poniedziałek, 5 września 2022

Choczeńska kronika policyjna- część lX

"Nowiny"- dziennik niezawisły demokratyczny ilustrowany w wydaniu z 17 kwietnia 1909 roku zamieściły krótki artykuł o świętokradztwie w Choczni:

Wygrzebane przez bawiące się dzieci złote kielichy i naczynia kościelne na śmietnisku na Dajworze (Kraków), jak się okazało, pochodzą z kradzieży, dokonanej w nocy z dnia 10 na 11 b. m. w kościele w Choczni pod Wadowicami. Zawiadomiony przez policję o znalezieniu tutaj tych przedmiotów, przybył wczoraj do Krakowa ks. kanonik Dunajecki, proboszcz w Choczni i rozpoznał je, jako skradzione z tamtejszego skarbca i zakrystyi. Złodzieje dostali się do kościoła po drabinie przez okno na pierwszem piętrze. Zabrali oni ogółem 7 kielichów złotych, 3 srebrne pozłacane, 4 srebrne, 7 patyn srebrnych, krzyżyk pozłacany i 7 wotów, w łącznej wartości około 1600 koron. Rabusie próbowali włamać się najpierw do urzędu pocztowego, lecz spłoszeni wystrzałem rewolwerowym pocztmistrza, który słysząc łoskot w oknie, strzelił do nich, udali się do kościoła. Skradziona przedmioty ukryli oni chwilowo na śmietniku, nie mogli ich bowiem nigdzie sprzedać z powodu świąt. Poszukiwania na śmietniku trwają w dalszym ciągu, odgrzebano już kilka podstaw do kielichów, brak jeszcze trzech kielichów w stylu gotyckim. Policya jest już na tropie sprawców. Ks. kanonik Dunajecki złożył na ręce policyi 30 koron dla dzieci, które odszukały w śmieciach połamane kielichy i przybory kościelne.


Z kolei "Nowiny" z 22 sierpnia 1912 roku informowały:

 Rabunkowe kradzieże i napady, które w tutejszym powiecie przez kilka tygodni codziennie się powtarzały, zostały dzięki sprężystości inspektora policyi miejskiej p. Uhrynowskiegona razie osłabione. — Głównych sprawców przyłapano w Choczni i osadzono w aresztach sądu tutejszego. Są to parobczaki po lat 18 liczący, którym przewodził niejaki Dąbrowski. Kradzione rzeczy przechowywał jego ojciec. Do kradzieży przyznali się. Aresztowani byli już karani za złodziejstwo. Mimo przymknięcia tych rzezimieszków, rabunki w okolicy Zatora są na porządku dziennym. Urządzona na rabusiów obława nie wydała rezultatów. Także w Wadowicach ponawiają się kradzieże. Onegdaj okradziono restauracyę Szancerowej.

A już 6 dni później w tym samym piśmie pojawiła się kolejna notka, w której wymieniono Chocznię:

 Zamach na prochownię w Wadowicach. Z Wadowic piszą nam- Po szeregu zamachów na prochownie w Austryi, (niektóre zamachy trzeba położyć na karb fantazyi żołnierzy przyp. red.) przyszła kolej także na prochownię w Wadowicach. W nocy z 22 na 23 bm. usłyszeli po godz. 12-tej mieszkańcy domów położonych w pobliżu prochowni 7 strzałów. Straż wojskowa zaniepokojona strzałami wezwała pogotowia z koszar, poczem rozpoczęto dokładne poszukiwania za sprawcą strzałów, ale napróżno. Dochodzenia prowadzone przez cały następny dzień nie wydały także prawie żadnego rezultatu — miano tylko stwierdzić, że do żołnierza, stojącego na straży koło prochowni miał strzelać jakiś młodzieniec, który następnie znikł w pobliskich zaroślach. Znaleźli się podobno świadkowie, pomiędzy nimi także student, którzy widzieli w owej nocy uciekającego, mężczyznę w stronę Choczni. Dochodzenia prowadzone są w dalszym ciągu. Dodać należy, że prochownia w Wadowicach położona jest zaledwie 1 km. od Rynku a 100 m. od najbliższych mieszkań; prawie tuż koło niej, bo tylko w odległości 20 kroków przechodzi gościniec. Z powodu niebezpieczeństwa, którem zagraża miastu , sąsiedztwo prochowni czyni miasto od szeregu lat zabiegi o przeniesienie prochowni, ale bezskutecznie. W razie udałego zamachu całe miasto ległoby w gruzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz