poniedziałek, 27 maja 2024

Uchodźcy wojenni w Choczni w czasie I wojny światowej

 

Dla osób interesujących się historią I wojny światowej hasło „uchodźcy wojenni w Choczni” jest dobrze znane. Nie chodzi w nim jednak o Chocznię w Małopolsce, lecz o czeskie miasto o zbliżonej nazwie Chocen, gdzie w drewnianych barakach znalazło schronienie kilkadziesiąt tysięcy polskich uchodźców wojennych z Galicji.

Tymczasem w naszej Choczni w czasie I wojny światowej również przebywali uchodźcy z położonych bardziej na wschód terenów Galicji, którzy uciekali przed ofensywą wojsk rosyjskich.

Takim uchodźcą był na przykład Antoni Jaksmanicki, kierownik szkoły w Choczni Dolnej w latach 1917-1918, który trafił do Choczni wraz z żoną nauczycielką Wandą z domu Gros z Buczacza pod Tarnopolem. Oboje nie byli już wtedy młodzi – Antoni miał 49 lat, a Wanda 52 i pracowali wcześniej wyłącznie w okolicach Lwowa i Tarnopola. Posada kierownika szkoły w Choczni była wówczas akurat wolna, gdyż poprzedni kierownik Adam Ryłko odszedł w 1916 roku na zasłużoną emeryturę. Zajęcia szkolne nie odbywały się zresztą regularnie, ponieważ w pomieszczeniach szkolnych często stacjonowało wojsko austriackie. Po skończeniu wojny Jaksmaniccy wrócili w dobrze znane sobie tereny. Antoni Jaksmanicki pracował w 1924 roku w Szkole Powszechnej im. Piramowicza we Lwowie, a Wanda Jaksmanicka do emerytury w 1928 roku w szkole w Winnikach.

Wspomniani tu Jaksmaniccy nie byli jedynymi nauczycielami, którzy przed frontem uciekli do Choczni. W 1916 roku zmarł bowiem w Choczni 67-letni Michał Koropecki, pochodzący z rejonu Tłumacza, były nauczyciel w szkole filialnej w Oleszy (powiat tłumacki) w 1886 roku i członek tłumackiego oddziału Towarzystwa Gospodarskiego we Lwowie (1903).

Do końca swojego życia pozostał w Choczni także inny uchodźca wojenny – Julian Zawistowski, były zarządca olbrzymich majątków ziemskich na terenie obecnej Ukrainy, który zmarł w Choczni już po wojnie w 1920 roku w wynajętej od choczeńskiego gospodarza izbie. Według zapisu w metryce zgonu miał wtedy już 80 lat.

Julian Zawistowski

Najlepiej poznany jest natomiast choczeński epizod w dziejach rodziny Tałasiewiczów, których pobyt w Choczni opisał w „Kronice wsi Chocznia” Józef Turała. Według niego Tałasiewiczowie dotarli do Choczni z Tarnowa, ewakuowani przed zbliżającym się frontem i zamieszkali w domu Ludwika Woźniaka w środkowej części wsi. Senior rodu – Władysław Tałasiewicz od 1914 roku służył jako oficer prowiantowy w 2. Pułku Piechoty II Brygady Legionów Polskich i w Choczni bywał jedynie w odwiedzinach. Miał na nie więcej czasu od kwietnia 1915 roku, gdy ze względu na jego wiek i stan zdrowia (ranną nogę) został zwolniony ze służby. W listopadzie tego samego roku po pobycie w szpitalu w Opawie powrócił jednak do armii z przydziałem do Stacji Zbornej w Pradze. Nigdy już nie powrócił do normalnej formy i gdy w 1918 roku zamieszkał w Choczni na stałe, poruszał się o lasce. Wcześniej opiekę nad trzema córkami i dwoma synami sprawowała jego żona Agnieszka z Domagalskich. Jej starania nie były łatwe, jeżeli wziąć pod uwagę, że znalazła się z dziećmi w zupełnie nowym środowisku i w dodatku na początku bez środków finansowych. Mogła jednak liczyć na życzliwą pomoc choczeńskich sąsiadów. Dwaj synowie Tałasiewiczów chodzili do szkoły w Choczni. Starszy Aleksander po jej ukończeniu rozpoczął naukę w wadowickim gimnazjum, a młodszy Jan działał także w zastępie harcerskim w Choczni. Do wadowickiego gimnazjum uczęszczała również ich siostra Elżbieta, a kolejna siostra Bronisława uczyła się prywatnie. Najstarsza Józefa była już dorosła i pracowała jako nauczycielka w Marcyporębie. W 1919 roku wyszła w Choczni za mąż za Jana Filara, a  w 1920 roku razem z mężem ochrzciła w choczeńskim kościele parafialnym syna Antoniego. Po wojnie Władysław Tałasiewicz dorobił się na handlu końmi i zakupił małe gospodarstwo w Choczni za torami kolejowymi, położone bliżej Wadowic. W 1922 roku podjął decyzję o przeprowadzce z rodziną do Kielc. W tamtejszej katedrze wspomniana wyżej jego córka Bronisława wyszła za mąż za chocznianina Wojciecha Widlarza, zawodowego żołnierza Wojska Polskiego.

Jeżeli chodzi o dalsze losy Tałasiewiczów, to:

- Aleksander Tałasiewicz był przed II wojną światową podoficerem w 8. Pułku Ułanów w Rakowicach (Kraków), w czasie okupacji działał w Armii Krajowej, w PRL dosłużył się w wojsku w służbie czynnej i administracji stopnia majora, a na emeryturze osiadł w Krzeszowicach,

- Józefa Filar z domu Tałasiewicz również mieszkała z mężem w Krzeszowicach, a jej  urodzony w Choczni syn Antoni był w czasie II wojny światowej ofiarą niemieckich eksperymentów medycznych,

- Elżbieta Tałasiewicz dwukrotnie wychodziła za mąż i mieszkała w Kielcach,

- mieszkanką Kielc był również jej siostra Bronisława Widlarz, która zmarła w 1957 roku,

- Jan Tałasiewicz, podoficer kawalerii, walczył w czasie II wojny światowej w AK, został zatrzymany przez Niemców i 19 września 1943 roku rozstrzelany koło kościoła św. Wojciecha w Kielcach; osierocił 2 córki i miesięcznego syna.

- Władysław Tałasiewicz zmarł w 1933 roku w Kielcach.

Kolejną rodziną uchodźców w Choczni byli Chmielowie spod Stanisławowa, którzy znaleźli schronienie w Choczni pod nr 470. W 1917 roku Bazylemu Chmielowi, konduktorowi kolejowemu i jego żonie Wandzie Elżbiecie z domu Weber urodził się w Choczni syn, który na chrzcie otrzymał imiona Juliusz Jan. Choć Chmielowie po wojnie wrócili do Stanisławowa, to Juliusza Jana ze względu na miejsce urodzenia można zaliczyć do grona oficerów wywodzących się z Choczni. Zmarł nagle na zawał 8 października 1948 roku w angielskim obozie Witley Camp, jako podporucznik Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Prawdopodobnie do listy uchodźców w wojennych w Choczni można zaliczyć też kolejarza Bazylego Tarnopolskiego, wyznania grekokatolickiego, który w 1917 roku jako mieszkaniec domu nr 350 ochrzcił wraz z żoną Barbarą w choczeńskim kościele parafialnym córkę Aleksandrę.

Oprócz nich w Choczni w latach 1914-1918 przebywali inni uchodźcy z powiatów tarnowskiego, gorlickiego i sanockiego, których personalia nie są znane. Łącznie było to kilkadziesiąt osób. Wśród nich byli też ranni i wypisani po leczeniu ze szpitali. Ponieważ nie posiadali oni na ogół gotówki, ani zapasów żywności i nie otrzymywali żadnej odgórnej pomocy rządowej, to byli zdani na prywatną ofiarność. Do kwietnia 1915 roku choczeńska gmina otrzymała dla nich jedynie pomoc w wysokości 50 koron od komitetu charytatywnego arcybiskupa Sapiehy, a także datki zebrane w Wadowicach przez panie Arzt i Rzędzianowską. Choczeńska Kasa Zapomogowo-Pożyczkowa Raiffeisen uchwaliła natomiast w 1915 roku, że przekaże 25% swojego zysku dla poratowania tych nieszczęśników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz