Nazwa
Armia Hallera powstała od jej ostatniego dowódcy - generała Józefa Hallera,
który pełnił tę funkcję od 4 października 1918 roku.
Nazywano
ją również Błękitną Armią (po francusku L’Armée
bleue)- od koloru mundurów lub Armią Polską we Francji.
Została sformowana na terenie Francji na podstawie dekretu
prezydenta Francji z 4 czerwca 1917 roku, z inicjatywy Komitetu Narodowego
Polskiego, kierowanego przez Romana Dmowskiego.
W jej skład wchodzili głównie byli jeńcy wojenni, służący
wcześniej w armii austro- węgierskiej lub pruskiej oraz emigranci polscy w
pierwszym lub drugim pokoleniu z terenu Francji i obu Ameryk.
Żołnierze Armii Hallera byli wyposażeni i uzbrojeni sprzętem
i uzbrojeniem jednostek francuskich i służyli początkowo głównie pod dowództwem
francuskich oficerów.
Niewielka część Armii Hallera wzięła udział w walkach podczas
I wojny światowej.
W 1919 roku Błękitna Armia opuściła terytorium Francji i pociągami
została przetransportowana przez Niemcy na teren Polski. Pierwszy transport
żołnierzy Hallera stanął na polskiej ziemi w nocy z 19 na 20 kwietnia 1919
roku. W maju 1919 roku oddziały Armii Hallera zostały wysłane na front polsko-
rosyjski, a 1 września zostały formalnie włączone organizacyjnie do Wojska
Polskiego.
Wśród około 69.000 żołnierzy, którzy przybyli z Armią Hallera
do Polski nie zabrakło również chocznian i ich potomków.
Byli to:
- Karol
Bandoła, urodzony w 1886 roku w okolicach Ostravy jako syn choczeńskiego
górnika Franciszka Bandoły, emigrant z USA,
- Eugeniusz
Bielenin, urodzony w 1891 roku w Kętach, od dzieciństwa mieszkaniec
Choczni, były żołnierz armii austro-węgierskiej i jeniec rosyjski,
- Franciszek Graca, urodzony w 1894 roku w Choczni, emigrant z Ford City w stanie Pensylwania w USA,
- Jan Gzela, urodzony w 1881 roku w Choczni, emigrant z Detroit, USA,
- Szymon
Hałat, urodzony w 1898 roku w Choczni, emigrant z USA,
- Józef Alfred Kręcioch, urodzony w 1900 roku w Massachusetts, USA, jako syn chocznianina Wojciecha Kręciocha,
- Franciszek Mlak, urodzony w 1895 roku w Stryszowie, emigrant z Rochester w stanie Nowy Jork, USA,
- Piotr
Nęcek, urodzony w 1893 roku w Czułowie, przed I wojną światową mieszkaniec
Choczni, były jeniec rosyjski,
- Ignacy
Ścigalski, urodzony w 1881 roku w Choczni, emigrant z USA,
- Jan
Ścigalski, urodzony w 1893 roku w Choczni, emigrant z Francji,
- Klemens Turała, urodzony w 1898 roku w Choczni, były jeniec włoski,
- Jan Wątroba, urodzony w 1892 roku w Choczni, były jeniec rosyjski,
- Adam Wcisło, urodzony w 1893 roku w Choczni, emigrant z Chicago w USA,
- Władysław Wider, urodzony w 1899 roku w Choczni, były jeniec włoski,
- Józef Ignacy Widlarz, urodzony w 1886 roku w Choczni, żołnierz armii austriackiej- wstąpił we Włoszech do Pułku Piechoty im. Francesco Nullo.
W Armii Hallera walczyli także późniejsi mieszkańcy Choczni:
- Jan Latocha, urodzony w 1898 roku w Przybradzu, żołnierz armii asutriackiej, który trafił do niewoli włoskiej,
- Jan Filek, urodzony w 1892 roku w Barwałdzie Średnim, emigrant z Toledo w stanie Ohio, USA.
Jan Ścigalski w okresie
międzywojennym był działaczem Związku Hallerczyków w Krakowie, organizacji
skupiającej byłych żołnierzy Armii Hallera, pod honorowym przewodnictwem
generała Józefa Hallera.
Natomiast
Eugeniusz Bielenin- w okresie międzywojennym znany dziennikarz i działacz
ludowy, swojemu pobytowi w Armii Hallera poświęcił komedię sceniczną
"Hallery idą", wyróżnioną w konkursie Związku Teatrów i Chórów
Włościańskich we Lwowie w 1923 roku oraz część swoich wspomnień, opublikowanych
w "Szkicach z przeszłości" i zapiskach "Z włóczęgi po szerokim
świecie".
Z tego
drugiego tytułu pochodzą cytowane poniżej fragmenty:
(…) Po przybyciu z Marsylii do Quintin, po paru
dniach zostałem wezwany, wspólnie z innymi oficerami- ochotnikami do Paryża, by
przedstawić się naczelnemu wodzowi wojsk polskich we Francji, generałowi J.
Hallerowi.
Poprzedzony
przez kapitana Malinowskiego, adiutanta wodza wojsk polskich, wszedłem do
gabinetu generała.
Rozmowa
– było to właściwie „curriculum vitae”, ściągane ze mnie krótkim stylem
wojskowym. Szczególny nacisk położył generał Haller na moje miejsca pobytu w
Rosji, sondując moją opinię co do bolszewizmu. Zaraz na audiencji dowiedziałem
się, że będę przeznaczony na uzupełniający kurs francuski, który według opinii
gen. Hallera miał być wysoko postawiony. (…)
(…)
W uroczej pagórkowatej okolicy, w departamencie „Cotes du Nord', nad potokiem Gues,
leży miasteczko Quintin. Nad stawem, przez który przepływa wspomniany potok, w
dawnym parku, znajdowały się baraki obozu polskiego. Ze barakami rozciągały się
wzgórza z uprawnemi polami. Tamto w jednym z tych baraków zostałem
zakwaterowany z kilkoma mami kolegami, z którymi odbyłem podróż z Szanghaju do
Marsylii. Reszto towarzystwa tworzyli elewi szkoły podoficerskiej, przeważnie
poznańczycy, dawni jeńcy pruscy, a także Polacy z Ameryki, z obozów wojskowych
z Kanady. Umieszczony na środku baraku piecyk żelazny oblegano wieczorami, a to
z powodu dosyć chłodnych dni. Nie brakowało nigdy jednak humoru i właściwego
tylko starym żołnierzom nabierania na kawał współkolegów. Zdrowy humor
żołnierski wzniecał czasami takle barze śmiechu, że aż drewniany barak dygotał.
Nie obeszło się bez tego, że wspólnie z kolegami prowadziliśmy wykłady,
objaśniając żołnierzom przyszłe stanowisko Polski w Europie Środkowej.
Autorytet mój i kolegów wzmagał się z każdym dniem, tak że w końcu staliśmy się
wyroczniami we wszystkich sprawach politycznych, jakle dochodziły do nas z
gazet francuskich, które w tym czasie zaczęły żywo interesować się kwestią
polską.(…)
(…)
Rozejm zawarty... Warunki, podyktowane przez Focha (marszałka Francji), przyjęte
przez Niemców ! Vive la France ! Dzwony biją w uroczysty ton w jesienny wieczór.
Garnizon wojska wyszedł na ulice. Parada. Rzecz nie da wiary. Wąsate Wojtki,
Franki, Staszki, Bartki, w rogatych czapkach, lub hełmach, z długimi bagnetami
na karabinach, idą miarowym krokiem ulicami Quintin- Vive la Pologne ! odbija
się od starych murów kamienic I leci echem pomiędzy pagórki bretońskie. „Vive
la Pologne ! wołają tłumy cywilów siwych i wąsatych basowym głosem. Vive la
Pologne ! wołają kobiety i dzieci.
Nie do wiary. W ten cichy świąteczny wieczór
obywatel francuski w dzień swojego wielkiego święta narodowego tak wiwatował na
cześć Polski i wojska polskiego, jakby co najmniej Polscy przechylili szalę
zwycięstwa na stronę Francji i Koalicji. Serdeczny lud francuski w tej wielkiej
swej radości wiwatował na cześć tej Polski, która dopiero wyłaniała nią z
mroków historii. Światła lampjonów odświetlające rynek, zapchany ludem. Słychać głos
jakiegoś mówcy. I znowu Vive la Pologne ! Tak witała ludność Quintin wieść o
zwycięstwie nad „bochem" (Niemcami). Tak witał ją garnizon polski. Tak
witały ją garnizony polskie w Lemans, w Lessaye, w Potigny itd. itd. (…)
(…)
Witaj nam, majowa jutrzenko „lewicowa" ! Z końcem listopada 1918 r.
porozsyłano do żołnierzy i oficerów Armii Polskiej we Francji odezwy. Treść ich
była mniej więcej taka:
„Obywatele! Stary, burżuazyjny rząd runął w Warszawie!
Nowy, demokratyczny, rodzi się w bólach itd.”
Trochę o burżujach, trochę o proletarjatach, a na końcu, by nie tworzyć armii na obczyźnie, bo tego
„kraj" nie żąda.
Szkoda,
że pod odezwą tchórzliwi a przewidujący autorzy zapomnieli się podpisać. ...”Główki
ich należałoby spalić pod historycznym kamieniem Quintin” - tak rozumowali
żołnierze w błękitnych mundurach.
Z
końcem listopada 1918 r. otrzymaliśmy wiadomość, że do naszego garnizonu
przyjeżdża Haller. Przed przyjazdem Hellera jednak przyjechał do nas p.
Potocki, krytyk-literat. Celem jago przyjazdu było poinformowanie żołnierzy o
sytuacji, jaka się w Polsce wytworzyła. Bezsprzecznie, że przyjazd stał w
związku z odezwami, które jakiś tajemniczy komitet rozrzucał po obozach
polskich. Potocki rozwinął przed audytorjum perspektywy „naszej potęgi w
przyszłości, ideę sojuszu Polski z Francją itd.”. Przemawiał również do
żołnierzy p. Wacław Gąsiorowski, znany literat, wonczas porucznik wojsk
polskich we Francji. (...)
(...) Ze
miastem, na łące, pod lasem, stoją kompanje w kolumnach, karabiny maszynowe w
szyku, szkoły oficerska i podoficerska w dwu szeregach. Garnizon miejscowy oczekuje
na przybycie gen. Hellera, Zbliża się samochód. Na łące ukazuje nią gen. Haller
z adjutantem, w towarzystwie gen. Capade Ponte. Las bagnetów zachrzęścił na „Prezentuj
broń !". Haller okrzykiem: „Czołem !” powitał garnizon. A podpierając się
laską, przechodził przed frontem kompanij. Po kilku małych zadaniach taktycznych
następuje defilada. Tak zakończyłaby się każda parada wojskowa w normalnych
warunkach. Na ziemi jednak francuskiej takie zakończenie parady nie wypełniłoby
programu, bo żołnierze chcieliby dowiedzieć się, co myśli ich naczelny wódz.
Komendant oddziału na obczyźnie powinien być nie tylko dobrym wodzem i
organizatorem, lecz także i mówcą. I dobrze się stało, że generał Haller po całej
paradzie wojskowej w kilku jędrnych słowach zwrócił się do żołnierzy. Treść
jego przemówienia była następująca:
,,Zbliża się czas, że wkrótce mamy wrócić
do Polski, Mamy wrócić silnymi, gdyż Polska takich nas oczekuje. Po wsiach i
miastach w Polsce mówią tak: Niech tylko wrócą ci z Francji, to i w Polsce
nastanie poprawa. Wrócimy silni, dzięki tym narodom, które miały dla Polski
rozum i serce. Kiedy jeszcze byłem w Warszawie, to tam szeptano sobie, że tylko
tych oficerów i żołnierzy chcemy, którzy tam we Francji się ćwiczą. Musimy
wrócić silni moralnie i fizycznie. I ja wierzę, że te obowiązki, jakie na was
wkłada nowopowstałe państwo, spełnicie”.
Odśpiewaniem „Boże coś Polskę” i „Roty”
zakończył się przegląd wojsk garnizonu w Quintin.(...)
(...) W
tych właśnie dniach wrócił z niewoli niemieckiej jeniec francuski z okolic Quintin,
który był umieszczony w obozie kolo Poznania. Nauczył się tam trochę po polsku
I zapoznał się ze stosunkami, panującemi w Poznańskiem. Toteż kiedy wrócił do
swojej ojczyzny i dowiedział się, że niedaleko od jego wioski rodzinnej
znajduje się obóz wojsk polskich, uważał za stosowne złożyć Polakom w obozie
wizytę, nawiązać z nimi znajomość i poinformować ich o tem, czego był świadkiem
w Poznańskiem. W rozmowie z żołnierzami nie szczędził pochwał pod adresem
poznańczyków. W czasie swojego wyjazdu z Poznania widział jak Polacy Niemców
przeganiali. Nic też więc dziwnego, że Francuza raczyły Wojtki winem, opychali
tytoniem i ze śpiewem odprowadzili za miasteczko. To serdeczne współżycie
miedzy żołnierzem polskim i żołnierzem wojsk aljanckich nie datowało się od tej
chwili. Żołnierz polski z pierwszej i drugiej dywizji polskiej we Francji, gdy
jechał na urlop, to był karmiony, a równocześnie i pojony winem, nie tylko
przez żołnierzy francuskich, swoich towarzyszy broni, lecz również i przez
ludność cywilną. Ponieważ żołnierz z korpusu polskiego nie miał gdzie przepędzać
urlopu, dlatego też zwykle wybierał się do tego gospodarza, u którego ongiś
praco-wał, jako jeniec wojenny. I nie zawiódł się też nigdy. Przyjęcie bywało
zwykle uroczyste. Dawnego jeńca „bocha”, a obecnego żołnierza wojsk sprzymierzonych,
sadzano za stołem na poczesnem miejscu, raczono winem, dając mu nocleg w izbie
gościnnej. Jeżeli zaś padło na wdową, to ta jeszcze i czem innem umiała uraczyć
żołnierza.
Zachowanie się naszych było zawsze taktowne,
nic więc dziwnego, że „rogate czapki” byty lubiane we Francji, jak nikt z armii
sprzymierzonych. Na zabawach w gospodach podmiejskich nasi zawsze rej wodzili,
nierzadko ku oburzeniu francuskich żołnierzy. Tęga mina, pewnego rodzaju elegancja,
zdrowy, junacki wygląd — były właśnie temi przyciągającemi magnesami, dzięki
którym lgnęły do naszych kobiety francuskie. Żołnierz dbał o swoją
powierzchowność, chwacki, pełen animuszu, zyskał sobie w krótkim czasie nie tylko
popularność, ale i ogólną sympatię, jak żaden żołnierz z armil koalicyjnej.
Mimo częstych zabaw w dni świąteczne, nie słyszało się nigdy o jakiejś bójce,
czy też ordynarnej awanturze, bo żołnierz polski instynktownie odczuł, że na
obczyźnie powinien i musi strzec honoru Polski.(...)
(...) Dnia 4 czerwca 1919 r. o godzinie 17.40 załadowany samochodami ciężarowemi
z eskortą pół kompanii i ze sztabem I batalionu 20 pułku strzelców polskich, ze
stacji St. Dizier, ubrany chorągiewkami o barwach polskich, ruszył pociąg (z
marszrutą na Metz-Nassau-Wilhelmshoehe-Cottbuss) do Polski. Poprzez sady i
winnice, przez urocze krajobrazy, leciał ten potężny wąż, wioząc do Polski
któryś już z setnych transportów tych niebieskich wojaków, którzy przez
Murmańsk, Odessę, Władywostok, z obozów dla jeńców z Francji, Włoch, Serbii,
wolnych z Ameryki Północnej, Brazylii, z Legji Cudzoziemskiej z Marokko, zebrawszy
się we Francji, utworzyli stutysięczną armię generała Hallera, mając dawny wzór
w sławnych Legionach Dąbrowskiego, a kamień węgielny w Legionie Bajończyków
(jednostki polskie sformowane w Bayonne we Francji w 1914 roku i wcielone do
Legii Cudzoziemskiej).(...)
Wykorzystano informacje znalezione przez Barbarę Goralczyk z USA.
Wykorzystano informacje znalezione przez Barbarę Goralczyk z USA.
Dodano Adama Wcisło.
OdpowiedzUsuńDodano Jana Wątrobę.
OdpowiedzUsuń