poniedziałek, 6 maja 2024

Żołnierze z Choczni w armii austriackiej przed 1820 rokiem

 Gdy monarchia austriacka zajęła w 1772 roku część ziem polskich w ramach I rozbioru, nie od razu wprowadziła tam swoje zasady organizacji sił zbrojnych. Po krótkim okresie przejściowym postanowiono na wniosek Franza Moritza Lacy’ego, ówczesnego prezydenta Nadwornej Rady Wojennej, że przyszli poborowi z Galicji nie będą wcielani do jakiejś osobnej jednostki wojskowej, lecz należy pobierać ich do służby we wszystkich istniejących już 37 pułkach piechoty. To postanowienie, jak pisze Michał Baczkowski w opracowaniu „Galicja a wojsko austriackie 1772-1867”, było podyktowane w pewnej mierze chęcią germanizacji rekrutów z Galicji i stało w sprzeczności z zasadami panującymi w pozostałych krajach monarchii habsburskiej, gdzie żołnierzy kierowano na drodze poboru do pułków uzupełnianych w myśl zasad terytorialnych. W 1782 roku wprowadzono regulację, że każdy z cyrkułów galicyjskich ma stanowić pomocniczy okręg rekrutacyjny dla konkretnych dwóch pułków austriackich. W przypadku Choczni, należącej wtedy do cyrkułu myślenickiego, były to 56. i 10. Pułk Piechoty. Danych o żołnierzach z Choczni należy więc szukać w aktach osobowych tych pułków, ponieważ indywidualne karty ewidencyjne wprowadzono dopiero w 1820 roku. Z akt zachowanych w Archiwum Wojennym w Wiedniu (Kriegsarchiv) wynika, że źródłem do poznania szczegółów służby ówczesnych rekrutów z Choczni, jest szereg zestawień sporządzanych przez każdy pułk w formie tak zwanych: Muster- i Präsentierungslisten (spisów „z natury”, sporządzanych na placach manewrowych koszar), Assentlisten (spisach z poboru), Transferirungslisten (zestawieniach dotyczących przesunięć żołnierzy) oraz Superarbitirungslisten (żołnierzy kierowanych do rezerwy z powodów zdrowotnych).

We wszystkich tych zestawieniach udało mi się znaleźć informacje o 47 żołnierzach z Choczni, którzy rozpoczynali służbę w armii austriackiej przed 1820 rokiem, przy czym 10 z nich figurowało na więcej niż jednej liście. Do tego dochodzi dwóch kolejnych żołnierzy, o których służbie przed 1820 rokiem wiadomo z ich późniejszych osobowych kart ewidencyjnych (Grundbücher), przy 7 wymienionych tam ogółem takich przypadkach (pozostałych pięciu występowało też w dokumentach pułkowych).

Dane z akt osobowych pułków austriackich obejmowały w tym czasie:

  • Imiona i nazwiska choczeńskich żołnierzy armii austriackiej przed 1820 rokiem, przy czym imiona pisano w wersji niemieckiej (Lorenz=Wawrzyniec, Johan=Jan, Peter=Piotr, itp.), a nazwiska często przekręcano przy próbach zapisania ich fonetycznie według niemieckiej ortografii (np. Bryndza jako Brensa, Zając jako Sajonz, Ruła jako Rulla, Szczur jako Czurr, Guzdek jako Gusteck, Wątroba jako Wondroba, Malata jako Mallada, Leśniak jako Leschniak, czy Drapa jako Trappa). W spisach pojawiają się następujące nazwiska rekrutów z Choczni: Balon, Bandoła, Biel, Bryndza, Burzej, Bylica, Cap, Cibor, Drapa, Guzdek, Koman, Kręcioch, Kumorek, Leśniak, Malata, Majkut, Michalik, Odrobina, Pindel, Rokowski, Ruła, Sikora, Stankiewicz/Stankowicz, Szczur, Szymonek, Warmuz, Wątroba, Wcisło, Widlarz, Woźniak, Wójcik, Zając, a ponadto osoby nazywające się Wachlarz lub Baklarz i Trzop, które w tym czasie nie występują w choczeńskich metrykach chrztów, małżeństw i zgonów.
  • Nazwę jednostki wojskowej, do której byli wcielani rekruci stający do poboru w Myślenicach. W przypadku 13 chocznian był to 10. Pułk Piechoty, w przypadku zaledwie 8 – 56. Pułk Piechoty, a najwięcej, bo aż 28 rozpoczynało służbę w 15. Pułku Piechoty, przy czym część z nich kończyła ją po przesunięciach już w 56. P. P. Początkowo większość poborowych wcielano do 10. P. P. (ostatnia dekada XVIII wieku), a następnie do 15. P. P. (pierwsze piętnastolecie XIX wieku).
  • Rok poboru (najczęściej dokładną datę). Leon Bylica stawał do poboru najdawniej, bo już w 1783 roku, a Wojciech Bylica, Maciej Cap, Gabriel Drapa i Wojciech Zając 10 lat później. Z kolei Wojciech Bryndza, Maciej Leśniak i Franciszek Szczur dopiero w 1816 roku, czyli tuż przed wprowadzeniem okręgów rekrutacyjnych, podporządkowanych odpowiednim pułkom piechoty (od tego momentu chocznianie służyli głównie w 56. P. P.).
  • Wiek poborowych i żołnierzy, traktowany jednak z dużym przybliżeniem. Różnice pomiędzy datami urodzin z aktów wojskowych i metryk kościelnych dochodzą do 6 lat i tylko w 11 przypadkach są zgodne. 10 żołnierzy pobranych do armii austriackiej z Choczni wcale się w niej nie urodziło – jeden z rekrutów urodził się w Tomicach, a pozostałych dziewięciu nie wiadomo gdzie. Najmłodsi rekruci mieli 19 lat, a najstarsi 33 i 34 lata.
  • Stan cywilny – tylko czterech żołnierzy/rekrutów z Choczni było w tym czasie żonatych (8% wszystkich), wszyscy czterej żonaci mieli też dziecko lub dzieci (dwóch synów Leona Ruły jest wymienionych z imienia).
  • Wyznanie – 100% było rzymskimi katolikami.
  • Wzrost (we wszystkich przypadkach oprócz Präsentierungslisten i najstarszych Musterlisten). Średni wzrost żołnierzy z Choczni wynosił 166 cm i był taki sam, jak ich młodszych następców z lat 1820-1846. Najwyższy był Marcin Stankowicz (176 cm), a najniżsi żołnierze mierzyli 159 cm (Jakub Koman, Jan Rokowski, Piotr Szczur, Franciszek Szczur i Wawrzyniec Warmuz).

Z wyszukanych 47 żołnierzy najwięcej wiadomo o wojskowych dokonaniach Marcina Wątroby (ur. 1790), uczestnika bitwy pod Dreznem oraz Bitwy Narodów pod Lipskiem (w ramach koalicji antyfrancuskiej walczącej z armią Napoleona), który zmarł i został pochowany w Waldkirch w Badenii-Wirtembergii, gdzie stacjonowała część armii austriackiej po przekroczeniu Dunaju.

Po zakończeniu służby wojskowej najbardziej znani byli: Franciszek Szczur, wójt Choczni w połowie XIX wieku, Marcin Guzdek i Kazimierz Woźniak – przysiężni oraz Maciej Leśniak, skazany w 1854 roku na rok aresztu za obrazę majestatu cesarskiego. 

Patrz również:

Żołnierze z Choczni w dokumentach kadrowych 56. Pułku Piechoty w latach 1820-1868

Cechy fizyczne chocznian z I połowy XIX wieku

czwartek, 2 maja 2024

Odezwa w sprawie budowy Domu Katolickiego w Choczni

 




W 1928 roku choczeński wikariusz ks. Józef Kmiecik przygotował odezwę w sprawie budowy Domu Katolickiego w Choczni, którą wydrukowano w Krakowie w nakładzie 3.000 egzemplarzy.

Po ogólnym wstępie dotyczącym wychowania młodzieży i działalności organizacji katolickich autor przeszedł do spraw choczeńskich, pisząc:

Jednem z najbardziej czynnych stowarzyszeń młodzieży są Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w Choczni. Ich zapał i usilna praca zdziałała, że Chocznia, niedawno jeszcze niezdobyta twierdza ciemnych postaci „dobroczyńców chłopa polskiego", centrala nowinek partyjnych i zakusów antykościelnych, dziś znowu promieniuje miłością Ojczyzny, wiernością przy katolicyzmie. Jednak wspomniane  Stowarzyszenia walczyć muszą z wielkiemi trudnościami, wobec niechęci kilku osobników, którzy głos i myśl swoją, uważać chcą za głos i myśl ogółu, którym praca Kat. Stowarzyszeń Młodzieży w Choczni nie jest na rękę, gdyż podrywa im coraz więcej grunt z pod nóg. Przede wszystkiem brak choczeńskim Stowarzyszeniom, odpowiadającego ich żywotności, liczbie stowarzyszonej młodzieży i chęciom do pracy nad sobą pomieszczenia, tak dalece, że dumniejsze zebrania odbywać się muszą pod gołem niebem. Istnieje wprawdzie w Choczni Dom Ludowy, zbudowany kosztem całej gminy, ale tutejsze władze gminne wolą w kilku jego ubikacjach tolerować szynk i pijaństwo, w jego sali przedstawieniowej pokazy różnych wydrwigroszów, niż dopuścić tutaj młodzież, która kocha Ojczyznę naprawdę po chrześcijańsku. Aby pracę Katolickim Stowarzyszeniom Młodzieży w Choczni ułatwić, zapewnić im trwały, niezależny byt i niejako przykuć do miejsca, powstała myśl wybudowania dla Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej w Choczni własnego budynku. Zawiązany w tym. celu Komitet, ciesząc się cennem i zaszczytnem poparciem Najprzewielebniejszego Księcia Arcybiskupa Adama Stefana Sapiehy, Metropolity Krakowskiego, postanowił myśl tę jak najszybciej w czyn wprowadzić. Zapoczątkowane jednak w tym celu fundusze, w żadnym stosunku nie pozostają do wydatków, jakie to wielkie przedsięwzięcie musi pochłonąć. Wyczerpawszy wszelkie możliwości ich powiększenia, Komitet zwraca się do wszystkich obywateli, naprawę miłujących katolicką młodzież, by choć najskromniejszym datkiem przyczynili się do tego zbożnego dzieła, za co już naprzód z serca płynące, staropolskie "Bóg zapłać!' składa ofiarodawcom Komitet budowy własnego budynku dla Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej w Choczni.

Pod odezwą podpisali się członkowie wyżej wymienionego Komitetu Budowy:

- ks. kanonik Józef Dunajecki, choczeński proboszcz,

- ks. Józef Kmiecik, choczeński wikariusz i opiekun stowarzyszeń katolickich młodzieży,

- dyr. Andrzejowie Gondkowie, czyli ówczesny kierownik szkoły w Choczni Andrzej Gondek i jego żona Maria,

- Roman Niezabitowski, nauczyciel (wówczas w Wieliczce), działacz katolicki, niezwiązany z Chocznią,

- inż. Paweł Talaga, górnik, niezwiązany z Chocznią,

- A. Zrazikówna, czyli Anna Zrazik, nauczycielka języka polskiego w Choczni i działaczka katolicka,

- J. Kaczmarczykówna, czyli mieszkająca w Choczni Józefa Karczmarczyk, szwagierka kierownika Gondka, działaczka katolicka,

- W. Talagowie, czyli choczeński nauczyciel Wincenty Talaga i jego żona Bronisława z Bieleninów,

- J. Pamułowie, czyli Jan Pamuła, kierownik szkoły w Choczni Górnej i jego żona Waleria, ucząca wtedy w Ponikwi,

- T. Bursztyńscy, czyli Tomasz Bursztyński, mieszkający w Choczni emerytowany żandarm austriacki i jego żona Maria z Sikorów,

- A. Wcisłowie, czyli Andrzej Wcisło, prezes Straży Ogniowej i choczeński piernikarz oraz jego żona Waleria z domu Batko, 

- E. Woźniakowa, czyli Elżbieta Woźniak, wdowa po poecie ludowym Janie Woźniaku, matka przyszłego księdza i przyszłej zakonnicy, 

- W. Woźnowie, czyli choczeński organista Władysław Woźny i jego żona Maria z Dąbrowskich,

- M. Bąkowa, J. Turała i W. Wcisło, postaci trudne do jednoznacznej identyfikacji. Być może chodzi tu np. o Józefa Turałę, wówczas studenta w Krakowie lub jego ojca Jana, mistrza murarskiego, Władysława Wcisłę oraz Marię Bąk (później Bałys), młodzieżowych działaczy katolickich.

-  Józef Janik i Jan Świątek (prawidłowo powinno być Świętek), czyli prezes i sekretarz Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej w Choczni,

- Salomea Świątkówna (prawidłowo powinno być Świętkówna) i Maria Janikówna, czyli prezeska i sekretarka Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w Choczni.




poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Choczeński wątek w próbie porwania samolotu w 1970 roku

 

W okresie PRL doszło w Polsce do kilkudziesięciu prób porwań samolotów. Ich sprawcy na ogół nie stawiali żądań finansowych, czy politycznych – chcieli się w ten ekstremalny sposób po prostu wydostać z kraju, by wylądować na którymś z zachodnioeuropejskich lotnisk, czyli w praktyce najczęściej na terenie Niemiec.

Nie inaczej było w przypadku próby porwania, do której doszło 7 sierpnia 1970 roku. Gdy samolot Polskich Linii Lotniczych Lot wystartował o 19.20 ze Szczecina w stronę Katowic, jeden z pasażerów zagroził załodze użyciem granatu i zażądał, by AN-24 zmienił kierunek lotu i wylądował na lotnisku w Hamburgu. Kapitan samolotu Kwiatek pozornie zgodził się na żądanie terrorysty, ale po nawiązaniu kontaktu z ośrodkiem lotów w Niemieckiej Republice Demokratycznej i uzyskaniu zgody wylądował we wschodnim Berlinie na lotnisku Schönefeld. Tam polski samolot został otoczony kordonem przez wojsko. Brutalna prawda dotarła do porywacza w momencie, gdy jeden z żołnierzy odezwał się po rosyjsku. Wtedy próbował odpalić trzymany w ręce granat, ale do wybuchu nie doszło. Jednocześnie gorączkowo ewakuowano z pokładu pozostałych 38 pasażerów. Na szczęście nikt z nich nie ucierpiał. Porywacz został obezwładniony i zatrzymany, a po pewnym czasie przekazano go stronie polskiej.

Całe zajście tak relacjonowała jedna z pasażerek:

To był elegancki, dobrze ubrany i przystojny mężczyzna w płaszczu. Siedział przede mną w piątym rzędzie. Po pół godzinie spokojnego lotu ten elegancki pan wstał i wyjął z kieszeni granat. Powiedział, że samolot jest porwany i że on chce lecieć do Hamburga. Zrobiło się zamieszanie, ale stewardesy nas uspokajały. Prosiły, żeby spokojnie siedzieć. Kapitan powiedział przez mikrofon, że lecimy do Hamburga, a porywacz do końca lotu stał z tym granatem w przejściu. Akurat koło mnie, bo przecież siedziałam za nim. Kiedy samolot wylądował, było już ciemno. Kapitan wyszedł z kabiny i powiedział, że jesteśmy w Hamburgu(za „Do Rzeczy Historia”)

Terrorystą okazał się 27-letni Waldemar Jakub Frey z Imbramowic na Dolnym Śląsku, który pracował jako kierownik warsztatów szkolnych PKP we Wrocławiu.

16 września 1970 roku przed Wrocławskim Sądem Wojewódzkim rozpoczęła się rozprawa, w której na ławie oskarżonych obok Freya zasiedli jego dwaj znajomi z Imbramowic, oskarżeni o pomoc w przygotowaniach do porwania. Byli to 29-letni Witold Ścierko i 19-letni Stanisław Kręcioch, przedstawiany jako przyrodni brat Freya. Ojciec tego drugiego – Ludwik Kręcioch – był rolnikiem z Choczni, który po II wojnie światowej mieszkał ze swoją żoną Marią w Mrowinach niedaleko Imbramowic.

W trakcie procesu okazało się, że cała trójka oskarżonych była dobrze znana miejscowym organom ścigania. Frey uchodził za przywódcę grupy młodych ludzi, dokonujących rozbojów i pobić na festynach i zabawach miejskich. Sam Frey był także sprawcą brutalnego gwałtu na przypadkowo poznanej dziewczynie, uchylał się od płacenia alimentów dwóm byłym żonom i przywłaszczył sobie pieniądze ze zbiórki na komitet rodzicielski. Planując porwanie samolotu banda Freya usiłowała bezskutecznie zaszantażować miejscowego proboszcza księdza Józefa Galka, wysyłając do niego anonim z żądaniem przekazania 100.000 złotych, 100 dolarów i biżuterii o wartości 20.000 złotych pod groźbą utraty życia. Podobno zamierzali porwać także jednego z okolicznych milicjantów i zabrać mu broń.

Frey tłumaczył się, że próbował dokonać porwania samolotu, ponieważ odmówiono mu wydania paszportu i tym samym nie miał szans na legalny wyjazd za granicę.

W trakcie trzydniowej rozprawy przesłuchano 35 świadków. Ostatecznie sąd uznał winę wszystkich trzech oskarżonych za udowodnioną i wymierzył Freyowi karę 13 lat więzienia i pozbawienia praw obywatelskich na 5 lat oraz zobowiązał go do zwrotu prawie 6.000 złotych zagarniętych na szkodę komitetu rodzicielskiego. Była to łączna kara za porwanie, gwałt i przywłaszczenie mienia społecznego. Sąd wziął przy tym pod uwagę, że Frey nie okazał podczas rozprawy żadnej skruchy, próbując jedynie wykrętnymi zeznaniami złagodzić swoją winę (za „Trybuną Robotniczą” nr 224 z 1970 roku).

Natomiast Kręcioch usłyszał wyrok 5 lat więzienia i 2 lat utraty praw obywatelskich, a Ścierko 4 lat więzienia.

Po serii prób porwań samolotów, jakie miały miejsce w latach 70. XX wieku władze państwowe wprowadziły dodatkowe środki ostrożności – na przykład poprzez obowiązek obecności uzbrojonego funkcjonariusza na pokładzie. Złapanych sprawców skazywano na długoletnie kary więzienia, co jednak wcale nie zniechęcało kolejnych porywaczy.