Przed około 140-stu laty sposób
obchodzenie Świąt Bożego Narodzenia w Choczni i związane z nim zwyczaje,
różniły się nieco od tych, które znane są nam z czasów współczesnych.
Nie dekorowano choinek (znano tylko
podłaźniki wieszane u sufitu), role prezentów świątecznych pełniły słodkie
wypieki (kukiełki), orzechy i jabłka, opłatek dzielono po wieczerzy wigilijnej,
zwanej zresztą obiadem, a oprócz tradycyjnego żuru podawano czasem i … piwo.
Jednak i wtedy okres świąteczny był
czasem wyjątkowo ważnym, a Wigilia wręcz dniem magicznym, w którym wróżono na
najbliższą przyszłość, w sprawach dla ówczesnych ludzi najważniejszych:
śmierci, zamążpójścia, zbiorów, hodowli i urodzajów.
Świadczy o tym relacja
chocznianina Szczepana Kumorka z 1872 roku, ze zbiorów etnograficznych krajoznawcy Bronisława Gustowicza. Rękopis ze spisaną relacją Kumorka zachował się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie i dzięki uprzejmości
jego pracowników może zostać tu zacytowany.
W wilię do Bożego narodzenia
wyprawiają zwykli ludzie wieczór ucztę, którą pomimo że wieczór obchodzą, zowią
obiadem. Przed tą ucztą nakrywają stół sianem, przypominając sobie przez to, że
Chrystus Pan na sianie się urodził. Obiad ten składa się z wielu potraw, ale
zawsze postnych. Po odmówieniu pacierzy zasiado ojciec z familią i sługami do
stołu, na który zwykle donosi potrawy służąca, albowiem gospodyni nie rusza się
z miejsca podczas tej uczty, bo nie chce się narażać na tę szkodę, żeby jej
kury nie we własnym domu niosły, lecz gdzieindziej, po cudzych domach i
zagrodach. Najsamprzód z polecenia gospodyni przynosi na stół służąca do
ziemniaków barszcz, czyli żur z grzybami, potem groch okrągły i długi, dalej
kluski z miodem itd., kończąc zwykle na kaszy lub rybach. Po obiedzie bierze
ojciec familii opłatki, łamie i rozdaje najsamprzód żonie, dalej najstarszemu z
dzieci, następnie młodszemu i tak postępuje, aż do sług. Potem rozdaje po
kawałku kukiełki, następnie orzechy, jabłka, a czasem także i piwo.
Po obiedzie, czyli raczej po tej
uczcie, wybiegają na ple dziewki i posłuchają, w której stronie najsamprzód
pies zaszczeka- mniemają bowiem, że z tej strony przyjdzie do nich kawaler.
Gospodarze zaś wychodzą do
pobliskiej wody lub kałuży, wkładają do błota rękę i wyciągają garść błota, oglądają
i gdy znajdzie się w nim jakaś sierść lub włos, takiej barwy potem nabywają
bydło, jakiej ten włos jest, bo sądzą, że takie się im bydło najlepiej chować będzie.
Wkładają też deskę pod stół, na
którą tyle nasypują kupek soli, ile w domu znajduje się osób. Po jutrzni
wyciągają deskę i która kupka soli najbardziej jest zmokłą, tak sądzą (każda
bowiem należy do kogoś), że ten nie doczeka drugiej wilii.
Obsypują też po jutrzni drzewa
owocowe święconym makiem, ażeby lepiej rodziły owoce.
Wkładają też nóż pomiędzy dwa gatunki
chleba, mianowicie między chleb żytni i pszeniczny. A od strony jakiego
bochenka nóż zardzewieje, sądzą, że na to zboże będzie zaraza.
A w Boże Narodzenie jedzą kluski
bardzo długie, ażeby kłosy zboża były wielkie.
W św. Szczepana dają kurom
jedzenie na obręczy, ażeby na jednym miejscu jaja niosły.
To wszystko jednak nie bywa zapisane,
tylko żyje w uściech ludu jako tradycja.
Opis wieczerzy wigilijnej podany
przez Szczepana Kumorka dotyczy rodziny bogatych kmieci, o czym świadczy obecność
służących w ich domu. W przypadku rodzin biedniejszych o takiej uczcie, jak relacjonuje
Kumorek, nie mogło być mowy.
I jeszcze inne wierzenie
świąteczne z dziewiętnastowiecznej Choczni, podawane w czasopiśmie „Lud”:
Jeżeli w wigilię Bożego
Narodzenia przyjdzie pierwszy do chaty mężczyzna, oznacza to, że w tym roku
będzie się domownikom szczęściło; jeżeli zaś pierwszą wejdzie kobieta, a w
dodatku stara, nieszczęścia nie będą omijały mieszkańców tego domu.
Szczególniejsze szczęście oznaczałyby w tym dniu odwiedziny Żyda lub Cygana, a
już pewne nieszczęście przynoszą: Żydówka, Cyganka lub ksiądz. — Zupełnie takie
samo wierzenie jest o dniu Nowego Roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz