Ksiądz Józef Kmiecik to ważna
postać w Choczni okresu międzywojennego. Spędził w niej 7 lat jako wikariusz,
zaangażowany nie tylko w życie religijne parafii, ale i w sprawy społeczno-polityczne
wsi. Był przeciwnikiem ówczesnych władz gminnych, z wójtem Józefem Putkiem na
czele, wspierając ich politycznych przeciwników, co znalazło swoje odbicie w karykaturze politycznej, opublikowanej wcześniej na chocznia-kiedys (LINK).
Józef Kmiecik, syn Jana, urodził się 14
lutego 1894 roku w niewielkiej wsi Świerchowa koło Jasła.
Był absolwentem gimnazjum w Jaśle i żołnierzem armii austriackiej w czasie I wojny światowej.
19 października 1918 podjął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, które zakończył absolutorium w 1923 roku z postępem dobrym.
Już w trakcie studiów został wyświęcony na księdza, co miało miejsce w Krakowie 17 grudnia 1922 roku.
W latach 1923-25 ks. Kmiecik zdawał ponadto egzaminy na katechetę szkół średnich.
Był absolwentem gimnazjum w Jaśle i żołnierzem armii austriackiej w czasie I wojny światowej.
19 października 1918 podjął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, które zakończył absolutorium w 1923 roku z postępem dobrym.
Już w trakcie studiów został wyświęcony na księdza, co miało miejsce w Krakowie 17 grudnia 1922 roku.
W latach 1923-25 ks. Kmiecik zdawał ponadto egzaminy na katechetę szkół średnich.
Do Choczni trafił z Lubienia 1 lipca 1925 roku. Ponieważ choczeński proboszcz- ks. Józef Dunajecki miał już wówczas 70
lat i niedomagał na zdrowiu, dynamiczny wikary wyręczał go w wielu obowiązkach
i wspierał w działalności duszpasterskiej oraz katechetycznej, a także w sporach z
władzami gminy, pod kierownictwem Józefa Putka.
Ks. Józef Kmiecik został opiekunem Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, które pod jego patronatem intensywnie rozwijały się i przyciągały licznych członków. Z jego inicjatywy rozpoczęto budowę Domu Katolickiego, przewidzianego
jako miejsce do prowadzenia działalności religijno - wychowawczej: zebrań i
odczytów o tematyce wychowawczej, występów teatru amatorskiego, prób chóru,
kursów rolniczych i gospodarstwa domowego. W 1928 roku ks. Kmiecik był uczestnikiem
zamieszania związanego z zakupem i zawieszeniem dzwonów kościelnych. (LINK).
W 1931 roku konsekrował stalowy krzyż na Gancarzu, wystawiony we współpracy z zarządem komisarycznym gminy. W 1932 roku atmosferze skandalu obyczajowego opuścił choczeńską parafię, żegnany przez tłumy kobiet.
W 1931 roku konsekrował stalowy krzyż na Gancarzu, wystawiony we współpracy z zarządem komisarycznym gminy. W 1932 roku atmosferze skandalu obyczajowego opuścił choczeńską parafię, żegnany przez tłumy kobiet.
W latach 1932 - 1937 roku pełnił posługę wikariusza w
Jeleśni, a następnie został skierowany na krótko do Bolechowic, gdzie przebywał od 20 sierpnia do 16 grudnia 1937 roku.
Z Bolechowic trafił do Poręby Wielkiej koło Oświęcimia. W parafii św. Bartłomieja Apostoła sprawował najpierw funkcję wikariusza, a później administratora.
W czasie II wojny światowej ukrywał na strychu kościelnym sztandar miejscowej OSP. Współpracował z Armią Krajową w akcjach udzielania pomocy więźniom Auschwitz, również po wyzwoleniu obozu, kiedy to gościł ich grupę u siebie na plebani. Jeden z więźniów, płk. Jaworski, dedykował ks. Kmiecikowi po wojnie swoją książkę „Wspomnienia z Oświęcimia”. Po II wojnie światowej proboszcz Kmiecik był nękany przez władze państwowe nadmiernymi podatkami i obowiązkowymi dostawami żywca i zboża z dużego gospodarstwa plebańskiego.
W 1959 roku został zarejestrowany przez WUSW w Krakowie jako tajny współpracownik o pseudonimie „Bartek”.
Ks. Kmiecik pełnił posługę w Porębie Wielkiej do śmierci w wyniku wylewu w dniu 7 marca 1971 roku. Został pochowany przy zabytkowym, drewnianym kościółku w Porębie, na co uzyskał wcześniej osobistą zgodę kardynała Karola Wojtyły.
Z Bolechowic trafił do Poręby Wielkiej koło Oświęcimia. W parafii św. Bartłomieja Apostoła sprawował najpierw funkcję wikariusza, a później administratora.
W czasie II wojny światowej ukrywał na strychu kościelnym sztandar miejscowej OSP. Współpracował z Armią Krajową w akcjach udzielania pomocy więźniom Auschwitz, również po wyzwoleniu obozu, kiedy to gościł ich grupę u siebie na plebani. Jeden z więźniów, płk. Jaworski, dedykował ks. Kmiecikowi po wojnie swoją książkę „Wspomnienia z Oświęcimia”. Po II wojnie światowej proboszcz Kmiecik był nękany przez władze państwowe nadmiernymi podatkami i obowiązkowymi dostawami żywca i zboża z dużego gospodarstwa plebańskiego.
W 1959 roku został zarejestrowany przez WUSW w Krakowie jako tajny współpracownik o pseudonimie „Bartek”.
Ks. Kmiecik pełnił posługę w Porębie Wielkiej do śmierci w wyniku wylewu w dniu 7 marca 1971 roku. Został pochowany przy zabytkowym, drewnianym kościółku w Porębie, na co uzyskał wcześniej osobistą zgodę kardynała Karola Wojtyły.
O tym, co sądzili na temat ks. Kmiecika jego polityczni
oponenci z Choczni, można przeczytać w piśmie „Wyzwolenie” z 28 kwietnia 1930
roku:
(...) W parafii choczeńskiej mamy zaciekłego szermierza cnót wszelakich w osobie wikarego Kmiecika. (…) Ten świętobliwy, nieustraszony, nieubłagany rycerz kościoła stoczył już walkę z wyzwoleńcami 1 w dwóch klerykalnych gazetach. (..) W ten sposób „cichy pracownik w winnicy pańskiej" ogłosił, jako że on tylko jedyny jest źródłem cnót wszelakich na całą parafię, że on mądry jak Salomon, miłosierny jak Samarytanin, nieustraszony jak lew, wymowny jak Bursztyńska 2, a pobożny, że za nic Zrazikówna 3.
(…) Że go jeszcze na urzędach kościelnych trzymają, to tylko dlatego, że żaden wikary nie umiał z takiem namaszczeniem i tak uroczyście ucałować Sapiehę w sam koniec trzewika, jak to uczynił on, Kmiecik.
Że jest katecheta, to tylko dlatego, że władze szkolne idą na pasku klerykalnym. Bo żeby cierpieć na posadzie osobnika, znienawidzonego przez dziatwę, którą niemiłosiernie bije w szkole4, wyszydza i poniewiera, to dziwne. Dzieci wyuczył wzajemnego szykanowania się i donosicielstwa, Uczniów wysadzał na szafę szkolną i kazał im w zębach kij trzymać. Z nieletniego dziecka, które dla asekuracji przed skutkami bicia, troje spodni na siebie wdziało, zwlekł wszystkie spodnie w szkole na oczach dzieci i bił je. Słowem „szerzy wiarę świętą" jak na misjach u Kafrów afrykańskich. Za te misje w szkole pobierał wynagrodzenie nawet za takie godziny, których wcale nie odbył. Dopiero w ostatnich czasach ze strachu przed „wyzwoleńcami" tych manipulacyj zaniechał. O wszystkich tych faktach urzędowo zawiadomione zostały władze szkolne.
Założył „Stowarzyszenie Młodzieży", które takiem cieszy się poparciem w parafii, że na „opłatek", zapowiedziany z ambony, nikt ze starszych nie przybył. W stowarzyszeniu urządził „ochranę", kazał bowiem do krupki wrzucać niepodpisane listy i pisma, w których wzajemnie się uczą chłopaki szpiclować i denuncjować.
O! bo świętobliwy Kmiecik zna się na tej pracy, bo już się nawet sam zgłaszał do dowódcy 12 pułku piechoty Ćwiertniaka w Wadowicach z podobną służbą — „wywiadem" i „doradą", jak to dobrze byłoby na wybory posła Putka posłać w rekruty. Zbawienie wieczne obiecał za to całemu pułkowi.
(…) I do czego taki „wychowawca" doprowadził? Przecież już znane są fakty, że nieletnie chłopaki okradają rodziców, aby mieć pieniądz do „stowarzyszenia" na prezent imieninowy dla świętobliwego Kmiecika i wonnej lilii Zrazikównej. Dziewczętom ze związku katolickiego te dwie święte istoty zapowiedziały, że jeśli która wyjdzie za mąż, a do dziewięciu miesięcy po ślubie urodzi się jej dziecko, dostanie premię. Do tego czasu premiowano w Choczni klacze i krowy, teraz przybyło premiowanie „niewiast katolickich". Najgorzej na tern wychodzą te członkinie „stowarzyszenia", które bez mężów, powiły dziecko, bo te premii nie dostały.
Niezmordowany pracownik wikary Kmiecik na całą Polskę otrąbił, jako że buduje „Dom Katolicki".
(…) Ale ani Zebrzydowski klasztoru kalwaryjskiego tak długo nie budował, jak on buduje ten „dom". Parę dewotek, zwłaszcza tych, co mają mężów w Ameryce, dało mu po parę kur na festyn, ale na pierwsze szczęście „katolicy dobrzy" noże w siebie na tym festynie wbijali. Potem jakaś obszarniczka coś kapnęła, no i Sapieha też coś posłał. To jest wszystko. (…) To też teraz Kmiecik wraz z c. k. wachmistrzem Bursztyńskim5 złożyli pokorną prośbę o pomoc na budowę u Habsburga z Żywca.
(…) Świadom nauk wielkich mężów kościoła szerzy też Kmiecik nauki te na ambonie (…) a poucza parafian, że zarządca cudzego majątku może sobie przywłaszczyć dochody z zarządzanego majątku (…) na usprawiedliwienie proboszcza, który pozbierał dochody z cmentarza gminnego, a gdy go na tern gmina przyłapała, ogłosił, że był zarządcą cmentarza. (…)
Byłoby jeszcze sporo do pisania o naszym choczeńskim wikarym, ale szkoda czasu i papieru (…)
Natomiast opinię zwolenników ks. Kmiecika zamieścił "Dzwon Niedzielny" z 10 marca 1929 roku:
(...) Ile ks. Kmiecik (...) dał na biednych i chorych w naszej wiosce; ile dał takim, co nie mieli za co dokończyć swych nauk, aby mieć byt zapewniony i wielu innym; ile włożył pieniędzy rozpoczynając dopiero budowę domu dla Katolickich Stowarzyszeń, nie licząc różnych trudów jego i poświęcenia dla czyjegoś dobra; ile odprawił biednym bezpłatnych pogrzebów; ile mszy św. za takich, o których nie ma kto pamiętać; popostawiał taki swoim kosztem krzyże na cmentarzu, poozdabiał groby i wiele podobnych rzeczy. (...)
(…) Że go jeszcze na urzędach kościelnych trzymają, to tylko dlatego, że żaden wikary nie umiał z takiem namaszczeniem i tak uroczyście ucałować Sapiehę w sam koniec trzewika, jak to uczynił on, Kmiecik.
Że jest katecheta, to tylko dlatego, że władze szkolne idą na pasku klerykalnym. Bo żeby cierpieć na posadzie osobnika, znienawidzonego przez dziatwę, którą niemiłosiernie bije w szkole4, wyszydza i poniewiera, to dziwne. Dzieci wyuczył wzajemnego szykanowania się i donosicielstwa, Uczniów wysadzał na szafę szkolną i kazał im w zębach kij trzymać. Z nieletniego dziecka, które dla asekuracji przed skutkami bicia, troje spodni na siebie wdziało, zwlekł wszystkie spodnie w szkole na oczach dzieci i bił je. Słowem „szerzy wiarę świętą" jak na misjach u Kafrów afrykańskich. Za te misje w szkole pobierał wynagrodzenie nawet za takie godziny, których wcale nie odbył. Dopiero w ostatnich czasach ze strachu przed „wyzwoleńcami" tych manipulacyj zaniechał. O wszystkich tych faktach urzędowo zawiadomione zostały władze szkolne.
Założył „Stowarzyszenie Młodzieży", które takiem cieszy się poparciem w parafii, że na „opłatek", zapowiedziany z ambony, nikt ze starszych nie przybył. W stowarzyszeniu urządził „ochranę", kazał bowiem do krupki wrzucać niepodpisane listy i pisma, w których wzajemnie się uczą chłopaki szpiclować i denuncjować.
O! bo świętobliwy Kmiecik zna się na tej pracy, bo już się nawet sam zgłaszał do dowódcy 12 pułku piechoty Ćwiertniaka w Wadowicach z podobną służbą — „wywiadem" i „doradą", jak to dobrze byłoby na wybory posła Putka posłać w rekruty. Zbawienie wieczne obiecał za to całemu pułkowi.
(…) I do czego taki „wychowawca" doprowadził? Przecież już znane są fakty, że nieletnie chłopaki okradają rodziców, aby mieć pieniądz do „stowarzyszenia" na prezent imieninowy dla świętobliwego Kmiecika i wonnej lilii Zrazikównej. Dziewczętom ze związku katolickiego te dwie święte istoty zapowiedziały, że jeśli która wyjdzie za mąż, a do dziewięciu miesięcy po ślubie urodzi się jej dziecko, dostanie premię. Do tego czasu premiowano w Choczni klacze i krowy, teraz przybyło premiowanie „niewiast katolickich". Najgorzej na tern wychodzą te członkinie „stowarzyszenia", które bez mężów, powiły dziecko, bo te premii nie dostały.
Niezmordowany pracownik wikary Kmiecik na całą Polskę otrąbił, jako że buduje „Dom Katolicki".
(…) Ale ani Zebrzydowski klasztoru kalwaryjskiego tak długo nie budował, jak on buduje ten „dom". Parę dewotek, zwłaszcza tych, co mają mężów w Ameryce, dało mu po parę kur na festyn, ale na pierwsze szczęście „katolicy dobrzy" noże w siebie na tym festynie wbijali. Potem jakaś obszarniczka coś kapnęła, no i Sapieha też coś posłał. To jest wszystko. (…) To też teraz Kmiecik wraz z c. k. wachmistrzem Bursztyńskim5 złożyli pokorną prośbę o pomoc na budowę u Habsburga z Żywca.
(…) Świadom nauk wielkich mężów kościoła szerzy też Kmiecik nauki te na ambonie (…) a poucza parafian, że zarządca cudzego majątku może sobie przywłaszczyć dochody z zarządzanego majątku (…) na usprawiedliwienie proboszcza, który pozbierał dochody z cmentarza gminnego, a gdy go na tern gmina przyłapała, ogłosił, że był zarządcą cmentarza. (…)
Byłoby jeszcze sporo do pisania o naszym choczeńskim wikarym, ale szkoda czasu i papieru (…)
Natomiast opinię zwolenników ks. Kmiecika zamieścił "Dzwon Niedzielny" z 10 marca 1929 roku:
(...) Ile ks. Kmiecik (...) dał na biednych i chorych w naszej wiosce; ile dał takim, co nie mieli za co dokończyć swych nauk, aby mieć byt zapewniony i wielu innym; ile włożył pieniędzy rozpoczynając dopiero budowę domu dla Katolickich Stowarzyszeń, nie licząc różnych trudów jego i poświęcenia dla czyjegoś dobra; ile odprawił biednym bezpłatnych pogrzebów; ile mszy św. za takich, o których nie ma kto pamiętać; popostawiał taki swoim kosztem krzyże na cmentarzu, poozdabiał groby i wiele podobnych rzeczy. (...)
1 wyzwoleńcy to członkowie PSL Wyzwolenie, zwolennicy Putka,
2 Bursztyńska to Maria Bursztyńska z domu Sikora, żona tymczasowego komisarza gminy,
3 Zrazikówna to Anna Zrazik, choczeńska nauczycielka i działaczka katolicka,
4 zarzuty stosowania niesprawiedliwych kar fizycznych potwierdzają żyjący do dziś jego uczniowie,
4 zarzuty stosowania niesprawiedliwych kar fizycznych potwierdzają żyjący do dziś jego uczniowie,
5 Bursztyński to Tomasz Bursztyński, tymczasowy komisarz gminy, po rozwiązaniu poprzedniego zarządu z Putkiem na czele.
Uzupełniono o nowe informacje przekazane przez Adriana Kędzierskiego.
OdpowiedzUsuń