piątek, 1 września 2017

Józef Kręcioch - kawaler orderu Virtuti Militari

18 stycznia 1915 roku w rodzinie Józefa Kręciocha i jego żony Aleksandry z domu Woźniak przyszedł na świat ich drugi syn, któremu nadali imię Józef.
Półtora roku później ojciec Józef Kręcioch zginął pod Stanisławowem, w walkach na froncie I wojny światowej.
Stąd wychowaniem młodego Józefa i jego braci: starszego Stanisława oraz urodzonego już po śmierci ojca Zygmunta zajmowała się tylko matka oraz jej wujostwo- Ignacy i Magdalena Widlarzowie.
W 1935 roku Józef Kręcioch ukończył wadowickie gimnazjum. Uczęszczał do klasy, której wychowawcą był profesor Zbigniew Czaderski, a wśród jego kolegów znajdował się inny chocznianin- Piotr Bąk, późniejszy urzędnik państwowy.
W latach 1936-39 Jóżef Kręcioch był słuchaczem szkół podchorążych piechoty w Różanie i Komorowie koło Ostrowi Mazowieckiej. 
O swoich wojennych losach tak pisał w sporządzonym w 1981 roku życiorysie:

W sierpniu 1939 roku wyruszyłem na wojnę wraz z 15 p.p. Dęblin w stopniu podporucznika służby stałej, jako dowódca plutonu ciężkich karabinów maszynowych na taczankach. W trzecim dniu walk odwrotowych pod Wieluniem zostałem ranny w głowę, tracąc przytomność na kilka godzin. Z poła walki i z okrążenia wydostał mnie mój zastępca. Następnie walczyłem pod Pabianicami, gdzie mój 15 p.p. Dęblin został zupełnie rozbity. Po przedostaniu się z okrążenia pod Łowiczem zostałem skierowany do walk w miejscowości Budy Wielkie i Stare. W dniach 8-10 września prowadziliśmy walki odwrotowe w kierunku Warszawy i w tym czasie udało się ujść z okrążenia i przedostałem się na Pragę, gdzie otrzymałem do obrony odcinek Praga-Południe. Z braku żywności i amunicji, jak również z braku przełożonych, skierowałem się wraz ze swoim oddziałem do macierzystego 15 p.p.Dęblin. Nowo zoranizowany 15 p.p. Dęblin, z nowym dowództwem, walczył jeszcze do 25 września 1939 roku, jednak zostalliśmy otoczeni ze wszystkich stron pod Chełmem Lubelskim i zabierani do niewoli niemieckiej. Przełożeni moi przed rozwiązaniem oddziałów, dali rozkaz przekradania się w kierunku broniącej się jeszcze Warszawy.
Z kilkoma oficerami w dniach 3-4 października dostaliśmy się pod Kock z myślą pomocy walczącym jeszcze oddziałom gen. Franciszka Kleeberga. Tutaj spotkałem kolegę Goetza Bolesława walczącego wraz ze swoim 17 p.p. Po przyłączeniu się do kolegi i jego walczących oddziałów, otrzymałem ranę w prawą lopatkę. Był to ostatni dzień walki 5 października 1939 roku. Zaopatrzony przez sanitariusza,wracałem w strony rodzinne.
 W myśl dowództwa mojego 15 p.p. Dęblin, przystąpiłem do organizowania żołnierzy i broni do dalszej walki. Pracę tę przerwało mi wysiedlenie ludności z Choczni i ziemi wadowickiej. Zabrałem broń od miejscowej ludności, którą pozbierali w czasie walk w początkach, gdy Niemcy wchodzili w nasze strony i udałem się pod Kraków do Mnikowa. Był to koniec prawie grudnia 1939 roku. Tutaj po nawiązaniu kontaktów z kolegami oficerami z Krakowa przystąpiłem do organizowania, zaprzysiężania żołnierzy wracających z wojny. Zapoznałem się z porucznikiem Józefem Ryłką, Franciszkiem Górskim, którzy mi wyznaczyli zadania i teren do organizowania.
Przypadł mi teren położony na zachód od Krakowa, Lasu Wolskiego,w lewym łuku Wisły, aż po Czernichów, na północ po Krzeszowice i dalej na wschód, jak Rudawa, Zabierzów. Był to teren bardzo rozległy i trudny do opanowanie. W lutym 1940 roku przechodziłem z kolegą Indykiem Antonim i Tadeuszem Mielczyńskim na Węgry, przeprowadzając różnych kolegów.
W jednej z wypraw wpadliśmy w zasadzkę niemiecką, w czasie walki jaka wywiązała się, kolega Indyk Antoni został raniony w głowę. Wreszcie dotarliśmy do ambasady węgierskiej, do majora Berslinga. Tu na miejscu otrzymałem Krzyż Virtuti Militari Kl.V. razem z kolegą Indykiem Antonim, a kolega Tadeusz Mielczyński Krzyż Walecznych.
W drugiej połowie lutego 1942 roku, kiedy to Związek Walki Zbrojnej został przemianowany na Armię Krajową, teren wyżej wymieniony został podzielony przez dowódców AK na bataliony. Mój batalion otrzymał kryptonim "Orzeł", którego dowódcą został mianowany kapitan służby stałej Kazimierz Burgielski, a ja jego zastępcą. Rozpoczęliśmy bardzo żmudną pracę i przygotowanie oddziałów do akcji "Burza". Prowadziliśmy kursy Szkoły Podchorążych i Podoficerów. Trwały one przez cały rok 1943 z małymi przerwami w czasie miejscowych pacyfikacji, jak w Kaszowie, w Liszkach, gdzie otrzymałem wyrok śmierci 4 lipca 1943 roku. Tylko dzięki wielkiemu szczęściu i ostrzeżeniu mię uniknąłem tortur i haniebnej śmierci. Oprócz wymienionych pacyfikacji, należy wymienić: Piekary, Zabierzów, Wolę Justowską, Radwanowice. Od tego czasu zorganizowane oddziały mojego batalionu "Orzeł-Ważka" (zmiana nastąpiła po pacyfikacji w Liszkach), brały udział w dywersjach, napadach i akcjach bojowych, na małe oddziały niemieckie, zdobywając broń, amunicję, żywność i odzież, czasem kupując od żołnierzy niemieckich za gotówkę broń. Z batalionu "Orzeł-Ważka" został wydzielony oddział partyzancki, do walki przeciw okupantowi niemieckiemu. Do takich należał oddział z Zabierzowa, do których należeli młodzi partyzanci i nie chcieli być aresztowanymi. Po aresztowaniach w Zabierzowie poszli młodzi chłopcy w lasy i do walki pod Tymbark, a później szli na pomoc walczącej Warszawie w Powstaniu Warszawskim. 

Po wojnie z obawy przed represjami władzy ludowej Józef Kręcioch ukrywał się w Grodkowie na Ziemiach Zachodnich, gdzie pracował w Urzędzie Repatriacyjnym. Ukończył zaocznie studia rolnicze w Krakowie, z tytułem inżyniera rolnictwa. Do emerytury w 1981 roku pracował przy melioracji gruntów rolnych.
Zmarł 13 stycznia 2002 roku w Krakowie i spoczął na cmentarzu w Podgórzu.

Cytowany fragment życiorysu Józefa Kręciocha został udostępniony przez jego krewnego Krzysztofa.

Notatka o kawalerach orderu Virtuti Militari z Choczni- patrz tu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz