Wraz z wybuchem II wojny światowej Władysław Brońka, wówczas ślusarz w Bielsku, został zmobilizowany i  służył w stopniu starszego szeregowego w obsłudze naziemnej2. Pułku Lotniczego z Krakowa. Dostał się do niewoli niemieckiej i był więziony w Stalagu II B Hammerstein na Pomorzu (do sierpnia 1940 r.). Po zwolnieniu pracował jako robotnik przymusowyw Koszalinie i Szczecinie. Straty i szkody rodziny Franciszka Brońki, powstałe w wyniku wojny, oszacowano po jej zakończeniu na  14.703 przedwojennych złotych (uszkodzenie budynku, wysiedlenie, starty w ziemiopłodach, drzewach i różnych produktach). W 1943 roku zmarła w Wadowicach na gruźlicę jego żona Krystyna, a rok później Franciszek ożenił się ponownie z Heleną z domu Kolber. Po wojnie, w 1946 roku, Władysław Brońka zgłosił się do amerykańskiej ambasady w Warszawie i rok później wyjechał dom kraju swojego urodzenia. W 1949 roku dołączyła do niego żona Józefa, pochodząca z Barwałdu Średniego, którą poślubił w 1944 roku oraz urodzony w Wadowicach syn Jacek. Władysław/Walter pracował tam jako elektryk w fabryce aluminium w Detroit (1950), grał na akordeonie i saksofonie w kapelach polonijnych. Po śmierci w 2002 roku spoczął na cmentarzu w Troy w stanie Michigan. W tym samym roku, gdy Władysław powrócił do USA, jego siostra Delfina Bryndza poślubiła w Choczni Antoniego Bryndzę, z którym mieszkała później w Bielsku-Białej, aż do śmierci w 1998 roku. Do aktywnej działalności powrócił po wojnie Franciszek Brońka, którego wybrano  do  komisji wyborczej Frontu Narodowego i Związku Samopomocy Chłopskiej (1953) oraz Rady Mleczarskiej (1956). Był pionierem inseminacji zwierząt i wiejskim inseminatorem. W 1955 r. posiadał 3,98 ha ziemi, w tym 0,25 ha lasu. Oprócz jego syna Władysława, na powrót do USA zdecydowały się także jego córki krawcowe Genowefa Okruta (w 1959 r.) i Katarzyna Turała (w 1963 r.). Obydwie były już wtedy wdowami. Pierwsza z nich zmarła w 2007 roku w Berwyn w stanie Illinois, a druga w 2002 roku w Oakland w stanie Michigan. W USA towarzyszyły im córki Maria Kowalska z domu Turała i Eugenia Górecka z domu Okruta.

Genowefa i Eugenia Góreckie

Eugenia Górecka, córka Genowefy, została w USA inżynierem i pierwszą kobietą w dziale projektowym fabryki samochodów Ford w Detroit. Z jej ciekawymi wspomnieniami można zapoznać się w wywiadzie zatytułowanym "From Wadowice to Dearborn" na kanale Polish Weekly na youtube -

link.

Dziś świadectwem obecności Brońków w Choczni są nagrobki na miejscowym cmentarzu, gdzie zostali pochowani: Franciszek (zm. w 1969 r.) i jego dwie żony, jego syn Stanisław Brońka (zm. w 1928 r.), Bolesław z żoną, jego syn Tadeusz Brońka (zm. w 1988 r.) z żoną Jadwigą i córką Janiną.


Źródło - grobonet

Nazwisko Brońka zachowało się w okolicy dzięki Tadeuszowi Brońce (1967-2024), synowi Tadeusza i wnukowi Bolesława, mieszkającemu przy granicy Choczni i Wadowic (przy ul. Karmelickiej) oraz jego synowi Konradowi.



czwartek, 25 września 2025

Fotografie choczeńskich emigrantów


 Franciszka Guzdek, urodzona w Choczni 4 kwietnia 1888, była córką Józefa Guzdka i Marianny z domu Styła. 5 marca 1910 dotarła statkiem President Lincoln z Hamburga do Nowego Jorku. Dwa lata później w Easthampton w stanie Massachusetts poślubiła o pięć lat starszego Piotra Burgielewicza. Zajmowała się prowadzeniem domu w Easthampton, urodziła siedmioro dzieci. W 1938 roku uzyskała amerykańskie obywatelstwo. Przez ostatnie 13 lat swojego życia była wdową - zmarła 18 stycznia 1972 w wieku 83 lat.


Elżbieta Domicela Knapik przyszła na świat 4 października 1899, jako córka Jana i Balbiny z domu Guzdek. Do USA przybyła statkiem z Bremy w 1905 roku. Mieszkała w Chicopee Falls w stanie Massachusetts i pracowała w charakterze kelnerki. W wieku 37 lat poślubiła pochodzącego z Grecji Theodore Adamopoulosa. W tym samym roku (1936) uzyskała amerykańskie obywatelstwo. Zmarła w 1984 roku.


W podaniu o amerykańskie obywatelstwo Leni Clausen (Kkausner) informowała, że urodziła się w Woźnikach w 24 czerwca 1875, a 24 października 1907 wyszła za mąż w Wadowicach za Szymona Rozenbacha. Co najmniej w latach 1908-1911 była mieszkanką Choczni, gdzie przyszli na świat jej synowie Saul i Simon. Do USA wyjechała z Wadowic w 1924 roku. Mieszkała w nowojorskich dzielnicach Bronx i Manhattan. Po śmierci (3 lipca 1950) spoczęła na żydowskim cmentarzu Mt. Hebron w Queens (Nowy Jork).

wtorek, 16 września 2025

Wiersz księdza Jana Guzdka "Jesień w Minnesocie" z 1913 roku

 

JESIEŃ W MINNESOCIE

 

Smętna jesień już nastała

Obnażyła Ceres pola;

Wśród sitowia znów zagrała

Tęsknej arfy pieśń Eola....

 

Zmieniła się szata lasów,

Zwiędły, zżółkły już lijany,

Już nie słychać ptasząt śpiewu,

Tylko harce psów Dyjany....

 

Tam u góry, nad chmurami,

Po lazurach stropu nieba

Tak leniwie i ospale

Posuwa się rydwan Feba....

 

Już na preryach pokrzykują

Słomki, kury, krzyki w trawie,

Wśród obłoków zaś szybują

To cyranki, to żórawie.

 

Tam, gdzieś w dali bydło w polu

Po ścierniskach smętnie dzwoni,

To za paszą, to za wodą

Wygłodniałe wciąż w pogoni.

 

Tu nie słychać pieśni w polu,

Tylko huk kół i świst pary;

Farmer zwozi owoc gleby,

Licząc „buszle" jako miary.

 

Gdzie złocistych łanów zboża

Powiew wiatru głaskał kłosy,

Teraz słychać pokrak wroni

I orzących glebę głosy.

 

Kędy latem przed spiekotą

W cieniu ryżu dla ukrycia

Wszystko spało w drzemce miłej

Nieruchome, jak bez życia,

 

Teraz gwary i chichoty

Odzywają się z wieczora

Gdzieś w łozinie, nad brzegami

Śpiących bagien i jeziora

 

Kiedy pośród jasnej nocy

Drga księżyca blask w głębinie,

Ze sitowia leci zdala

Pokrzyk gęsi we wiklinie

 

To znów gdzieś tam na srebrzystym,

Drżącym zwierciadle jeziora

Rozlega się nad brzegami

Tajemniczy śmiech kaczora

 

W takiejto jesiennej porze

Po jeziorach, czy wśród borów

Pełno wszędzie rozbawionych

Świtezianek rozhoworów

 

W takiej nocy księżycowej

Ulatuje myśl w przestworza,

Ponad góry, ponad lasy,

Tam ku naszym... poza morza....

 

W duszę wżera się tęsknota

Przepełnioną cierpieniami....

Lżej jej jakoś, gdy się może

Chociaż myślą złączyć z Wami..


Wiersz „Jesień w Minnesocie” pochodzącego z Choczni księdza  Guzdka (link i link) to nostalgiczny utwór liryczny, opisujący jesienny krajobraz amerykańskiego stanu. Głównym jego tematem jest tęsknota za ojczyzną wyrażona przez emigranta. Przyroda Minnesoty, z polami, jeziorami i lasami, stanowi tu tło dla melancholijnych refleksji podmiotu lirycznego. Jesień symbolizuje przemijanie i wyobcowanie, kontrastując z utraconym domem. Wiersz ma regularną strukturę, z jedenastoma zwrotkami i rymami parzystymi. Autor użył licznych środków stylistycznych, takich jak np. personifikacje, metafory, onomatopeje i epitety, które budują plastyczne obrazy. Literackie (Świtezianki) i mitologiczne odniesienia (Ceres, Diana, Eol, Febus) wzbogacają warstwę symboliczną utworu i świadczą o klasycznym wykształceniu ks. Guzdka w wadowickim gimnazjum i seminariach duchownych. Wiersz nawiązuje do romantyzmu (Mickiewicz, Słowacki), szczególnie w sposobie ukazania przyrody jako lustra duszy. Przesłanie utworu podkreśla uniwersalne doświadczenie emigracyjnej tęsknoty i rozdarcie między nowym a dawnym domem.

poniedziałek, 8 września 2025

Propagandowy obraz Choczni w I połowie lat 50. XX wieku na podstawie notatek prasowych

 W pierwszej połowie lat 50. XX wieku lokalne gazety i czasopisma ("Gazeta Krakowska", "Echo Krakowskie", "Dziennik Zachodni"), a także "Życie Warszawy", "Nowiny Rzeszowskie", "Dziennik Bałtycki", czy "Skrzydła i Motor" zamieściły kilkanaście notatek, fragmentów felietonów i reportaży, listów do redakcji oraz nieco obszerniejszych publikacji, w których pojawia się wieś Chocznia z powiatu wadowickiego. Gdyby oprzeć się tylko na ich lekturze, to ówczesna Chocznia jawi się jako malownicza, podgórska miejscowość, zachęcająca do turystyki i letniego wypoczynku, z prężnie działającą szkołą, spółdzielnią produkcyjną, czy Ludowym Zespołem Sportowym. Jej postępowi mieszkańcy, zajmujący się głównie rolnictwem, byli zaangażowani społecznie w różne inicjatywy na rzecz okolicy i Polski Ludowej.

Ten pozytywny wizerunek kształtowała prasa, będąca narzędziem propagandowym władz i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), promujących budowę socjalizmu na wsi: kolektywizację rolnictwa (spółdzielczość produkcyjną), obowiązkowe dostawy, czyny społeczne i ideologię wyższości gospodarki planowej. Krytyka, jeśli występowała, była skierowana nie na system, lecz na "opory", "bałagan", czy "chuliganów" – zawsze z wezwaniem do większego wysiłku dla "dobra obozu pokoju i postępu". To klasyczna propaganda sukcesu, gdzie lokalne inicjatywy (np. spółdzielnia) przedstawiano jako spontaniczne zwycięstwo ludu pracującego, ignorując przymus i represje.

Zestawienie najważniejszych tematów poruszanych w prasie i ich kontekst propagandowy przedstawia się następująco:

Gospodarka rolna i kolektywizacja

  • Chłopi z Choczni zobowiązują się do odwadniania i zagospodarowania setek ha nieużytków (Nowiny Rzeszowskie, 1950),
  • Siewy wiosenne pod tytułem "Bitwa o chleb" i hasłem "szybciej i lepiej niż w ubiegłym roku" (Gazeta Krakowska, 1952); przykłady ukończonych siewów przez indywidualnych małorolnych chłopów (Ludwik Cibor, Maria Warmuz),
  • Krytyka prywatnego młockarza z Choczni za "pracę na dziko" i wysokie stawki (Gazeta Krakowska, 1950),
  • Spółdzielnia produkcyjna (druga w pow. wadowickim po Frydrychowicach) liczy 28 członków i 170 morgów; "przełamała opory" dzięki szkole i agitacji dzieci (Echo Krakowskie, 1953),
  • Bałagan w rozliczaniu obowiązkowych dostaw płodów rolnych spowodowany złą pracą urzędnika Wronki, uporządkowany przez jego następcę Czaickiego (Gazeta Krakowska 1953).
Obowiązkowe dostawy były narzędziem kontroli państwa nad wsią, a przymusowe wprowadzanie spółdzielczości produkcyjnej miało wykazać wyższość gospodarki kolektywnej nad indywidualną. Choczeńska Spółdzielnia im. Rokossowskiego z powodu sporów między członkami i nie przynoszenia dochodu po kilku latach działania została zlikwidowana.

Czyny społeczne i pomoc dla stolicy

  • Wieczornica w Domu Ludowym z inscenizacjami i tańcami ludowymi na rocznicę wyzwolenia; dochód 1670 zł na Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy (Życie Warszawy, 1950),
  • Zobowiązania na 1 Maja: przedterminowe wykonanie planów produkcyjnych dla "umocnienia obozu pokoju" (Nowiny Rzeszowskie, 1950).

Prasa zachęcała do masowych akcji, by budować jedność klasową i lojalność wobec PZPR. Propagowała "braterstwo" z Warszawą (po zniszczeniach wojennych) i robotnikami; czyny społeczne miały stanowić "konkretny wkład" w socjalizm.

Oświata i kultura

  • Szkoła jako inspirator spółdzielczości: kierownik Tadeusz Nowak i grono nauczycielskie edukują w tym względzie grono rodziców i dzieci (Echo Krakowskie, 1953),
  • Kursy lotnicze w Choczni (Skrzydła i Motor, 1952),
  • Zachowanie folkloru: 90-letnia Spytkowska jako "chodząca rozgłośnia" piosenek ludowych (Echo Krakowskie, 1954).
Szkoła jako narzędzie indoktrynacji, folklor jako "swojska nuta" socjalizmu, ale najlepiej, gdy upowszechniają go państwowe zespoły pieśni i tańca.

Wypoczynek i turystyka

  • Kolonie Towarzystwa Przyjaciół Dzieci dla 110 dzieci z Krakowa w budynku szkolnym; wycieczki na Bliźniaki, Leskowiec, kąpiele w Choczence (Gazeta Krakowska, 1950),
  • Kolonie letnie TPD z Gdyni: "cudna okolica", dobre jedzenie, brak jedynie "Dziennika Bałtyckiego" (Dziennik Bałtycki, 1951),
  • Kolonie dla dzieci pracowników MPK Kraków (Echo Krakowskie, 1953).
Zasłużony wypoczynek wakacyjny na wsi dla miejskich dzieci ze środowisk robotniczych także miał aspekt propagandowy - podkreślana dostępność dla mas miała kontrastować z przedwojennym wypoczynkiem tylko dla elit.

Sport ludowy

  • LZS Chocznia skupia 41 sportowców; imprezy z uznaniem ludności, ale działalność sabotowana przez "chuliganów" podpiłowujących słupki bramek piłkarskich (Dziennik Zachodni, 1952),
  • Zobowiązanie Zdzisława Ochmana do pobicia rekordu w kolarstwie na 10-lecie PRL (Gazeta Krakowska, 1954).

LZS oprócz funkcji sportowych miał być narzędziem masowej mobilizacji; walka z "niezdrową kliką" (chuliganami), to walka z "elementami antyspołecznymi", a zobowiązania sportowe nie mogły być po prostu zwykłym wyzwaniem, lecz koniecznie uczczeniem rocznic Polski Ludowej.

Młodzież i "Służba Polsce"

  • Dwie junaczki z Choczni (Jończyk i Michałek) zgłaszają się do brygad rolnych Służby Polsce (Echo Krakowskie 1954).

Młodzież jako awangarda socjalizmu - notatka propaguje "ochotnicze" zaangażowania w prace rolne, by "przyspieszyć" kolektywizację i edukację praktyczną.

----

Prawdziwy obraz życia w Choczni był bardziej zniuansowany – obok entuzjazmu występowały bierność, opór i przymus, a codzienne trudy wiejskiego życia łączono coraz częściej z pracą w andrychowskich, czy wadowickich zakładach przemysłowych. Tymczasem w świetle ówczesnej prasy Chocznia jest przedstawiona jako wzorcowa wieś socjalistyczna: pracowita, zjednoczona wokół partii, przełamująca "opory" ku kolektywizacji, z aktywną młodzieżą i szkołą jako bastionem postępu. Autorzy tekstów podkreślają sukcesy (np. szybki rozwój Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, kolonie dla setek dzieci), ale ujawniają też napięcia: bałagan administracyjny (spadek po Wronce), "dziką" pracę prywatną, chuligaństwo sabotujące sport. Te elementy służą jednak mobilizacji ("trzeba zakasać rękawy!"), a nie krytyce systemu.


czwartek, 4 września 2025

Siostry szarytki Anna Krzyśko, Bronisława Królik i Teresa Lechowicz

 Obok opisanych wcześniej sióstr Jadwigi Lachowicz i Antoniny Kądziołki w pamięci chocznian zapisały się również inne zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, które sprawowały posługę w parafii choczeńskiej - między innymi nieżyjące już s. Anna Krzyśko, s. Bronisława Królik i s. Teresa Lechowicz.

Ich krótkie biogramy opracowała Maria Biel-Pająk.

Krzyśko Anna (ur. 25.06.1937 Ochotnica Dolna – zm. 29. 10. 2020 Kraków)

Zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (szarytka). Do Zgromadzenia wstąpiła w 1957. Posiadała wyższe wykształcenie. W Choczni pracowała w latach 1983-2017, przede wszystkim jako katechetka w choczeńskiej SP nr 1 i Spec. Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Kaczynie, ale prowadziła także wszechstronną działalność wśród dzieci: opieka nad dziewczynkami sypiącymi kwiatki w procesjach i nad Stow. Dzieci Maryi, organizowanie jasełek i wycieczek krajoznawczych dla najbardziej aktywnych członków przedstawień. Zmarła w Domu Prowincji Krakowskiej w Krakowie.


Królik Bronisława (ur. 18.01.1929 Brnik – zm. 31. 05. 2017 Kraków)

Zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (szarytka).  Do Zgromadzenia wstąpiła w 1948. Posiadała średnie wykształcenie. W Choczni pracowała w latach 1959-1969, głównie jako zakrystianka, ale zajmowała się również pracą z dziećmi. Po odejściu z Choczni była zakrystianką w kościele parafialnym w Piwnicznej Zdr., skąd została przeniesiona do Tenczynka k/Krzeszowic. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia, zamieszkała w Domu Prowincjalnym Sióstr w Krakowie, gdzie zmarła.


Lechowicz Teresa (ur. 05.07.1928 Pałuszyce – zm. 14. 10. 2019 Kraków)

Zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (szarytka).  Do Zgromadzenia wstąpiła w 1949. Posiadała średnie wykształcenie. W Choczni pracowała w latach 1971-2002, jako zakrystianka przy miejscowym kościele parafialnym. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia, zamieszkała w Domu Prowincjalnym Sióstr w Krakowie, gdzie zmarła.

środa, 27 sierpnia 2025

Trudności młodych chocznian z początku XX wieku z uzyskaniem średniego wykształcenia

 

Dlaczego młodzi chocznianie na początku XX wieku po skończeniu miejscowej szkoły powszechnej niezbyt chętnie podejmowali dalszą edukację?

Przyczyny tego stanu rzeczy były złożone. Część powodów przedstawił w swoich niepublikowanych wspomnieniach Józef Putek, zwracając uwagę na przestarzały i nieżyciowy program gimnazjalny oraz brak perspektyw na uzyskanie konkretnego i cenionego zawodu (np. inżyniera, lekarza, czy prawnika):

Młodzi uczniowie szkoły „normalnej” w Choczni nie garnęli się do dalszej nauki w gimnazjum, widzieli bowiem nie raz, jak sąsiad-student przez naukę tylko swoją dolę pogorszył. A dola studenta ze wsi podmiejskiej była najgorsza. Takiego bowiem studenta nie umieszczano w mieście na stancji, ale musiał z górnej Choczni, czy Kaczyny, dwukrotnie codziennie odbywać podróż do szkoły i ze szkoły, co razem było nawet 14 kilometrów, „per pedes apostolorum” (czyli pieszo – uwaga moja). Gdy zaś w godzinach popołudniowych spożył lichy obiad, trzeba było być pomocnym przy gospodarce. To wodę trzeba było przynieść bydłu, to na tragarzu przywieźć ściernionkę, to kury, czy świnie wypędzić ze szkody. Pół biedy, jak w domu było jeszcze rodzeństwo, bo to brata-studenta czasem zastąpiło. Gdy jednak rodzina była nieliczna, student musiał obowiązki wypełniać – i gospodarski i szkolny. Że na tym nauka cierpiała, to niewątpliwe. W moich latach szkolnych z wadowickich wsi podmiejskich: Choczni, Gorzenia, Jaroszowic, Tomic i Kleczy 17 chłopskich synów rozpoczęło „na piechotę” pielgrzymować do wadowickiego gimnazjum. Ani jeden z nich nie zdołał dobić do matury. Pięciu z nich naukę przerwała śmierć w domu, jeden zginął na wojnie, trzech wyjechało do Ameryki, trzech na wojnie awansowało na oficerów zawodowych, reszta pięciu pozostała na roli. Spośród tych ostatnich jeden został w sąsiedniej Kaczynie wójtem, a drugi kolega z Choczni był moim zastępcą na stanowisku wójta przez jedną kadencję (Antoni Romańczyk – uwaga moja). Żaden z tych rolników-studentów nie wspominał, aby mu nauka w niższym gimnazjum jakiś pożytek społeczny w życiu przyniosła. (…) Student – mówili – po dwóch latach nauki nic nie wie o własnym społeczeństwie, jego życiu, ale za to wie, jak było w Atenach, czy też w Rzymie przed dwoma tysiącami lat. Nie potrafi prostego podania napisać, a jak jakieś bramy pozdobywa kopaniem balona (grą w piłkę nożną – uwaga moja) to chodzi dumny, jak co najmniej Montecucculi (książę i wybitny teoretyk wojskowy – uwaga moja) albo Radetzky (marszałek austriacki, wybitny dowódca – uwaga moja). Cepa i kosy za nic w świecie do ręki by nie wziął. Cała rodzina wysila się na koszty szkoły, a tu taki jej wychowanek po skończeniu 2, 3, czy 4 klas nieraz mniej wie od tego, co skończył szkołę normalną w Jaroszowicach, czy też w Choczni. Potrafi wziąć na plecy gitarę lub na bandolinie „trumbaj-trumbaj-trumbajlować”, czasem wypić coś trzeba, to na taki cel trzeba coś w pularesie ojcowskim „wyśniuchać”. (…) Zreformujcie gimnazjum tak, ab dało wsi zastęp potrzebnych ludzi na stanowiska kierownicze w gminie, w Kółku Rolniczym, w Kasie Raiffeisena, w czytelni! Mogą mniej wiedzieć o tym, jak greckie boginie cudzołożyły z faunami, za to niech więcej mają wiadomości o poważnych sprawach życia codziennego. Niech niższe gimnazjum przygotowuje młodzież wiejską tak, by pokochała wieś, z niej nie uciekała na posady woźnych i pisarczyków, zupaków wojskowych i żandarmów i tym podobnych amatorów „letkiego chleba”. (…) Na wyłożenie nakładu na szkolenie na lekarza, adwokata, inżyniera, nikt nie mógł sobie pozwolić, bo to „koszta wielgie”. Wójt Malata miał zamiar syna szkolić na lekarza. Interweniowałem u profesora Godlewskiego, by go przyjęto na studia. Nic nie wskórałem. Profesor odpowiadał, że obowiązuje „numerus clausus” (dyskryminacyjne ograniczenie liczby osób chłopskiego pochodzenia przy przyjmowaniu na studia – uwaga moja). Młody Malata został prawnikiem i wytwórcą pasty do butów (mowa o Tomaszu Malacie – uwaga moja).

Na inny aspekt tej sprawy zwraca uwagę w swoich wspomnieniach Józef Turała, opierając się o własne doświadczenia. Jego zdaniem niczym nieuzasadniona dyskryminacja uczniów chłopskiego pochodzenia zaczynała się już w gimnazjum (w jego przypadku w wadowickim), co dla wielu z nich powodowało problemy z uzyskiwaniem kolejnych promocji z klasy do klasy i zdaniem egzaminu maturalnego.

Młody Turała, już po kilku latach nauki zorientował się, że oceny bywają wystawiane niesprawiedliwie. Podaje przykład profesora języka niemieckiego,  który bardzo źle traktował synów chłopskich, a gdy nie był w humorze, to niesłusznie dwóje dawał, jedną za drugą. Do odpowiedzi zawsze wtedy wywoływał synów chłopskich. Nierzadko zdarzały się sytuacje, gdy syn miejscowego urzędnika, czy kupca zostaje oceniony wyżej od syna chłopskiego, mimo że faktycznie opanował materiał w stopniu znacznie gorszym. O tego drugiego jego rodzice nie mieli jednak odwagi się upomnieć, a ich ewentualne zastrzeżenia wyśmiewano i na wywiadówkach nie dopuszczano ich do głosu. Natomiast zamożniejsze pochodzenie oznaczało zdaniem Turały, że łatwiej było  „przemówić profesorowi do kieszeni lub w knajpie do gardła”. Co ciekawe, negatywny stosunek do uczniów pochodzenia chłopskiego („chamów”) mieli częściej ci profesorowie, którzy sami wywodzili się ze wsi.

Gdy Turała zaczął podnosić te kwestię na zebraniach klasowych, ściągnął na siebie przykre następstwa. Chociaż był bardzo dobrym i pilnym uczniem jego oceny w niewytłumaczalny pozornie sposób zaczęły się pogarszać. Niektórzy profesorowie zaczęli go inaczej odpytywać, zadając często dodatkowe i podchwytliwe pytania. Przy przedłużającym się odpytywaniu każde jego zastanowienie lub odpowiedź nie po myśli profesora były interpretowane na jego niekorzyść i oceniane na stopień niedostateczny. Doszło do tego, że został oblany na egzaminie maturalnym – ze wszystkich przedmiotów miał odpowiedzieć pozytywnie, ale końcowy, łączny wynik był inny. Ostatecznie egzamin ten złożył pół roku później.

Podsumowując można stwierdzić, że trudności młodych chocznian w uzyskaniu średniego wykształcenia na początku XX wieku wynikały z połączenia czynników ekonomicznych, społecznych i systemowych. Ograniczenia finansowe, konieczność łączenia nauki z pracą na roli oraz nieprzystosowany do potrzeb wiejskiej młodzieży program nauczania skutecznie zniechęcały do kontynuowania edukacji. Do tego dochodziła dyskryminacja uczniów pochodzenia chłopskiego, która dodatkowo utrudniała awans społeczny. Wspomnienia Putka i Turały ukazują, jak głęboko zakorzenione bariery uniemożliwiały młodym ludziom z Choczni i okolicznych wsi pełne wykorzystanie możliwości edukacyjnych, pozostawiając ich często na marginesie systemu oświaty.

czwartek, 21 sierpnia 2025

Zaginieni w czasach pokoju

 Zaginięcia osób w czasach pokojowych, choć rzadsze niż w okresach wojennych, budziły niepokój i pozostawiały trwały ślad w lokalnych społecznościach. Historie mieszkańców Choczni, którzy z różnych przyczyn zniknęli, często kryją za sobą dramatyczne losy, nieporozumienia lub zaskakujące zwroty akcji. Archiwalne źródła, takie jak gazety czy akta sądowe, pozwalają odtworzyć te opowieści, rzucając na nie nowe światło. Poniżej przedstawiono kilka przypadków zaginięć, które miały miejsce w Choczni lub wśród choczeńskiej Polonii, ukazując różnorodność przyczyn i losów zaginionych.

Relacje o zaginionych

Klara (Floriana) Cap

W 1919 roku „Goniec Krakowski” w wydaniu z 12 marca donosił o zaginięciu 40-letniej Klary Cap z Choczni. Zaginiona była niemową i poprzedniego dnia opuściła Szpital św. Łazarza, gdzie była leczona. W towarzystwie wydelegowanego przedstawiciela choczeńskiej gminy, który po nią przyjechał, udała się na dworzec, jednak po drodze wmieszała się w tłum i zaginęła. Najprawdopodobniej imię zaginionej zostało przekręcone i chodziło tu nie o Klarę, lecz Florianę Cap, urodzoną w 1875 roku, jako nieślubna córka Franciszki Cap.

Antoni Szczur

6 listopada 1926 „Gazeta Lwowska” opublikowała krótki komunikat o następującej treści:
„Antoni Szczur, syn Jana i Katarzyny, urodzony 7 stycznia 1887 roku, w Choczni zamieszkały, wyjechał 1 marca 1914 do Ameryki, skąd ostatnią o sobie wiadomość dał listem z daty 10 stycznia 1915. Wdrażając postępowanie celem uznania go za zmarłego, a małżeństwo jego za rozwiązane, wzywa się, aby uwiadomiono sąd albo obrońcę węzła małżeńskiego dr. Majkę w Wadowicach o zaginionym do roku od ogłoszenia, poczem sąd na ponowny wniosek orzeknie ostatecznie.”
W tym czasie wymieniony wyżej Antoni Szczur mieszkał sobie spokojnie w USA. W 1917 r. stawał do amerykańskiego poboru jako operator w druciarni w Holyoke w stanie Massachusetts. Później był górnikiem w stanie Pensylwania i używał nazwiska Shore. W Ameryce zawarł drugi związek małżeński z Justyną Remajka, z którą w latach 1919-1931 miał pięcioro dzieci. Ponieważ jego pierwsze małżeństwo nie zostało rozwiązane, należy uznać go za bigamistę. Zmarł w 1961 roku.

Józef Kręcioch

W 1938 roku Sąd Okręgowy w Wadowicach wszczął postępowanie celem uznania za zmarłego Józefa Kręciocha, syna Michała i Magdaleny z domu Figura, urodzonego 27 lutego 1868 i zamieszkałego w Choczni, który zaginął przed 50 laty. Ponieważ sąd nie otrzymał żadnych informacji o jego losie, to rzeczywiście uznał go za zmarłego. Mnie udało się ustalić, że ów zaginiony Józef Kręcioch nie żył już wówczas od 47 lat – zmarł w 1891 roku w rosyjskiej Samarze, gdzie przebywał jako dezerter z armii austriackiej.

Stanisław Noga

Tragiczny finał miało zaginięcie, o którym donosiła „Kronika” w numerze 4. z końca stycznia 1985 roku:
„16 listopada 1984 r. wyszedł z domu i dotychczas nie powrócił Stanisław Noga, syn Stanisława i Anny z d. Sarna, urodzony 7 marca 1940 r. w Zatorze zamieszkały Chocznia 764 woj. bielskie. Rysopis: wiek z wyglądu 40 lat, wzrost około 170 cm, krępej budowy ciała, włosy ciemnoblond, czesane na bok, twarz owalna, cera blada, czoło wysokie, uszy średnie, oczy szare, nos mały, gruby. Znaki szczególne: na lewym policzku blizna długości około 2 cm, braki w uzębieniu. Ubrany był w kurtkę koloru brązowego, spodnie jasne oraz czarne buty. Osoby, które mogą mieć jakiekolwiek informacje o zaginionym proszone są o skontaktowanie się z Rejonowym Urzędem Spraw Wewnętrznych w Wadowicach lub najbliższą Jednostką MO.”
7 marca jego zwłoki odnaleziono po zejściu lodów we Frydrychówce we Frydrychowicach, a lekarz sądowy nie był w stanie ustalić ani przyczyny, ani daty jego zgonu.

Louise (Ludwika) Ramenda

Zaginięcia zdarzały się także wśród choczeńskiej Polonii. 14 marca 1923 „The South Bend Tribune” informowała o wszczęciu poszukiwań 11-letniej Louise (Ludwiki) Ramenda, córki pochodzących z Choczni Jana Ramendy i Elżbiety Ramenda z domu Holcman. Dziewczynka była ostatni raz widziana w rodzinnym Niles, gdy wsiadała do wagonu pociągu międzymiastowego jadącego na południe na granicy stanu. Jej ojciec twierdził, że nie było żadnego powodu, dla którego córka miałaby uciekać. Opisywał ją jako osobę o wzroście 138 cm, wadze około 36 kg, jasnej karnacji i ciemnych włosach. Kiedy wychodziła z domu, miała na sobie czerwony, dzianinowy kapelusz, brązowy płaszcz i brązowe oksfordy.
Szczegóły tej historii nie są znane, ale Louise z pewnością została odnaleziona i powróciła do domu. W 1929 roku poślubiła Harry’ego Wierzbinskiego, z którym miała dwóch synów, a po jego śmierci wyszła w 1935 roku ponownie za mąż za Waltera Wierzbinskiego, któremu urodziła także dwóch synów. W 1962 roku, sześć lat po śmierci Waltera, została żoną Petera Szabo. Zmarła w 2009 roku w wieku 97 lat.


wtorek, 22 lipca 2025

Choczeńscy wikariusze - ksiądz Teofil Papesch

 Ks. Teofil Antoni Papesch (1872–1937) to postać, która dobrze zapisała się w historii Gilowic, Czańca i wielu innych miejscowości, gdzie pełnił posługę kapłańską. Urodzony 29 lutego 1872 roku w Krakowie-Wesołej, syn krawca Józefa i Reginy z domu Rapta, był nie tylko duchownym, ale także organizatorem życia społecznego, patriotą i administratorem, który w trudnych czasach zaborów i powojennej odbudowy inspirował lokalne społeczności do działania.


Teofil Papesch ukończył III Gimnazjum im. Sobieskiego w Krakowie, zdając maturę w 1890 roku. Następnie podjął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim (1890–1894), które zwieńczył święceniami kapłańskimi w 1894 roku w Krakowie. Swoją posługę rozpoczął jako wikariusz w Dobczycach (1894–1900), gdzie już w 1895 roku otrzymał pochwałę Rady Szkolnej Okręgowej w Wieliczce za pracę katechetyczną. Kolejnym etapem jego drogi była praca w Bobrku (1900–1901), a następnie w Choczni (1901–1903), gdzie pełnił funkcję wikariusza i katechety.

W kolejnych latach ks. Papesch służył w Cięcinie (1903–1905), Andrychowie (1905–1908), gdzie założył Stowarzyszenie „Gwiazda” dla robotników i rzemieślników, a także w Chrzanowie (1908–1909) i Jaworznie (1909–1911). Jego zaangażowanie w życie parafialne i społeczne było widoczne na każdym z tych etapów.

W 1911 roku ks. Papesch przybył do Gilowic jako ekspozyt, a od 1925 roku, po erygowaniu parafii przez metropolitę krakowskiego kard. Adama Stefana Sapiehę, pełnił funkcję proboszcza. To w Gilowicach jego działalność osiągnęła szczególny rozkwit.  Stał się nie tylko duszpasterzem, ale także liderem społeczności, który mobilizował mieszkańców do aktywności kulturalnej, społecznej i patriotycznej.

Z jego inicjatywy powstała parafia w Gilowicach (1925), co było wydarzeniem kluczowym dla lokalnej wspólnoty. Ks. Papesch organizował Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, które angażowało młodych w przedstawienia patriotyczne, uroczystości upamiętniające ważne wydarzenia z historii Polski oraz wycieczki krajoznawcze i pielgrzymki. Te działania nie tylko wzmacniały tożsamość narodową, ale także otwierały mieszkańców na świat poza granicami wsi.

Jako człowiek o zdolnościach organizacyjnych, ks. Papesch założył Kółko Rolnicze, Kasę Stefczyka oraz pocztę w Gilowicach. Był inicjatorem powstania orkiestry dętej przy Ochotniczej Straży Pożarnej, której przez krótki czas był prezesem. Po I wojnie światowej przyczynił się do powstania OSP w Rychwałdzie oraz budowy nowego budynku szkolnego w Gilowicach. Jego działania miały trwały wpływ na rozwój infrastruktury i życia społecznego w regionie.

W 1930 roku, po konflikcie z częścią mieszkańców Gilowic dotyczącym prerogatyw proboszcza (sprawa lasu należącego do parafii), ks. Papesch został przeniesiony do Czańca, gdzie objął urząd proboszcza. Tam kontynuował swoją aktywną działalność. W 1931 roku założył Kasę Stefczyka i został jej pierwszym prezesem. Doprowadził do wybudowania organistówki i plebanii, odnowienia kościoła oraz organizacji bractw religijnych, które wzmacniały życie duchowe parafii.

Ks. Teofil Papesch zmarł 28 sierpnia 1937 roku w Czańcu, gdzie został pochowany na miejscowym cmentarzu.

W Czańcu z ks. misjonarzami (1932)


W Czańcu ze stowarzyszeniami 
katolickimi młodzieży (1937)
Źródło -
Stowarzyszenie Sympatyków Czańca


piątek, 18 lipca 2025

Trzusło, wasąg, rzezaczka – dawne słownictwo związane z narzędziami rolniczymi

 

W 1806 roku Bartłomiej Kręcioch podając, jaki był jego wkład w małżeństwo z wdową Cecylią Gocałką, wymienia między innymi, że sprawił trzusło, które kosztowało go 2 złote reńskie i lemiesz, który po okuciu go żelazem kosztował 3 złote reńskie.

O ile słowo lemiesz może być jeszcze zrozumiałe dla części współczesnych czytelników, to czym było owo trzusło? 

Okazuje się, że tak, jak i lemiesz, stanowiło część roboczą pługa, narzędzia rolniczego przeznaczonego do podcinania, rozluźniania, podnoszenia i odwracania gleby. Jak wynika z poniższej zamieszczonego rysunku, trzusło – czyli rodzaj noża, osadzone było na drewnianym dyszlu, zwanym grządzielem (stąd popularne niegdyś w Choczni nazwisko) przed lemieszem i miało za zadanie przecinać ziemię, odcinając bruzdę i przygotowując ją niejako do następnych czynności wykonywanych przez lemiesz o ostrzu ustawionym skośnie do bruzdy, który wgłębiał się w nią klinem, rozluźniał ją, łamał i podnosił, odrywając od gleby. Dalsze rozluźnianie, łamanie i podnoszenie skiby ziemi wykonywała odkładnica, rozrywając ją i rozkruszając w różnych kierunkach. 

Źródło: Jerzy Turnau "Uprawa roli i roślin" (1921)

Trzusło szczególnie użyteczne było na glebach ciężkich i zwięzłych, czyli typowych dla Choczni. Musiało być mocno utwierdzone na grządzielu, ustawione w stosunku do niego pod kątem 50 stopni lub większym, a odległość ostrzy trzusła i lemiesza wynosiła kilkanaście centymetrów, przy czym ostrze trzusła ustawione było 2-3 centymetry wyżej, niż ostrze lemiesza.

Orkę pługiem wykonywano dawniej wołami, zaprzężonymi za pomocą jarzm (na czołach lub karkach), później też końmi wyposażonymi w chomąta – owalną ramę zakładaną na szyję zwierzęcia. Wspomniany już Bartłomiej Kręcioch także zakupił do swojego gospodarstwa chomąto, które kosztowało go 2 złote reńskie.

Wydajność pracy końmi była większa, z wyjątkiem głębokiej orki w ciężkich ziemiach – w dawnych podręcznikach rolniczych przyjmowano, że para koni była w stanie wykonać tę samą pracę, co trzy duże woły. Wolniejsze w pracy woły były za to tańsze w utrzymaniu. Niezbędny był też oczywiście oracz, przytrzymujący pług za czepigi i niekiedy w trudniejszych warunkach poganiacz, pilnujący koni, gdy oracz trzymał pług i nadzorował jego ruch.


Najstarsza choczeńska Księga Sądowa odnotowuje również takie narzędzia rolnicze, jak: brony żelazne (1649), z zakładnikiem (1682) lub siedmiozębne (1669) i radła. Radło podobnie jak pług służyło do spulchniania gleby, ale bez jej odwracania. Składało się z radlicy, czyli elementu pracującego w glebie i grządziela (uchwytu/dyszla, jak w pługu). W 1723 roku, gdy pojawia się w zapisie transakcji między Maciejem Szuflatem a Franciszkiem Kumorkiem (Malatą), używane było do pielęgnacji gleby: niszczenia chwastów, spulchniania i obsypywania. Używane było już w starożytności, po czym zostało wyparte przez sochę, a później przez pług. W Choczni utrzymało się z pewnością do I połowy XIX wieku, gdyż w 1829 roku dwa radła wymienione są w masie spadkowej po Janie Ścigalskim (jedno było „kowane”, czyli okute, a drugie „bose”).

Kolejne ciekawe słowo, które pojawia się w spisie inwestycji Bartłomieja Kręciocha z początku XIX wieku, to wasąg, do którego zakupił w Ponikwi u Wawrzyńca Ryczko drewniane drabinki za 1 złoty reński. Wasąg to po prostu wóz drabiniasty na czterech kołach, przeznaczony przede wszystkim do przewozu płodów rolnych (zboża, siana, słomy) oraz osób. W dawniejszych choczeńskich źródłach jest podawany jako wóz, a osobę powożącą określano jako woźniaka lub woźnego.  Wóz mógł być bosy lub kowany. Pojęcie wóz bosy, czyli o drewnianych, nieokutych kołach, pojawia się w choczeńskiej Księdze Sądowej po raz pierwszy w 1579 roku, przy okazji transakcji zawartej między Wojciechem Kołodziejem, a Wojciechem Galamą (to jeden z zapisów nazwiska Halama, używanego przez przodków współczesnych choczeńskich Woźniaków). Natomiast zapis z wozem kowanym (o kołach z metalową obręczą) zapisano w wymienionej wyżej księdze po raz pierwszy w 1634 roku, gdy przeprowadzano spadek po Wojciechu Kumorku na jego syna Walentego.

Ostatnim interesującym słowem związanym z narzędziami rolniczymi, które chciałem tu omówić, to rzezaczka, odnotowana po raz pierwszy w 1669 roku. Była to skrzynia drewniana z ostrzem, stanowiąca prototyp późniejszej sieczkarni i przeznaczona do cięcia słomy, trawy lub siana (jak gilotyna). Ostrze rzezaczki nazywane było kosą rzezalną. W odróżnieniu od kosy siecznej, przeznaczonej pierwotnie do ścinania trawy, a nie zboża, kosa rzezalna nie była wygięta w lekki łuk, lecz miała kształt prosty. Niekiedy nazwa kosa rzezalna rozciągnięta była na całą rzezaczkę. Gdy w 1803 roku wzmiankowany tu wielokrotnie Bartłomiej Kręcioch sprawił do gospodarstwa kosę rzezalną ze stalicą (drewnianym elementem stałym), to kosztowało go to 3 złote reńskie. Rok później zakupił dwie kosy sieczne (trawne) za 2 złote reńskie.

Oprócz nich w starych dokumentach związanych z Chocznią występują także takie narzędzia ręczne jak: sierpy, kopaczki, motyki (np. „do wyrabiania żłobów” w 1829 r.), łopaty, siekiery i widły (w tym osobno widły „sienne” do nawozu).