czwartek, 27 czerwca 2024

Stare fotografie z Choczni


 Fotografia została wykonana pod koniec kwietnia 1934 roku przed szkołą podstawową w dolnej części Choczni i przedstawia jej kierownika Andrzeja Gondka w otoczeniu swoich uczniów (roczniki urodzone w latach 20. XX wieku). Pretekstem do wykonania tego zdjęcia było odejście kierownika Gondka na emeryturę po 40 latach pracy w zawodzie nauczyciela i 16 latach kierowania szkołą w Choczni. Uroczystości pożegnania zasłużonego kierownika, a zarazem przewodniczącego Akcji Katolickiej w Choczni trwały dwa dni. W oba te dni zostały odprawione w intencji państwa Gondków uroczyste msze św. z występami muzycznymi i wokalnymi miejscowych katolickich stowarzyszeń młodzieży i dzieci szkolnych. Udział mieszkańców Choczni w tych pożegnaniach był tak liczny, że duża sala Domu Katolickiego nie mogła pomieścić zebranych. W licznych przemówieniach: duchowieństwa i osób świeckich, matek, młodzieży szkolnej, pozaszkolnej i delegata nauczycielstwa wyrażono p. Gondkowi pełno uznanie za sumienną i owocną pracę w szkole oraz za bezinteresowną, a bardzo ofiarną pracę społeczną. Andrzej Gondek nie tylko żegnał się z pracą w Choczni, ale także opuszczał ją na stałe, przenosząc się do Krakowa. Jego następcą na stanowisku kierownika szkoły został Michał Kornelak. Niewielkie rozmiary fotografii utrudniają identyfikację pozostałych uwiecznionych na niej dorosłych osób. Obok kierownika Gondka (wąsaty mężczyzna pod krawatem w środku fotografii) siedzi jego żona Maria, która także uczyła w Choczni. Widoczny na zdjęciu przedstawiciel duchowieństwa to ksiądz wikariusz Leon Bzowski, przybyły do Choczni dwa lata wcześniej i zastępujący schorowanego proboszcza ks. Dunajeckiego. 

poniedziałek, 24 czerwca 2024

Lekarze w Choczni - Małgorzata Gajniak

 Małgorzata Gajniak 

(ur. 12.07.1957 Kraków – zm. 26.05.2024)


Lekarz pediatra, neonatolog. Leczyła dwa pokolenia choczeńskich dzieciaków. Swoich małych pacjentów zawsze traktowała z dużą cierpliwością i wyrozumiałością. 
Absolwentka Liceum Ogólnokształcącego w Andrychowie (1976) i Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach (1982). W latach 1982-84 pracowała na stażu w szpitalu w Myszkowie. Od 2.12.1984 lekarz w Wadowicach, rok później została kierownikiem Poradni Medycyny Szkolnej. Następnie podjęła pracę w Poradni Dziecięcej Wiejskiego Ośrodka Zdrowia w Choczni (od 1988 r.). Była również współwłaścicielką ZPOZ „Duo-Med” w Choczni (od 1999 r.) i mieszkanką miejscowości, w której pracowała. W 1991 r. uzyskała Specjalizację I stopnia z pediatrii. Należała do Beskidzkiej Izby Lekarskiej. Jej ojciec Franciszek Gądor był również lekarzem (w Andrychowie), matka Janina pochodziła z Wilna. P. Gajniak spoczęła obok rodziców na cmentarzu komunalnym w Andrychowie, w pobliżu znajduje się również grób jednego z jej dwóch synów.

czwartek, 20 czerwca 2024

Akcja UB i MO w Choczni w sierpniu 1954 roku

 13 sierpnia 1954 znaczne siły Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej otoczyły ściśle część Choczni. Celem ich akcji było ujęcie mężczyzny ukrywającego się w domu Ludwika i Elżbiety Ciborów. O jego pobycie w tym miejscu PUBP w Wadowicach dowiedział się najprawdopodobniej na podstawie donosu. Ponieważ nie udało się zadziałać z zaskoczenia, a ukrywający nie zamierzał oddać się dobrowolnie w ręce sił bezpieczeństwa, to wywiązała się strzelanina. Według świadków pociski uderzały w dachówki nawet dość daleko oddalonych od miejsca akcji domów. W wyniku wymiany ognia ukrywający się poniósł śmierć. Świadkowie tego wydarzenia zapamiętali, że funkcjonariusze sił bezpieczeństwa bezceremonialnie przeciągnęli trupa za nogi na drugą stronę Choczenki, załadowali go na samochód ciężarowy i odjechali w stronę Wadowic. Ludwik Cibor został aresztowany pod zarzutem pomocy w ukrywaniu się poszukiwanej i niebezpiecznej osoby. Podobno ukrywający się mężczyzna miał być nieujawnionym przed władzami partyzantem, a zarazem krewnym Cibora ze strony matki. Tyle do dzisiaj zachowało się w pamięci rodziny Ludwika Cibora i jego sąsiadów. Natomiast nikt nie zapamiętał sobie nazwiska zastrzelonego mężczyzny ani dokładnych powodów ukrywania się przed władzami PRL. Czy był to jakiś pospolity przestępca, czy też jeden z ostatnich w okolicy członek podziemia antykomunistycznego? W zasadzie wszystkie znane grupy zbrojne w rejonie Wadowic zostały zlikwidowane wcześniej, bo w latach czterdziestych i na początku następnej dekady, a na wolności pozostawał jeszcze Jan Sałapatek ps. "Orzeł", ujęty dopiero 18 stycznia 1955.

Zupełnie przypadkowo udało mi się dotrzeć do nowych faktów dotyczących osoby zastrzelonej w Choczni w 1954 roku i ustalić jej tożsamość. Przeglądając archiwalne podanie jednego z pochodzących z Choczni funkcjonariuszy UB i MO, który starał się o przyjęcie do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, natrafiłem na wzmiankę, że w drugiej połowie 1954 roku brał on udział "przy likwidacji bandyty Kruliczka, który pochodził z okolicy Rzyki." Ów funkcjonariusz powołał się przy tym na świadka, również uczestniczącego w tej akcji z ramienia MO i także pochodzącego z Choczni, który potwierdził, że "jesienią 1954 roku wraz z grupą operacyjną, w której znajdował się również i funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa Wadowice XX braliśmy udział w likwidacji bandy zbrojnej Stefana Króliczka na terenie Choczni. Pamiętam dokładnie, że XX brał udział w likwidacji bandy, gdyż znajdował się w mej grupie, która dokonała przeszukań zabudowań w Choczni."

Kwerenda w aktach metrykalnych parafii Rzyki wykazała, że chodzi tu o Stefana Króliczka, syna Adama i Zofii z domu Kiljan, urodzonego w Rzykach 31 lipca 1916 roku. W metryce jego chrztu istnieje dopisek, że zmarł w Wadowicach 14 sierpnia 1954 roku. Ponieważ ojciec Ludwika Cibora też pochodził z Rzyk, to podana wyżej informacja o jego pokrewieństwie z Króliczkiem może być prawdziwa.

Według akt zgromadzonych przez IPN Stefan Króliczek, wraz z Józefem Stypułą i Władysławem Hajdyłą mieli być członkami podziemnej organizacji "Organ Walk z Komunizmem". Wiadomo, że w trójkę ukrywali się u Stanisława Pacygi w Suchej, a w marcu 1954 roku Stypuła i Króliczek znaleźli chwilowe schronienie pod dachem Józefa Łysonia w Rzykach. 

Być może w tych aktach znajdują się również wskazówki, co miejsce pochówku Stefana Króliczka.


poniedziałek, 17 czerwca 2024

"Życie Warszawy" o kapitanie Władysławie Bryndzy

"Życie Warszawy"  w nr 51 (28.02/01.03) z 1954 roku prezentowało sylwetkę delegata na II Zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysława Bryndzy z Choczni. 

Władysław Bryndza - szyper trawlera

Tak się jakoś złożyło, że delegat rybaków morskich na II Zjazd Partii jest z pochodzenia... góralem. Władysław Bryndza, szyper super-trawlera „Regalica", urodził się w r. 1923, w podgórskiej wsi Chocznia (pow. wadowicki). Wieś to była duża, lecz uboga, ziemia licha, wielu mieszkańców dojeżdżało do Bielska lub Andrychowa na dorobek. Tak również zarabiał na życie ojciec Władysława, robotnik kolejowy. Mimo bardzo ciężkich warunków udało się młodemu ukończyć do chwili wybuchu wojny szkolę powszechną i trzy klasy gimnazjum. Na książki i zeszyty pieniądze dawał brat - ślusarz. Władysław od dzieciństwa garnął się do nauki. Nawet wywiezienie na roboty do Niemiec w 1941 r. nie zdołało oderwać go zupełnie od książek. Nocami, w baraku gdzie mieszkał wraz z paru kolegami z gimnazjum, krążyły pomiędzy nimi podręczniki historii czy matematyki, starannie ukrywane przed strażnikami. Chłopcy wspólnie powtarzali to, czego nauczyli się w szkole, aby tylko nie zapomnieć. Hitlerowska przemoc nie zdołała także wyrwać z serca Władysława wiary głębokiej, że wróci do wolnej Polski - i że się będzie dalej uczył. Rezultaty tych wielu godzin nauki były poważne. W lipcu 1945 Władysław zdał małą maturę, a we wrześniu - egzamin do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni, która poszukiwała kandydatów. Ukończywszy szkolę z dobrym wynikiem, Bryndza rozpoczął pracę w „Dalmorze" jako młodszy rybak, a że był zdolny i pracowity, już w 1950 r. został szyprem na statku „Urania". Miał wtedy 26 lat. W pierwszą podróż trawler wypłynął na Morze Północne. Młodemu kapitanowi było nielekko. Na statku nie było poza nim ani jednego człowieka z wykształceniem nawigacyjnym i cała ta robota, normalnie wykonywana przez oficera-nawigatora, spadła dodatkowo na jego barki. Trawler również pozostawiał wiele do życzenia: stary, słaby, wymagał częstych remontów i postojów w obcych portach. Mimo to połowy były dobre. Bryndza od początku miał „szczęście" do ryb! Rybacy chętnie pracowali pod jego kierownictwem. Te pierwsze podróże były niełatwe i dlatego, że w owych latach „element morski" składał się z różnorodnej mieszaniny poszukiwaczy  wrażeń, młodych i niedoświadczonych rybaków, chłopców ze Śląska i Rzeszowa - i dla niejednego z nich wyjazd na morze oznaczał miraż przygody, pijatykę, zabawy... Bryndza miał jednak duży wpływ na towarzyszy. Nigdy nie wydawał polecenia, nie przemyślawszy go przedtem dokładnie, a raz wydawszy, wymagał ścisłego wypełnienia. Oddany Ludowej Ojczyźnie i sprawie pomnożenia jej sił - rozumiał, że przede wszystkim własnym przykładem musi oddziaływać na podwładnych. W 1951 roku otrzymał większy statek „Merkury", na którym zdobył proporzec przechodni współzawodnictwa. Rósł autorytet moralny Władysława wśród załogi, rosło zaufania dyrekcji „Dalmoru". Na wiosnę 1953 Bryndza został instruktorem i kierownikiem połowów na statku „Morska Wola". Pokazał wtedy, że potrafi uczyć młodych szyprów, wypływał z nimi na morze, był wszędzie tam, gdzie połowy szły słabo, instruował cierpliwie, zachęcał do nauki i stałego podwyższania kwalifikacji.  Jesienią ub. roku jako szyper statku „Jowisz" złowił rekordową ilość 280 ton śledzi, wykonując plany połowów w listopadzie - w 240 proc., a w grudniu w 290 proc. Miał już wtedy Srebrny Krzyż Zasługi za dobre wyniki w pracy. Szyper Bryndza - porucznik Marynarki Handlowej - dobrze pojmuje i dobrze wykonuje zadanie członka Partii, do której należy od 1948 r. Na statku dokłada starań, aby jego załoga nie tylko znała swój fach, ale rozumiała patriotyczny sens pracy wiernej służby Polsce, aby stale podnosiła swój poziom moralno-polityczny, aby w portach zagranicznych godnie reprezentowała miano obywatela i marynarza Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W chwili obecnej Bryndza przechodzi kurs dalszego podwyższania kwalifikacji, przygotowując się do objęcia nowego pięknego statku „Regalica" polskiej produkcji, który 10 marca zostanie oddany do eksploatacji. Władysław Bryndza to wierny syn Polski i Partii, ofiarny wychowawca naszych młodych morskich kadr rybackich. Jako delegat na II Zjazd Partii będzie z pewnością godnym wyrazicielem najszlachetniejszych wartości oraz myśli tych, którzy go wybrali.


Władysław Bryndza rzeczywiście został kapitanem wspomnianego wyżej statku "Regalica" w 1955 roku. Później był między innymi dowódcą wycieczkowca „Mazowsze”, SS „Tobruk”, MS „Gwardia Ludowa” (od jego zwodowania w 1969 roku), czy kontenerowca „Jasło”  pływającego między Gdynią a Ipswich (1971-72). Udzielał się również jako sekretarz Związku Zawodowego Marynarzy i Portowców (1958) i członek Rady Stowarzyszenia Kapitanów Żeglugi Wielkiej (1993). Po śmierci spoczął na Cm. Parafialnym w Wadowicach.

czwartek, 13 czerwca 2024

Nauczyciele w Choczni - Mieczysław Ptak

 Dane biograficzne zmarłego niedawno Mieczysława Ptaka, nauczyciela w szkole podstawowej w Choczni Dolnej, zebrały dla "Chocznia kiedyś" Maria Biel-Pająk i Agnieszka Jusińska.


Mieczysław Ptak urodził się 18 lipca 1946 w miejscowości Breń koło Tarnowa.

Był absolwentem LO im. St. Konarskiego w Krakowie (1965) i Studium Nauczycielskiego w Tarnowie (1971)  na kierunku nauczanie początkowe i zajęcia praktyczno-techniczne. 

Pracował kolejno w: 

  • internacie LO oo. pijarów w Krakowie (1965-68), 
  • SP w Łęgu Tarnowskim i w Ryglicach (1969), 
  • SP nr 38 w Krakowie (1971-74), 
  • SP w Nowej Jastrząbce (1974-75), 
  • SP w Zborowicach (od 1975 r. ). 
Od 1 sierpnia 1977 roku został zatrudniony w Szkole Podstawowej nr 1 w Choczni. Uczył zajęć praktyczno-technicznych i plastyki, jako wieloletni instruktor ZHP prowadził drużyny zuchowe, był szkolnym koordynatorem do spraw podręczników. W Choczni przepracował 20 lat.

Znany był również jako honorowy dawca krwi, interesował się fotografią, numizmatyką i filatelistyką - gromadził zbiór tematycznie związany z Janem Pawłem II.

19 stycznia 1980 ożenił się z chocznianką Zofią Bryndza, córką Jana i Marii z domu Drożdż, z którą miał dwoje dzieci.

Zmarł 2 maja 2024 w wadowickim szpitalu, spoczywa na cmentarzu w Barwałdzie.

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Choczeńska kronika wypadków - część XXII

 Katowicki dziennik "Polonia", wydawany przez Wojciecha Korfantego, w numerze z 22 grudnia 1929 roku podawał: 

Katastrofa automobilowa. 18 bm. miała miejsce w Choczni katastrofa autobusowa. Autobus jadący z Oświęcimia przez Wadowice i Andrychów do Białej, wpadł wskutek defektu w kierownicy w całym pędzie do przydrożnego rowu. przewracając się na bok. Z pięciu pasażerów wszyscy odnieśli większe lub mniejsze obrażenia.  Szofer wyszedł z katastrofy bez szwanku.  Autobus poważnie uszkodzony.

Nieco podobny wypadek wydarzył się prawie dokładnie 5 lata później, o czym informował krakowski "Nowy Dziennik" z 21 grudnia 1934 roku:

KATASTROFA AUTOMOBILOWA. P. Kramarz właściciel auta, jadąc z Wadowic do Andrychowa wskutek złamania osi kierownicy wpadł w Choczni do rowu. Przechodzący tam urzędnik pocztowy W. Ślusarczyk został potrącony przez auto i doznał ogólnych obrażeń cielesnych. W. Ślusarczyka przewieziono do Szpitala Powszechnego w Wadowicach. 

Z kolei "Gazeta Lwowska" w numerze z 19 lipca 1880 roku donosiła:

Wadowice. Śmierć w płomieniach znalazła służąca Teresa Klaczakówna w Choczni podczas gwałtownego pożaru, który nocną porą zniszczył całe mienie jej chlebodawcy. Przyczyna pożaru nie została sprawdzoną.  

Z metryki zgonu Teresy Klaczak, wynika, że do pożaru doszło 9 czerwca 1880 roku i ofiara nie skończyła jeszcze 18 lat - urodziła się bowiem 14 października 1862 roku (jako córka Ignacego i Marianny z domu Szczur).

O następnych pożarach w Choczni i w okolicy przeczytać można w krakowskich "Nowinach" z 27 lipca 1911 roku:

W Choczni u Katarzyny Czech zajął się budynek mieszkalny, a ogień, dzięki energii komendanta straży pożarnej w Choczni, zlokalizowano. W Brodach ad Kalwarya budynek mieszkalny i budynki gospodarcze ze zbiorami Kołodzieja w samo południe spaliły się do szczętu — przytem spaliła się krowa, świnia i pies na łańcuchu. Dnia 23 b. m. spalił się w Woźnikach dom Sobków z całem urządzeniem o 10 rano. 

Natomiast z krótkiej notatki w "Krakusie" z 30 lipca 1892 roku dowiadujemy się nie tylko o utonięciu w Choczni, ale i o ówczesnych sposobach postępowania z ofiarami tego typu wypadków:

W Choczni dziewczynka 3-letnia, córka p. Jana Pindla, chcąc zaczerpnąć wody ze studni garnuszkiem, wpadła do takowej. Rodzice natychmiast pospieszyli z ratunkiem, ale ratunek okazał się bezskutecznym, tym więcej, że ktoś z bardzo mądrych doradców kazał dziewczynę położyć twarzą do ziemi, zamiast, jak to się zwykle dzieje w utopieniach, tarzać ją i rozcierać. 


czwartek, 6 czerwca 2024

Prawo do polowań w galicyjskiej Choczni

 

Prawo polowania w austriackiej Galicji  było przywiązane do własności gruntu i służyło każdoczesnemu większemu posiadaczowi gruntów, który mógł swobodnie rozstrzygać, czy będzie wykonywał to prawo we własnym zakresie przez samodzielne organizowanie polowań (o ile posiadał do tego stosowne uprawnienia), czy też prawo to wydzierżawi. Prawo do samodzielnego organizowania polowań lub dzierżawienia polowań posiadała też każda gmina na gruntach stanowiących majątek lub dobro gminy (od 1909 roku o powierzchni co najmniej 115 hektarów).

Stosownie do tych przepisów prawnych Rada Gminna w Choczni uchwaliła w 1868 roku, że polowania na gruntach gminy Chocznia i przynależnych do niej należy wydzierżawić na lat 5 przez publiczną licytację. Zwycięzcą tej licytacji został p. Hawełka, który pod koniec dzierżawy, to jest w lipcu 1873 roku zabiegał o jej przedłużenie na kolejne 5 lat. Ówczesny wójt Franciszek Guzdek i czterech delegowanych radnych: Walenty Szczur, Jan Woźniak, Franciszek Cibor i Józef Guzdek mieli na podstawie uchwały gminy negocjować kolejny kontrakt z Hawełką, przyjmując za podstawę zapisy poprzedniej umowy dzierżawy. Hawełka miał zakaz polowania w lecie, a gdy „owsy, koniczyny i lny stać na polach jeszcze będą” myśliwi mieli obchodzić je przez uwrocia, czyli końce pól, gdzie nawracano zaprzęgami końskimi lub wolimi.

W 1883 roku władze gminne spóźniły się z ogłoszeniem kolejnej licytacji na prawo dzierżawy polowań, co miały obowiązek uczynić na trzy miesiące prze ukończeniem terminu poprzedniej dzierżawy, która dobiegła końca 18 lipca 1883 roku. Nową licytację zarządzono dopiero 27 lipca i jej termin wyznaczono na 22 sierpnia. Z powodu krótkiego czasu od ogłoszenia do licytacji zgłosiło się na nią tylko dwóch oferentów: p. Gładysz, wadowicki rzeźnik i p. Dobrzański, sekretarz rady powiatowej w Wadowicach. Wójt Czapik i radny Pietruszka protestowali bezskutecznie przeciw dopuszczeniu pierwszego z wymienionych wyżej, ponieważ nie okazał on pozwolenia na posiadanie broni myśliwskiej. Urzędnik prowadzący licytację zadowolił się tylko oświadczeniem Gładysza, że stosowne pozwolenie posiada i dopuścił go do licytacji. Jej zwycięzca nie został w dokumentach gminy wymieniony, ale wylicytowana kwota za dzierżawę (55 zł reńskich za rok) była dla władz choczeńskiej gminy zbyt niska. Nie tylko nie dorównywała poprzednio obowiązującej kwocie dzierżawy (75 zł reńskich za rok), ale także odbiegała od warunków wylicytowanych przez inne gminy z rejonu Wadowic. Jako przykład podano Gorzeń, który za oferowany teren do polowań o powierzchni 300 mórg uzyskał dzierżawę w wysokości 15 zł rocznie. Ponieważ Chocznia wystawiała na licytację teren o powierzchni 3.558 mórg, to oczekiwała za niego około 200 zł czynszu dzierżawnego rocznie. Dlatego władze gminy wystosowały oficjalny protest do starostwa i zażądały powtórnej licytacji. Cała sprawa ciągnęła się aż do jesieni 1885 roku. Wtedy to zwycięzcą licytacji na prawo dzierżawy polowań ogłoszono wójta Józefa Czapika, Co ciekawe, wójt wylicytował czynsz dzierżawny w wysokości 40 zł reńskich rocznie, czyli o 15 zł niższy, niż oprotestowany przez niego dwa lata wcześniej.

Po upływie 5 lat dzierżawy w dniu 30 marca 1890 radni choczeńscy na wniosek Józefa Guzdka postanowili przesłać prośbę do starostwa w Wadowicach, by przedłużyć kontrakt z Józefem Czapikiem, naczelnikiem gminy Chocznia, na kolejne 5 lat i na tych samych warunkach (40 zł reńskich rocznie). Radni uznali, że Czapik odpowiada warunkom o prawie polowania i „nie dla zysku, lecz dla ochrony od kłusowników i dla rozrywki utrzymuje dzierżawę polowania”.

Kolejny raz sprawą polowań na terenie Choczni radni gminni zajęli się w 1900 roku. Ówczesnym dzierżawcą prawa polowań był następny wójt Antoni Sikora, który zaapelował, by przyznać mu to prawo ponownie na okres 6 lat, począwszy od 1 stycznia 1901 roku. Radni poparli ten apel i postanowili odstąpić od licytacji, a prawo do polowań przyznać Sikorze z wolnej ręki. Utrzymano również dotychczasowy czynsz dzierżawny płacony przez naczelnika gminy w wysokości 114 koron rocznie, czyli 57 dawnych złotych reńskich (reformę walutową i wymianę reńskich na korony przeprowadzono w 1892 roku).

7 sierpnia 1904 roku radny Józef Czapik wystąpił z wnioskiem, by zgłosić do starostwa rozszerzenie powierzchni dzierżawionej przez gminę do polowań o obszar dawnego majątku sołtysiego, w tym czasie już całkiem rozparcelowanego, co mogłoby przynieść Choczni dodatkowy dochód. Radni przyjęli ten wniosek do wiadomości.

O tym, że z prawa dzierżawy choczeńskich terenów do polowań faktycznie korzystano, świadczą dawne doniesienia prasowe.

Na przykład 16 grudnia 1902 roku podczas polowania, które zorganizowali w Choczni starosta Geppert i radca dworu Szlachtowski (płacąc za nie Sikorze), ośmiu myśliwych upolowało lisa i 47 zajęcy, o czym donosił „Łowiec” – organ Galicyjskiego Towarzystwa Łowieckiego.

Józef Turała w „Kronice wsi Chocznia” podaje, że z prawa do polowań korzystali też mieszkający w Choczni: Szymon Łapka (karczmarz), Antoni Sikora (kowal), czy Jan Turała (mistrz murarski).

poniedziałek, 3 czerwca 2024

Choczeńskie rody - Krystyanowie/Krystianowie

 

Nazwisko Krystian, pisane też Krystyan lub Chrystian można przetłumaczyć na język polski jako chrześcijanin. W takiej formie również występuje w Choczni w dwóch zapisach małżeństw z II połowy XVII wieku, to znaczy w 1672 roku, gdy Zuzanna Chrześcijanka poślubiła Wawrzyńca Skowronka oraz w 1674 roku, gdy Katarzyna Chrześcijanka wychodziła za mąż za Grzegorza Twaroga. Ciągła obecność tego nazwiska w Choczni zaczyna się jednak dopiero od 1794 roku, czyli chrztu Franciszka Chrystiana, syna Macieja i Heleny z domu Pietruszka. Być może Maciej Chrystian jest tożsamy z 50-letnim Janem Maciejem (Mattysem), który pięć lat wcześniej ożenił się w Choczni z 24-letnią Heleną Pietrusionką. Pierwsi Chystianowie/Krystynowie mieszkali w domu nr 25 na dzisiejszym Osiedlu Malatowskim. Co ciekawe, Maciej Chrystian w 1802 roku został zapisany w „Regestrze taczma” jako Maciej Masarski (czyżby od wykonywanego zawodu?). 

W 1817 roku Franciszek Krystyan, syn owego Macieja, zawarł związek małżeński z Teklą z domu Woźniak i ta właśnie para to przodkowie wszystkich kolejnych Krystyanów z Choczni. Franciszek był właścicielem 5-morgowego gospodarstwa i dodatkowo zarabiał jako murarz. Ten fach przejął po nim jego syn Józef Krystyan, żyjący w latach 1829-1887, który ożenił się z 17 lat starszą Teklą z domu Widlarz, wdową po Melchiorze Kręciochu. Starszy brat Józefa - Jan Krystyan (1823-1878) wyprowadził się z Choczni do Andrychowa wraz z żoną Agnieszką z Rokowskich i trójką dzieci, początkując tamtejszą linię tego rodu. 

W 1875 roku Kystyanowie mieszkali w Choczni w dwóch domach: wspomniany wyżej Józef pod nr 337, a jego starszy brat Wojciech Krystyan (1821-1890) z żoną Magdaleną z Piątków w dalszym ciągu na obecnym Osiedlu Malatowskim. 

W marcu 1910 roku „Bielitzer Bialär Anzeiger” zamieścił ogłoszenie o zaręczynach Antoniny Stanisławy Krystian, urodzonej w 1889 roku w Choczni, córki murarza Józefa Krystiana i Wiktorii z domu Gałuszka, która zamieszkiwała w śląskich Lipinach (obecnie część Świętochłowic) przy Beuthenerstrasse 8b, czyli w stosunku do Choczni w innym państwie (Prusach). Jej wybrankiem był trzy lata starszy dorożkarz Filip Niewiadomski, także mieszkający w Lipinach, ale pochodzący z Stubendorf, powiat Gross-Strehlitz - obecnego Izbicka koło Strzelec Opolskich. Ogłoszenie o ich zapowiedziach ukazało się dlatego w „Bielitzer Bialär Anzeiger”, ponieważ w stosunku do macierzystej parafii Antoniny (Choczni) była to najbliżej wychodząca gazeta w języku niemieckim, obowiązującym w urzędzie w Lipinach. Po ślubie Niewiadomscy doczekali się jedenaściorga dzieci: siedmiu synów i czterech córek. Ich związek trwał 46 lat, aż do śmierci Antoniny w 1956 roku.

Niechlubnie zapisał się w historii brat wspomnianej Antoniny -Władysław Krystyan, z zawodu malarz pokojowy, absolwent dwóch klas szkoły ludowej. W krótkim czasie na przełomie 1922 i 1923 roku dokonał on wraz z zorganizowaną szajką dwukrotnych napadów na kościół w Choczni i plebanię. Za pierwszym razem łupem złodziei padły między innymi dwa pozłacane kielichy, a drugi z napadów zakończył się strzelaniną z ówczesnym choczeńskim wikariuszem i ujęciem sprawców. Dla Władysława Krystyana nie był to ani pierwszy, ani ostatni kontakt z wymiarem sprawiedliwości. Gdy w 1934 roku złapano go na kradzieży w Berlinie, to przyznał się, że  do tej pory był ośmiokrotnie karany. Władze bezpieczeństwa III Rzeszy odrzucały wszelkie jego podania o zwolnienie, wskazując, że jest recydywistą nierokującym poprawy, który do 1938 roku aż 17 lat swojego życia spędził w różnych więzieniach i aresztach. Ostatecznie zmarł w 1943 roku, jako więzień kryminalny obozu koncentracyjnego Sachsenhausen pod Oranieburgiem.

Z kolei Wiktoria Krystyan, siostra Antoniny i Władysława, wyemigrowała ze swym mężem Wacławem Szczurem do Chicago. Tymczasem w rozpoczętej w 1914 roku I wojnie światowej ranny został Andrzej Krystyan, starszy brat Antoniny, Władysława i Wiktorii, który służył w 16. kompanii 56. Pułku Piechoty. W 1916 roku urodziła się w Choczni jego córka Rozalia, później po mężu Guzdek, ostatnia osoba o nazwisku Krystian, która była chrzczona w Choczni w I połowie XX wieku. W okresie międzywojennym Andrzej Krystyan przebywał i pracował w Niemczech, a w czasie II wojny światowej podpisał w Choczni volkslistę. Wskutek tego po wojnie stracił swój choczeński dom (nr 408), uznany za mienie poniemieckie. 

W wykazie choczeńskich gospodarstw rolnych z 1960 roku jedyną osobą o nazwisku Krystian jest wymieniona wyżej jego córka Rozalia. Natomiast w spisie choczeńskich wyborców z 1973 roku ujęto Zenona Krystiana, który urodził się w Oświęcimiu, jako syn pochodzącego z Ryczowa Władysława Krystiana i Genowefy z domu Gierek, a w 1972 roku ożenił się w Choczni  z Krystyną z domu Bryndza.

W 2022 roku mieszkało w Polsce 370 osób o nazwisku Krystian (najwięcej w powiecie wadowickim)  i 77 Krystyanów, z których większość była zameldowana w Krakowie.