piątek, 15 lipca 2016

Opowieści choczeńskie - Kozatrap

Opowieść spisana w 1911 roku prawdopodobnie przez ówczesnego choczeńskiego organistę:

Wychował się w Choczni. 
Nazywał się C i b o r, powszechnie zaś znano go jako „dziadka z kozią brodą", zwanego „koza-trap". 
O bliższe szczegóły jego rodowodu gdybyś Czytelniku spytał, dowiedziałbyś się jedynie, że jest znajduchem, porzuconym przez matkę. 
Jeden z miłosiernych gospodarzy choczeńskich adoptował go, dając mu swoje nazwisko- Cibor. 
Wzrastając w łaskach u ludzi, a pewno i u Boga, młody Ciborek wnet stał się pacholęciem, sprawnem w pasieniu gęsi i wieprzów. 
Niebawem i lata pacholęce minęły bezpowrotnie, przyszła pełnoletniość, a wtedy miłosierni opiekunowie, chcąc wyświadczyć największe dobrodziejstwo swemu wychowankowi, postanowili go ożenić. 
Trudno co prawda szło im z wyszukaniem żony, gdyż żadna nie kwapiła się do malutkiego i pękatego kawalera, ale przecież po wielu zachodach i kłopotach udało się im wyszukać pannę, akurat stosowną dla młodego Cibora. 
Pobrali się. Jednak młody małżonek nie długo zażywał wywczasów małżeńskich, gdyż po kilku miesiącach żona przeniosła się do Królestwa niebieskiego. 
Po tej pierwszej towarzyszce życia pozostał mu żal, gotówka i... apetyt na drugą małżonkę. 
W tym to czasie poczęła wyrastać Ciborowi cudaczna broda, a że przybrała kształt koziej, więc też ludziska dla dokładniejszego odróżnienia jej właściciela od innych ludzi, zaczęli wdowca nazywać „Ciborem z kozią brodą". Apetyt na drugą małżonkę potęgował się z dniem każdym w młodym wdowcu coraz bardziej, aż znalazł zaspokojenie w osobie gospodarnej, nie wielkiej i niezbyt modnej kobieciny, istnej ,,babci".

Pracowali oboje aże strach. Cibor zaprowadził nawet nowy - nieznany w Oboczni system w gospodarstwie, mianowicie zaprzęg kozy do wozu, którą poganiał stereotypowem „koza trap". *1
Stąd poszło, że wyrostki choczeńskie zaczęły nazywać Cibora nie inaczej, jak tylko „idzie kozatrap”. 
I żył z żoną szczęśliwy długie lata, aż jednym razem spracowane kobiecisko przeniosło się do wieczności, pozostawiając mężowi cały dorobek gospodarski, wartający około 4000 koron. *2
Och! ściskał też Ciborowi żal duszę, aż broda dokumentnie mu zesiwiała. 
Wychudł, wybladł, przygarbił się i wtedy poznał, że stanowi doskonały materyał na dziada. Sprawił sobie połatany płaszcz, przywdział stare, podarte spodnie, dziurawe buty, w rękę wziął kostór i olbrzymi różaniec i usiadłszy na schodach klasztoru OO. Karmelitów w Wadowicach, odmawiał opłacane przez przechodniów nowenny za dusze zmarłe. 
I modlił się tak kilka lat - jednakowoż zwolna poczęła się w dziadku „z kozią brodą," odzywać młodzieńcza natura, tęsknota za pieszczotami i wywczasami małżeńskimi. Początkowo nieśmiało, później odważniej na lewo i prawo zaczął rozpowiadać, iż chciałby się ożenić z panną, albo wdówką, któraby się nim starcem opiekowała, a w zamian za to zapisze jej cały swój majątek w kwocie 4000 koron. 
I znalazło się jedno poczciwe, czułe panieńskie serce, które postanowiło uszczęśliwić czupurnego dziadusia. A była to niejaka panna Śliwówna z Jaroszowic pod Wadowicami. 
Od wczesnej młodości cechowała ją niezwykła pobożność. Jako służąca w Wadowicach była gorliwym członkiem Towarzystwa Sług im. św. Zyty. Otrzymawszy w spadku po ojcu 800 koron wstąpiła do klasztoru, by całkowicie poświęcić się służbie Bożej. Po roku pobytu zbyt wybujały temperament skłonił ją do opuszczenia murów klasztornych. Wróciła do domu do Jaroszowic, skąd. codziennie chodziła modlić się do klasztoru karmelitańskiego. Oczywiście, że i do jej. uszu doszły głosy o zamiarach dziadka „z kozią bródką", to też razu pewnego wychodząc z kościoła zatrzymała się przy dziadku i naciągnęła go na rozmowę na temat jego małżeństwa, w trakcie której bez pardonu oświadczyła mu, że będzie szczęśliwą, o ile ją pojmie. 
Wszystkie nerwy zagrały w poczciwym 68-letnim Ciborze na widok młodej, tęgiej, oświadczającej się mu dziewczyny, do tego swą pobożnością dającej gwarancyę, że będzie wierną połowicą. 
Ponieśli na zapowiedzi. Proboszcz, widząc przed sobą skurczonego 70-letniego staruszka i młodą, bujną dziewczynę, nie chciał przystać na ogłoszenie zapowiedzi i danie ślubu, przewidując dysharmonię w tak nieproporcyonalnem małżeństwie. 
Pojechali po pozwolenie do biskupa, nie dopuszczono ich jednak do niego, odsyłając z powrotem do proboszcza. 
Podróż do Krakowa nie była jednak stracona, gdyż po drodze Ciborek zakupił swej ukochanej zegarek, obrączki i materyę na ślubną suknię. 
W powrocie do Wadowic pozwoliła mu się - jak twierdzi - w wagonie kolejowym ucałować i... uszczypać (!). 
Szczęśliwy wrócił do domu i wreszcie udało mu się u księdza uprosić wywołanie zapowiedzi. Gdy już druga została wywołana, mając już przedsmak miodowych miesięcy, zaprosił do siebie przyszłą połowicę i tu jako zadatek wręczył jej 2400 koron do przechowania, jako osobie cnotliwej i bogobojnej. 
Sprytna dziewczyna, mając pieniądze w ręku kupiła bilet okrętowy i zamiast stanąć z dziadkiem „z kozią brodą" na kobiercu ślubnym, dzisiaj stoi już na amerykańskiej ziemi. 
Natomiast biedny dziaduś, ogromnie przygnębiony, siedzi na schodach klasztoru OO. Karmelitów i odmawia pobożnie nowenny... za dusze w Czyśćcu cierpiące.

*1 trap- komenda dla konia, z niemieckiego der Trab - kłus
*2 korona- jednostka walutowa Austro-Węgier w latach 1892-1918 = pół złotego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz