W 1941 roku, podczas budowy magazynu w Choczni, Feliks Miś spotkał Niemca o nazwisku Schmelzer, który był osiedlonym w okolicy bauerem po wysiedleniu polskich gospodarzy. Ten sam Schmelzer, majster ciesielski w łagrze, nadzorował prace, był surowy i często krzyczał na robotników. Feliks Miś, mając problem z kopaniem rowków, skonfrontował się z nim, nazywając go „Szwabem”, po czym Schmelzer zniknął – podobno z powodu choroby żołądka trafił do szpitala, a później do innego obozu dla Niemców. W okolicy znajdował się obóz dla Niemców, skąd przyjeżdżali po prowiant. Byli oni w lepszej kondycji niż Polacy, lepiej odżywieni i pewni siebie.
W okresie od 10 kwietnia do 17 września 1946 roku Feliks Miś przebywał w obozie, a następnie został skierowany do pracy w kopalni węgla w Samocwietie. Pracował na tzw. „wtorajej szachcie” na głębokości około 180 metrów, do której schodziło się po stromych, śliskich drabinach. Winda, obsługiwana przez młodą Rosjankę, służyła tylko do transportu urobku. Warunki pracy były bardzo ciężkie – Miś opisuje cztery Rosjanki, które wywoziły węgiel wózkami, śpiewając mimo głodu i biedy. Jedna z nich opowiadała o trudnej sytuacji swojej rodziny – jej mąż był na wojnie, a ona sama utrzymywała siedmioro dzieci, dzieląc się z nimi skromnym przydziałem chleba (600 g dla niej, 100 g na dziecko).
Przydziały żywnościowe były minimalne i często rozkradane. Pracujący w kopalni dostawali teoretycznie 800 g chleba dziennie, ale w rzeczywistości było to bliżej 700 g. Normy żywnościowe były wywieszane na tabliczkach z hasłem „kto nie pracuje, ten nie je”. W skład przydziału wchodziło m.in. 100 g machorki miesięcznie, łyżka cukru tygodniowo, 0,5 l herbaty rano i wieczorem oraz rzadka zupa. Zupy były wodniste, a ich skład zależał od dostępnych zapasów – mąki, kaszy jaglanej lub ryb. Górnicy otrzymywali nieco więcej jedzenia, ale i tak było to niewystarczające. Głód zmuszał ludzi do jedzenia odpadów, a nawet pokrzyw, co prowadziło do chorób i śmierci. Miś unikał takich praktyk, co pomogło mu przetrwać.
Warunki w kopalni były ekstremalnie trudne. Pracownicy cierpieli na kurzą ślepotę z powodu braku światła słonecznego. Praca polegała na ręcznym kopaniu węgla kajołką, a normy wynosiły 80 cm postępu w węglu lub 40 cm w kamieniu dziennie. Po każdym wykopie należało zabezpieczać ściany stemplami i deskami, co było dodatkowym obciążeniem. Miś opisuje wypadek, gdy w chodniku, w którym pracował z kolegą, spadł głaz ze stropu. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale incydent ten wystraszył jego towarzysza. Inny wypadek dotyczył kolegi, który odciął sobie palce siekierą – śledztwo uznało to za celowe działanie, a poszkodowany trafił do karceru.
W obozie kwitło „organizowanie”, czyli kradzież i oszustwa w celu zdobycia jedzenia czy innych potrzebnych rzeczy. Handlowano wszystkim – od mydła po machorkę, wymieniano się z Rosjanami, którzy przynosili np. szczypior czy placki. Oszustwa były powszechne – Miś opisuje, jak Rosjanki mieszały machorkę z trawą, a Polacy produkowali fałszywe mydło z drewnianym wkładem. Handlowano także rzeczami osobistymi, jak zegarki czy buty, choć oficjalnie było to zabronione. Feliks Miś wspomina przypadek oszustwa, gdy zużyte buty naprawiono tak, by wyglądały jak nowe, i sprzedano je Rosjaninowi.
On sam próbował coś sobie zrobić, by nie iść do kopalni - postanowił sobie podłożyć nogę pod wózek z węglem, gdy przesuwał się pod szyb, ale gdy tylko usłyszał z daleka, to wyobraził sobie, jak się krew leje i zaniechał tego sposobu. Innym razem przed Świętami Bożego Narodzenia kombinował, żeby nie iść do roboty w święta. Kilka dni przed świętami, gdy pracował sam, uderzył się kilka razy szybko raz za razem kamieniem w wierzch lewej dłoni. Pierwszy raz zabolało, ale drugiego i trzeciego razu już-nie czuł, tylko gorąc w ręce. Po chwili ręka spuchła i zsiniała. Poszedł wtedy pod szyb do dziesiętnika i zgłosił, że spadł mu na rękę kamień ze stropu, a ten dał się nabrać.
Życie w łagrze było naznaczone głodem, ciężką pracą i brakiem nadziei na powrót do domu. Ludzie, by przetrwać, uciekali się do kradzieży i oszustw, tracąc często ludzkie odruchy. Miś przetrwał dzięki sprytowi, unikaniu skrajnych zachowań i umiejętności „organizowania”. Warunki obozowe wyniszczały fizycznie i psychicznie, a przetrwali tylko ci najbardziej odporni i sprytni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz