środa, 14 marca 2018

Wykład "Legioniści Józefa Piłsudskiego na Ziemi Wadowickiej" w 1915 roku"

Wykład pod takim tytułem odbył się wczoraj o 17.00 w Muzeum Miejskim w Wadowicach.
Doktor Andrzej Małysa z Muzeum imienia Kłosińskiego w Kętach w rzeczowy i interesujący sposób przedstawił między innymi historię wybuchu I wojny światowej, powstania Legionów i życiorys Józefa Piłsudskiego. 
Następnie na podstawie wspomnień kilku legionistów oraz kroniki klasztoru Ojców Karmelitów w Wadowicach dr Małysa omówił przemarsz legionistów dowodzonych przez Piłsudskiego przez ziemię wadowicką w drodze na dłuższy wypoczynek w Kętach.
Wtedy to właśnie 23 stycznia 1915 roku po dotarciu Legionów do Wadowic duża część żołnierzy nocowała w Choczni, by następnego dnia wyruszyć do Kęt.
O Choczni wspomniano jeszcze raz w wypowiedzi z sali, podając, że w choczeńskiej kronice szkolnej znajduje się wzmianka o nocowaniu w niej legionistów.
Ta informacja wymaga sprostowania- kronika szkoły w Choczni Dolnej zawiera rzeczywiście wzmiankę o pobycie w niej legionistów, ale dotyczy ona stacjonowania w szkole batalionu rekruckiego Legionów w jesieni 1914 roku.
Dokładny cytat z zapisu Adama Ryłki, kierownika szkoły, wygląda tak:
"W dniach od 11 września do 2 października zajęty był budynek szkolny przez oddział "Strzelców", którzy się w Choczni zakwaterowali. Ponieważ budynek szkolny był bardzo po wyprowadzeniu się "Strzelców" (legionistów) zanieczyszczony i wiele rzeczy poniszczonych, przeto naukę można było rozpocząć dopiero w dniu 26 października po należytym uporządkowaniu budynku i sprzętów".
Dwa pobyty legionistów Piłsudskiego w Choczni- dłuższy (kilkutygodniowy) jesienią 1914 roku i krótszy (jeden nocleg) w styczniu 1915 roku są często mylone ze sobą.
Pomyłki nie unika nawet Józef Turała, autor "Kroniki wsi Chocznia", który połączył te dwa wydarzenia w jedno, pisząc między innymi:
"Wtedy to w roku 1914 późną jesienią przez parę tygodni - w czasie przemarszu Legionów Polskich przez Wadowice do Kęt - oddziały te zatrzymały się w Choczni i tu też kwaterowały. Dowództwo ich w szkole, zaś legioniści znaleźli pomieszczenia u gospodarzy, stąd też chodzili na ćwiczenia i na ostre strzelanie na strzelnicę do Wadowic."
Turała opisuje również ciekawe spotkanie Piłsudskiego oraz jego sztabu z choczeńskimi działaczami niepodległościowymi w karczmie Fujawy w górnej części wsi.
Do tego spotkania musiało dojść jednak najprawdopodobniej w czasie pierwszego, dłuższego pobytu Legionów w Choczni, a nie w ciągu nocy z 23 na 24 stycznia 1915 roku.
Turała pisze o tym kilkugodzinnym spotkaniu, powołując się na relacje naocznych  świadków: Józefa i Michała Kręciochów, braci Fujawowej. Według Turały Józef Kręcioch już jako emerytowany urzędnik kolejowy miał zamiar opisać dokładnie ten ważny epizod, lecz zawsze odkładał to na później, aż zaskoczyła go śmierć.
Sam Turała również pamiętał pierwszy pobyt legionistów w Choczni, gdyż w 1914 roku był już uczniem trzeciej klasy szkoły ludowej i początek I wojny światowej głęboko przeżywał.
Mimo wymienionej wyżej pomyłki jego relacja w "Kronice wsi Chocznia" stanowi obok korespondencji Józefa Putka (link) drugie ciekawe źródło wiedzy o tych wydarzeniach.
Pisze tam między innymi:
"Pamiętam, jak to gospodarze w Choczni, czy u nas w domu rodzice, bardzo chętnie i na różne sposoby pomagali i sprzyjali młodym żołnierzom Legionistom Polskim, chętnie z niemi rozmawiali, a także Legioniści z całą życzliwością i uprzejmie traktowali mieszkańców Choczni. (...) Początkowo byli oni jeszcze nie umundurowani, nosili jeszcze swoje cywilne ubrania, względnie niektórzy ubrani byli trochę na sportowo. Karabiny nie wszyscy mieli i to starego systemu "Werndla", chodzili rano po śniadaniu na ćwiczenia wojskowe i na strzelnicę do Wadowic, skąd wracali koło południa pieszo- kompaniami. A dopiero po jakimś czasie zostali jednakowo umundurowani w nowe mundury wojskowe, czapki tak zwane "maciejówki" oraz uzbrojeni w karabiny. A wtedy stare swoje ubrania, czy inne okrycia sprzedawali po domach, względnie zostawiali u gospodarzy.
Główny ośrodek Legionów Polskich oraz ich dowództwo mieściło się w szkole w Choczni Dolnej, tam też na dużym podwórku mieściły się kuchnie polowe, gdzie legioniści zgłaszali się po posiłki.
Mieli także swoją orkiestrę [1], która odprowadzała legionistów do Wadowic na ćwiczenia. I pięknie to wyglądało, gdy kompanie młodych polskich żołnierzy, w pięknych mundurach i w czapkach z polskim orzełkiem przy marszach granych przez orkiestrę doborową maszerowały na ćwiczenia lub z ćwiczeń wracali z Wadowic. Wtedy ludzie z radością wychodzili z domów i cieszyli się ich widokiem, bo wiedzieli, że to są polscy legioniści i żołnierze, nie zaś żołnierze naszych zaborców, którzy nieraz kwaterowali w Choczni."
O drugim pobycie Legionów w Choczni w styczniu 1915 roku wspomina wprost tylko Putek, odnotowując:
"Za jakie cztery miesiące (po pierwszym pobycie- uwaga moja) gościli tutejsi włościanie I pułk Legionów w przemarszu do Kęt. Rygor, karność, porządna gospodarka, oto cechy, które najbardziej przechował lud w pamięci. Jako charakterystyczny przykład porządku panującego w brygadzie Piłsudskiego, przytaczali piszącemu włościanie fakt, że mimo iż zaledwie jedną noc przespała w Choczni, to jednak i za taką bagatelę zapłacone zostało kwaterunkowe. Ten drobny fakt dał dużo ludności do myślenia."
Wracając natomiast do wygłoszonego wczoraj wykładu, to przez pominięcie wątków choczeńskich pozostawił on pewne uczucie niedosytu.
W jego części ogólnej, gdy prelegent omawiał sytuację i nastroje w Wadowicach po wybuchu I wojny światowej, można było przytoczyć również wspomnienia pracującego wówczas w Wadowicach chocznianina Józefa Sępka (link):
"W tym właśnie czasie miałem możność widzieć skutki przeciągającej się wojny. Nie zdawałem sobie oczywiście jeszcze sprawy, co to jest wojna i dlaczego się ją prowadzi. Pamiętam jakie to sceny działy się podczas wystawania w ogonkach, gdzie ludzie czekali całymi godzinami, by dostać kawałek chleba lub szczyptę cukru. Sam często musiałem się ustawić w takim szpalerze, gdzie mnie o mało nie zadusili. Ile to razy wystałem się godzinami i nic się nie otrzymało, gdyż przed samymi drzwiami jak już byłem, zabrakło chleba lub cukru. Na sobie doznałem "zbawczych" skutków wojny, gdy mi się jeść chciało.
Podczas ofensywy Rosjan na Gorlice i Kraków w Wadowicach stały piekarnie polowe. U żołnierzy dało się nieraz kupić chleba i naturalnie musiałem to czynić ostrożnie, gdyż proceder ten był surowo karany. Ludzie ze śmietników wygrzebywali ochłapy jedzenia. Przydał mi się wtenczas język niemiecki, którego się w szkole uczyłem. Widziałem rannych całe masy, przywożonych do szpitala w Wadowicach. Zgroza była na nich patrzeć, jak który nie miał rąk i nóg. Także widziałem jak chowano tych obrońców- bohaterów na cmentarzu wojskowym, kładąc po 100 do jednego wspólnego grobu, przesypując ich obficie wapnem. Za ich poświęcenie nie dano im trumny nawet- chowano na wpół nago, gdyż zaledwie w kalesonach.
Co tydzień podziwiałem jak odchodziły strojne marszkompanie na front, ubrane w zieleń, jakby szły na zabawę. Tak szedł kwiat ludzki na rzeź, żegnały ich rozdzierające jęki i płacz, które starała się przygłuszyć orkiestra wojskowa. Nie żałowano przy tym święconej wody i ognistych przemówień oraz błogosławieństwa."
Doktor Małysa zaprezentował ponadto licznie zgromadzonym słuchaczom slajdy przedstawiające umundurowanie i uzbrojenie legionistów, a także ich zdjęcia zgromadzone w Muzeum imienia Kłosińskiego w Kętach. Wśród nich znalazło się i to, które było przedmiotem notatki z 12 września 2016 roku (link):



[1] chodzi o byłą orkiestrę Kieleckiej Ochotniczej Straży Ogniowej kierowanej przez Andrzeja Brzuchala-Sikorskiego, której członkowie gremialnie zaciągnęli się 25 sierpnia 1914 roku do służby w Legionach.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz